Odłóżmy totalną krytykę i zacznijmy od pochwał. Przecież nigdy nie jest tak, że nawet o największym wrogu nie da się powiedzieć nic dobrego.
PiS aka Zjednoczona Prawica twierdzi, że nie rozmawia z opozycją dlatego, że chce racjonalnej, a nie totalnej krytyki. No tak, to zrozumiałe. W końcu z długotrwałej obserwacji narracji prawicy jedno wyziewa wyjątkowo mocno: pragnienie akceptacji.
Pełnia władzy, Trump w USA, populiści gdzie nie popatrzeć, Brexit, AfD we wschodnich Niemczech, nieliberalna demokracja na Węgrzech, jeszcze bardziej atrapowata w Rosji, na Białorusi i w Turcji – ale polska pop-prawica (używam tego terminu od dawna, żeby nie mylić prawicy populistycznej z niepopulistyczną, bo ta, jak uważam, ma tyle wspólnego z tym, co dziś kieruje polską polityką, ile lewica z Andrzejem Lepperem) jest nadal przekonana, że światem rządzi spisek postępaków. Ze szczególnym naciskiem na lobby gejowskie i Sorosa, owego Żyda-wiecznego tułacza, który chce innym odbierać ojczyzny.
No ale w porządku, spróbujmy. Odłóżmy totalną krytykę i zacznijmy od pochwał. Przecież nigdy nie jest tak, że nawet o największym wrogu nie da się powiedzieć nic dobrego.
Za co więc jestem wdzięczny PiS?
Wiadomo: za 500 plus! Nie jest to specjalnie wyrafinowana forma pomocy społecznej, ale taka, która już od dawna była potrzebna. Bo do tej pory o współudziale w tym słynnym polskim cudzie gospodarczym i zielonej wyspowości bardzo wielu Polaków mogło najwyżej poczytać w artykułach o rosnących (pewnie gdzieś w Warszawie) słupkach PKB.
czytaj także
Zamiast tego Polska była w budowie. Piękniała, ale nie dla każdego. A piękniejąc – drażniła, bo tylko pięknoduch każe biednemu cudzym pięknem się cieszyć. I tutaj liberałowie są winni, że taki program jak 500+, który w tej czy innej formie istnieje w wielu krajach świata i wrażenia wielkiego nie robi, u nas był wielką rewolucją i oddaniem władzy w ręce konserwatystów.
Nie tylko władzę oddaliśmy w ten sposób. Także poetów – w ręce quasifunkcjonariuszy partii rządzącej, jak to miało miejsce w przypadku nowego kwartalnika literackiego finansowanego z pieniędzy Ministerstwa Kultury „Napis”. Liberałowie u władzy mieli absolutnie gdzieś to, czy kultura ma za co się rozwijać, czy nie. Radźcie sobie sami! To, że teraz duża część artystycznego środowiska w Krakowie lgnie do „Napisu”, gdzie w końcu na pisaniu wierszy można zarobić, to też tylko liberałów wina.
Dalej. Nadal wiele spraw w aparacie państwowym działa kiepsko, jego usprawnianie idzie toporem, ale muszę przyznać, że PiS jest jedną z niewielu partii w władzy, które przynajmniej deklarują chęć zdecydowanej zmiany tego, jak funkcjonuje i jaką rolę pełni państwo. I choć nie obędę się tu bez wspominania o destrukcji aparatu demokratyczno-sądowniczego, to niestety poza partią Razem to znów PiS jako jedyny głośno mówił o potrzebie rozwoju prowincji.
I tu się z nim zgadzam. Dziwny ze mnie lewak, bo moja lewicowość – poza tą obyczajową, ale to na razie zostawmy – to trochę lewicowość Bismarcka. Nawet jeśli PKB w Kongresówce było większe niż w pruskiej Wielkopolsce, to w Wielkoposce żyło się przeciętnemu człowiekowi lepiej. Prusy rozwijały prowincję, a w Rosji bogactwo kumulowało się w rękach wąskiej klasy posiadającej, podczas gdy jej prowincja żyła jak w chałupach z czasów Mieszka. Tak więc mógłbym się nawet podpisać się pod słowami Jarosława Kaczyńskiego, który na spotkaniu z wyborcami gdzieś na Pomorzu mówił o tym, że „urealnienie gospodarki i pieniądza” za czasów Balcerowicza było potrzebne, ale zapomniano wówczas o ludziach, traktując ich jako cyfry na drodze do sukcesu. I o tym, że liberalizm ma swoje miejsce w historii myśli ekonomicznej, ale w Polsce przyjął on mocno karykaturalną formę.
Za co jeszcze jestem wdzięczny PiS? Cóż, można się śmiać z kolejnych pisowskich niepowodzeń na arenie międzynarodowej czy fantazji o stworzeniu ambitniejszego programu zagranicznego dla Polski. Sam się śmieję, bo to, co działo się w polskiej polityce zagranicznej za Waszczykowskiego, to był kabaret a nie dyplomacja. Teraz zresztą nie jest o wiele lepiej. Ale jeśli mimo tego szukać gdzieś plusów, to chyba tylko w tym, że wytrącono Polskę z bezwładu, przypomniano, że nie wystarczy biernie dryfować po wodach euroatlantyzmu, z którego odpływają kolejne chroniące nas do tej porty łodzie, chociażby ta kapitana Trumpa.
czytaj także
Owszem – pisowska realizacja tego „upodmiotowienia” vel wstawania z kolan Polski oznacza w praktyce skłócenie nas ze wszystkimi sąsiadami oraz jedyną organizacją międzynarodową zapewniającą stabilność, a wszystko to w myśl mało finezyjnej zasady „moja racja jest najmojsza i żryj ją, choćby na siłę”. (Taka strategia może być czasem skuteczna, jednak wepchnięcie jej innym do gardła wymaga posiadania siły np. takiego Izraela. A my się tylko ośmieszamy).
Dalej – media publiczne. PiS zamienił media państwowe w propagandową machinę, o jakiej Jaruzelski nawet nie śnił, nazywając to pluralizacją debaty publicznej, bo „przecież są prywatne media”. Ale faktem jest to, że prawica za rządów liberałów czuła się z mainstreamowej debaty wykluczona, i po części ma rację myśląc w ten sposób. Osobiście uważam, że dobrze, że wykluczano (i że nadal powinno się wykluczać) skrają prawicę, na przykład tę, która protestuje gdy się przypomina, że powstańcy z Warszawy walczyli z faszyzmem, lecz można dyskutować, czy nie pojechano zbyt szeroko i dla zbyt wielu ludzi prawicy – tej rzeczowej, nie pop-prawicy – zabrakło wówczas miejsca.
czytaj także
Zgadzam się też, że to liberalna, nastawiona na zarobek formuła programów informacyjnych typu „posadźmy obok siebie Pawłowicz i Niesiołowskiego, niech się pozabijają, a my popatrzymy, jak nam rosną słupki” przyczyniła się do wulgaryzacji i spolaryzowania debaty publicznej. Ale to nie była, jak mylnie wskazuje prawica, „propaganda innego rodzaju”. To był głos ówczesnej normalności, a liberalni dziennikarze nie mieli, jak teraz, nad głowami oficerów politycznych, którzy mówili im, co może iść, a co nie. Więc jeśli to prawica tworzy teraz nową normalność – niech to robi. Ale jeśli ma to polegać na masowym instalowaniu w publicznych mediach marnych kelnerów na usługach władzy – to tylko świadczy o prawicy i jej wizji Rzeczpospolitej.
Ale wróćmy do spraw, w których można się do jakiegoś stopnia z PiS zgodzić.
Kwestia migracji – obrzydliwe było szczucie na migrantów i faszyzujące opowiadania o chorobach, jakie rzekomo przynoszą, jednak postulat „pomagania ludziom na miejscu” i niezachęcania do masowej migracji do Europy jest zasadny, podobnie jak wytykanie lewicy pięknoduchostwa w podejściu do migracji. Wielkie migracje i zmiany kulturowe dokonujące się w sposób nagły i niekontrolowany są poważnym wyzwaniem i problemem społecznym, a nie wielką imprezą, jak to chce widzieć część lewicy, która się cieszy, że na Kreuzbergu czy Neukolln w Berlinie zje sobie kebaba, coś z kuchni somalijskiej i wesoło pali dżointy, myśląc, że oto materializuje się ideał udanej integracji multikulturowej.
czytaj także
No to skoro wymieniliśmy uprzejmości i odrzuciliśmy totalną krytykę, pora na dyskusję i dopuszczenie krytyków do głosu. Bo mam do was, prawico, kilka pytań.
Całkiem zdrowa jest sytuacja, w której ktoś ciągnie politykę w jedną stronę, a inny próbuje balansować z drugiej. Tylko że w Polsce nie ma żadnego balansu – jest wojna. Już pisałem, że prawica uważa, że światem rządzą geje i Soros, i że „tradycyjna rodzina” nas uratuje. Oczywiście tak nie jest. Mniejszości bronią się, bo są mniejszościami. Bo dokonuje się na nich pogromów, jak w Białymstoku. Bo bije się ich w dyskotekach. Bo nie mogą normalnie żyć, jak pary heteroseksualne, a odebranie przez faceta przesyłki na poczcie dla męża albo zwykłe złapanie się za rękę w tłumie są odbierane jako obnoszenie się.
Zresztą patrząc na te wszystkie coraz groźniejsze pohukiwania na stadionach czy marszach nacków po ulicach polskich miast – kumulujących się w wielkim nackowskim marszu w Święto Niepodległości – musicie widzieć, prawico, jakie szambo wylaliście na polskie ulice. Stoicie w nim po kolana i mówicie, że to nie wasze szambo wylało.
Dzisiaj geje, kiedyś Żydzi, czyli za co Witkowski dostał w twarz
czytaj także
Po co właściwie wam to potrzebne? Macie władzę, pieniądze, Zeitgeist. Po co walczyć z trójpodziałem władzy? Po co upartyjniać państwo? Po co propagandyzować media? Po co niszczyć pozycję międzynarodową Polski? Przecież żeby realizować rozwojową, prawicową politykę nie musicie nawet uprawiać tej waszej prymitywnej propagandy w TVP.
Nie musicie też robić z państwa dziwki, za co słusznie dostajecie oklep od UE, bo, mimo wszystkich wad i zastrzeżeń, musicie widzieć, że funkcjonowanie polityki i ekonomii na Zachodzie – dzięki tradycji państwa, wewnętrznej kontroli i systemowi checks and balances – jest nadal najlepsze na świecie. Nie można szukać alternatyw dla zachodnich standardów w Rosji, Chinach czy choćby na Węgrzech. Który z tych modeli najbardziej wam, polska prawico, odpowiada?
Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie chcecie być normalną europejską prawicą, z którą można się nie zgadzać, ale z którą konkuruje się w ramach pluralistycznej demokracji? Dlaczego musicie zamiast tego zachowywać się jak gang oszołomów, którzy zdobyli miasto i teraz chcą je podpalić, rozkraść, pomordować wrogów i pogwałcić ich kobiety? I jeszcze mówicie, że to wszystko dla dobra „suwerena”? Czy ta druga połowa społeczeństwa, którą nazywacie gorszym sortem, elementem animalnym itd., która wam się sprzeciwia, wam i waszemu ciosaniu rzeczywistości siekierą, to nie jest suweren?
Jeśli chcecie utrzymać się przy władzy, to nie popełniajcie największego błędu liberałów. Uprawiajcie samokrytykę. Samokrytyka was wyzwoli. Ja krytykuję liberalizm wtedy, kiedy jest bezduszny. Krytykuję lewicę, gdy przejawia stadność i brak szacunku dla indywidualizmu. Krytykuję i was, gdy robicie jedno i drugie na raz.
Jest demokracja i to wy rządzicie. Ścierpcie, jak pisał Michał Roemer do Piłsudskiego. Jeśli utrzymujecie, że jesteście chadecją, to zachowujcie się jak chadecja.