Strategia, jak powtarzały kolejne głosy podczas wysłuchania obywatelskiego, skazuje Polskę na powtórzenie wszystkich błędów krajów Europy Zachodniej, których wciąż jeszcze możemy uniknąć.
Wysłuchanie obywatelskie w sprawie strategii migracyjnej zorganizowała nowa ministra do spraw społeczeństwa obywatelskiego Adriana Porowska, była wiceprezydentka Warszawy, ekspertka do spraw społecznych Polski 2050, a wcześniej dyrektorka Kamiliańskiej Misji Pomocy, zajmującej się pomocą bezdomnym. Współorganizatorem była Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, a organizacyjnie całość wspierała Fundacja Stocznia.
Wysłuchanie odbyło się w poniedziałek 25 listopada. Zainteresowani dostali na wypowiedzi trzy minuty na osobę reprezentującą organizację, 2,5 minuty na osoby indywidualne. Od godziny 10 do 17 z dwiema niedługimi przerwami kilkadziesiąt organizacji wyraziło swoje zdanie na temat strategii migracyjnej Polski na lata 2025–2030.
Wydarzenie było odpowiedzią na serię sprostowań, komentarzy i krytyk wystosowanych przez organizacje eksperckie, pozarządowe, pomocowe i aktywistyczne po publikacji Strategii migracyjnej w połowie października.
Manifest suwerenistyczny. Czy ciemny lud kupi rządową strategię migracyjną?
czytaj także
Organizacja wysłuchania obywatelskiego jest gestem w stronę środowisk, które oczekiwały konsultacji publicznych przed przyjęciem strategii. Konsultacji nie było, zostało wysłuchanie.
Całość wydarzenia jest dostępna na stronie wysluchanieobywatelskie.pl.
Minister Duszczyk siedział w pierwszym rzędzie i na pewno nie było mu miło. Z obecnych na wydarzeniu organizacji tylko Ordo Iuris pochwaliła strategię, ale i ona skrytykowała brak konsultacji.
Źle oceniona została nie tylko zapowiedź zawieszenia azylu i przyjęcia pisowskiego rozporządzenia w sprawie wywózek, ale i to, że rząd nie skorzystał z gotowych i sprawdzonych w pierwszych miesiącach po pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę i masowym uchodźstwie rozwiązań wypracowanych przez organizacje pozarządowe.
Krytyka objęła też brak polityki ochrony małoletnich i rozwiązań zwalczających handel ludźmi, a organizacje pracodawców negatywnie oceniły już sam ton strategii (ksenofobiczny, straszący migracją i określający ją jako zjawisko niepożądane) oraz brak pomysłów kluczowych dla rynku pracy, jak ułatwienia dostępu, przepisów przeciwdziałających wyzyskowi, nierównemu traktowaniu czy pracy przymusowej. Strategia w takiej formie – podkreślali mówiący – zatruwa relacje społeczne na całe lata.
czytaj także
Bo choć strategia dotyczy lat 2025–2030, będzie fundamentem dla polityk z bardzo wielu obszarów związanych z migracją: gospodarki, kultury, bezpieczeństwa, ochrony zdrowia, komunikacji, mieszkalnictwa. Strategii, która zapowiada, że migracja jest czymś niewłaściwym, kłopotem, utrudnieniem, która wprawdzie mówi o integracji, ale zakłada w gruncie rzeczy asymilację, nastawia społeczeństwo przeciw przybyszom (bez których nasza gospodarka się po prostu załamie) nie da się bronić. Jej szkodliwość będzie się przenosić na kolejne lata, bo od początku buduje społeczeństwo nierówne, dzieli na uprzywilejowanych i upośledzonych prawnie i społecznie. Strategia, jak powtarzały kolejne głosy, skazuje Polskę na powtórzenie wszystkich błędów krajów Europy Zachodniej, których wciąż jeszcze możemy uniknąć.
Serce albo rozum?
To, że cały ciężar rządów tych i poprzednich w sprawie migracji musi dźwigać teraz minister Duszczyk, to konsekwencja sposobu zakomunikowania strategii i nacisku, jaki Donald Tusk położył na granicę polsko-białoruską, oraz zapowiedź zamachu na prawo do azylu. Nieproporcjonalnego, bo przez granicę przeszło w ostatnich latach kilkadziesiąt tysięcy osób, a doniesienia NIK w sprawie afery wizowej mówiły o ponad trzech milionach wiz, wydawanych przez polskie konsulaty, często za łapówki, niezweryfikowanych. We wtorek dowiedzieliśmy się o kolejnej odsłonie tej afery, kiedy „Rzeczpospolita” ujawniła, jak Rosjanie przejmowali białoruskie spółki, by skorzystać z polskiego programu wizowego. W tym przypadku nie było weryfikacji.
Sprawa afery wizowej nie została poruszona w czasie wysłuchania. A szkoda, bo jeśli będzie dobrze funkcjonował system wizowy, to interes przemytniczy może iść gorzej. Każdy woli podróżować legalnie i bezpiecznie. Na łaskę szmuglerów zdają się te osoby, które nie mają innego wyjścia.
czytaj także
Ale ustawienie w centrum dyskusji o migracji granicy polsko-białoruskiej ma jeszcze drugi, bardziej niebezpieczny skutek. Przemoc państwa wobec cywili, działania bezprawne, rozporządzenia niezgodne z konstytucją i konwencjami, których wynikiem jest nieludzkie traktowanie, wywózki, przemytnicy, ludzie zamarzający, topiący się w rzekach, wpadający w zwoje concertiny, umierający z wycieńczenia czasem kilka, czasem kilkaset metrów od drogi, od wsi – to wszystko budzi przerażenie, trwogę, współczucie, gniew, wstyd za państwo.
Te emocje państwowi urzędnicy wykorzystują zaś, by podważyć kompetencje eksperckie, wiedzę i doświadczenie osób, które zdecydowanie stoją po stronie praworządności, praw człowieka i nie zgadzają się na to, byśmy musieli wybierać między bezpieczeństwem a praworządnością.
Od 2001 roku, od zamachu na WTC obywatele zachodnich demokracji na hasło „bezpieczeństwo” oddają swoje prawa. Zgadzają się na wszechobecny monitoring, na tortury osób podejrzanych o terroryzm, na interwencje wojskowe. Na „bezpieczeństwo” Izraela powołuje się Netanjahu, na „bezpieczeństwo” powoływał się Kaczyński z Błaszczakiem, a teraz Duszczyk z Tuskiem. I trzeba wybrać, a kto uważa, że bezpieczeństwu obywateli zagrażają mniej migranci, a bardziej zdemoralizowane służby, przyzwyczajone do używania przemocy, okrucieństwa, nadużywające swojej władzy, powodujące kolejne wypadki drogowe, niewyszkolone, ale noszące broń, której mają prawo używać i nawet używać w sposób niezgodny z przepisami – jest „odklejony od rzeczywistości”.
To się już nie uda
Społeczeństwo obywatelskie, które po ośmiu latach rządów PiS jest zorganizowane i doświadczone, wie, jaką groźbę niesie ze sobą łamanie prawa, które spędziło pod Trybunałem Konstytucyjnym i pod Sejmem wiele, wiele wieczorów, jest teraz przez rząd nazywane „odklejonym”, jak to mówił Bartłomiej Sienkiewicz, albo „skrajnie proczłowieczym”, jak powiedział minister Duszczyk w Radiu Tok.FM następnego ranka po wysłuchaniu. Politycy partii demokratycznych chcą nas przekonać, że przemoc jest racjonalna, a obrona praworządności emocjonalna i nie na miejscu.
Co wynika ze strategii migracyjnej? Analizujemy „Odzyskać kontrolę. Zapewnić bezpieczeństwo”
czytaj także
Trudno nie zobaczyć w tym schematu rozpisywanego na ogół w podziale genderowym. To kobiety na ogół „histeryzowały”, „przesadzały”, były „przewrażliwione” w reakcjach na krzywdy swoje, dzieci, mniejszości, zwierząt. Ich emocjonalność okazywała się słabością i była podstawą wykluczenia z debaty z założenia pozbawionej emocji, a zatem racjonalnej (męskiej).
To mogło zagrać w społeczeństwie binarnym, jeszcze za Gombrowicza, kiedy chłopięta i pensjonarki to były dwa oddzielne gatunki. Dziś jest nie do utrzymania. Za dobrze jesteśmy wykształceni, za mocno zlaicyzowani, by nie wiedzieć, że emocje nie są zaprzeczeniem racjonalności. Wręcz przeciwnie, wiemy, że brak emocji świadczy o zaburzeniach. I kiedy słyszymy generała Szkutnika, mówiącego, że „na granicę trafiło wielu chłopaków, którym po misjach zagranicznych brakuje adrenaliny”, to zastanawiamy się, gdzie wsparcie psychologiczne dla weteranów.
Wysłuchanie z 25 listopada to, jak podkreślają organizatorzy, pierwsze od sześciu lat wysłuchanie obywatelskie i dowód na to, że nowy rząd jest zupełnie inny od poprzedniego, bo chce być ze społeczeństwem obywatelskim w kontakcie, nie jest głuchy i nie lekceważy środowisk eksperckich.
Czas pokaże, czy to tylko pusty gest. Wszystko to będzie miało wpływ na poparcie dla Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich, bo obietnica, którą politycy dzisiejszej koalicji rządzącej złożyli nam przed zeszłorocznymi wyborami, dotyczyła nie tylko odsunięcia PiS od władzy, ale zakończenia polityki nieracjonalnej, łamiącej prawa i lekceważącej ludzkie życie.