Kraj

Przypadek ministra A.

Fot. TheAnimalDay.org, Adam Kraina/wikimedia CC BY-SA 4.0. Edycja KP.

Minister rolnictwa głosi, że organizacje działające na rzecz praw zwierząt robią biznes na odbieraniu maltretowanych zwierząt ich właścicielom. Przy okazji kolejnej „tarczy antykryzysowej” chciałby zabronić tych interwencji. Przypadek ministra A. jak w soczewce pokazuje konflikt interesów. Nie można mieć wszystkiego. Albo intensyfikacja produkcji i obniżanie kosztów, albo zdrowie ludzi, prawa zwierząt i ochrona środowiska.

Ostatnie wypowiedzi ministra rolnictwa wzbudziły spore kontrowersje, co jest zaskakujące, bo to, co powiedział, pozostaje bardzo spójne z jego dotychczasową działalnością. Czy kogoś nadal może zaskakiwać, że konstruktywną krytykę działań rolników minister nazywa „hejtem”? Że na merytoryczne zarzuty o zaniedbywanie zwierząt przez rolników pyta, odwracając uwagę od tego problemu: „A kto wywozi psy do lasu?”. Tak jakby należało walczyć jedynie o dobrostan zwierząt domowych, hodowlane pozostawiając poza nawiasem ochrony państwa.

Minister A. nigdy nie ukrywał, że do środowiska, podobnie jak do zwierząt, ma podejście bardzo oryginalne. Wyraźnie widać to w przypadku batalii o hodowlę zwierząt na futra.

Prawo i Sprawiedliwość od początku swoich rządów deklarowało chęć wprowadzenia zakazu hodowli zwierząt na futra, a Jarosław Kaczyński wystąpił nawet w spocie fundacji Viva!, w którym mówił, że decyzja o zakończeniu ery futer to kwestia serca i bycia porządnym człowiekiem. Tymczasem minister A. zdecydowanie nie wspierał tej zmiany.

To lobby futrzarskie chce związać ręce organizacjom prozwierzęcym

Jak informował już w 2016 roku tygodnik „Newsweek”, A. był jednym z ekspertów Fundacji Wsparcia Rolnika Polska Ziemia, kierowanej przez potentata w branży futrzarskiej w Polsce, Szczepana Wójcika. W 2017 roku, przed złożeniem przez PiS projektu nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, Jan A. straszył, że po zakazie hodowli zwierząt na futro przyjdzie zakaz chowu klatkowego. Mówił też, że hodowla zwierząt futerkowych mieści się w definicji rolnictwa i nie odbiega od hodowli na cele spożywcze. Po objęciu teki ministra rolnictwa, w lipcu 2018 roku zapowiedział, że zamierza utrzymać hodowlę zwierząt na futra, choć jednocześnie obiecał zaostrzenie kryteriów kontroli ferm. Jednak miesiąc później bawił się na imprezie odbywającej się na fermie norek w Noskowie. Tam pozował do zdjęć m.in. z Rajmundem Gąsiorkiem, nazywanym „królem norek”, którego sposób traktowania zwierząt na fermach ujawnili w 2013 roku aktywiści i aktywistki z Otwartych Klatek.

Tym samym, którego plany dotyczące wybudowania fermy drobiu w oddalonym o kilka kilometrów od Noskowa Kawęczynie są przyczyną trwających od kilku lat protestów mieszkańców i mieszkanek tej niewielkiej miejscowości. Jak słusznie zauważyło stowarzyszenie Otwarte Klatki, minister zamiast poznać problemy lokalnej ludności, w tym również rolników i rolniczek, zdecydował się spędzić czas w towarzystwie wpływowego hodowcy.

Kolejny przykład – polowania. Minister A. chcąc doprowadzić do odstrzału żubrów i bobrów – gatunków, które w Polsce objęte są ochroną (bóbr – częściową) użył powtarzanego przez myśliwych argumentu o „konieczności regulacji populacji” oraz zasłaniał się ochroną interesów rolników. Zaproponował też dodanie obu gatunków do „listy zwierząt jadalnych”, nie zdając sobie najwyraźniej sprawy z tego, że taka lista nie istnieje. Zachęcał również do konsumpcji płetwy bobra, będącej według niego uznanym na świecie afrodyzjakiem...

Sprawa ASF? Najpierw minister A. zarzucił, że do rozprzestrzenienia się choroby afrykańskiego pomoru świń przyczynili się pracownicy i pracownice z Ukrainy przewożący mięso do Polski. Następnie za sposób na walkę z ASF uznał masowy odstrzał dzików. Przepisy, które to umożliwiły, nazwano lex ArdanowskiUstawa z 20 grudnia 2019 r. o zmianie niektórych ustaw w celu ułatwienia zwalczania chorób zakaźnych zwierząt, Dz.U. z 2020 r. poz. 148. Ustawa otworzyła drogę do nieograniczonego w zasadzie odstrzału dzików oraz przewidywała karę pozbawienia wolności za celowe utrudnianie lub uniemożliwianie polowania. Wiadomo już, że masakra na dzikach – bo ciężko inaczej opisać skalę tego zjawiska – nie tylko nie doprowadziła do eliminacji ASF z polskich lasów, ale wręcz umożliwiła swobodne rozprzestrzenianie się tej choroby, przed czym zresztą ostrzegali naukowcy i naukowczynie z PAN. Myśliwi strzelali do zwierząt, ale niekoniecznie stosowali się do zasad sanitarnych. Tymczasem z odstrzelonych 30 tysięcy dzików chore okazały się 122.

Obława na dziki – czy jest zgodna z prawem?

Ale to nie wszystko. Przyszła susza i znowu mieliśmy okazję wysłuchać oryginalnych poglądów ministra A. Nadejście suszy nie powinno nikogo dziwić – to efekt nie tylko kryzysu klimatycznego, ale także konsekwentnego zaniedbywania gospodarki wodnej od lat, ciągłego osuszania gruntów, regulacji rzek. Słowem – starannie na nią zapracowaliśmy. Sami rolnicy już od kilku lat regularnie komunikowali zagrożenie i ostrzegali o możliwych konsekwencjach w postaci wzrostu cen roślin.

Tymczasem minister A., zamiast uderzyć się w pierś i zaproponować szybkie, skuteczne i zdecydowane działania, zaapelował… o oszczędzanie wody i zbieranie deszczówki. Oczywiście – działania istotne, ale niewystarczające – potrzebne są rozwiązania systemowe. Minister A. jednak problem konsekwentnie wypiera, mówiąc w wywiadzie dla „Wprost: „Przed suszą nie da się zabezpieczyć. To w rękach Pana Boga i przyrody”. Ignoruje przy tym fakt, że Prawo wodne definiuje ochronę przed suszą jako zadanie należące do administracji rządowej i samorządowej.

To minister A. wydał kontrowersyjną zgodę na używanie neonikotynidówZezwolenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 15.05.2019 r. w trybie art. 53 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1107/2009 z dnia 21 października 2009 r. dotyczącego wprowadzania do obrotu środków ochrony roślin i uchylającego dyrektywy Rady 79/117/EWG i 91/414/EWG (Dz. Urz. UE L 309 z 24.11.2009, str. 1) na wprowadzanie do obrotu środków ochrony roślin Modesto 480 FS i Cruiser OSR 322 FS w celu ograniczonego i kontrolowanego stosowania na okres do 120 dni w uprawie rzepaku ozimego do zwalczania chowacza galasówek i miniarki kapuścianki., środków zabijających nie tylko szkodniki, ale też pszczoły. Decyzja była szeroko krytykowana zarówno przez naukowców i naukowczynie, jak i aktywistów i aktywistki organizacji pozarządowych zajmujących się kwestiami środowiskowymi i stoi w sprzeczności z zakazem Komisji EuropejskiejRozporządzenie wykonawcze Komisji (UE) NR 485/2013 z dnia 24 maja 2013 r. zmieniające rozporządzenie wykonawcze (UE) nr 540/2011 w odniesieniu do warunków zatwierdzania substancji czynnych: klotianidyna, tiametoksam i imidachlopryd oraz zabraniające stosowania i sprzedaży nasion zaprawionych środkami ochrony roślin zawierającymi te substancje czynne..

Rolnicy i ekolodzy muszą zacząć rozmawiać

A jeśli mowa o aktywistach i aktywistkach – minister twierdzi, że mają infantylne spojrzenie na relację człowieka z przyrodą i nie rozumieją, że rolnicy – których on  nazywa „kustoszami przyrody” – kochają swoje zwierzęta i chcą dla nich jak najlepiej.

Tymczasem egzystencja zwierząt hodowlanych jest podporządkowana dążeniom do maksymalizacji zysku z ich hodowli. Powiększanie przestrzeni życiowej zwierząt, inwestowanie w opiekę weterynaryjną i w ogóle dbanie o dobrostan zwierząt generuje koszty.

Relacja, jaka łączy rolników ze zwierzętami, nierzadko nie jest taka, o jakiej opowiada minister A. Potwierdzają to liczne przykłady skrajnych zaniedbań i odbioru zwierząt w drodze interwencji. Ale ratowania zwierząt hodowlanych na pewno nie ułatwią ograniczenia w zakresie interwencyjnego odbioru zwierząt przez organizacje pozarządowe, nazwanego zresztą przez ministra „zachowaniem często łajdackim”, ani możliwość zabijania zwierząt przez osoby bez kwalifikacji. Tak, to też pomysły ministra A.

Spurek: Potrzebujemy podatku mięsnego

Czy można postawić znak równości między swoiście rozumianą miłością do zwierząt, w tym wegetarianizmem, a etyką i wysokimi cechami charakteru? – pyta retorycznie minister A. w swoim wpisie na jednym z portali społecznościowych i natychmiast jako przykład podaje oklepany, a w dodatku nieprawdziwy (co potwierdza szereg źródeł historycznych), przykład Adolfa Hitlera.

Dlaczego w tekście unikam podawania nazwiska ministra rolnictwa? Bo przypadek ministra A. to nie tylko kwestia osobistych przekonań osoby, która obecnie pełni tę funkcję. Przypadek ministra A. jak w soczewce pokazuje, że nadzór administracyjny nad obszarem rolnictwa od lat wymaga gruntownej reformy, tak aby zakończyć konflikt interesów. Tak, konflikt interesów, bo w obecnej formule minister rolnictwa z jednej strony dąży do intensyfikacji i obniżania kosztów produkcji zwierzęcej oraz hodowli zwierząt, a z drugiej, zgodnie z prawem, odpowiada za ochronę zdrowia zwierząt, jakość żywności czy np. ochronę gruntów. A nie można mieć wszystkiego. Albo intensyfikacja produkcji i obniżanie kosztów, albo zdrowie ludzi, prawa zwierząt i ochrona środowiska. Albo minister, albo działacz związkowy. Albo działanie w imieniu nas wszystkich, na rzecz dobra wspólnego, albo na rzecz wybranej grupy.

**
Sylwia Spurek – doktora, radczyni prawna, legislatorka, była zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich, weganka i feministka, obecnie posłanka do Parlamentu Europejskiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sylwia Spurek
Sylwia Spurek
Prawniczka
Doktora, radczyni prawna, była posłanka do Parlamentu Europejskiego, była zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich, współautorka pierwszej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
Zamknij