FIFA oficjalnie zabroniła noszenia tęczowej opaski w trakcie meczów mistrzostw świata w Katarze. Niemiecka, szwedzka czy duńska reprezentacja protestują na boisku i poza nim. A PZPN? A Polska? Cóż. Wielu prawdziwych Polaków katolików odkryło, że Katar to dla nich państwo marzenie.
Nigdy nie rozumiałem tej polskiej islamofobii. O ile zachodni Europejczycy, ludzie z ducha libertyńscy, dekadenccy i zdeprawowani zupełnie legalną aborcją i marihuaną, homomałżeństwami oraz 63 płciami dostępnymi w katalogu, mogą rzeczywiście wybrzydzać na emiraty i królestwa muzułmańskie, że haram, że kara śmierci, że lata ciężkich robót, o tyle prawilny Polak katolik, niby dlaczego?
Jeśli Polak zamierzałby się poważnie stosować do wytycznych, jakich udzielają mu duszpasterze i prawicowi politycy, to czy naprawdę byłby on jakoś niezwykle odległy w swoich zapatrywaniach na moralność i obyczajowość od, dajmy na to, takiego irańskiego ajatollaha czy wahabickiego mułły?
czytaj także
Jak spojrzymy na emiraty Bliskiego Wschodu, to zdają się one dla episkopatu istnym rajem na Ziemi. Aborcja – zakazana. Homoseksualizm – kara śmierci. In vitro – haram. Edukacja dla kobiet – a po co? Baba za kierownicą – no rzadko, jeśli w ogóle. Dziewczyna chce wyskoczyć na drinka do miasta z koleżankami – kto to widział? Minióweczka – widziana chyba tylko na kompie w porno, „moja pani nie będzie się kurwić”. Dużo dzieci – samo szczęście. Przemoc domowa? Jasne, przecież kara fizyczna to nie przemoc, a pożyteczna forma nauki i tradycja. Praca ponad siły aż do śmierci – no spoko, pod warunkiem że robią to jacyś czarni migranci, a nie nasi, czyli jedziemy na pełnym korwinizmie. Brak rozdziału religii od państwa – Jędraszewski lubi to, ksiądz Oko daje lajka.
Do tego prawie każdy kraj na Półwyspie Arabskim to monarchia, Żydów nie lubią tam nawet bardziej niż w Częstochowskiem, a paliwo do fury jest za półdarmo. Czy typowy polski czytelnik „doRzeszy” może chcieć czegoś więcej? Nie sądzę.
Jakiś miękki sojowy wegański Niemiaszek czy Duńczyk to sobie mogą płakusiać w podusię, jak im zabrali na stadionie tęczę albo że nie dali jego dominie paradować z nim na smyczy w lateksie po promenadzie w Dausze. Ale przecież płakać nad jakąś tęczą nie będzie polski husarz, dzielny woj lechistanu, dumny słowiański Aryjczyk.
czytaj także
Polak, Katarczyk, dwa bratanki. Tu amerykańska baza, tam kamieniowanko dewianta, baba posłuszna i zamknięta na trzy spusty w chacie – można powiedzieć: pisowska sytuacja idealna.
Ale są też oczywiście ważne powody, dla których ta katarsko-polska koalicja może ździebko zgrzytać. Dwa fundamentalne to oczywiście kiełba i wódeczka.
Trudno sobie wyobrazić życie w Polsce bez śląskiej i karkóweczki z grilla, podlewanych piwkiem i szybką małpką, kiedy tak pięknie przygrzewa słoneczko, a grają nasi i z ziomkiem obczajamy sobie właśnie nowiuteńki stadion. A w Katarze ani kiełby, ani wódy, ani nawet piweczka na trybunach. No i te arabskie stroje, jak jakieś sukienki. No i ten islam.
Niezależnie jednak od tych drobnych różnic w kodzie kulturowym jest szansa na nowy ścisły sojusz. Bo czy rzeczywiście Polak aż tak dobrze zna tę nieszczęsną Biblię, żeby go to jakoś przejęło? Tylko nieco ponad jedna trzecia respondentów jest przekonana, że po śmierci – w zależności od naszego postępowania na Ziemi – trafimy do nieba, piekła lub czyśćca. Tylko co drugi wierzy w grzech pierworodny i piekło. Do tego 40 proc. Polaków wierzy w UFO, 30 proc. w horoskopy, 34 proc. w rzucanie złego uroku i amulety, a 22 proc. Polaków deklaruje styczność z duchami.
czytaj także
Tak że ten. Ten islam to jakoś by nawet dał radę sprawdzić się nad Wisłą, gdyby tylko nie ta kiełba i wódeczka. Kochani szejkowie, dajcie się napić biednemu Polakowi, a zostanie waszym konserwatywnym sojusznikiem na wieki. Rozważcie to. Jak to mówił w zakończeniu Casablanki do swojego francuskiego kolegi Humphrey Bogart: „tak sobie myślę, że to może być początek pięknej przyjaźni”.