Wskaźniki głównych rodzajów przestępstw – włamań, zabójstw oraz kradzieży pojazdów – mamy na podobnym poziomie co Niemcy, Dania i Holandia. Mimo to karzemy więzieniem trzykrotnie częściej niż Niemcy, Duńczycy i Holendrzy.
Panuje dość powszechne przekonanie, że podstawową karą za przestępstwo powinno być więzienie. Skoro ktoś zrobił coś złego, należy go na dłuższy czas odizolować. Wsadzanie obywateli i obywatelek do zakładów penitencjarnych jest zatem domyślną karą za występek – a karanie w ogóle jest domyślną reakcją na czynienie zła. Więzienia to więc podstawowy sposób nawracania na dobro ludzi, którzy zboczyli z jego ścieżki. Przynajmniej w Polsce, w której korzystamy z tej formy walki ze złem bardzo ochoczo.
Pytanie, czy nie zbyt ochoczo. Więzienia nie są miejscem, w którym można nauczyć się korzystnych społecznie zachowań, co wie każdy, kto ma wśród znajomych osoby po odbyciu wyroku albo sam taki wyrok odbył. Polskie więzienia nie wyglądają już jak z filmu Symetria, nadal są jednak miejscami, w których chłonie się przestępcze zachowania od współwięźniów. Proces ten zachodzi w sposób naturalny, gdyż żeby przetrwać pobyt w zakładzie penitencjarnym, trzeba się dostosować do jego reguł, a te tworzą w dużej mierze sami osadzeni. Skupianie w jednym miejscu osób, które mają na sumieniu robienie złych rzeczy, i liczenie na to, że dzięki temu nauczą się robienia rzeczy dobrych, jest pomysłem dosyć wątpliwym.
Sala samobójców
Oficjalnie polskie więzienia nie są przepełnione. Ich zaludnienie stabilnie utrzymuje się na poziomie nieco ponad 90 proc. Wskaźnik ten uzyskano jednak dzięki temu, że na osadzonego mogą przypadać co najmniej trzy metry kwadratowe, a w szczególnych przypadkach można to minimum ograniczyć do dwóch metrów. Powierzchnia życiowa skazanych jest więc klaustrofobiczna.
czytaj także
Potwierdza to tegoroczna kontrola NIK. Jednym z kluczowych problemów jest powszechność występowania cel na więcej niż cztery osoby. W całym polskim systemie więziennictwa istnieje 3,5 tysiąca cel o pojemności 5–10 osób, a także blisko sto cel na 11–18 osób. Co w tym złego? W celach wieloosobowych trudniej zapewnić bezpieczeństwo najsłabszym więźniom. Dlatego według wytycznych Dyrektora Generalnego Służby Więziennej należy dążyć do cel maksymalnie czteroosobowych. Niestety, droga do osiągnięcia tego celu jest wciąż daleka.
Gdy coś się stanie więźniowi w celi trzyosobowej, liczba podejrzanych jest niewielka. Gdy natomiast zgwałcony lub pobity zostanie więzień w celi kilkunastoosobowej, trudno się połapać w możliwym rozwoju wypadków. Trzeba pamiętać, że większość cel nie jest monitorowana, a liczba funkcjonariuszy oddelegowanych do obserwowania kamer jest – według NIK – zbyt niska. Powszechne w użyciu są stare kamery analogowe, a w celach jest sporo tak zwanych martwych miejsc, do których oko kamery nie sięga.
czytaj także
Nawet w monitorowanych celach dochodzi do samobójstw – ograniczenie przypadków odbierania sobie życia w monitorowanych celach to według NIK jedno z największych wyzwań stojących przed Służbą Więzienną. Co roku ponad 20 osadzonych odbiera sobie życie – w 2019 roku było ich 23. W tym czasie zanotowano też 173 próby samobójcze – o pięć więcej niż rok wcześniej – i prawie 200 tak zwanych usiłowań samobójczych, czyli sytuacji, w których jest podejrzenie, że osadzony nie chciał się zabić, lecz tylko zwrócić na siebie uwagę, okaleczając się.
Ukrywane pobicia
Okazuje się jednak, że Służba Więzienna ma koncie niebywały sukces. Otóż od 2017 roku ośmiokrotnie spadła liczba pobić w polskich więzieniach. Jeszcze w 2017 roku było ich 1102, a w 2019 – już tylko 132. Niestety, nie można powiedzieć, że poziom bezpieczeństwa w polskich więzieniach ośmiokrotnie się poprawił. Po prostu w 2018 roku dokonano zmiany klasyfikacji pobicia: za takie uważa się teraz jedynie przypadki naruszenia czynności narządów ciała lub doprowadzenia do rozstroju zdrowia trwającego dłużej niż siedem dni. W ten sposób na papierze sytuacja się poprawiła. W rzeczywistości jednak jest odwrotnie. Kontrolerzy NIK ustalili, że w 2019 roku zanotowano 1138 pobić, które nie skutkowały wyżej wymienionymi kontuzjami. Tak więc wbrew statystycznym machlojkom przemoc fizyczna w polskich więzieniach w ostatnich dwóch latach nawet wzrosła, a nie ośmiokrotnie spadła.
czytaj także
Zalecenia NIK są więc dosyć oczywiste. Minister sprawiedliwości oraz dyrektor generalny SW powinni podjąć aktywne działania w celu zwiększenia bezpieczeństwa osobistego więźniów. Należy jak najszybciej zlikwidować cele większe niż dziesięcioosobowe i stworzyć plan dojścia do sytuacji, w której nie będzie już cel większych niż czteroosobowe. Należy też zmodernizować i ujednolicić system monitorowania cel, a także zapełnić wakaty w SW, by funkcjonariusze nie byli przeładowani pracą (w 2019 roku zanotowano, uwaga, 3,2 miliona nadgodzin – czyli o 60 proc. więcej niż w 2017). Dzięki temu być może żaden funkcjonariusz sobie nie przyśnie, gdy osadzony będzie odbierał sobie życie.
Zakład penitencjarny Polska
Więzienie nie jest więc dobrym miejscem do przemyślenia swoich czynów. Nie dlatego każdego roku kilkaset osób próbuje sobie odebrać w więzieniu życie, że jest im tam dobrze. W większości są to ludzie zaszczuci i pozbawieni wsparcia. Polska jest największym więzieniem Europy. W zakładach penitencjarnych przebywa u nas 195 osób na 100 tysięcy mieszkańców, tymczasem średnia unijna wynosi około 110. Tylko w czterech krajach UE wskaźnik inkarceracji jest wyższy niż w Polsce, ale są to znacznie mniejsze kraje od nas – mowa o Litwie, Czechach, Estonii i Łotwie. Wśród krajów OECD zajmujemy siódme miejsce pod tym względem – nad nami są jedynie bezkonkurencyjne Stany Zjednoczone (655 osadzonych na 100 tysięcy mieszkańców), Turcja, Izrael, Chile, Nowa Zelandia i Czechy. W większości krajów Europy Zachodniej wskaźnik inkarceracji jest niższy niż 100, a w krajach Europy Północnej niższy nawet niż 75. Wsadzamy do więzień obywateli naszego kraju trzykrotnie częściej niż Holendrzy, Niemcy, Duńczycy, Słoweńcy czy Szwedzi.
Jednocześnie trudno stwierdzić, żeby wysoki wskaźnik inkarceracji skutkował poprawą bezpieczeństwa. Zdecydowanie najwyższe wskaźniki zabójstw notują państwa bałtyckie, które mają też najwięcej osadzonych na 100 tysięcy mieszkańców. W Polsce wskaźnik zabójstw jest bez porównania niższy – dokładnie taki, jaki mają Niemcy i Holandia, które trzykrotnie rzadziej karzą więzieniem. Najmniej zabójstw jest w Słowenii, która ma też jeden z najniższych wskaźników inkarceracji w UE.
W rankingu „Better Life Index” OECD w kategorii bezpieczeństwo pierwszych pięć miejsc zajmują kraje, które mają bardzo niskie wskaźniki inkarceracji: Norwegia, Islandia, Słowenia, Szwajcaria i Finlandia. Po drugiej stronie zestawienia są za to kraje, w których do więzień wsadza bardzo często – Chile i Turcja. Bezpieczeństwo w USA zostało ocenione niżej niż w Polsce, choć za oceanem trzykrotnie łatwiej niż nad Wisłą trafić do więzienia.
Wskaźniki poszczególnych rodzajów przestępstw – włamania, zabójstwa oraz kradzieże pojazdów – mamy na podobnym poziomie co Niemcy, Dania i Holandia. Równocześnie karzemy więzieniem trzykrotnie częściej, niż czynią to wymienione państwa. Wysoki wskaźnik inkarceracji w Polsce to zatem efekt przyjętej polityki karania przestępców, a nie innego poziomu bezpieczeństwa, bo ten w Polsce jest jednym z wyższych na świecie – można wręcz powiedzieć, że północnoeuropejski. Nie ma więc powodów, żebyśmy wsadzali za kratki tak wielu ludzi, również z tego powodu, że większość osadzonych w polskich więzieniach to drobni przestępcy. Mediana wyroku osadzonego w 2019 roku wyniosła 26 miesięcy. Tak więc niemal połowa więźniów odbywa kary wynoszące dwa lata lub mniej. To między innymi drobni złodzieje i dilerzy narkotyków, często sami od nich uzależnieni.
Koniec z karami za posiadanie. Polska Sieć Polityki Narkotykowej domaga się reform
czytaj także
Można karać na różne sposoby
Tym bardziej że istnieją równie skuteczne sposoby kontrolowania zachowań sprawców, które nie odizolowują ich od społeczeństwa, dzięki czemu nie nasiąkają oni zachowaniami typowymi dla środowisk przestępczych. Najskuteczniejszym jest system dozoru elektronicznego (SDE). Skazani noszą elektroniczne bransolety, które namierzają ich lokalizację. W czasie odbywania wyroku mogą więc zwyczajnie pracować, a nawet załatwiać inne swoje potrzeby poza domem. Muszą jednak złożyć harmonogram dnia, w którym wyszczególnione są godziny przebywania poza miejscem zamieszkania. Czas przebywania poza domem nie może wynosić więcej niż 12 godzin na dobę. W ostatnich latach o objęcie SDE mogli starać się jedynie skazani, którzy otrzymali wyrok nie dłuższy niż 12 miesięcy. SDE zaczął być stosowany w Polsce na poważnie od początku drugiej dekady XXI wieku i od tamtej pory liczba skazanych odbywających karę w tym systemie oscyluje poniżej 5 tysięcy. Na koniec 2019 roku było ich 4873, przy 74 tysiącach osadzonych w więzieniach.
Już w zeszłym roku mówiło się o rozszerzeniu grupy skazanych, którzy mogą wnioskować o SDE. Chodziło o niewielkie poluzowanie – wydłużenie limitu dopuszczalnej kary o pół roku. Według ówczesnych szacunków Ministerstwa Sprawiedliwości już taka drobna korekta mogła zwiększyć liczbę osób odbywających karę w ten sposób o 9 tysięcy osób. Wprowadzono te przepisy dopiero w marcu tego roku, przy okazji ustaw „antycovidowych”, gdy liczono się z ryzykiem, że więzienia mogą być ogniskami zakażeń, jak domy opieki. Jak dotąd nie przyniosło to rezultatów – od kwietnia do września liczba skazanych w programie SDE wzrosła zaledwie o pół tysiąca. Wiele zależy też od praktyki orzeczniczej sądów. Co roku liczba „chętnych” na ten rodzaj kary znacznie przewyższa liczbę tych, którym sąd wydał na to zgodę. W 2018 roku złożono 37 tysięcy wniosków o SDE.
czytaj także
Jeśli połowa osadzonych w polskich więzieniach odbywa wyrok dwóch lat lub mniej, to znaczy, że zapełniliśmy nasze zakłady penitencjarne tysiącami drobnych, niegroźnych dla otoczenia przestępców. Skoro wsadzamy do więzień proporcjonalnie trzy razy więcej ludzi niż Niemcy, Holendrzy czy Duńczycy, choć mamy podobny poziom przestępczości, to stanowczo zbyt często korzystamy z tego rodzaju kary.
Oczywiście, są rodzaje przestępstw, którym nie należy pobłażać. Mowa tu na przykład o przestępstwach seksualnych – chociażby dlatego, że w zdecydowanej większości przypadków takich przestępstw izolacja jest także metodą ochrony ofiary, która zwykle należy do rodziny lub kręgu znajomych. Jednak wsadzanie do więzień za przestępstwa przeciwko mieniu albo detaliczną sprzedaż narkotyków jest bez sensu. Stwarza ryzyko, że w środowisko przestępcze na dobre wsiąkną ludzie, którzy przy odrobinie dobrej woli mogliby zwyczajnie funkcjonować w społeczeństwie. Czas przestać traktować sprawców drobnych przestępstw jako złych ludzi, których trzeba odizolować, a więzienia jako podstawowego rodzaju kary. To mogło się nawet sprawdzać kilkadziesiąt lat temu, ale w XXI wieku, który daje olbrzymie możliwości nadzorowania zachowań skazanych, system sprawiedliwości oparty na inkarceracji jest zwyczajnie niehumanitarny i przestarzały.