🗣️ Barłowski pokazuje, jak ideolog endecji wraca dziś w dyskursie skrajnej prawicy – od antygenderowej paniki po nacjonalistyczny mainstream.
🦾 Dmowski buduje cały projekt polityczny na „prawdziwej” męskości, mizoginii i lęku przed „zniewieścieniem”, co legitymizuje przemoc symboliczno-polityczną wobec kobiet i mniejszości.
↪️ Autor śledzi drogę Dmowskiego – od egalitarnego, ludowego impulsu po antysemityzm i fascynację niemieckim, japońskim i imperialnym modelem „męskiego” społeczeństwa, który do dziś inspiruje polską prawicę.
Wojciech Śmieja: Jesteś literaturoznawcą, który zajął się kimś, kto tak naprawdę pisarzem par excellence nie jest. Dlaczego Roman Dmowski?
Dezydery Barłowski: Przede wszystkim myślę, że Dmowski, którego idee współcześnie coraz częściej wykopuje się z grobu, pozostaje istotny nie tylko z punktu widzenia nauk historycznych, ale też pewnego zestawu dyskursów, które do dziś funkcjonują w polskiej przestrzeni publicznej. Akurat, kiedy zaczynałem się za niego zabierać, kończyły się poprzednie rządy PO, a idee nacjonalistycznej i faszyzującej prawicy coraz odważniej przenikały do politycznego mainstreamu. To wtedy politycy Platformy – trzymający wówczas w garści całość władzy wykonawczej – ustanowili święto żołnierzy wyklętych, uroczyście „zrehabilitowali” grupę hitlerowskich kolaborantów z NSZ, wpompowali grube miliony do kieszeni mocno kontrowersyjnych instytucji pokroju IPN. Z drugiej strony, działacze ONR-u i Młodzieży Wszechpolskiej podnieśli „marsz niepodległości” do rangi „największej masowej imprezy skrajnej prawicy na świecie”, KNP Korwina uzyskał ponad 7 proc. w wyborach do PE, a Red is Bad – ta niesławna firma, której założyciel to przedsiębiorczy i zaradny Paweł Sz. – stała się jedną z najbardziej przebojowych marek odzieżowych III RP. To były niezwykle „ciekawe czasy”, wręcz idealne na narodowo-genderowy doktorat.
Długo z nim żyjesz.
Tak, długo. Kilkanaście lat temu niewiele wiedziałem o tekstach literackich Dmowskiego, tyle że za młodu przeczytałem Dziedzictwo. W latach 2013–2015 szukałem tematu do rozprawy doktorskiej, który byłby interesujący z punktu widzenia teorii gender i queer. Wtedy – gdy neoendecki dyskurs wraz z antygenderową paniką moralną zagościły na pierwszych stronach ogólnopolskich gazet – pojawił się Dmowski, niczym strzał w sam środek tarczy.
Kiedy sięgnąłem wpierw po jego powieści, a później po teksty publicystyczne i wreszcie krótkie prozy, to ten posągowy „ojciec niepodległości”, niedościgły wirtuoz polskiej myśli politycznej, okazał się twórcą na wskroś zagadkowym, paradoksalnym, bardzo nienormatywnym w gruncie rzeczy.
Zdumiała mnie liczba niedopowiedzeń, pęknięć w narracjach, jakie wypromowano wokół postaci Dmowskiego i jakie on sam wytwarzał – tudzież przetwarzał – przez pół wieku swojej burzliwej aktywności politycznej. Później przyjrzałem się jego korespondencji i zobaczyłem, jak wiele kryje się tam białych plam, które trzeba starannie namierzyć i jakoś wyjaśnić. Koniec końców, do tego typu praktyki badawczej spuścizna Dmowskiego okazała się materiałem wręcz idealnym, tym bardziej, jeśli uzmysłowić sobie, że z jednej strony był to polityk powszechnie znany, z drugiej – praktycznie anonimowy literat czy też artysta.
Dziedzictwo jest dość dobrze znane, wielokrotnie wznawiane.
To była powieść, która zainteresowała zarówno wielu krytyków literackich, jak i zwykłych czytelników w międzywojniu. Została opublikowana wpierw w odcinkach, później – w 1931, 1935 i 1938 roku – w formie zwartej, by na przestrzeni niespełna wieku od chwili upadku II RP, aż po dziś dzień – i pod hitlerowską okupacją, i na emigracji londyńskiej, i wielokrotnie za Trzeciej Rzeczypospolitej – doczekać się kolejnych, coraz bardziej popularnych wznowień. Aczkolwiek warto przy tym wspomnieć, że do 1939 roku jedynie wąskie grono zaufanych stronników i bliskich przyjaciół endeckiego wodza wiedziało, kto tak naprawdę jest autorem Dziedzictwa oraz W połowie drogi, czyli jego pierwszej powieści, wydawanych pierwotnie pod pseudonimem Kazimierz Wybranowski.
Swoją drogą, z ujawnieniem nazwiska faktycznego twórcy obydwu książek – zaledwie kilka tygodni po jego uroczystym pogrzebie – wiąże się pewien, iście kuriozalny, polityczno-obyczajowy skandal, o czym szerzej piszę w mojej rozprawie. Fakt, że do wybuchu takiej afery doszło jeszcze na wczesnym etapie żałoby, wydaje się symptomatyczny. Za Dmowskim non stop ciągnęły się jakieś skandale, kontrowersje, niewyjaśnione sprawy, a wiele z nich dotyczyło właśnie jego aktywności w dziedzinie literatury. Dziedzictwo, mieszczące w sobie cały amalgamat stereotypów, fobii czy przesądów szeroko rozpowszechnionych wśród przedwojennych Polaków – w ogromnej mierze za sprawą działań endeckich i kościelnych elit – faktycznie można dziś uznać za dzieło dość dobrze znane i na swój sposób kultowe, po które regularnie sięgają badacze rozmaitych proweniencji. Niemniej i ono skrywa ogrom zagadkowych kwestii, podobnie jak wiele innych utworów Dmowskiego, m.in. krótszych tekstów prozatorskich, których wcześniej albo w ogóle nie udało się odnaleźć, albo w pełni przeanalizować.
Zaraz do nich przejdziemy, ale chciałem cię też zapytać o kategorię wiodącą, ponieważ w twoim czytaniu Dmowskiego i jego twórczości pojawiają się męskości. Dlaczego występują w liczbie mnogiej i dlaczego są tak ważne w przypadku Dmowskiego, zarówno pisarza, twórcy, jak i polityka i człowieka?
Ogólnie rzecz biorąc, gdy przyglądniemy się intelektualnej sylwetce Dmowskiego, jego ideowej drodze od czasów debiutanckich publikacji aż do ostatnich lat aktywności publicystycznej w okresie międzywojnia, kiedy to wciąż jawił się pierwszoplanową postacią politycznego światka II RP – to zobaczymy, że męskość pozostaje dla niego nie tylko pewną węzłową kategorią organizującą jego „rzeczywistość genderową”, ale też podstawową kategorią organizującą jego całą rzeczywistość polityczną. Męskość okazuje się więc czymś, co definiuje naród jako taki, za pomocą czego definiuje się dobrą politykę i odpowiednie postawy, które polityk powinien przejawiać.
Dlatego myślę, że te różne formy męskości – rozmaite praktyki ich kreowania – były dla Dmowskiego poręcznymi narzędziami nie tylko do wytwarzania własnego „ja”, ale też do konstruowania pewnych pożądanych wzorców politycznych, a konkretnie – całej puli wzorców przygotowanych do systematycznego wdrażania na różnych poziomach tkanki społecznej. Mamy więc męskości, które są właściwe dla chłopów, mamy męskości, które są właściwe dla inteligentów, mamy męskości, które są właściwe dla wskazanych elit, dla władcy, dla dyktatora, dla konkretnego przywódcy partyjnego, ale też mamy definiowanie męskości, które jawią się jako niegodziwe, stanowiące całkowite przeciwieństwo tego, co reprezentują te pożądane.
Bardzo często w swoich tekstach, szczególnie z końcówki lat 90. XIX wieku i z początku XX, Dmowski powtarza niczym zaklęcie kilka charakterystycznych formułek – parafrazując: my, narodowcy, my, którzy definiujemy, kim jest prawdziwie męski Polak, kim jest właśnie ten prawdziwy mężczyzna, jesteśmy tymi, którzy wiedzą, czym są polskie obowiązki narodowe, rozumieją polski interes narodowy, znają polskie narodowe aspiracje. W środowiskach endeckich kategoria męskości, nieustannie przeciwstawiana koncepcji zniewieściania, okazuje się absolutnie kluczowa. Kobieta jest tam zaś postrzegana jako ta, która śmiertelnie zagraża zdrowej męskości i ogólnie negatywnie wpływa na mężczyzn – zarówno na wczesnym etapie ich życia, jak i w okresie dojrzałości. Dlatego też Dmowski postuluje, by – wzorując się na antycznych Grekach – radykalnie ograniczyć obecność kobiet w procesie wychowywania, kształtowania chłopców, zaś status żony przekształcić w zawód, taką pełnoetatową „pracę najemną”, do której werbuje się za pomocą czegoś w rodzaju castingu. A wszystko to, by uchronić polskich mężczyzn przed zniewieścieniem.
Podobne koncepcje – choć nie aż tak zaawansowane w swej objętości i kreatywności – pojawiają się u innych czołowych ideologów endecji, czyli Popławskiego i Balickiego. Specyficzna forma mizoginii uwidacznia się u nich już na wczesnym etapie politycznego zaangażowania, kiedy nie jesteśmy jeszcze w stanie zaklasyfikować ich do politycznego bloku prawicy.
Ktoś mało obeznany z historią ruchu endeckiego i z historią ideologii w ogóle może pomyśleć, że koncepcja męskości w splocie z narodem, jaką funduje nam Dmowski, jest koncepcją bardzo konserwatywną.
A to była koncepcja dość nowoczesna jak na owe czasy. Co ciekawe i chyba warte podkreślenia, Dmowski w Myślach nowoczesnego Polaka, czyli w tekście fundacyjnym i fundamentalnym dla całego obozu narodowego, bardzo mocno krytykuje mężczyzn, Polaków, właśnie za skobiecenie, za dziecinność, czym idealnie wpisuje się w poczet modernistów chętnie sięgających po dyskurs mizoginii, która – podkreślmy to wyraźnie – nie miała wówczas barw partyjnych. Przecież w tym samym czasie Kazimierz Kelles-Krauz wypomina dawnym socjalistom „zniewieściałość”, zaś Stanisław Brzozowski pisze o „Polsce zdziecinniałej”, a więc też niemęskiej.
Zatem ta proponowana przez Dmowskiego diagnoza deficytu męskości jest wtedy nowoczesna?
Tak, jest jak najbardziej nowoczesna, choć gdy sięgniemy do takiego Staszica czy Kołłątaja, to okaże się, że oni również krytykują Polaków za to rzekome zniewieścienie, twierdząc, że polscy mężczyźni są jak jakieś kościelne baby. W oświeceniowych narracjach deficyt męstwa jawi się jako jeden z głównych czynników odpowiedzialnych zarówno za upadek dawnej Rzeczpospolitej, jak i za porażki w organizowaniu się Polaków już pod zaborami. Podobne argumenty padają zresztą wielokrotnie na kartach rozmaitych publikacji Dmowskiego od schyłku XIX wieku, lecz równie dobrze mogliby je sformułować działacze liberalni czy też socjalistyczni, aczkolwiek raczej bez tak ostentacyjnej zaciekłości bądź nachalności, jaka wybrzmiewa z antykobiecych wywodów endeckiego wodza.
Tak czy owak, ideologia narodowych demokratów na dobre przesiąknie konserwatywną manierą dopiero w czasie Rewolucji 1905. Dlatego ta słynna wizja ogółu płci żeńskiej jako płci istot naturalnie predestynowanych do postępowych, radykalnych czy lewicowych postaw, nie przywędrowała na prawicę wraz z endecją, lecz ukonstytuowała się tam o wiele wcześniej na gruncie klasycznej myśli zachowawczej, reakcyjnej, tradycjonalistycznej itp. To zatem konserwatyści, powodowani niniejszym przekonaniem, twierdzili, że kobietę należy mocniej kontrolować niż mężczyznę, ponieważ ten ma w sobie większe pokłady samoopanowania.
Właśnie tutaj ujawnia się jeden z wielu paradoksów myślenia Dmowskiego. Bo przecież to on osobiście kreuje się na naczelnego koryfeusza modernizacji, twórcę nowoczesnego Polaka, na politycznego demiurga, który chce wprowadzić rodzimy naród na międzynarodowe, zachodnioeuropejskie salony. Jednak przy tym wszystkim nie jest w stanie poradzić sobie z własną, głęboką skazą, ze swoją – rzec można – wewnętrzną kobiecością.
Kobiecością?
Tak, widać to wyraźnie w jego tekstach prozatorskich. Mogę tu nawet wskazać okres, w którym dochodzi do zasadniczych przeobrażeń w jego twórczości czy też „światopoglądzie”. W połowie roku 1891, po krótkiej odsiadce w areszcie za uczestnictwo w warszawskich obchodach setnej rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja, Dmowski ucieka do Paryża, gdzie ma współredagować „Przegląd Socjalistyczny” w towarzystwie tamtejszej polskiej, lewicowej emigracji. Po ponad roku spędzonym nad Sekwaną – w atmosferze ciągłych konfliktów i scysji wśród młodych socjalistów – Dmowski wraca pociągiem do ojczyzny, gdzie natychmiast zostaje schwytany przez carskie służby i osadzony na niespełna pięć miesięcy za kratami niesławnego X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej.
Z więzienia trafia prosto na banicję – od początku 1893 roku pomieszkuje w Mitawie, nieopodal Rygi. Wtedy też – pozbywając się kolejnych, niepotrzebnych struktur i dawnych kolegów z konspiracji – tworzy Ligę Narodową, pierwsze pełnoprawne ugrupowanie endeckie, i zrywa współpracę z niegdysiejszymi lewicowymi towarzyszami. W roku 1895 osiedla się we Lwowie, gdzie zaczyna wydawać „Przegląd Wszechpolski”. We wspomnianym okresie Dmowski staje się rozpoznawalny wśród polskiej inteligencji jako pasjonat unowocześniania narodu polskiego, aczkolwiek także wtedy – niedługo po wyjściu z więzienia – w jego tekstach zaczynają mnożyć się coraz bardziej szowinizujące treści, krzywdzące stereotypy i uprzedzenia. Na wygnaniu publikuje też swoje pierwsze agresywne, jednoznacznie antysemickie i antysocjalistyczne artykuły.
Również wtedy pojawiają się u niego koncepcje ukazujące męskość jako towar deficytowy. To właśnie tam zaciekle piętnuje rodaków za ich kobiece, bierne usposobienie, za ich humanitaryzm i pozytywistyczny „kult rozumu”, wyzywa swych niedawnych towarzyszy od „socjalistycznych dekadentów”, stwierdza nawet stanowczo, że nigdzie indziej na świecie nie ma tylu feministów i emancypantów co w Polsce, że całe to zniewieścienie skończy się jeszcze jakąś babską dyktaturą, matriarchalną apokalipsą: „scedujemy swoje prawa na kobiety, oddamy kierownictwo spraw publicznych całkowicie w ich ręce” – panikuje. Wspomniane wcześniej postulaty radykalnego ograniczenia kontaktów małych chłopców z matkami i przemodelowania związku małżeńskiego na „kontrakt zawodowy” Dmowski publikuje również już po zakończeniu odsiadki w X Pawilonie Cytadeli.
Z tego, co mówisz, wnioskuję, że Dmowski to taka postać trochę jak Otto Weininger. Nienawidził i kobiet, i Żydów, a sam był Żydem i mężczyzną homoseksualnym. Jak Dmowski swoją własną męskość konstruował, jakie w niej były niespójności?
Na tę chwilę nie jesteśmy w stanie rzetelnie odtworzyć jego pełnego życiorysu – brakuje nam wielu kluczowych danych z okresu dzieciństwa, dojrzewania czy młodości, dokumentacja z późniejszych lat w sporej części spłonęła, a ponadto sam Dmowski wraz ze swoimi stronnikami nie ułatwiał badaczom i badaczkom zadania, retroaktywnie korygując rozmaite fakty ze swojej biografii. Myśląc o popularnym wizerunku Dmowskiego z Dwudziestolecia, warto więc mieć na względzie okoliczności, w jakich powstała ogromna część tekstów wspomnieniowych dotyczących jego osoby. Gros z nich spisano w latach 30., zaś najliczniejsza seria ukazała się tuż po jego śmierci w 1939 roku, w absolutnym szczycie antysemickiej paranoi schyłkowego międzywojnia. W konsekwencji do dziś zachowało się multum dokumentów, w których autorzy wspominają Dmowskiego przez „brunatne okulary” Polski doby Arierparagrapfów, ONR-owskich pikiet, krwawych pogromów i Berezy Kartuskiej. Endecki ideolog jawi się tam jako odwieczny prawicowiec i narodowy integrysta, który nienawiść do Żydów i socjalistów wyssał z mlekiem matki. Wystarczy jednak przyjrzeć się jego wczesnym publikacjom, a także pozostałym retrospektywnym narracjom, które spisano przed okresem wzmożonej faszyzacji II RP, gdzie obraz endeckiego ideologa okazuje się nieco inny, a przynajmniej – mocno zniuansowany.
Dmowski najprawdopodobniej pochodzi z rodziny, której odlegli przodkowie legitymowali się tytułem szlacheckim, lecz wskutek sukcesywnej degradacji społeczno-ekonomicznej jego ojciec zaczyna jako brukarz, by później założyć własną firmę brukarską. Umiera, gdy Roman jest jeszcze młodym chłopakiem. Po śmierć ojca młody Dmowski zaczyna pracować na siebie i rodzinę, stając się finalnie częścią inteligentnego proletariatu, z właściwym owej warstwie radykalizmem społeczno-politycznym i swoistą, jakbyśmy dziś to powiedzieli, kontrkulturowością, wyrażającą się m.in. w lewicowej z ducha krytyce klas dominujących i ich liberalno-konserwatywnej ideologii. Owa radykalna młodzież nie ma wówczas nic wspólnego z siłami reakcji, a jej dyskurs modernizacyjny uderza przede wszystkim w szlachtę.
Pierwsze opowiadanie Dmowskiego, które odkryłem w zbiorach wiedeńskiej Österreichische Nationalbibliothek, funkcjonowało dotychczas w literaturze jako zaginiona „nowela o uliczniku warszawskim”. W rzeczywistości nosi ono tytuł Nie zapomną… i stanowi pierwszoosobową narrację studenta Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego, który spacerując po cmentarzu Powązkowskim, odnajduje mogiłę pięciu poległych – chodzi o miejsce zbiorowego pochówku ofiar demonstracji antyrosyjskiej z 1861 roku, poprzedzającej wybuch postania styczniowego. Nad mogiłą modli się matka i dwóch synów. Nie reprezentują oni jednak klas uprzywilejowanych, lecz jawią się jako emanacja warszawskiego proletariatu.
Co to oznacza?
Młody Dmowski wierzy, że to lud stanie się w przyszłości filarem odnowionych więzi narodowych. Mogiła kondensuje w sobie emocje wspólnoty wyobrażonej, w tym ważną ideę tolerancji wobec Żydów, nowoczesne wyobrażenie ponadstanowego narodu, radykalną ideę przebudowy społeczno-politycznej nowej Polski. Dmowski w Nie zapomną… ukazuje kontrast między snującymi się obojętnie po cmentarzu klasami uprzywilejowanymi (tymi, co „zapomnieli”) a warstwami ludowymi (tymi, co „nie zapomną”), reprezentowanymi m.in. przez obdartego, bosego chłopca z ludu, który w dzień zaduszny składa wieńce na opustoszałej mogile pięciu poległych. Przekaz nowelki jest jasny: to lud ma stanowić podstawę nowoczesnego narodu, zaś tradycja insurekcyjna to święte dziedzictwo, które poprowadzi nowych Polaków do wyzwolenia społecznego i narodowego.
Co istotne, powstanie styczniowe uchodziło za chwalebny i przełomowy akt w wizji dziejów prezentowanej przez ówczesnych polskich demokratów i socjalistów. Niemal każdy program polityczny tych ostatnich rozpoczynał się od wyeksponowania zrywu z początku lat 60. XIX wieku jako momentu wejścia Polski do kapitalistycznego, zachodniego świata – areny prometejskiej walki klas – po obaleniu pańszczyźnianej niewoli. Egalitarny wydźwięk ma również manifestacja z 1861 roku – upamiętniona mogiłą pięciu poległych – której trwałym wkładem w życie wspólnoty okazało się równouprawnienie ludności żydowskiej oraz pojednanie lokalnych społeczności, reprezentujących odmienne wyznania i etnosy. To wręcz szokujące, jak bardzo zmieni się perspektywa Dmowskiego po latach – już na przełomie XIX i XX wieku stwierdzi on, że pojednanie z Żydami jest praktycznie niemożliwe, otwarcie skrytykuje tradycję insurekcyjną i egalitarną wizję wieloetnicznej Rzeczpospolitej, zaś w Dziedzictwie uzna powstanie styczniowe za żydowski spisek przeciwko wielkiej Polsce, przeciw prawdziwym Polakom.
Czy masz jakieś wyjaśnienie, dlaczego Dmowski tak zmienił front? Dlaczego jego wyobraźnia tak zamknęła się na emancypacje inne niż narodowa?
W 1891 roku młody Dmowski po raz pierwszy wyjeżdża do Paryża, gdzie obraca się głównie wśród emigracyjnych zwolenników socjalizmu niepodległościowego, któremu patronował wówczas m.in. Bolesław Limanowski. W owym czasie autora Nie zapomną… można poniekąd uznać za przedstawiciela „prawej flanki” tej orientacji politycznej. Równocześnie pozostaje on jednak czujnym obserwatorem – widzi, jak słaby, rozrywany animozjami oraz ambicjami liderów jest polski ruch socjalistyczny. Widzi też, co dzieje się na francuskiej „lewicy” po serii afer parlamentarno-korupcyjnych, aferze Boulangera, a w szczególności po aferze Dreyfusa z 1894 roku. To na jej kanwie krystalizuje się francuski nacjonalizm i antysemityzm, m.in. pod wodzą Maurice’a Barrèsa. Symultanicznie za zachodnimi granicami Kongresówki w siłę rosną szowinizujące organizacje pokroju Związku Wszechniemieckiego czy Hakaty. W Polsce zaś kwestią czasu wydaje się upadek starych stronnictw ugody, zrzeszających rodzimą elitę kapitału ekonomicznego i symbolicznego: ziemiaństwo, fabrykantów i kler. Słuch polityczny Dmowskiego – wraz z jego odmienionym moralnym i afektywnym usposobieniem – podpowiada mu, że w aktualnych warunkach tylko z „czystą ideą narodową” ma szansę zawalczyć o najwyższą stawkę na polskiej scenie politycznej.
Barrès też był postacią niezwykle złożoną z punktu widzenia genderu.
Tak, Barrès poświęcił wiele stronic rozmaitym zagadnieniom dotyczącym płci społeczno-kulturowej. W czterech ostatnich tomach Mes Cahiers wielokrotnie powraca do rozważań o absolutnej odmienności Francuzów i Niemców, odwiecznej walce cywilizacji łacińskiej z cywilizacją germańską, konfrontacji Zachodu ze Wschodem, światła z ciemnością, kultury z barbarzyństwem. Naturalnie, jak na nacjonalistę przystało, Barrès w owym binarnym zestawieniu uznaje stronę pierwszą, a więc swoją, za tę lepszą i bardziej wartościową od tej drugiej, obcej.
Zaskoczyć tu jednak może wartościowanie, jakim pisarz posługuje się, sięgając po kategorie genderowe. Barrès dzieli narody na żeńskie i męskie. Francuzi, podobnie jak inne nacje śródziemnomorskie, to naród kobiecy, zaś germanie, Niemcy czy Anglicy, to narody męskie. Francuzi, jako naród kobiecy, są czuli, delikatni i namiętni, wyróżniają się aurą duchowości, humanizmem i kulturowym wyrafinowaniem, zaś Niemcy, jako naród męski, odznaczają się fizyczną siłą i agresją, są brutalni, umysłowo niewysublimowani, owładnięci pesymizmem i mechanicyzmem, cechuje ich stadność, karność, posłuszeństwo wobec władzy, podczas gdy Francuzów – wolna wola, godność ludzka i radość z życia. Barrès nie tylko uznaje społeczną wyższości féminité nad masculinité, lecz otwarcie akceptuje „kobiecy profil swojej duszy”, ba! – posiada nawet w swym dorobku entuzjastyczną i prowokującą przedmowę do eksplorującej wątki homoseksualne i transgenderowe powieści Pan Wenus Rachilde.
Jednak Dmowski, choć wewnętrznie również mocno androgyniczny, odrzuca i ukrywa swoją „żeńską” część osobowości. Jak sam przyzna pod koniec swego życia, tworząc taktykę Ligi Narodowej wzoruje się głównie na niemieckich nacjonalistach. Mimo ostentacyjnej germanofobii, autor Dziedzictwa pragnie niejako „przerobić” – za pomocą inżynierii społecznej, „dyktatury moralnej”, „terroru moralnego” – zniewieściałych i humanitarnych Polaków na brutalnych, karnych i posłusznych Germanów. Poza Niemcami imponuje mu również Anglia, a konkretnie: brytyjski imperializm kolonialny, który w dobie Pax Britannica podbił prawie jedną czwartą lądów globu, pozostając do dziś jednym z najbardziej zbrodniczych systemów w historii ludzkości.
Do ostatecznej zmiany nadrzędnego źródła inspiracji endeckiego ideologa doszło z kolei podczas jego dalekowschodnich wojaży w 1904 roku. Wówczas to największe wrażenie zrobili na nim Japończycy, czyli jeden z najbardziej zdyscyplinowanych narodów świata, w którym – jak dowodzi Dmowski – „dusza zbiorowa” całkowicie dominuje nad indywidualną, a poczucie posłuszeństwa wobec „absolutu narodowego” (czy też po prostu wobec elit) góruje nad poczuciem własnej podmiotowości.
Wszystkie te narodowo-genderowe fascynacje i wzorce dają dobry wgląd w endecką wizję idealnego społeczeństwa – karnego, skupionego na pracy, zwłaszcza fizycznej, pozbawionego empatii, ze ściśle określonymi formami tożsamości, rolami genderowymi do odegrania w sferze prywatnej, jak i publicznej. Niemniej, sam Dmowski tych wygórowanych norm genderowych nie spełnia. Przecież poza walką partyjną namiętnie zajmuje się iście „niemęskim” ogrodnictwem, twierdząc wręcz, że wolałby pracować w ogródku niż w polityce, uwielbia bawić się i ze zwierzętami domowymi i dzikimi, choćby i owadami, kocha prowadzić rozmowy z roślinami, a niektórym nawet nadaje imiona. Ponadto doskonale czuje się w roli „gospodyni” bądź „pani domu”, lubi organizować małe przyjęcia dla przyjaciół, podczas których popisuje się swoimi wyczynami kulinarnymi.
Nie Weininger, tylko Makłowicz zatem?
Jeszcze lepiej. Dmowski niekiedy nakazuje swoim gościom zwracać się do siebie per pani Dmowska: „No, co – pani Dmowska umie prowadzić dom, prawda? – Niezła z niej gospodyni!” – jak zanotuje Izabella z Lutosławskich Wolikowska, dla której Dmowski przez pewien czas jest kimś w rodzaju „zastępczego ojca”. Bo dzieci też uwielbia, prócz Izabelli udziela się w wychowywaniu pozostałych córek z pierwszego małżeństwa swojego dawnego przyjaciela i partyjnego kolegi Wincentego Lutosławskiego, z którym znajomość przechodzi poważne turbulencje, gdy okazuje się, że wiedzie on podwójne życie z inną kobietą, a w prowadzonym przez niego ultrakatolickim stowarzyszeniu religijno-filozoficznym dochodzi do „rozpusty”. Niemniej, to właśnie bliskie więzi z mężczyznami są dla Dmowskiego relacjami, w których wykazuje największe zaangażowanie emocjonalne. Ślady po tych zażyłościach możemy odnaleźć w niewielkim zbiorze zachowanych do dziś intymnych listów między autorem Dziedzictwa a jego bliskimi przyjaciółmi płci męskiej, takimi jak Stefan – nazwany w korespondencji Antinousem – którego Dmowski niewątpliwie darzy miłością przyjacielską, podczas gdy z żadną kobietą najprawdopodobniej nie ma związku o takiej intensywności.
Najpopularniejsza plotka o rzekomym romansie Dmowskiego, do jakiego miało dojść w Wilnie z Marią z Koplewskich Juszkiewiczową, przyszłą żoną Piłsudskiego, została ostatecznie wyjaśniona w niedawno opublikowanej biografii Pięknej Pani autorstwa Mariusza Kolmasiaka.
I ta „twarda” męskość jako efekt psychologicznego wyparcia staje się fundamentem endeckiej wizji genderu w polityce? Mam wrażenie, że gdy władzę przejmują piłsudczycy, fundują męskość nieco inną, uklasowioną i opartą na ideałach honorowych.
Staram się uciekać od tak wyrazistych podziałów, bo zarówno sanacja, jak i endecja to złożone i wielonurtowe projekty, lecz trzeba tu zastrzec, że sanacja rzeczywiście nie miała spójnego modelu męskości i z biegiem czasu coraz wyraźniej czerpała go od endeków. Ogólnie przepływy między endecją a sanacją (wcześniej piłsudczykami), zarówno na poziomie ideologii, jak i struktur, były wbrew pozorom całkiem poważne. Dla przykładu drogę „od Dmowskiego do Piłsudskiego” przeszedł jeszcze przed IWŚ legendarny Związek Młodzieży Polskiej „Zet”, po przewrocie majowym – faszyzujący Zespół Stu, a w latach 30. – Związek Młodych Narodowców Jerzego Drobnika czy RNR „Falanga” Bolesława Piaseckiego.
Kolejne lata burzliwej koegzystencji przynosiły paradoksalne upodabnianie się do siebie obu zwaśnionych stronnictw. Proces ten swą kulminację osiągnął w powołaniu do życia skrajnie prawicowego OZN, gdzie – jak pisał Cat-Mackiewcz – „przy dźwiękach Pierwszej Brygady cytowano Dmowskiego”.
Choć w przestrzeni publicznej po roku 1989 apologetyczne odwoływanie się do dziedzictwa narodowej demokracji raczej uchodziło za naruszenie granicy dobrego smaku, to już od kilku czy kilkunastu lat ten przedwojenny endecki dyskurs coraz śmielej przenika do mainstreamu. Pierwszoplanowi politycy bez skrupułów sięgają po sprawdzone metody kontrolowania społeczeństwa poprzez przekierowywanie jego gniewu z problemów społeczno-ekonomicznych na etyczno-kulturowe i kreowanie konfliktów na płaszczyźnie tożsamościowej. Jak pokazuje historia aktywności narodowej demokracji, propaganda oparta na kategoriach genderowych sprawdza się w III RP niemal tak dobrze, jak przed wojną. Niestety, to panowie są na nią zwykle bardziej podatni.
Współcześni mężczyźni dla współczesnych mężczyzn muszą nadrobić to, co ruchy feministyczne wytworzyły dla wszystkich kobiet przez ostatnie dwa stulecia. Inaczej panowie staną się łatwym łupem dla ruchów, które na męskiej frustracji i kompleksach będą chciały zbić kapitał polityczny, znów definiując męstwo przeciw kozłom ofiarnym, ludziom jeszcze mniej uprzywilejowanym (niebiałym uchodźcom, LGBTQ+ czy Ukraińcom) lub w obronie „cywilizacji”, „naszych kobiet”, a nawet i dzietności, jak to ostatnio widzieliśmy.
Masz jeszcze jakieś pomysły na Dmowskiego? Czy po tylu latach wciąż stanowi dla ciebie wyzwanie poznawcze?
Tak, chcę jeszcze raz skrupulatnie przebadać materiały z okresu, podczas którego doszło do wspomnianej metamorfozy ideowej Dmowskiego – od socjalizmu do nacjonalizmu. Tym razem w centrum mojej uwagi nie będą stały utwory prozatorskie, lecz znane i nieznane artykuły publicystyczne, szkice krytycznoliterackie, rozprawy naukowe z zakresu nauk przyrodniczych, osobliwe reportaże, zachowane notatki prywatne itd. Ponadto w książce – nad którą pracę powinienem ukończyć w przyszłym roku – znajdzie się obszerny segment podporządkowany perspektywie porównawczej oraz omówienie odkryć, których nie udało mi się zamieścić w Nacjonalizmie i tajemnicy.





























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.