Grzegorz Schetyna mówi o prawach kobiet wtedy, kiedy mu wygodnie. Nie chodzi mu o prawo do wyboru – jemu chodzi tylko o wybory.
Grzegorz Schetyna zabrał głos w sprawie aborcji. Zrobił to w telewizji Polsat. W 20 minut udało mu się świetnie pokazać, jak polityk nie powinien mówić o prawach kobiet.
Schetyna zaczął od odpowiedzi na pytanie, czy kobietom uda się przejąć władzę w Polsce. Pan poseł odparł z uśmiechem, że kobiety władzę „ciągle mają, przynajmniej nad tą mniejszą częścią, nad mężczyznami”. To chyba miał być żarcik na początek. Wyszła niestety deklaracja dziaderstwa. Bo zamiast mówić o prawach kobiet, pan poseł sobie śmieszki robi.
czytaj także
Dalej było jeszcze lepiej. Na pytanie dziennikarki, czy wyobraża sobie Martę Lempart jako premierkę (w oryginale padło „premiera”, ale ewidentnie chodziło o kobietę, tylko w Polsacie najwyraźniej nie używa się rzeczowników w rodzaju żeńskim), Schetyna odpowiedział m.in., że „panią Martę serdecznie pozdrawia”.
Deklaracja dziaderstwa, odsłona druga. O liderce największych protestów, jakie odbyły się w tym kraju, poseł mówi per „pani Marta”? Może myśli, że to odbierze jej powagę? Nie odbierze. Brak szacunku do Marty Lempart, przykryty paternalistycznym mówieniem o niej „pani Marta”, pokazuje raczej arogancję Schetyny. A może robi to bezrefleksyjnie? Cóż, jeszcze gorzej.
Ciekawe, że kilka minut później Schetyna, odnosząc się do cytowanych przez dziennikarkę słów Waldemara Kuczyńskiego, wspomniał, że ten ostatnio miał urodziny, i zwrócił się do niego z życzeniami, kierując je „do Waldemara Kuczyńskiego”. Z rozmowy wynikało, że panowie się znają, zatem to tutaj pasowałaby większa poufałość, ale widać o koledze zawsze z szacunkiem, a o liderce protestów już niekoniecznie.
czytaj także
O samych protestach Schetyna wypowiadał się na przemian to z zachwytem, to z zaniepokojeniem. Wyraźnie wrażenie zrobiła na pośle skala demonstracji, które zaczęły się pod koniec października i rozlały na całą Polskę. Schetyna wspominał czarne protesty z roku 2016 i te obecne. Ewidentnie jednak nie jest fanem ostatnich demonstracji, bo te są już dla niego „za ostre”.
Przesłuchałam tę rozmowę dwa razy, żeby skumać, czemu protest 22 października idący ulicami Warszawy z wielkim banerem „wypierdalać” był fajny, a protesty ostatnich dni nie, ale poległam. Jeśli powodem zaniepokojenia pana posła jest eskalacja przemocy, to słusznie, że Schetyna ten niepokój skierował w swoich kolejnych wypowiedziach do policji i jej przełożonych, ale nie ma sensu narzekać, że protesty są „za ostre”.
czytaj także
„Trzymam kciuki, żeby te demonstracje, dobre emocje ze strony kobiet dały dobry efekt w 2023 roku w wyborach parlamentarnych” – mówił Schetyna. Grzebałam w pamięci i przypominałam sobie ostatni miesiąc, ale nie bardzo wiem, gdzie tam były te dobre emocje. Może poseł Schetyna docenił hasła o siostrzeństwie? W sumie ta emocja siostrzeństwa i solidarności była dobra, ale ja odbierałam to jako dodawanie sobie wzajemnie otuchy w wykrzykiwaniu emocji złych, w wyrzucaniu z siebie wkurwu, frustracji, gniewu.
I to nie jest tak, że mam wrażenie, jakbyśmy ja i Grzegorz Schetyna obserwowali zupełnie różne demonstracje. Raczej ja i on co innego uznaliśmy w nich za ważne – ja sprzeciw wobec łamania praw kobiet, a Schetyna szansę na pokonanie PiS. Owszem, na koniec do tego to się musi sprowadzić, ale może najpierw warto dobrze zrozumieć, co wywołało gniew kobiet. Poseł Schetyna chyba wciąż tego nie pojął.
„Demonstracje, twarda obecność na ulicach są potrzebne – mówił Schetyna. – Są ważne, szczególnie że to, co dzisiaj robi PiS, wykracza poza normy państwa demokratycznego demokracji zachodnich, dlatego trzeba twardo protestować”. Dodał, że trzeba przygotowywać koalicję, która pokona PiS. Jeśli się chce budować koalicje, to może lepiej nie nazywać liderki protestów, które tak się ceni, „panią Martą”?
„Pokonać PiS” wracało w wypowiedziach Schetyny. Pokonać oczywiście w wyborach. Stąd wspomniane wyżej trzymanie kciuków za to, żeby demonstracje dały „dobry efekt” w wyborach w 2023 roku. Dobry efekt według Schetyny może dać tylko szukanie tego, co wspólne, i jak się domyślam, wielka koalicja anty-PiS.
czytaj także
Tylko że część kobiet naprawdę ma już dość. Grzegorz Schetyna tak ładnie mówi o walce „kobiet o swoją godność, o prawo do wyboru”, o tym, że ta walka „jest ważna”, a w tej samej rozmowie wprost zaprzeczył, że jest właśnie za prawem do wyboru.
„Nie chcę aborcji na życzenie – powiedział. – Uważam, że trzeba wyciągnąć wnioski z tego, co się stało, że trzeba spokojnie porozmawiać, w jaki sposób wrócić do kompromisu aborcyjnego, i w jakiś sposób go unowocześnić, dać mu nowe życie po tych blisko 28 latach funkcjonowania, bo on uchronił nas od wojny domowej dotyczącej aborcji”. Co konkretnie proponuje poseł KO? Trzeba rozważyć referendum.
Ale przecież Schetyna musi wiedzieć, że gdyby dziś odbyło się referendum, to PiS pisałby pytania. Że wykorzystałby całą swoją machinę propagandową, by zapewnić oczekiwany przez siebie wynik. Że o żadnej debacie merytorycznej nie byłoby mowy. Że to populizm w czystej postaci.
„Nie ma dobrych dróg”, „musimy wrócić do wspólnego ustalenia” – powtarzał Schetyna, tak jakby nie zauważył, że to „wspólne ustalenie” to było ustalenie między Kościołem a politykami. Kobiet nikt nie słuchał.
Nie wiem, jak Schetyna chce „unowocześnić kompromis aborcyjny”. Przepisać go na kawałek hip-hopowy i wrzucić na TikToka?
W tzw. kompromisie aborcyjnym nie ma nic nowoczesnego. Co więcej, Schetyna chyba nawet to wie, bo kiedy odnosił się do sprawy niepopierania przez Europejską Partię Ludową rezolucji Parlamentu Europejskiego dotyczącej decyzji Trybunału Konstytucyjnego o aborcji w Polsce, mówił, że kwestie aborcji „wszędzie w Europie są rozwiązane w sposób normalny, racjonalny i cywilizowany”. Tak właśnie jest. A Grzegorz Schetyna chce nam tu „unowocześniać kompromis”.
czytaj także
Uzasadniając pomysł referendum, Schetyna tłumaczył, że „kwestia aborcji w Polsce już nie jest tylko kwestią światopoglądową. To jest kwestia czystej polityki i wielkich emocji i być może nie da się jej rozstrzygnąć inaczej niż przy odpowiedzi całego narodu”. Dodałabym, że to jest też kwestia zdrowia, praw człowieka, godności i bezpieczeństwa, o których Schetyna tak ładnie mówił w innych miejscach.
Tylko że Grzegorz Schetyna mówi o prawach kobiet wtedy, kiedy mu wygodnie, kiedy w opowieści o tym, że potrzebne nam wsparcie UE, „wsparcie dla kobiet polskich, które walczą o godność, o bezpieczeństwo, o prawo do wyboru”, nagle sobie przypomina o tym ostatnim. Bo Schetynie nie chodzi o żadne prawo kobiet do wyboru, jemu chodzi tylko o wybory.
„Jeśli ktoś mówi: albo aborcja na życzenie, albo nie ma rozmowy, wszystko albo nic, to znaczy nic, to znaczy, że nie wie, co to jest polityka, nie wie, co to jest kompromis”. Kobiety w Polsce aż za dobrze zrozumiały, co to jest polityka uprawiana nad ich głowami, z pomijaniem ich głosu, co to jest „kompromis” zawierany za ich plecami. I naprawdę nie potrzebują, żeby im to paternalistycznie tłumaczył Grzegorz Schetyna.