To jednak zadziwiające, że liberalna opozycja prze do przyspieszonych wyborów, samobójczo wierząc, że tym razem naród nie “sprzeda się za 500 zł” i zagłosuje na jakąś jedynie słuszną opcję.
A przecież istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że Prawo i Sprawiedliwość wygrałoby takie wybory, choć zapewne bez większości bezwzględnej. Tylko czy koalicja partii Kaczyńskiego z narodowcami od Kukiza to naprawdę scenariusz, do którego warto dążyć?
Prawdziwym problemem nie są bezprawne działania partii rządzącej, tylko szerokie społeczne przyzwolenie, a często nawet poparcie dla tych posunięć. PiS utrzymuje prowadzenie w sondażach i wystarczy wychylić głowę poza swoją komunikacyjną bańkę, żeby usłyszeć oburzone głosy, że “kto to widział blokować mównicę sejmu”. To nie są głosy “radiomaryjnego betonu”, tylko zwykłych obywateli i obywatelek. Takich, którzy nie śledzą wszystkich posunięć polityków i polityczek, nie wiedzą o kolejnych pikietach przeciwko tej czy innej ustawie, w telewizji oglądają seriale, a informacje czerpią z przypadkowych urywków Wiadomości. I to nie jest zarzut. Każde z nas ma prawo żyć przede wszystkim swoim życiem osobistym. To właśnie takie osoby przesądziły o zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości i często dalej popierają działania rządu, ciesząc się z powiększenia domowego budżetu, czy choćby z tego, że dziecko pójdzie później do szkoły, którą sami pamiętają jako miejsce surowe i często opresyjne.
Prawdziwym problemem nie są bezprawne działania partii rządzącej, tylko szerokie społeczne przyzwolenie, a często nawet poparcie dla tych posunięć.
Wyzwaniem dla opozycji nie jest zrobienie jak najlepszego medialnego show, tylko odzyskanie zaufania tych osób, które teraz ufają raczej PIS-owi niż lewicy czy liberałom. Bez tego zaufania wszelkie gwałtowne ruchy są prezentem dla partii rządzącej i dają jej wspaniały pretekst do ruchów jeszcze ostrzejszych. Wiele osób twierdzi, że elektoratu PIS-u odzyskać się nie da i że można liczyć najwyżej na to, że po raz kolejny się rozczaruje i w kolejnych wyborach nie pójdzie już zagłosować. To by jednak znaczyło, że chcemy dążyć do zwycięstwa politycznego kosztem udziału obywateli i obywatelek w wyborach. Jeśli nie mamy innego pomysłu na zmianę klimatu politycznego w Polsce, to lepiej po prostu złóżmy broń albo przestańmy udawać, że chodzi nam o demokrację, czy tym bardziej o jakąkolwiek lewicową politykę. Jeśli bazą dla zwycięstwa ma być wykluczenie kolejnych grup poszkodowanych przez kolejne nieodpowiedzialne rządy, to znaczy, że przegraliśmy już na starcie. Nikt z nas nie ma gotowej recepty na odzyskanie tego utraconego zaufania, ale tylko w ten sposób możemy walczyć o prawdziwą demokrację opartą na podmiotowości obywatelek i obywateli, a nie na instytucjach. Co więcej, tego zaufania nie da się odzyskać z dnia na dzień. Potrzebne są lata pracy, której nie ułatwi klimat wojny domowej.
czytaj także
Na głosy krytyczne wiele opozycjonistek i opozycjonistów odszczekuje się, że “to oni zaczęli” i że “też nas obrażają”. Oczywiście, że tak. Jednak egalitaryzm nie polega na tym, że doktor prawa ma się zachowywać jak kibic Lechii Gdańsk, bo “kto mu zabroni”. Egalitaryzm zaczyna się od uświadomienia sobie własnego przywileju. Sytuacja zamożnej adwokatki, której „psują Trybunał”, nie jest porównywalna z sytuacją pracownika, któremu szef zalega z wynagrodzeniem, czy osoby wyrzucanej na bruk przez czyściciela kamienic. To nie jest ta sama krzywda i każda z tym osób dysponuje innymi środkami sprzeciwu. Jeśli pracownik naukowy, pomimo całego swojego kapitału kulturowego, decyduje się na działania charakterystyczne dla Samoobrony, nie świadczy to o żadnym egalitaryzmie, ale o niedostrzeganiu lub świadomym zacieraniu różnic społecznych i własnej, w dalszym ciągu uprzywilejowanej pozycji. Masowe oburzenie na elity, które tak dobrze zagospodarował PIS, nie wzięło się znikąd. Jest wynikiem powszechnego doświadczenia wyzysku i niesprawiedliwości. III RP osiągnęła swój cel – wykształciła upragnioną klasę średnią, ale odbyło się to kosztem wykluczenia tych, którzy się do tej klasy nie załapali. Jeśli udało nam się znaleźć w tej bardziej uprzywilejowanej grupie, to nie mamy prawa obrażać się na tych, którzy zostali za burtą. Więcej – mamy obowiązek korzystać z uzyskanego kapitału i wziąć odpowiedzialność za rzeczywistość. Darmowe wykształcenie, które gwarantuje nam Konstytucja, nie jest prezentem. Jest inwestycją, którą mamy zwrócić. Nie jest więc nadużyciem, jeśli od profesorki socjologii wymagamy mądrzejszych wypowiedzi niż od piłkarza. Ślepa wiara w to, że należy kopiować retorykę PIS-u, jest skrajnie naiwna. Przypomnijmy, że wcześniej przez lata Platforma Obywatelska wygrywała wybory technokratycznym spokojem. Jeśli Polki i Polacy zagłosują na opozycję, to na pewno nie dlatego, że zachowuje się tak samo jak partia rządząca.
Jeśli Polki i Polacy zagłosują na opozycję, to na pewno nie dlatego, że zachowuje się tak samo jak partia rządząca.
Może zatem zamiast wykrzykiwać obelgi warto się zastanowić, co i jak mówić, żeby nasze działania przekładały się na coś więcej niż samozadowolenie protestujących? Może powinniśmy jednak opanować czasem emocje i pomyśleć, jakie będą skutki naszych słów i działań? Potrafimy przecież tworzyć przemyślane wypowiedzi, uczyliśmy się tego. Znamy historię, czytaliśmy analizy polityczne, użyjmy tej wiedzy. Chyba że chcemy jedynie sobie ulżyć, ale wtedy zachowajmy chociaż minimum odpowiedzialności i nie podkładajmy się pisowskiej propagandzie. Przecież dla partii rządzącej wygrana w przyspieszonych wyborach to najlepszy z możliwych scenariuszy – PiS uzyskałby potwierdzenie poparcia społecznego, tym razem także dla wszystkich dotychczasowych nadużyć. Chyba nikt nie jest takim utopistą, żeby twierdzić, że nie ma dzisiaj ryzyka ponownej wygranej PIS-u.
Być może utopijna jest też wiara w możliwość przekonania wyborczyń i wyborców Prawa i Sprawiedliwości do lewicowych postulatów. Z pewnością jednak warto do tego dążyć i próbować mówić do tych osób, których głosu nie słychać. Trzymanie się z dala od elit politycznych i biznesowych, które przez lata dorabiały się kosztem polskich pracownic i pracowników, nie jest fanaberią, ani pragnieniem dziewiczej czystości. Ktoś musi zawalczyć o zaufanie tych, których te elity wystawiły do wiatru. Jeśli nie będzie tego robić lewica, to zrobią to narodowcy i autokraci.