Sumienie i wiara lekarzy nie mają dla mnie znaczenia, dopóki wykonuja swoje obowiązki i szanują pacjentów. A to może się jeszcze zmienić.
Jestem studentką medycyny na Uniwersytecie Medycznym im. Piastów Śląskich we Wrocławiu. Poza uniwersytetem prowadzę peery, czyli edukację rówieśniczą w liceach pod szyldem polskiego oddziału IFMSA, Międzynarodowego Stowarzyszenia Studentów Medycyny. Te lekcje z licealistami i licealistkami to często po prostu rozmowy dotyczące HIV/AIDS, pierwszej wizyty u ginekologa, szeroko pojętego zdrowia dorastających dziewcząt i chłopców, których nikt z nimi nie przeprowadził. Uświadamianie, że mają prawa jako pacjenci i pacjentki, a także jakie prawa i obowiązki dotyczą lekarzy i lekarek. A także odpowiadanie na pytania, na które wcześniej nikt nie udzielił im szczerej i kompetentnej odpowiedzi.
Jednym z tych pytań jest: co to znaczy że lekarz lub lekarka mają prawo odmówić wykonania świadczenia ze względu na swój światopogląd? A in vitro? A co z antykoncepcją? Te pytania nie pojawiają się bez powodu. Według raportu Pontonu z tego roku 8,7 % respondentek spotkało się z odmową wypisania tabletek antykoncepcyjnych. Sytuacja w warszawskim szpitalu im. Świętej Rodziny, gdzie dyrektorem jest prof. Chazan, to tylko najnowszy przykład pokazujący niedostępność bezpiecznej i legalnej aborcji w Polsce. Debata o in vitro także nie napawa optymizmem. W polskiej rzeczywistości prawnej, politycznej i medialnej – odpowiadanie na pytania i udzielanie rzetelnych informacji staje się obowiązkiem lekarzy i lekarek – w gabinecie, na uniwersytecie, wszędzie – o podstawowym wręcz znaczeniu. Przeraziłam się więc, gdy doszło do mnie, że stowarzyszenie Katolicka Wspólnota Studentów Medycyny, do którego dołączyłam, zajmuje się czymś dokładnie przeciwnym.
Nie ma w idei stowarzyszeń studentów katolickich studentów medycyny – bo istnieją takie także przy Warszawskim Uniwersytecie Medycznym i Uniwersytecie Medycznym im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu – nic złego, przeciwnie. Wykonują wiele pożytecznej pracy, zajmują się promocją fundacji, poszukiwaniem wolontariuszy, zbieraniem środków na cele charytatywne. Organizują interesujące konferencje – jak „Patofizjologia Duszy” w Poznaniu. Obok tego spotykają się przy okazji wspólnych modlitw czy na Ogólnopolskiej Pielgrzymce Służby Zdrowia – do czego mają prawo. Zresztą, istnieją przecież stowarzyszenia lekarzy katolickich, dlaczego nie mieliby organizować się w ten sposób studenci i studentki?
Zaczęłam interesować się działalnością wrocławskiej Wspólnoty nie dlatego, że widziałam w tym skandal, ale dlatego, że chcę rozmawiać, perspektywa wierzących studentek i studentów jest dla mnie interesująca i ważna, a w działalności stowarzyszenia widziałam przewagę elementów pozytywnych. I dalej by tak było, gdyby nie to, że te wspólnoty i organizacje zaczęły postępować wbrew zasadom lekarskiej etyki, za to w zgodzie z wybiórczo rozumianą etyką katolicką. Nie na rzecz dostępu do informacji, ale przeciw. Nie według stanu wiedzy medycznej, ale według własnych sumień.
Organizowanie „marszów życia”, projekcje filmów Grzegorza Brauna, podpisywanie petycji w sprawie zakazu promowania klinik aborcyjnych na Słowacji z informowaniem, edukacją i debatą medyczną ma niewiele wspólnego. A publikowanie i promocja artykułów sprzecznych ze stanem wiedzy medycznej, tak jak wzywanie do podpisania deklaracji wiary mnie po prostu przeraża. A właśnie tego rodzaju dyskusja toczy się na forach wrocławskiego stowarzyszenia. „W związku z wielkim dylematem moralnym u studentów w kwestii procedury in vitro […] udostępniam prace naukowe na ten temat. Nie mam zamiaru nikogo przekonywać, chcę pokazać po której stronie jest prawda.” – pisze jeden z uczestników. Załączony plik „wybrane prace naukowe dotyczące ryzyka związanego z in vitro” zawiera jednak wybór prac i artykułów jednoznacznie przeciwnych tej metodzie. Jak, mówiąc o zagadnieniu medycznym, można powiedzieć „tu leży prawda”? Jak można dowodzić „prawdy” w oparciu o jednostronne i wybrane pod tezę badania? Nie wiem. Nie o medycynę też w tym chodzi, podobnie w przypadku tendencyjnej i upraszczającej broszury prof. Marii Ryś na temat ideologii Gender i promowaniu naturalnych metod rozpoznawania płodności jako skutecznej alternatywy do antykoncepcji – a to właśnie zawartość tego forum.
Z kolei strona Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy publikuje opinie o homoseksualizmie, które także trudno nazwać debatą medyczną. „Zachowania homoseksualne są w ujęciu psychiatrycznym dewiacją, zaliczaną do patologii ludzkiego zachowania, która podlegać powinna procesowi diagnostyczno-terapeutycznemu; przy odpowiednim szacunku, należnym tym ludziom i zrozumieniu ich problemów.” – pisze tam dr Grażyną Słopecka- Borejko. Otoż nie. Dawno tak nie jest, klasyfikacja zaburzeń mówi co innego i nie można w taki sposób stawiać sprawy, jeśli jest się lekarką – bo znów, nie chodzi jedynie o poglądy, ale o obowiązek podawania rzetelnych informacji.
Nie zgadzam się na wypowiadanie się przez lekarzy i lekarki na tematy, o których nie ma się pojęcia. To też kwestia odpowiedzialności – nie zgadzam się na nieumiejętne powoływanie się na źródła, albo o traktowanie ich jako podkładki pod swoje poglądy, bo to nadużycie i wypaczenie wiedzy medycznej – fundamentu zawodu lekarza. To uderza w zaufanie. Mówimy tu o lekarzach i lekarkach, zaufanie pacjenta czy pacjentki wobec nich jest integralną częścią procesu terapeutycznego.
Wreszcie: że lekarze i lekarki, katoliccy czy nie, powinni być dla wszystkich i w wypowiedziach publicznych nie mogą choćby sugerować, że ich praca jest podyktowana ideologicznymi i religijnymi uprzedzeniami.
Wiara lekarza nie ma znaczenia ani dla mnie jako pacjentki, ani dla mnie jako studentki medycyny, gdy przestrzega on swoich obowiązków. Ale ja i ponad 10 000 innych osób na studiach medycznych uczymy się po to, by informować ludzi o możliwościach współczesnej medycyny, by na podstawie EBM (evidence based medicine) opowiedzieć im o wadach i zaletach postępowania – o możliwych konsekwencjach zdrowotnych czy powikłaniach – a nie wystawiać ocenę moralną. Nie chce stawiać się w pozycji osoby oceniającej wybory innych i nie chcę za nikogo podejmować decyzji. Rozumiem, że w momencie gdybym nie chciała brać udziału w danej procedurze, odesłałabym pacjenta do innego lekarza. Lekarze w innych krajach europejskich też mają możliwość odmowy bezpośredniego udziału w zabiegu przerywania ciąży i nikt nie ma prawa ich za to dyskryminować, ale wtedy wykonuje to inny lekarz, pacjent jest informowany, a procedura jest wykonana. Bo prawa pacjenta do informacji i uzyskania świadczenia są na równi z moim prawem odmowy jego wykonania.
Tymczasem, można odnieść wrażenie, że coś się zmieniło, bo dziś nie wiedza i prawo, a wiara ma decydować o pracy lekarek i lekarzy. Nie wiem czy to jest coś, czego chciałabym się nauczyć.
Boję się, jak wpłynie to na moje koleżanki i kolegów, kolejnych przyszłych lekarzy i lekarki. Czy ulegną przekonaniu, że lekarz w imię własnego sumienia może łamać prawo i obietnicę złożoną pacjentowi?
Czytaj także:
Wanda Nowicka: Sumienie Chazana i sumienia kobiet
Agata Diduszko-Zyglewska, Deklaracja fanatyzmu
Marek Balicki: Bulwersuje mnie, że deklarację wiary podpisują lekarze, którzy przyjmują środki publiczne
Mateusz Janiszewski, Jesteśmy 98%, czyli przeciw deklaracji władzy
Prof. Marian Szamatowicz: Pycha lekarzy
Weronika Chańska: Zawód lekarza nie służy do walki ideologicznej
Agata Diduszko-Zyglewska, Opieka medyczna, a nie watykańska!