Czy sprawa 17-letniego Kamila, który po wypadku samochodowym trafił do szpitala, gdzie lekarze stwierdzili śmierć mózgową, jest kolejną odsłoną wojny kulturowej?
Czy sprawa 17-letniego Kamila, który po wypadku samochodowym został przewieziony do szpitala we Wrocławiu, gdzie lekarze stwierdzili śmierć mózgową, jest kolejną odsłoną wojny kulturowej, na dobre już w Polsce rozpętanej? Przypomnijmy: po tym, jak komisja lekarska stwierdziła u nastolatka śmierć mózgową i zasugerowała, że w tej sytuacji należy zaprzestać uporczywej terapii (respiratora), można także rozważyć pobranie od niego organów do transplantacji, najpierw zgody nie wyraziła jego matka, przekonana, że jej syn wciąż żyje. Później protest przed szpitalem rozpoczęli jego znajomi, do których – wkrótce – dołączyli między innymi dominikanin o. Stefan Norkowski oraz prof. Jan Talar, znany specjalista od wybudzania osób pogrążonych w śpiączce, autor głośnych medialnych wypowiedzi o „ludożerczych” praktykach transplantologów. Portale prawicowe grzmiały o „eutanazji dokonywanej na 17-latku”, „morderstwie w majestacie prawa” itp. Pisano, że śmierć mózgowa to wymysł, który służyć ma wyłącznie utylizacji młodych organów, a człowiek żyje dopóty, dopóki bije jego serce.
Serce Kamila przestało jednak bić w poniedziałek. Protesty ucichły, prof. Jan Talar, który na miejsce przyjechał i chętnie udzielał wypowiedzi dla mediów, wrócił do domu. Kilkoro znajomych Kamila wyraziło natomiast rozgoryczenie. „Czujemy się wykorzystani przez media. Profesor też się nami posłużył do promowania swoich poglądów” – mówią „Gazecie Wyborczej”.
Dobrze, że sobie ten fakt tak szybko uzmysłowili.
Nastolatek ma pełne prawo sądzić, że funkcjonuje w świecie dogłębnie przeżartym przez cynizm, zło i pragmatyzm. Że nie ma żadnych instytucji, którym wolno zaufać. Że nauka to tylko ideologia, nie mówi nic o niczym, nie daje obrazu świata opartego na wiedzy, może być równie dobrze agendą ciemnych sił. Że w szpitalach pracują mordercy, którzy uczestniczą w międzynarodowym spisku, mającym na celu handel organami. Że medycyna jest krwiożerczą działalnością polegającą na unicestwianiu ludzi (nienarodzonych) oraz żerowaniu na ciepłych jeszcze trupach. Że jogę wymyślił szatan, który stoi także za takimi między innymi wynalazkami, jak karty tarota, pokemony oraz wschodnie sztuki walki. Że antykoncepcja to cywilizacja śmierci, a prezerwatywa zamyka drogę do życia wiecznego. Że seks pozamałżeński to degradacja i demoralizacja. Że tolerancja dla innych przekonań i postaw jest wyrazem zepsucia i relatywizmu. Że homoseksualizm to choroba. Że należy zakazywać przedstawień, które są nie po myśli niektórych instytucji religijnych. Że szczepionki produkuje się z wyabortowanych płodów ludzkich. Że in vitro to „reprodukcja” ludzi w duchu eugeniki. Że wszyscy ateiści to staliniści i hitlerowcy. I tak dalej.
Gorzej, jeżeli dorośli w tych wszystkich osobliwych wrażeniach nastolatka utwierdzają.
Zamiast wprowadzać go stopniowo w rzeczywistość kultury oraz instytucji, zamiast uświadamiać mu różnicę pomiędzy wiedzą a wiarą, między uzasadnionym, wspartym argumentami przekonaniem, a emocjonalnym, mitologicznym fantazmatem, podsycają w nim te zaklęte kręgi wyobraźni, wysyłają go do walki z wymyślonymi wiatrakami. Niektórzy robią to dla czystej satysfakcji, niektórzy wciąż pielęgnują w sobie stan adolescencji i nie potrafią przekroczyć granicy, za którą zaczyna się elementarny kontakt z otaczającą ich rzeczywistością, niektórzy jeszcze kręcą na tym własne lody: medialną karierę, rozgłos, reklamę swoich firm czy usług.
To dopiero jest iście szatańskie działanie. Nie na darmo w tej metaforze mowa o „ojcu kłamstwa”. Przyglądając się sprawie wrocławskiego szpitala – ale nie nie tylko jej, rzecz jasna – chciałoby się dodać, że ów ojciec nader często okazuje się po prostu zwykłym handlarzem.