Kostką brukową nie naprawicie kraju. Kostką brukową można co najwyżej wybić komuś oko podczas zadym na 11 listopada.
Straszenie PiS-em przestało działać, więc zwolennicy obozu władzy uczepili się hasła „Polska w ruinie” jak ostatniej deski ratunku przed spadającymi sondażami i widmem utraty władzy w październiku. „Polsce w ruinie” mają przeczyć zdjęcia każdego nowego dworca, aquaparku i kilometra drogi, które lądują na Facebooku. Ma być ironicznie, przecież Polska pięknieje, prawda? Dzięki akcji możemy jednak zobaczyć, jak wyobrażają sobie nowoczesność zwolennicy obecnego status quo. Wyobrażają ją sobie jako więcej szkła i betonu.
„Polsce w ruinie” to parafraza słów z ckliwej reklamówki Andrzeja Dudy – wtedy jeszcze kandydata na urząd prezydenta. Dokładnie cytat brzmiał tak: „Jesteśmy synami naszych ojców, wnukami naszych dziadków i pradziadków. To oni odbudowali Polskę ze zgliszcz. I ja mówię dzisiaj wszystkim – my też potrafimy”. Na ten patos i przesadę rzucili się wtedy publicyści, sympatycy, członkowie Platformy i zwykli obywatele wkurzeni dezawuowaniem niezaprzeczalnych osiągnięć ostatniego ćwierćwiecza. Co zaskakujące, zapał zwolenników Platformy pół roku po emisji spotu nie ostygł. Hasło „Polska w ruinie” cały czas jest jedną z głównych osi kampanii wymierzonej w PiS.
Maczugą w propagandowej walce jest przede wszystkim tak zwana twarda infrastruktura. Oglądając zamieszczane pod hasłem „Polska w ruinie”, zdjęcia można odnieść wrażenie, że nowoczesność i postęp powinien być mierzony ilością wylanego betonu i położonej kostki. Profil na Facebooku nosi nazwę „Polska w Ruinie – Official”. Angielskie słowo chyba nie jest użyte tu przypadkowo, ma najwyraźniej stronie dodać powagi i podkreślić jej nowoczesny (okcydentalny) charakter. Dobrze koresponduje ze zdjęciami centrów handlowych, różnych „center parków” i „city square’ów”, którymi prowadzący stronę chwalą zdobycze ostatnich lat. Na niezliczonych memach możemy podziwiać obrazki, które łatwo pomylić z wizualizacjami przygotowanymi przez deweloperów. Wszystkie puentowane słowami „w ruinie”. Akcja jest zrobiona z lekkością i poczuciem humoru godnym polskich kabaretów.
Porównanie do propagandy sukcesu doby późnego Gierka samo ciśnie się na usta.
„My tymi kilometrami asfaltu, wybetonowymi rynkami, centrami spedycyjnymi otwieramy oczy niedowiarkom. Mówimy: to jest nasze centrum handlowe, przez nas zrobione, i to nie jest nasze ostatnie słowo”.
Zdjęcia i memy „Polski w ruinie” składają się na obraz kraju peryferyjnego turbokapitalizmu, którego elity utożsamiają postęp z wieżowcami i autostradami. Mamy tutaj do czynienia w rzeczywistości z dość dramatyczną i brzemienną w skutkach pomyłką: wzrost PKB został utożsamiony z rozwojem i poprawą społecznego dobrostanu. Faktycznie jednak zdjęcia dowodzą jedynie tego, że Polska wydaje ogromne ilości środków europejskich. Buduje się dużo, wysoko i kolorowo. Zdjęcia pendolino nie są jednak symbolem rozwijającego się systemu transportu publicznego, a jego pendolinizacji właśnie. Czyli modernizacji wyspowej i powierzchownej.
W tym samym czasie, gdy rząd wydawał setki milionów na nowe włoskie składy, likwidował dziesiątki połączeń między mniejszymi miastami. Zdjęcia centrów handlowych nie są przykładem triumfu polskiego handlu i rzemiosła, a jego powolnego wykańczania, wysysania kapitału z Polski i transferu zysków zagranicę. Jeszcze nigdy w historii żadna kostka brukowa niczego nie wymyśliła – żadnej innowacji, nowego produktu, idei. Kostką brukową można co najwyżej wybić komuś oko podczas zadym na 11 listopada. Osoby posługujące się hasztagiem #PolskaWRuinie zdają się tego nie dostrzegać.
Polska nie jest w ruinie, ale nie oznacza to, że sytuacja w kraju napawa wielkim optymizmem. Polskie państwo w wielu obszarach swojej działalności się zwija.
I nie trzeba jechać nad wschodnią granicę czy do popeegierowskiej wsi, żeby to zobaczyć. Wystarczy przejechać się na Białołękę, gdzie duża część nowych osiedli pozbawiona jest publicznej edukacji, opieki zdrowotnej, transportu, a wieczorami na ostatnie piętra nie dociera woda, bo ciśnienie w wodociągu jest za niskie. Mieszkańcy tych osiedli marnują życie w korkach. Zza szyb swoich samochodów patrzą, jak ostatnie zielone tereny są zabudowywane pod kolejne nowe, powstające bez ładu i składu osiedla. Taki model rozwoju, w którym państwo odgrywa coraz mniejszą rolę, a obywatele zostali pozostawieni sami sobie, przypomina bardziej kraje azjatyckie niż sytuację panującą u naszych zachodnich sąsiadów.
Nie tylko zwolennicy PiS-u twierdzą, że nasze państwo przypomina domek z dykty. Narracja o ruinach próbuje wyśmiać i postawić w jednym rzędzie ze stojącym u bram PiS-em tych, którzy obecny stan rzeczy kwestionują. Jest to infantylne i przeciwskuteczne.
Taki zachwyt nad powierzchownymi symbolami modernizacji byłby jeszcze do zrozumienia w latach 90. Wszyscy pamiętali wtedy poprzednie dekady i pustki na sklepowych półkach. Cały świat przeżywał zachwyt neoliberalną doktryną. Jednak od wolnorynkowych reform Balcerowicza mija już 25 lat. Polski kapitalizm osiągnął już wiek pełnoletni. „Polska w ruinie” obnaża poziom refleksji ogromnej części naszego establiszmentu nad kondycją kraju. Świadczy o poziomie ich samozadowolenia i arogancji, które przyniosły w maju klęskę Platformie Obywatelskiej.
Problemów Polski nie da się zakryć memami. Obsesja „Polski w ruinie” unaocznia nam intelektualną pustkę, jaka zapanowała w obozie władzy. Nie da się robić polityki bez intelektualnego zaplecza, umiejętności wyciągania wniosków z porażki i krytycznego spojrzenia na rzeczywistość. Zwolennicy obozu władzy już wkrótce się o tym przekonają.
**Dziennik Opinii 222/2015 (1006)