Dlaczego polscy katolicy wolą walić karpia młotem po głowie zamiast poczytać, co o tym sądził Jan Paweł II?
Choć polski papież Jan Paweł II upominał: „Stwórca chciał, aby człowiek korzystał z przyrody jako rozumny i szlachetny pan i stróż, a nie jako bezwzględny eksploatator”, Polacy w najlepsze podtrzymują „wigilijną tradycję” ustanowioną w czasach komunizmu i w radosnej atmosferze tłuką po głowach wymęczone przedświątecznym piekłem karpie. Sytuacja powoli się zmienia, jednak nieoceniony wpływ na ukrócenie cierpienia zwierząt mają konsumenci reagujący na łamanie przepisów ustawy o ochronie zwierząt.
W tym radosnym dla katolików czasie, zarazem w dobie szerokiego asortymentu lodówek i zamrażarek, Polacy wciąż kupują tysiące żywych karpi, które jak co roku umrą w męczarniach. Choć w Katechizmie Kościoła Katolickiego wyraźnie napisane jest, że „Sprzeczne z godnością ludzką jest niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom lub ich zabijanie”, to właśnie katolicy, tak żarliwie przygotowujący się do wigilijnej wieczerzy, stoją w kolejkach po żywego karpia w promocyjnej cenie 14,99 zł za kilogram.
– Na naszych stołach świątecznych zawsze królował śledź postny, jednak gdy po II wojnie światowej flota bałtycka była zniszczona, ówczesny minister gospodarki Hilary Minc zadecydował, żeby na zakłady pracy rzucać karpia. Nie było żadnej innej ryby, a stawy były, zwiększono więc produkcję. Powszechne były niedobory, w tym lodówek, a jako że karpia rzucano nawet tydzień czy 10 dni przed świętami, to karpia wrzucano do wanny, by mięso było świeże. Tak się to przyjęło, że dziś mówimy, że to niezwykły, stary zwyczaj. A to po prostu zwyczaj związany z niedoborami z czasów komunizmu – mówi Jacek Bożek, prezes polskiej organizacji ekologicznej Klub Gaja.
Karp rośnie szybko, zjada niemal wszystko co znajdzie w mule i nie zaprząta uwagi swojemu hodowcy. Często żyje w brudnej wodzie, a techniki intensywnego chowu zapewniają idealne warunki dla rozwoju chorób takich jak erytrodermatoza (czyli zakaźne zapalenie skóry powodujące wrzody i pękanie skóry) czy wirusemia (której objawami jest niszczenie tkanki nerek, kręgosłupa i wątroby, co dalej prowadzi m.in. do krwotoków). Ryba może też cierpień na pasożyty, np. tasiemca uzbrojonego i pleśń.
Specjaliści od zdrowego żywienia przekonują, że zdrowiej byłoby zastąpić wigilijnego karpia rybami morskimi. Twierdzą, że pod względem walorów zdrowotnych (a według niektórych także smakowych) karp nie wypada korzystnie na tle innych ryb. W porównaniu np. z dorszem czy szczupakiem jest rybą tłustą, a w odniesieniu do pstrąga czy śledzia, który dodatkowo zawiera cenny jod, ma dużo gorsze proporcje kwasów omega-3 i omega-6.
„Świni nikt nie targa do domu, żeby ją walić młotem po głowie przed świętami”
Sumienia tych, którzy twierdzą, że ryby nie myślą i nie czują, z pewnością nie pozostają czyste w obliczu wyników badań, które wykazały, że ryby potrafią m.in. uczyć się na własnych doświadczeniach i różnią się między sobą charakterem. Badaczom z Uniwersytetu Minnesota Duluth w niedługim czasie udało się wytresować karpie, by podpływały do nich na dźwięk gwizdka. Co więcej, ryby zareagowały na tę próbę także po… pięciu miesiącach.
Wyniki licznych eksperymentów świadczą też o tym, że ryby odczuwają ból.
Podczas jednego z nich badacze wykryli na ich skórze identyczne jak u ludzi receptory bólowe, które reagowały na o wiele słabszy nacisk, porównywalny z czułością ludzkiego oka. Ryba, którą w okresie świątecznym trzeba jak najszybciej przetransportować, bardzo często już w momencie przeładowywania jest raniona i okaleczana. Dochodzi do tego duży stres związany z wyciąganiem z wody.
– W żadnym innym kraju nie ma takiej sytuacji, by setki tysięcy żywych stworzeń sprzedawać i by ludzie brali je do domu i sami zabijali. Przecież świni nikt nie targa do domu, żeby ją walić młotem po głowie przed świętami. To absurd. Nie możemy kupić już oprawionej ryby? – pyta prezes klubu Gaja.
Gdy się ryba dusi, czyli święta hipokryzji
Ryby, podobnie jak inne kręgowce, obowiązuje ochrona w transporcie i w uboju. Choć zgodnie z przepisami powinny mieć możliwość poruszania się w pojemnikach z wodą, często takiej możliwości nie mają, a niektóre z nich, żywe, leżą bez wody w sklepie na metalowej płycie. Kika lat temu klientka z warszawskiego Targówka wśród martwych ryb zauważyła karpia ruszającego skrzelami. Miał rozciętą część brzuszną, puste wnętrze i łapczywie próbował złapać powietrze.
Żywa ryba powinna być umieszczona w wodzie, w naturalnej dla siebie pozycji. Jak często wygląda to w praktyce opowiada Jacek Bożek: – Żywe zwierzę, którego naturalnym miejscem życia jest woda, pakowane jest do woreczka foliowego, a nawet, bardzo często, przyklejana jest do niego cena. I taki konsument, delikwent, chodzi z tym woreczkiem i dalej robi zakupy.
Karolina Kuszlewicz, adwokatka specjalizująca się w prawnej ochronie zwierząt, wśród przykładów znęcania się nad karpiami wymienia m.in. przenoszenie żywych karpi w workach foliowych bez wody, brutalne wyjmowanie ich z basenów na ladę czy łapanie ich w okolicach skrzelowych. Do znęcania dochodzi też w przypadku stłoczenia ich w basenach w tak dużej liczbie, że nie mogą zachować naturalnej pozycji ciała, a także gdy trzymane są w pojemnikach bez wody i tak prezentowane klientom. – Wszystkie te zachowania wskazują na to, że dochodzi do znęcania się nad karpiami – mówi Kuszlewicz. Dodaje też, że przestępstwo znęcania się nad zwierzętami może zostać popełnione zarówno przez sprzedawcę, właściciela sklepu, jak i kupującego.
Obywatele mają głos
– Gdy łamane są przepisy ustawy o ochronie zwierząt, każdy obywatel ma prawo zadzwonić pod nr 112 lub bezpośrednio na policję i to zgłosić – informuje Bożek. – Warto zrobić zdjęcie lub nagrać film telefonem. Mamy prawo do nagrywania, ponieważ dokumentujemy potencjalne przestępstwo – dodaje z kolei Kuszlewicz. Informując policję można zapisać nazwisko osoby, która przyjęła zgłoszenie, by sprawdzić po pewnym czasie, czy interwencję podjęto. Można też samodzielnie sprawdzić, czy sytuacja się poprawiła.
Jak twierdzi Andrzej Browarek, komisarz z Komendy Głównej Policji, choć policja ma prawo wystawić mandat, to Wojewódzki Inspektorat Inspekcji Handlowej kontroluje legalność i rzetelność działania przedsiębiorców, a Powiatowy Inspektorat Weterynarii sprawuje nadzór nad przestrzeganiem ustawy o ochronie zwierząt. Można więc także, oprócz wezwania policji w celu ukarania mandatem, napisać maila do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii.
Sprzedawcy, pakując żywe ryby do worków foliowych bez wody, czasem powołują się na dokumenty opublikowane przez Głównego Lekarza Weterynarii. – Jednak to ustawa o ochronie zwierząt zawiera przepisy wiążące wszystkich obywateli, zaś dokumenty GWL nie maja takiego statusu – wyjaśnia Karolina Kuszlewicz. – Kłopot często polega na tym, że jak ludzie coś takiego zgłaszają albo zaczynają protestować w sklepie, to bardzo wielu innych klientów mówi, że to głupota, że przecież to tylko karp – opowiada prezes klubu Gaja. – Ale poziom świadomości zmienia się. Coraz więcej osób reaguje – przyznaje po chwili z satysfakcją.
**
Paula Radwanowicz: Dziennikarka i redaktorka. Publikowała m.in. w serwisach Newsweek.pl, Lewica.pl, magazynie „Replika”, „Polska The Times”. Współpracuję z organizacjami pozarządowymi, m.in. ze Stowarzyszeniem Lambda Warszawa czy Ogólnopolskim Towarzystwem Ochrony Zwierząt. Zajmuje się prawami człowieka oraz ochroną praw zwierząt.
**Dziennik Opinii nr 354/2015 (1138)