28 sierpnia Konferencja Episkopatu Polski przyjęła stanowisko dotyczące społeczności LGBT. Jeden z absurdalnych postulatów stanowiska KEP zwrócił szczególną uwagę. Chodzi o „tworzenie poradni pomagających odzyskać zdrowie seksualne i naturalną orientację płciową”. Polski Kościół tym samym znów zmarnował okazję, żeby milczeć. Komentarz Katarzyny Markusz.
Polski Episkopat ogłosił konieczność tworzenia poradni „służących pomocą osobom pragnącym odzyskać zdrowie seksualne i naturalną orientację”. Na miejscu społeczności LGBT zaczęłabym się bać, ponieważ kiedy kilkadziesiąt lat temu Kościół tworzył komórki pomocowe dla faszystów pod hasłem „Jak skutecznie uciec do Ameryki Południowej”, okazały się one sukcesem.
Niedawno otwarte zostały watykańskie archiwa, co może pozwolić wyjść na jaw wielu nieprawidłowościom z przeszłości Kościoła. A jest o czym mówić. Historyk David I. Kertzer, który od marca pracuje w tych archiwach, twierdzi, że dokumenty, które odnalazł, znacznie wzmacniają tezy o bezczynności i obojętności Piusa XII wobec Zagłady.
A więc ze względu na historyczne „obciążenia” swojego stosunku do mniejszości Kościół katolicki powinien zachować więc skrajną ostrożność, powściągliwość i rozsądek, bo niejedno ma na sumieniu. A jednak tego nie robi.
Wyćwiczeni w nienawiści
Choć społeczność LGBT to w dzisiejszej Polsce najbardziej prześladowana mniejszość, Kościół z uporem godnym lepszej sprawy odwołuje się do najczarniejszych kart własnej historii, powiela błędy prześladowania i dyskryminacji, doprowadzając do kolejnych nieszczęść, rozpadu międzyludzkich więzi, siania nienawiści i wrogości między ludźmi, którzy wrogami wcale być nie muszą.
Antysemityzm w Polsce w okresie przedwojennym był regularnie pielęgnowany i podsycany w druku: przez prasę katolicką, przez księży z ambon oraz przez polityków często odwołujących się do boga i do autorytetu Kościoła. Wystarczy przywołać przykłady księży Stanisława Trzeciaka czy Marcelego Godlewskiego. Pierwszy pisał antysemickie książki, wychwalał Hitlera, popierał ONR oraz „odżydzenie Warszawy”. Uważał, że Żydzi zawiązali spisek w celu przejęcia władzy nad światem i zniszczenia katolicyzmu. Godlewski natomiast, jak podaje Żydowski Instytut Historyczny, toczył walkę z Żydami wyzyskującymi Polaków. O ile ks. Godlewski w czasie wojny zaangażował się w pomoc Żydom, wystawiając fałszywe metryki chrztu, o tyle ks. Trzeciak stał się gestapowskim szpiclem, wydając w ręce gestapo innego księdza, Tadeusza Pudra, ponieważ ten miał żydowskie korzenie.
Mówienie o dwóch najbardziej znanych przykładach nie oznacza, że nie było ich więcej. Przed wojną Kościół wspierał skrajną prawicę, a antysemityzm był podczas kazań powszechny w całym kraju. Przemoc wobec Żydów stała się niemal obowiązkiem katolików.
Gdy w maju 1925 r. w Sokołowie Podlaskim odsłaniano pomnik ks. Brzóski – ostatniego powstańca styczniowego – miasto wizytował biskup siedlecki Czesław Sokołowski (w czasie wojny zostanie skazany przez AK na karę śmierci; wyrok nie został wykonany). Jego obecność nie tylko nie powstrzyma antyżydowskich zamieszek, ale wręcz do nich zachęci. „Gdy zaprowadzono chrześcijańskie dzieci do kościoła na uroczystą mszę, nauczyciele z żydowskiej szkoły uznali za stosowne zaprowadzić tam i żydowskie dzieci i ustawili je w rzędach na placu przed kościołem. Tam obrzucono nas dobrze znanymi wyzwiskami, np. «Żydzi do Palestyny», zostaliśmy też opluci przez chrześcijańskie dzieci” – relacjonował ten dzień Mosze Zając.
Kościół był miejscem, gdzie nienawiść dojrzewała, rosła w siłę i rozwijała swoje możliwości. Księża nie powstrzymywali bojkotu ekonomicznego, który przerodził się w zamieszki i pogromy Żydów. Widzieli w tym raczej pokaz własnej siły i wpływów na masy ludzkie opętane bezsensowną nienawiścią. Nie tylko politycy, ale i księża kochali „ciemny lud” i pragnęli go w takim stanie utrzymać jak najdłużej.
Grabowski: Polscy policjanci często mordowali Żydów. Na własną rękę i z ogromną inicjatywą
czytaj także
Łańcuch Zagłady
Podobna manipulacja dzieje się dzisiaj. W 2011 r. ukazała się książka Dam im imię na wieki. Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów autorstwa Edwarda Kopówki, kierownika muzeum w Treblince, oraz ks. Pawła Rytla-Andrianika, obecnego rzecznika Episkopatu Polski. Publikacja ta została nazwana przez Dariusza Libionkę „zasmucającym regresem w badaniach naukowych” (Zagłada Żydów. Studia i materiały, t. 9; recenzja znalazła się w dziale Curiosa).
Już we wstępie do tej książki biskup Antoni Dydycz odrzuca wszelkie oskarżenia Polaków o antysemityzm, podkreśla rzekomo odwieczną tolerancję narodu, a relacje polsko-żydowskie nazywa… „Łańcuchem Miłości”.
W tej narracji Polacy zachowywali się przyzwoicie i godnie, z niczego nie muszą się tłumaczyć, a świat zalewany jest „naciąganymi interpretacjami” o polskim udziale w Zagładzie. Tak jak dziś Kościół wypacza działania z okresu przedwojennego i wojennego, tak za kilkadziesiąt lat będzie wypaczał represje, które stosował wobec społeczności LGBT.
Dlaczego to robi? Bo mu na to pozwoliliśmy. W sprawnie działającym kraju po publikacji tak nieprawdziwej historycznie książki jak Dam im imię na wieki Edward Kopówka nie mógłby pozostać kierownikiem muzeum, a ks. Rytel-Andrianik zostałby odsunięty do pracy na niewielkiej parafii. A jednak obu ich spotkał awans – Kopówka po przejęciu muzeum przez MKiDN (wspólnie z Zarządem Województwa Mazowieckiego) został jego dyrektorem bez konkursu, a ksiądz Paweł Rytel-Andrianik zakończył niedawno pięcioletnią pracę na stanowisku rzecznika Konferencji Episkopatu Polski. Jak informuje na Twitterze – od lipca jest dyrektorem ds. komunikacji zagranicznej w Sekretariacie Episkopatu.
Syci biskupi śpią spokojnie
Konferencja Episkopatu Polski przyjęła stanowisko dotyczące społeczności LGBT, postulując „tworzenie poradni pomagających odzyskać zdrowie seksualne i naturalną orientację płciową”. Chodzi o tzw. terapie konwersyjne, w wielu krajach już zakazane.
Po pierwsze nie wiem, dlaczego Kościół znów najpierw zabiera się za doradzanie innym, a sam ze swoimi problemami nie potrafi się uporać ani ich rozliczyć. Ani z ogromnej skali pedofilii wśród księży, krycia ich przestępstw i tuszowania spraw przez ich przełożonych, ani z kolejnych skandali korupcyjnych czy mieszania się w politykę.
Po drugie i najważniejsze, terapia konwersyjna, którą zdaje się promować Konferencja Episkopatu Polski, której zadaniem jest rzekomo zmienić orientację „pacjenta” z homoseksualnej na heteroseksualną, nie jest zabiegiem medycznym, nie wiąże się z nauką ani badaniami medycznymi, nie ma podstaw etycznych. To zwyczajne, nieludzkie barbarzyństwo, które można porównać do polowania na czarownice czy właśnie ścigania Żydów podejrzewanych o wyrabianie macy z dziecięcej krwi. Homoseksualność nie jest chorobą i nie trzeba jej leczyć. Zamiast jednak tłumaczyć wiernym współczesny świat, polski Kościół katolicki woli utwierdzać swoich wiernych w ignorancji.
I będzie dalej występował w roli gnębiciela LGBT. Wie bowiem, że nikt się temu specjalnie nie sprzeciwi. Media i politycy od prawej do centrolewicowej strony wciąż wierzą w polityczną moc kleru i nawet jeśli są w stanie czasem wytknąć im pojedyncze nieprawidłowości, to jako całości Kościoła bronią i próbują rozgrywać z nim własne polityczne interesy.
A skoro nawet najbardziej znani liberalni dziennikarze, rzekomo walczący o demokrację, są w stanie zbesztać nastolatków pragnących tańczyć na Krakowskim Przedmieściu w Boże Ciało, to syci biskupi mogą spać spokojnie. Ich pozycji i prawa do pogardzania innymi nikt im prędko w Polsce nie odbierze. Na temat prób „konwersji” gejów i lesbijek na heteroseksualność może powstanie kilka felietonów, ale i tak szybko o nich zapomnimy, tak jak zapominamy o innych podłych działaniach Kościoła katolickiego, bo śmiałe atakowanie go wciąż wydaje się wielu politykom i dziennikarzom zbyt nieopłacalne politycznie.