Twój koszyk jest obecnie pusty!
Piękni czterdziestoletni idą po prezydenturę
Mają doświadczenie, nie są nowicjuszami w polityce, ale nie zdążyli się ludziom opatrzyć. Dostali szanse od swoich partii: startują w wyborach na prezydentów miast.

Kampania samorządowa w kraju ostro podzielonym na dwa obozy przestaje być samorządowa, a staje się kolejny etapem starcia pomiędzy PiS i anty-PiS. Choć nie dotyczy to całości wyborów, na pewno sprawdza się na poziomie sejmików i wyborów prezydentów miast. Na niższych szczeblach robi się już bardziej lokalnie i kampania częściej dotyka spraw stricte samorządowych.
Na szczeblu, który pokażą w wieczór wyborczy telewizje, liczy się jednak, kto z którego jest obozu: o godzinie 20 zobaczymy mapę Polski z zaznaczeniem sejmików i rozkładu mandatów w nich, a także batalie o duże miasta (i oczywiście słupki wyników skumulowanych z całego kraju, które PiS zapewne wygra najbardziej zdecydowanie). To właśnie kampania na prezydentów miast najlepiej pokazuje, w jakim stopniu wybory samorządowe angażują dwie największe partie polityczne. I jak obydwie w tych prezydenckich wyborach odświeżają swój wizerunek.
Najlepszy tego przykład o to oczywiście pojedynek Rafała Trzaskowskiego z Patrykiem Jakim w Warszawie. Około czterdziestoletni politycy – jak na polskie warunki, w sumie młodzieńcy, dostali od swoich partii okazję do pokazania się z nowej strony. Jaki ma 33 lata, więc jest młodszy od innych tu wspomnianych polityków, ale wpisuje się w jakiś model. Obydwaj mają doświadczenie polityczne. Obaj są w tej grze od lat. Ale teraz dostali szansę jedną na milion.
Podobną dostał w wyborach prezydenckich Andrzej Duda i świetnie ją wykorzystał – PiS mógł go pokazać jako nową, młodą twarz. Obok schowania Macierewicza do piwnicy pozwoliło to na pokoleniowy lifting partii, oczywiście pod kontrolą starszyzny z tylnego siedzenia.
W Gdańsku walka o najważniejszy fotel w mieście toczyć się będzie głównie między trzema kandydatami: urzędującym prezydentem Pawłem Adamowiczem, Jarosławem Wałęsą i Kacprem Płażyńskim, choć szanse tego trzeciego są w bliskie zeru. Młody Wałęsa ma doświadczenie posła i europosła. Startuje wprawdzie przeciw Adamowiczowi, który dotąd mógł liczyć na poparcie Platformy Obywatelskiej, ale czasy i nastroje wyborców się zmieniają, więc potrzebna jest też zmiana personalna. PiS to rozumiał wystawiając Dudę, a potem na kolejnych premierów wybierając Beatę Szydło i Mateusza Morawieckiego, dziś zaczyna to rozumieć PO. Postawiło więc na polityka z doświadczeniem, ale jeszcze nie opatrzonego.
We Wrocławiu dotychczasowy prezydent Rafał Dutkiewicz postanowił nie startować i przekaże swoje poparcie prawdopodobnemu następcy. Podobne przekazanie pałeczki nastąpiło 16 lat temu, gdy Dutkiewicza poparł przechodzący do polityki krajowej Bogdan Zdrojewski i wschodząca wówczas PO. Dziś on sam popiera Jacka Sutryka, szansę daje mu również Platforma po tym, jak zrezygnowała z niefortunnej kandydatury bynajmniej-nie-nowej twarzy w polityce, czyli Kazimierza Michała Ujazdowskiego. Sutryk ma doświadczenie pracy w mieście, kierował Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej, a dziś jest dyrektorem departamentu spraw społecznych we wrocławskim magistracie. Kolejny, jak spod igły zdolny czterdziestolatek, w którym swą szansę na powstrzymanie PiS dostrzega nie zawsze zdolna do tego partia.
Żeby nie było, że szydzę. Czy, że wypominam komuś wiek. Podobny rocznik kilku kandydatów w dużych miastach to trochę przypadek, ale trochę strategia polityczna, która ma dać szansę ambitnym i doświadczonym politykom i która w przyszłości, jeśli wygrają, może przynieść obu partiom zastrzyk energii. I zastrzyk nowych wyborców.
„Piękni czterdziestoletni” nie tylko wnoszą świeżą twarz, ale też bywają bardziej ekumeniczni, przynajmniej w deklaracjach. Duda potrafił przekonać do siebie tych, którzy nie byli dotąd wyborcami PiS. Jaki przekonuje, że „ma program dla różnych elektoratów”. Jarosław Wałęsa mówi: „Jeśli mieszkańcy Gdańska obdarzą mnie zaufaniem i powierzą mi urząd prezydenta, to nie będę patrzył na sympatie czy antypatie, lecz na kompetencje.” Jacek Sutryk pytany o poglądy i o to, czy bliżej mu do PiS czy Platformy mówi: „ Definiuję się jako człowiek centrum, choć oczywiście zdecydowanie bliżej mi do Platformy. Staram się jednak czerpać z jednej i drugiej strony”.
Nowym czterdziestolatkom daleko do stwierdzeń, których używają przywódcy ich partii czy partii, „do których jest im blisko”. Nic z języka Jarosława Kaczyńskiego straszącego nieczułą na człowieka polską liberalną, czy z języka Grzegorza Schetyny straszącego PiS w wypowiedziach wspomnianych kandydatów na prezydentów największych miast nie znajdziemy. I to dobrze, bo może znaczyć, że język polityki się zmienia, a ton konfrontacji nuży Polaków, z drugiej strony trudno sobie jednak wyobrazić, że Patryk Jaki jako ta swojska twarz Zjednoczonej Prawicy „spod bloku” będzie robił inną politykę niż partia, z której się wywodzi.
Polityka fajności może na chwile przykryć realny konflikt, ale go nie zastąpi. Żeby z tego pożerającego niepartyjną sferę publiczną konfliktu się wydostać część z tych polityków, którzy dostali dziś szanse w wyborach samorządowych i którzy wygrają wybory na prezydentów miast, musiałaby przenieść doświadczenie lokalne, gdzie już wolno być bardziej otwartym i gdzie trzeba mówić o konkretach, na poziom wyżej – do swoich partii walczących na poziomie krajowym. A i to nie gwarantuje sukcesu. Bo samą fajnością i otwartością nie rozwiążemy problemów łamania praw kobiet, nieprzestrzegania konstytucji i niszczenia instytucji publicznych.