Opadają społeczne emocje, rozliczeń domagają się już tylko najbardziej fanatyczni wyborcy rządzącej koalicji, a reszta, wobec braku szybkich efektów, zaczyna zajmować się tym, czym zwykle: cenami w sklepach, swoim zdrowiem, poczuciem niepewności.
Presja na Państwową Komisję Wyborczą była ostatnio niemała. Politycy i komentatorzy odliczali dni do 31 lipca, kiedy PiS miało zostać rozliczone – jak mówili jedni, albo zdelegalizowane – jak straszyli inni. Podtykano komisji pod nos dowody nadużyć budżetu, dowody wykorzystywania do kampanii wyborczej Lasów Państwowych, Funduszu Sprawiedliwości, Ministerstwa Obrony Narodowej, Ministerstwa Rodziny – które organizowały pikniki, podczas których politycy PiS prowadzili agitację. Przypominano, że za znacznie mniejsze nieścisłości odrzucono kiedyś sprawozdanie partii Razem, PSL i Nowoczesnej, które utraciły w związku z tym subwencję.
Licencja na zabijanie. Kto powie rządowi, że czasem lepiej się cofnąć?
czytaj także
Roman Giertych wprost apelował o odrzucenie sprawozdania PiS. Przecież wszyscy widzieliśmy te pikniki, helikoptery, dmuchańce, te garnki i patelnie dla kół gospodyń wiejskich, wozy strażackie, widzieliśmy, jak premier Morawiecki nie miał czasu na nic poza kampanią. Skala zaangażowania całego rządu, całego aparatu państwa w wybory, była nieporównywalna do niczego, z czym się dotąd spotkaliśmy.
I co? I nic. PKW postanowiło dać sobie na rozliczenie sprawozdań finansowych partii politycznych za rok 2023 więcej czasu, do końca sierpnia. Jej członkowie rozkładają ręce: wcześniej ich praca polegała na prześledzeniu tabelek w Excelu, sprawdzeniu, czy się przelewy zgadzają. Teraz potrzebne są kompetencje śledczych.
Dyrektywa DSM. Senator Grodzki otwarty na propozycje, czyli cała nadzieja w Donaldzie Tusku
czytaj także
Do tego dochodzi warstwa komunikacyjna. Po zmianach wprowadzonych przez PiS PKW składa się z dwóch sędziów TK i NSA oraz osób wybranych przez Sejm. Teraz są to powołani w marcu: Ryszard Balicki, Paweł Gieras, Ryszard R. Kalisz, Maciej Kliś, Arkadiusz Pikulik, Konrad Składowski i Mirosław Suski. To swoista pułapka pozostawiona przez PiS, które ostentacyjnie wręcz pokazywało, że nie ma nic poza polityką i interesem politycznym. Dlatego nowy rząd musi dowieść, że priorytetem jest praworządność.
Decyzja PKW w Polsce pod rządami demokratów nie może zatem zostać odebrana jako polityczna zemsta albo polityczne zaniechanie. Musi wynikać z prawa. Ale z uwagi na sam skład komisji jej decyzje mogą zostać podważone – czy aby na pewno są bezstronne, czy może jednak to zemsta i oczywiste sięganie po metody piętnowane, kiedy sięgał po nie PiS?
To swoista gra w prawo i sprawiedliwość, w którą nomen omen PiS grał z wprawą, ale też się ostatecznie przejechał. Na początku – owszem – jechanie na społecznym poczuciu niesprawiedliwości, nierówności i frustracji, okazało się skuteczne. Trafiło na dobry moment, a szybkość przeprowadzenia ustaw potwierdziła polityczną sprawność. Kolejne akty rozdawnictwa Zjednoczona Prawica też tłumaczyła potrzebą sprawiedliwości: już nie Fundacja Batorego albo Dajemy Dzieciom Siłę dostawały wsparcie, ale dotychczas niezauważany i niedoceniany Bąkiewicz i ksiądz Olszewski.
Ostatecznie PiS przesadziło: przegrało wybory, mimo że wciągnęło w kampanię całą machinę państwa. Ludzie zobaczyli, że mają do czynienia nie ze zwykłą kiełbasą wyborczą, ale z poważnym przekroczeniem i nie kupili tego, bez względu na wszystkie garnki i pikniki.
Zadaniem PKW nie jest pospieszne przypieczętowanie tego poczucia, ale rozpisanie na konkretne przepisy, a to trwa.
W międzyczasie opadają społeczne emocje, rozliczeń domagają się już tylko najbardziej fanatyczni wyborcy, a reszta, wobec braku szybkich efektów, zaczyna zajmować się tym, czym zwykle: cenami w sklepach, swoim zdrowiem, poczuciem niepewności.
Gra na dwóch fortepianach
Dlatego gra na prawie i potrzebie sprawiedliwości to gra na dwóch fortepianach, w dwóch różnych tempach. To trudne. Przydałby się sukces, bo rząd ma kłopoty, bo koalicja się chwieje, bo PSL umizguje się już nie tylko do wyborców PiS, ale i do posłów tej partii. Nie udały się flagowe, istotne właśnie ze względu na poczucie sprawiedliwości zmiany, czyli oddanie kobietom praw reprodukcyjnych i związki partnerskie. Kwestie bezpieczeństwa wobec słabości armii trzeba fastrygować patriotycznymi pohukiwaniami i wciąż obawiać się szantażu ze strony PiS. Na babciowe i rentę wdowią już kręcą nosem a to zwolennicy zaciskania pasa i końca rozdawnictwa, a to odwrotnie – ci, co chcą systemowych działań, a nie klajstrowania. Rozliczenia nadużyć poprzedniego rządu idą, ale nie tak szybko, jak by się chciało. Utykają jak sprawa Marcina Romanowskiego, a o rozliczeniu Ziobry wciąż nie ma mowy.
czytaj także
W dodatku, jak się zdaje, przy fortepianie prawa siedzi Adam Bodnar, a przy fortepianie sprawiedliwości Roman Giertych, który z Bodnarem wcale nie chce grać wspólnego koncertu, ale, głośniejszy, prze do pospiesznych, ryzykownych z punktu przywracania praworządności decyzji. Mamy kakofonię. W dodatku widać, ze Giertych co i raz wyciąga rękę i próbuje grać również na fortepianie Bodnara.
Szkoda, że rządząca koalicja nie uzgodniła strategii zawczasu. Po stronie zadośćuczynienia poczuciu społecznej niesprawiedliwości mogłyby stanąć: inflacja, aborcja, związki partnerskie, uporządkowanie Polskiego Ładu, finansowanie ochrony zdrowia, wycinki i strzelanie do zwierząt – to wszystko, co przy zgodnej koalicji można dowieźć, spektakularnie odwracając skandale PiS, które najmocniej utkwiły ludziom w głowach.
W tle prokuratura pracowałaby nad rozliczeniami, a Ministerstwo Sprawiedliwości nad przywracaniem praworządności – ani jedno, ani drugie nie nadaje się na spektakl, bo zbyt wiele jest niewiadomych. Zamiast relacjonować każdy etap, lepiej pokazać proces dochodzenia do prawdy retrospektywnie, po jakimś osiągnięciu.
czytaj także
Tak się nie stało, ale to nie znaczy, że ta droga jest zamknięta. Widać to po sondażu dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Radia RMF, w którym 51,4 proc. respondentów stwierdziło, że priorytetem rządu Donalda Tuska powinna być walka z rosnącymi cenami.
Nie znaczy to wcale, że Polaków przestało interesować przywracanie praworządności. Znaczy tyle, że ten spektakl ma niezbyt dobry scenariusz, w którym mowa o skomplikowanych przepisach, na których znają się tylko wtajemniczeni. Ludzie mają swoje sprawy. Inflacja była spektakularna, ale wraz ze zmianą rządu nie nastąpił spektakularny spadek cen, za to doszedł 5 proc. podatek VAT na żywność, co widać na rachunkach. Nie ma tu zadośćuczynienia. W dodatku proszę: Fundusz Sprawiedliwości przewala miliony, tak jak NCBiR, winnych ciągle nie ma, a nawet jak się znajdą, to przecież pieniądze te nie pójdą na to, żeby dzieciaki Kowalskiego, który co dzień śledzi ten serial w telewizji, wysłać na wakacje.
Za i przeciw CPK. Czy nowy rząd powinien budować megalotnisko?
czytaj także
Kolejne punkty, popierane przez ponad 20 proc., to: wzmacnianie bezpieczeństwa państwa, poprawa sytuacji w ochronie zdrowia, budowa CPK (tego chcą przede wszystkim wyborcy PiS i Konfederacji) i elektrowni jądrowej. Polacy chcą konkretów.
Po kilkanaście procent chce przywrócenia praworządności, rozliczeń, dostępu do aborcji, 9,6 proc. tanich mieszkań, a 6,4 proc. związków partnerskich – Lewico, to chyba twój elektorat, potencjalnie większy, niż w ostatnich wyborach.
Sprawa aborcji spadła z listy priorytetów? Jakże miała nie spaść, skoro widać, że utknęła w rządzie. Ludzie wiedzą, że w razie potrzeby sami lub z pomocą oddolnych inicjatyw będą musieli ogarnąć tabletki poronne czy wyjazd do kliniki i bardziej martwią się o pieniądze (patrz wyżej).
Po ponad 200 dniach od zaprzysiężenia nowego rządu widać, że antypisizm nie jest receptą na wszystko. Ludzie chcą fajnego państwa, które nie nastaje na prawa obywatelskie. Państwa, które dobrze gospodaruje podatkami, ma sprawne instytucje i nie zawraca obywatelom głowy od rana do wieczora.
Widać też, że nie chodzi tylko o ukaranie, ale o zadośćuczynienie. Sama kara, sam spektakl kaźni, walcowania na ekranach telewizorów kolejnych polityków, nie przynosi na powrót ładu. To zresztą jakiś mit, że tylko sroga kara zapewni poprawę. Sroga kara zawsze w oczach części widzów będzie wyglądała jak zemsta. Dobrze więc, że PKW nie poddaje się presji. Odebranie PiS subwencji i tak nie będzie końcem tej partii. A nawet koniec PiS nie będzie oznaczał końca kłopotów.