Demonstrujących w weekend w całej Polsce można liczyć w dziesiątkach tysięcy. Szli z hasłami „Ani jednej więcej”, „Jej serce też biło”. W manifestacjach wzięło udział wielu polityków: Lewicy, Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050. Nie przemawiali oni jednak, nie chcąc, by kwestie polityczne przeszkadzały żałobie. − Jednak ta śmierć jest wynikiem decyzji politycznej − mówi nam Magdalena Biejat.
Miała dziecko, rodzinę, przyjaciół, znajomych. Miała plany i marzenia. Miała życie, które straciła przez nieludzkie przepisy aborcyjne, wynikające z decyzji Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Bo lekarze woleli poczekać z terminacją ciąży, aż serce płodu, o którym już było wiadomo, że rozwija się nieprawidłowo i nie będzie zdolny do życia, przestanie bić. Albo aż jej życie znajdzie się w bezpośrednim zagrożeniu, żeby nikt nie mógł ich oskarżyć o to, że dokonali aborcji. To nie było nie do przewidzenia, że bezwodzie i patologicznie rozwijający się płód będą przyczyną sepsy, czekanie oznaczało wystawienie życia kobiety na ogromne ryzyko.
To mogłam być ja, moja córka, moja siostra, moja żona, moja wnuczka
Przez weekend w całej Polsce, niemal w 70 miejscowościach odbywają się protesty pod hasłem „Ani jednej więcej!”, chociaż już wiadomo, że Iza nie jest jedyną ofiarą prawicowych populistów, zapatrzonych w fundamentalistyczną organizację, którzy gęby mają pełne słów o świętości życia, ale samo życie mają za nic. Dziecko obchodzi ich do czasu urodzenia, kobieta interesuje ich tylko jako inkubator. Chcą władzy, biowładzy nad naszymi ciałami, naszym bólem, naszą rozpaczą.
W programie Uwaga TVN matka zmarłej Izy pokazała SMS-y od córki. To wstrząsający zapis ostatnich godzin jej życia: „Na razie dzięki ustawie aborcyjnej muszę leżeć i nic nie mogą zrobić”; „Zaczekają aż umrze lub coś się zacznie, a jeśli nie to ekstra, mogę spodziewać się sepsy”; „Dali kroplówkę, bo z gorączki się trzęsłam. Dobrze, że termometr wzięłam, bo nikt nie mierzy. Miałam 39,9”.
Lekarz czekał, aż serce płodu przestanie bić. Dopiero wtedy podjął decyzję o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia. Za późno.
Ta śmierć to jest sprawa polityczna
Demonstrujących można liczyć w dziesiątkach tysięcy, w samej Warszawie protestowało około 25 tysięcy osób. Z hasłami „Ani jednej więcej”, „Jej serce też biło”. W marszu wzięło udział wielu polityków: Lewicy, Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050. Nie przemawiali oni jednak, nie chcąc, by kwestie polityczne przeszkadzały żałobie. Ale ta śmierć jest wynikiem decyzji politycznej.
czytaj także
Mimo że posłowie PiS zarzekają się, że z decyzją TK Julii Przyłębskiej nie należy jej łączyć, doskonale wiemy, że gdyby dostęp do aborcji był łatwy, a priorytetem było życie matki, nie płodu, lekarze nie czekaliby do ostatniej chwili, „aż coś się zacznie dziać”, czyli: aż kobieta zacznie umierać. Minister Niedzielski, inaczej niż jego koledzy z rządu, dostrzega relację między decyzją TK a tragiczną śmiercią Izy. „Być może jakaś interpretacja tego orzeczenia mogła tak działać” − powiedział w RMF FM.
Uczestnicy demonstracji raczej nie mieli wątpliwości, oprócz zdecydowanie dominującego hasła: „Ani jednej więcej”, od kamienic wokół placu Zamkowego odbiły się też wyskandowane „Jebać PiS” oraz „Wypierdalać”. W niektórych miejscowościach protesty odbywały się pod biurami PiS-u. Ta śmierć wzbudziła nie tylko żal, ale i gniew.
− Przyczyną śmierci Izy są decyzje polityków, przyklaskiwanie fundamentalistom z Ordo Iuris oraz klimatu, jaki się wokół tych decyzji tworzy − mówi nam Magdalena Biejat z partii Razem. − Szpitale, w których zgodnie z prawem przeprowadza się zabiegi ratujące życie kobiet, doświadczają nachalnych prokuratorskich kontroli, lekarze doświadczają nagonek pod szpitalami, manifestacji organizowanych przez fundamentalistów, Kościół katolicki wciąż powtarza swoje opowieści o tym, że życie matki mniej jest warte od życia płodu. To wszystko powoduje, że dochodzi to takich sytuacji jak ta − mówi Biejat.
Nigdy nie będziesz szła sama
To też hasło z niedawnych protestów. Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny organizuje sieć ratunkową, aby interweniować w szpitalach, kiedy naruszane będą prawa pacjentek. Do pomocy dołączają posłanki i posłowie Lewicy.
W sytuacji zagrożenia, niepewności, poczucia, że prawa pacjentki nie są respektowane, kiedy konieczna pomoc spóźnia się, można dzwonić pod numery: 663 107 939 i 501 694 202. Oraz do biur poselskich.
?Podawajcie dalej!
Chrońmy siebie nawzajem, skoro państwo nas nie chroni.
Tworzymy bazę szpitali, lekarzy i lekarek, do których mamy zaufanie, że przestrzegają prawa, szanują zdrowie kobiet i traktują zawód jak misję. Którzy_re sprawdzili_ły się w boju.#AniJednejWięcej pic.twitter.com/1nCra7Bmka— FEDERA (@federapl) November 2, 2021
− W odpowiedzi na rosnące zapotrzebowanie Federy, do której telefony wciąż dzwonią, postanowiliśmy wesprzeć ją, korzystając z możliwości, które dają interwencje poselskie − mówi Magdalena Biejat, której numer telefonu jest na liście sieci ratunkowej. − Chcemy spełnić tę obietnicę, którą dawaliśmy już rok temu na protestach, że „nigdy nie będziesz szła sama”. Do tej inicjatywy zapraszamy też posłów, posłanki, senatorów i senatorki z innych klubów, im więcej nas będzie, tym większa szansa, że komuś pomożemy − dodaje.
To jednak jest działanie interwencyjne, wtedy, gdy sytuacja staje się niebezpieczna, tymczasem wystarczy zmienić przepisy dotyczące aborcji, by drastycznie zmniejszyć zagrożenie, jakim dla życia kobiet może okazać się ciąża.
− Bezpieczeństwo kobietom w ciąży jest w stanie zapewnić tylko i wyłącznie legalna, bezpieczna aborcja − podkreśla Biejat. − Nie jesteśmy w stanie być wszędzie, zawsze zareagować na czas.
Nie musimy umierać
Trzeba to zawsze i wciąż powtarzać: patriarchat nie traktuje kobiet jako pełnoprawnych obywatelek, jako podmiotów, którym należy się dbałość i pełnia praw człowieka. Po latach zaniedbań medycyna dopiero teraz odkrywa, że kobiety, inaczej niż mężczyźni, przechodzą np. zawał serca, że kobiece i męskie organizmy funkcjonują inaczej. Kobieta w tej dziadoceńskiej fantazji w jakiś dziwny sposób należy do „natury”, jej ból, jej zadania i role społeczne mają wynikać właśnie z „natury” i „naturalnego porządku”. Jak wiele z was, dziewczyny, kiedy skarżyłyście się na bolesne miesiączki, słyszało: tak musi być, po porodzie ci przejdzie, trzeba to znieść, to naturalne. Jak wiele z was słyszało: poród musi boleć, to naturalne. Teraz Marek Suski, komentując śmierć Izy, mówi: „To, że ludzie umierają, to jest biologia […]. Niestety, wciąż czasem przy porodach kobiety umierają”.
− Nie do przyjęcia jest przekonanie, że istnieje jakieś prawo naturalne, mieszanie prawa z prywatnymi przekonaniami tych czy innych polityków czy sędziów Trybunału Konstytucyjnego, bo − umówmy się − nie tylko TK Julii Przyłębskiej ograniczał Polkom prawa reprodukcyjne − mówi Biejat.
Obowiązkiem państwa jest zapewnić swoim obywatelkom dostęp do osiągnięć medycyny. Lekarze doskonale wiedzą, jakim zagrożeniem jest umierający płód, małowodzie, bezwodzie, choroby genetyczne płodu, ciąża pozamaciczna i wszelkie inne patologie ciąży. Nie musimy umierać. Dlatego smutek i żal wywołany śmiercią Izy słusznie miesza się z gniewem.
− W tej chwili to, co się zadziało, skala demonstracji pokazują, że ludzie chcą przekuć tę żałobę i wściekłość na konkretne działanie. Komitet Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej Legalna Aborcja. Bez Kompromisów odnotowuje wyjątkowe zasięgi. Mnóstwo osób chce się podpisać, pytają, jak to zrobić. Coraz więcej osób znanych w swoich mediach społecznościowych podaje dalej informację o tej inicjatywie − opowiada Magdalena Biejat. − To będzie nasz następny krok: zakończenie zbiórki, zaniesienie projektu ustawy do Sejmu i przywrócenie debaty o prawach kobiet na Salę Plenarną Sejmu.
PIRD
Ofensywa fundamentalistów trwa. W dniu, w którym Polska dowiedziała się o tragedii Izy i jej rodziny, numer druku został nadany projektowi legislacyjnemu Fundacji PRO – Prawo do życia, zrównującemu aborcję z zabójstwem. Czy przejdzie do prac komisji tak jak niesławny projekt Stop LGBT Kai Godek? W projekcie czytamy: „Kto nieumyślnie powoduje śmierć człowieka, podlega karze pozbawienia wolności od trzech miesięcy do 5 lat” oraz o tym, że kobiety w ciąży mają być karane również w razie spowodowania „ciężkiego uszczerbku na zdrowiu”, czyli prawdopodobnie, gdyby same chciały za pomocą dostępnych im narzędzi niechcianą ciążę przerwać.
Zamiast posypać głowy popiołem, zreflektować się i wycofać z niosących kobietom śmierć przepisów, politycy Zjednoczonej Prawicy próbują nas zastraszać. Jedna z działaczek Aborcyjnego Dream Teamu usłyszała zarzuty, a prokuratura natychmiast informację o tym przekazała propagandowej TVP.
A i to nie wszystko. Bartłomiej Wróblewski, ten sam, który zainicjował w zeszłym roku prace TKJP nad zakazem aborcji, będzie teraz organizował PIRD, czyli Polski Instytut Rodziny i Demografii, który za 30 mld ma zajmować się polityką prorodzinną i badaniami nad demografią oraz stać na straży „konstytucyjnych wolności i praw dotyczących rodziny, rodzicielstwa i dzieci”.
Znając poglądy Bartłomieja Wróblewskiego, możemy podejrzewać, że zechce on nam organizować życie rodzinne, przymuszać do szczęścia rodzinnego, pozwalając albo nie pozwalając się rozwieść, dyktując kobietom, kiedy i ile dzieci mają urodzić.
− Ja po tym projekcie spodziewam się najgorszego. Poseł Wróblewski pokazał, że ma za nic życie ludzi, że nie interesują go realia i nasze bezpieczeństwo. Interesuje go robienie kariery i wpychanie nas wszystkich w jego wąskie ideologiczne horyzonty. To oburzające, że człowiek, który powinien teraz przepraszać, idzie dalej i wymierza kolejny policzek kobietom i ich rodzinom − mówi Magdalena Biejat.
„Ani jednej więcej!” − krzyczeliśmy w sobotę. Wiemy jednak dobrze, nauczeni ostatnimi latami protestów, że to wciąż za mało. Dziś była żałoba, jutro, mam nadzieję, obudzi się gniew na tę cywilizację śmierci, jaką niosą ze sobą rządy PiS. Dość bycia miłymi i spokojnymi − nikt tych pokojowych gestów nie szanuje. Potrzebny jest gniew.
***