Kraj

Jesteśmy 98%, czyli przeciw deklaracji władzy

Przyzwolenia na „Deklarację wiary” w środowisku lekarskim nie ma. Stwierdzenie czegokolwiek innego jest ignorowaniem głosu większości polskich lekarzy.

„Deklarację wiary” podpisało 2179 lekarzy – grupa, która stanowi niecałe 2% z 174 tys. osób, posiadających prawo wykonywania zawodu [źródło: Centralny Rejestr]. Ta liczba wydaje się nieistotna, tak jak według niektórych nieistotna jest sama deklaracja, zwłaszcza że lista jej sygnatariuszy pod wpływem medialnej dyskusji zaczynaja topnieć, część z nich zaś okazuje się martwymi duszami.

Choć łatwo postrzegać ją w kategoriach mentalnego ekstremizmu, to sieć problemów, której jest tylko jednym z oczek, spętuje całe społeczeństwo. Deklaracja jawi się jako punkt podziału, granica, przejaw napięć, z którymi nie potrafimy poradzić sobie jako społeczeństwo i jako grupa zawodowa.

Ujawnia po pierwsze brak zrozumienia dla pojęcia świeckości państwa, miesza publiczne z prywatnym i prawo wyrażania swoich opinii jako jednostka z prawem wyrażania opinii grupy. Jest też przejawem głęboko zasadzonej antyegalitarnej spuścizny historycznej. Ukrywa ona swój autorytarny charakter pod narracją „pana” i „szlachcica”, figury autorytetu, któremu przynależy pozornie nadany przez „prawo naturalne” przywilej narzucania swojej opinii innym, a u którego podstaw nie leży nic innego jak konstrukt społeczny, patologiczny już w swoim zalążku i będący po prostu przejawem przemocy i eksploatacją nierówności.

Zgoda na taką deklarację jest czymś nie do pomyślenia dla lekarza, który jak nikt chyba inny doświadcza codziennej równości jednostki wobec śmierci i cierpienia, a jednocześnie widzi nierówności w ewoluującym w stronę struktury korporacyjnej systemie opieki zdrowotnej.

Przyzwolenia na „Deklarację wiary” w środowisku lekarskim nie ma i stwierdzenie czegokolwiek innego jest ignorowaniem głosu 98% pracujących w Polsce lekarzy. Triumfalnie głoszony przez zwolenników „Deklaracji” korzystny dla nich wyrok Naczelnego Sądu Lekarskiego nie jest wbrew pozorom zaprzeczeniem tej tezy – jest raczej przejawem kolejnego nieporuszonego dotąd problemu.

Wyrok NSL nie mógł być inny – „Deklaracja”, co trzeba podkreślić, nie jest sprzeczna z Kodeksem Etyki Lekarskiej. Kodeks, tak jak głosi to orzeczenie, nie zabrania deklarowania tego typu poglądów z tego chociażby względu, że jest wytworem tego samego rodzaju mentalności, która stoi za „Deklaracją wiary”.

Zainteresowani wiedzą doskonale, jakiego rodzaju klimat mentalny i etyczny stał za grupą tworzącą Komisję Etyki Lekarskiej – klimat, który mimo upływu czasu nie wyparował z tak zwanego „samorządu” lekarskiego. Tu dochodzimy do kolejnej płaszczyzny problemu: antydemokratycznej formy samorządu lekarskiego, olbrzymiego jego bezładu i monarchicznego, pionowego systemu przemian w jego obrębie. Izby Lekarskie nie reprezentują środowiska lekarskiego, niewielu też lekarzy ma poczucie, że służą czemuś innemu niż wytworzeniu kolejnego bastionu przywilejów wewnątrz korporacji zawodowej.

Kastowość medycyny i związany z nią system ordynatorsko-profesorski jest kolejnym czynnikiem przyczyniającym się do niemożności krytyki „Deklaracji wiary” przez lekarzy. Elitarna grupa lekarzy decydentów, podejmująca zbyt wiele kluczowych decyzji i – w obliczu braku wykwalifikowanej grupy medycznych managerów nie-lekarzy – zbyt blisko związana ze strukturą organizacji i zarządzania placówek służby zdrowia powoduje, że wszelki pluralizm światopoglądowy nie jest możliwy. Szeregowi lekarze, uzależnieni od decyzji zwierzchników, którzy w swoich rękach komasują władzę nad codziennością medycyny, rzadko znajdują odwagę wyrażania poglądów odbiegających od akceptowanej normy – dlatego lekarze wydają się jedną z bardziej konserwatywnych grup społecznych.

Wreszcie jeśli chodzi o samą treść „Deklaracji wiary”. Możemy traktować ją jako zjawisko marginalne, ale sam fakt pojawienia się takiego tekstu i możliwość podpisania go przez osobę posiadającą prawo wykonywania zawodu jest czymś kuriozalnym. Zaprzecza wbudowanej w medycynę światopoglądowej neutralności, jest przejawem braku pokory, a także – chociażby ze względu na brak pojedynczej nawet wzmianki o szacunku do chorego – kolejnym nadużyciem władzy.

Medycyna bowiem jest władzą, stanowiąc część współczesnego aparatu społecznego, miejscem, gdzie teoria biopolityki przekuwana jest w realpolitik.

Pozycja społeczna lekarzy nie wiąże się tylko z ich materialną zamożnością, ale przede wszystkim z kreowaną przez postępującą medykalizację władzą, która spoczywa w naszych rękach. Korupcjogenny potencjał tego rodzaju władzy widoczny jest chociażby w fakcie złożenia podpisu pod „Deklaracją wiary”, która bardziej niż deklaracją religijną staje się manifestem wiary w to, że jakakolwiek funkcja społeczna daje nam prawo do rozszerzania pola naszej władzy i narzucania swoich poglądów innym. „Deklaracja wiary” powinna się więc tak naprawdę nazywać „Deklaracją władzy”. To, że powstał tego rodzaju dokument, nie powinno nikogo dziwić, bowiem umiejętność aktywnego odrzucania płynącej z uprawiania medycyny władzy jest być może najtrudniejszym z aspektów zawodu lekarza.

Na koniec wreszcie poruszyć trzeba aspekt prawny tego rodzaju wypowiedzi. Nie są one oczywiście per se przestępstwem, w tym jednak przypadku wydają się deklaracją gotowości do popełnienia przestępstwa, sygnatariusze „Deklaracji” bowiem w wyraźny sposób podkreślają swoje przekonanie o wyższości prawa boskiego nad kodeksem karnym, czyli deklarują, że gotowi są na złamanie tego drugiego. Choć o „Deklaracji” mówi się czasem w kontekście obywatelskiego nieposłuszeństwa, to sprawa wydaje się bardziej złożona. Nie jest to bowiem obywatelskie nieposłuszeństwo dotyczące tylko i wyłącznie kontestującej prawo jednostki. W tym przypadku zgłoszona została gotowość do naruszania w imię własnych przekonań nie tylko wolności innych, ale również ryzykowania ich życiem i zdrowiem. Redukowanie bowiem klauzuli sumienia do kwestii wypisywania tabletek antykocepcyjnych jest daleko idącym uproszczeniem. Klauzula sumienia, co jest oczywiste, nie anuluje obowiązku udzielania świadczeń medycznych w stanie zagrożenia życia i konieczności wskazywania miejsca, gdzie tego rodzaju usługi mogą zostać udzielone w przypadku ich odmowy z powołaniem się na nią.

„Deklaracja wiary” wydaje się z punktu prawnego odrzucać ten ustawowy obowiązek. Z tego też powodu wydaje się zasadnym, by sprawą zainteresował się aparat sprawiedliwości. Po pierwsze po to, by tego rodzaju wątpliwości wyjaśniane były w ramach mechanizmów demokratycznych na salach sądowych, a nie na ulicach. Drugim efektem takiego kroku byłoby stwierdzenie kto tak naprawdę gotów jest wziąć do końca odpowiedzialność za nie do końca moim zdaniem przemyślane deklaracje. Katolicyzm w przeciwieństwie, do protestantyzmu chociażby, ma wbudowaną łatwość deklaracji, za którymi rzadziej idzie działanie. Zamiast więc znajdować podpisy sygnatariuszy pod „Deklaracją wiary”, wolałbym znaleźć się w sytuacji, w której pytając o źródła wzbudzających mój podziw i szacunek czynów moich przyjaciół lekarzy, usłyszałbym w odpowiedzi: „Zrobiłem tak, bo jestem wierzącym, praktykującym katolikiem”. Obawiam się jednak, że „Deklaracją wiary” jest w swojej istocie taka, jak i wiara w Polsce – w przeważającej mierze deklaratywna.

Na razie najbardziej podnoszący na duchu komentarz dotyczący „Deklaracją wiary”, który usłyszałem na sali operacyjnej, był taki: „Deklaracją wiary? Nie wiem, nie słyszałem, operowałem cały weekend pilne przypadki”. Taki jest głos 98% lekarzy, którzy nad eksploatowanie nieprzynależnej im władzy przedkładają obowiązek opieki nad innym człowiekiem. Obowiązek, do którego nikt nas nie zmusza, który wzięliśmy na siebie z własnej, nieprzymuszonej woli i który chcemy wypełniać, niczego nie deklarując.

Mateusz Janiszewski – zajmuje się chirurgią urazową, pracował m.in. w Timorze Wschodnim i w Tybecie, autor Domu nad rzeką Loes oraz kilkunastu książek i opowiadań opublikowanych pod pseudonimami (m.in. w „Lampie”, „Nowej Fantastyce”, „Techstach”).

Czytaj także:

Marek Balicki: Bulwersuje mnie, że deklarację wiary podpisują lekarze, którzy przyjmują środki publiczne

Agata Diduszko-Zyglewska: Deklaracja fanatyzmu



__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij