Kraj

Kto zdelegalizuje media samorządowe? PiS zabiera się za relikt z lat 90.

Opozycja udawała, że tematu nie ma, licząc zapewne na solidarność PiS-u, który z istnienia mediów samorządowych odnosi takie same korzyści. − Wystawiła się tym na łatwy cel − komentuje dla Krytyki Politycznej Andrzej Andrysiak, szef Stowarzyszenia Gazet Lokalnych i wydawca „Gazety Radomszczańskiej”.

W ostatnich tygodniach Prawo i Sprawiedliwość zajęło się tematem mediów wydawanych przez samorządy. Najpierw europoseł PiS Kosma Złotowski w drodze interpelacji spytał Komisję Europejską, czy wydawanie czasopism i portali internetowych przez lokalne samorządy jest zgodne z unijnym prawem. Kilka dni temu poseł Kownacki zwrócił uwagę na problem mediów w niektórych miastach, twierdząc, że nie spełniają one zbiorowych potrzeb mieszkańców, tylko służą propagandzie lokalnych władz. Skierował do ministra prośbę, aby regionalne izby obrachunkowe mocniej zaangażowały się w temat prasy wydawanej przez samorządy.

Wrocław – udzielne księstwo facebookowego satrapy

Choć sprawa samorządów związana jest zarówno z obozem rządzącym, jak i opozycją, Prawo i Sprawiedliwość celowo podało za przykład miasta, w których rządzi ich polityczny rywal. Stanowią one łatwy cel, a problem rzeczywiście istnieje. Wrocław posiada spółkę, która zatrudnia ponad 40 osób, a zajmuje się promocją miasta i wydawaniem mediów samorządowych. Łódź wydaje gazetę, której numer ukazuje się trzy razy w tygodniu. 16-stronicowy dziennik rozdawany za darmo można bez problemu znaleźć w miejskich placówkach, tramwajach czy walający się w koszach i na ulicy. Prezydent Jacek Majchrowski w Krakowie wydał dziesiątki milionów złotych na telewizję.

Nie tylko duże miasta

− Jeżeli PiS dobrze poprowadzi ten temat, to rzeczywiście przedstawi to jako problem wyłącznie opozycji, bo to ona rządzi w dużych miastach, gdzie na media idą największe pieniądze. Opozycja wystawia się na łatwy cel – komentuje dla Krytyki Politycznej Andrzej Andrysiak, szef Stowarzyszenia Gazet Lokalnych i wydawca „Gazety Radomszczańskiej”. − Największy problem mają jednak nie miasta wojewódzkie, ale mniejsze, np. powiatowe. Tam media samorządowe wydawane są przez przedstawicieli wszystkich opcji politycznych – mówi Andrysiak.

Trzebnica to miasto w województwie dolnośląskim posiadające ok. 13 tysięcy mieszkańców. Ukazuje się w nim magazyn samorządowy „Panorama Trzebnicka”. W każdym numerze można znaleźć kilkadziesiąt zdjęć związanego z PiS-em burmistrza (po kilka na jednej stronie). Gazeta posiada 40−48 stron, jest darmowa, jednak zbiera płatne ogłoszenia i reklamy, czym pozbawia niezależną konkurencję źródła finansowania.

Podobna sytuacja jest w Świdnicy, w której rządzi prezydentka z SLD (poparta przez Platformę Obywatelską). Miasto prowadzi portal i gazetę ukazującą się w nakładzie kilkunastu tysięcy egzemplarzy na niecałe 60 tysięcy mieszkańców. Na pierwszy rzut oka „Moja Świdnica” wydaje się bardzo rzetelnym źródłem informacji o lokalnych wypadkach, pożarach, wydarzeniach. Nie promuje nikogo w sposób nachalny. Jeśli jednak zacząć ją analizować, nie trafia się żaden krytyczny materiał.

− W Świdnicy prowadzą samorządowe media zdecydowanie subtelniej, nie kłamią, ale też nie publikują niewygodnych materiałów, a przecież na tym właśnie polega propaganda – komentuje Andrzej Andrysiak.

Media samorządowe jako przeciwwaga dla mediów rządowych?

Miasta wojewódzkie są wzorcem dla małych miast. Jeżeli Kraków wydaje dziesiątki milionów na telewizję, to dlaczego jakiś burmistrz nie może wydać u siebie pół miliona na własną gazetę czy portal internetowy?

Oczywiście można na to spojrzeć pod kątem „wyrównania szans”: PiS posiada TVP, a także tzw. Obajtkowe media, czyli koncern Polska Press. Jest to jednak niezwykle zwodniczy argument w ustach opozycji, która zarzuca cele propagandowe partii rządzącej i deklaruje poparcie dla wolnych mediów.

Wolne media regionalne? Wolne żarty

Media samorządowe pojawiły się znacznie wcześniej, niż PiS doszedł do władzy. Ich historia sięga początków III RP.

− W pierwszej kadencji samorządu wszystko było powiązane: nie było wcześniej lokalnych mediów, a więc samorządowcy zakładali gazety, a lokalni dziennikarze zasiadali w radach miasta – przedstawia zarys historii Andrzej Andrysiak. − W drugiej, trzeciej kadencji te drogi się rozeszły i rzeczywiście albo ktoś był dziennikarzem, albo samorządowcem. W na początku wieku ktoś wpadł na pomysł, aby zrobić swoje media, i poszła fala.

Problem ignorowany przez lata pojawia się przed wyborami

Od dawna pojawiają się próby ograniczenia tego zjawiska. Przez lata zwracali uwagę na ten problem m.in. Stowarzyszenie Gazet Lokalnych, Izba Wydawców Prasy, Rzecznik Praw Obywatelskich, Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

W roku 2018, przy okazji wyborów samorządowych, sprawą zainteresował się ruch Kukiz ’15, który zgłosił propozycję zmiany Prawa prasowego z 1984 roku, aby zakazać organom samorządowym wydawania prasy. Propozycję Kukiza poparła Helsińska Fundacja Praw Człowieka, jednak posłowie żadnej z partii nie byli nią zainteresowani, więc przepadła na etapie konsultacji.

Zarówno dla PiS-u, jak i dla głównych partii opozycji był to niewygodny temat – każdy miał swoich samorządowców, którzy od lat z samorządowych mediów korzystali.

Polska Radomskami usłana [rozmowa z Andrzejem Andrysiakiem]

Politycy Prawa i Sprawiedliwości tematem mogli zająć się już dawno, ale – podobnie jak opozycja – woleli go ignorować. Nagle akurat w roku wyborczym wykorzystali temat. Teraz budują prosty przekaz: problem dotyczy Platformy Obywatelskiej. Fakt, że główny problem dotyczy małych miast, postanowili jednak przemilczeć.

PiS zostaje obrońcą wolnych mediów

Problem został poruszony, bo PiS nie ma nic do stracenia: od dawna atakowany jest zarzutami podporządkowania celom partyjnym telewizji publicznej, promowania tytułów sobie przychylnych i przejmowania portali i prasy lokalnej. Teraz próbuje zostać obrońcą wolnych mediów, a więc pozbyć się wcześniejszej łatki i wyjść na bohatera. Czy nagłośnienie upolitycznienia mediów lokalnych może pogrążyć również PiS? Niekoniecznie. Rządząca partia przemilczała, że problemem mogła zająć się już dawno i po prostu go rozwiązać. Zamiast tego jest interpelacja Złotowskiego, a jaka będzie odpowiedź Unii Europejskiej – łatwo się domyślić.

PiS wyrywa więc Platformie dwa potężne atuty: po pierwsze buduje narrację, że opozycja pokazuje hipokryzję w kwestii wolności mediów, po drugie będzie mógł wykorzystać w przekazie medialnym informację, że Unia skrytykowała działania Platformy.

Opozycja, aby się bronić, musi nagłośnić sprawę, a wtedy potencjalnie może stracić więcej niż PiS. Dotychczas unikała tematu i udawała, że nie wie, o co chodzi, licząc, że PiS zachowa się solidarnie.

Co dalej z lokalnymi mediami?

Jak to w polityce, trzeba się opluwać i obrażać, a rozwiązanie problemu wydaje się banalnie proste: zdelegalizować media samorządowe można jedną korektą prawa prasowego. Nie trzeba ich „naprawiać” czy „zwiększać kontroli”. Są one zupełnie do niczego niepotrzebne, a wręcz psują i tak już trudny rynek mediów lokalnych.

PiS bierze media lokalne. Czarny dzień dla wolności słowa w Polsce

W warunkach wolnego rynku niezwykle trudno utrzymać prasę, zwłaszcza bez propagandy i artykułów sponsorowanych. Sytuacja, w której finansowane przez samorząd media zgarniają reklamy niezależnym tytułom, zakrawa już o całkowity absurd.

− Wiele krajów uznało już, że media lokalne są tak ważne dla demokracji, że należy je wspierać. Są raporty i propozycje, jak to działa w krajach zachodnich, na czym można się wzorować − zauważa Andrzej Andrysiak. − W Polsce rząd wspiera kulturę i sport, ale kiedy rozmowa schodzi na media, w każdym polityku pojawia się taki mały konfederata, który nie chce nic finansować z publicznych pieniędzy.

Andrysiak zauważa też, że gdyby powstał program finansowania lokalnych mediów, to musiałby mieć sztywne i jasno określone reguły. − Najpierw należy przede wszystkim zlikwidować media samorządowe, bo potrafię wyobrazić sobie scenariusz, że to one korzystają z takiego programu – zaznacza Andrzej Andrysiak.

**
Kajetan Woźnikowski jest dziennikarzem, memiarzem z Żywca, studentem politologii.

***

Projekt realizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij