Kraj

Od porwania do bomby termobarycznej

Pięć najbardziej intrygujących hipotez dotyczących katastrofy smoleńskiej zaczerpniętych z prawicowej blogosfery.

1. Katastrofy w ogóle nie było

 

Czy ktokolwiek naprawdę widział, jak TU 154 roztrzaskał się w smoleńskim lesie? Mniejsza w tej chwili o to, czy roztrzaskał się wskutek „dwóch wybuchów”, czy też wskutek kontaktu z „pancerną brzozą” – chodzi o to, czy istnieją jacyś naoczni świadkowie samego momentu zderzenia rozpędzonej maszyny z ziemią? Otóż – nie istnieją. Istnieją natomiast liczne doniesienia medialne, zdjęcia prasowe oraz bezrefleksyjnie i bezkrytycznie powtarzana narracja, która za pewnik przyjmuje, że prezydent Kaczyński oraz pozostali domniemani pasażerowie rządowego tupolewa po pierwsze do niego wsiedli, a po drugie w nim na smoleńskiej polanie zginęli. Tymczasem tajemniczy a przenikliwy „inżynier Krzysztof Cierpisz” (może to pseudonim, stąd cudzysłów – skontaktować się bowiem z inżynierem praktycznie nie sposób) właściwie już od pierwszych dni po „katastrofie” gromadzi i przedstawia jakże wnikliwe i przekonujące analizy, dowodzące jednego: cały ten Smoleńsk to jest po prostu jeden wielki pic na wodę. Do samolotu nikt nie wsiadł („brakuje dowodów, że wsiadł”), samolot nie wyleciał z Okęcia („brakuje dowodów, że wyleciał”) i wcale się nie rozbił („brakuje dowodów, że się rozbił”). Co się więc stało? Długo by pisać – szczegółowy scenariusz zdarzeń przeczytacie na stronie http://zamach.eu Mówiąc jednak w skrócie – rozbito jakiś zupełnie inny samolot, kawałki porozrzucano w smoleńskim lesie, podłożono cudze ciała, a autentyczny skład prezydenckiej delegacji został uprowadzony zupełnie innym samolotem. Dokąd? Tego niestety nie wiadomo. Ale proces ustalania destynacji trwa. A skąd? Otóż… z Wilna. Tak, tak. Tam bowiem po raz ostatni widziano żywego Lecha Kaczyńskiego. Pod wskazanym powyżej adresem wszystkiego się dowiecie.

 

2. Katastrofę spowodowali reptilianie

 

Kim są reptilianie, tego chyba nikomu wyjaśniać nie trzeba. Przybyłe tysiące lat temu na ziemię zmiennokształtne jaszczury (pochodzące z odległej konstelacji Draco) właściwie od początku dziejów ludzkości dyrygują ową ludzkością, jak tylko chcą. Możne rody, władcy tego świata, prezydenci, premierzy, dygnitarze, słowem, cała tak zwana „elita” – bez wyjątku składa się z przedstawicieli tego drapieżnego, odrażającego szczepu. Ponieważ Polacy – a ściślej rzecz ujmując: prawdziwi Polacy – są jedyną bodaj nacją, której reptilianie nie zdołali ostatecznie zinfiltrować, sprawa wydaje się oczywista: jesteśmy nieustannie (prawdopodobnie od dawien dawna) przedmiotem okrutnych reptiliańskich ataków i prowokacji. Nie inaczej było w przypadku Smoleńska. Rosyjski bloger, który jakiś czas temu ujawnił drastyczne zdjęcia operacyjne z miejsca katastrofy (niestety, jego bloga nie da się aktualnie w sieci zlokalizować – przypadek?), przekonująco dowodził, że zastosowano w tym wypadku zdecydowanie nie-ziemską technologię bojową. Ale co tam rosyjski bloger – to zaledwie badacz-amator, który może sobie najwyżej podywagować. Głos w tej sprawie zabrał – niedługo po 10 kwietnia 2010 roku – sam David Icke, legendarny i niestrudzony badacz światowych spisków, jeden z głównych demaskatorów reptiliańskiej konspiracji. I chociaż w niniejszym nagraniu Icke nie używa słowa na „r” – zastępując je sformułowaniem „oni” – każdy, kto ma odrobinę oleju w głowie i nieskorodowany kręgosłup moralny, doskonale wie, że chodzi o zmiennokształtne jaszczury. No bo niby o kogo innego?

 

3. Za katastrofą stoi telepata

 

Nie od dzisiaj wiadomo, że Rosjanie są wybitnymi ekspertami w dziedzinie technik oddziaływań paranormalnych. Jasnowidze, telepaci, ludzie zdolni przemieszczać, co im się tylko żywnie podoba przy pomocy li tylko siły własnych myśli – żyją w tym kraju w niespotykanym nigdzie indziej zagęszczeniu. Jeśli w ogóle istnieje zbrodnia doskonała, zamach w Smoleńsku spełnia wszelkie możliwe jej kryteria. Zamachu dokonał mianowicie telepata, który skrupulatnie, krok po kroku, oddziaływał najpierw na polskie władze przygotowujące wylot na obchody rocznicowe, a następnie, w centralnym momencie, na pilotów tupolewa. Niewykluczone zresztą, że jego telekinetyczne interwencje skierowane zostały także na sam samolot. Dla wybitnego telepaty – a w tę sprawę niewątpliwie zaangażowany był telepata naprawdę wybitny – zakłócanie przyrządów pokładowych, jak również zmiana trajektorii lotu (a być może także zmuszenie środowiska naturalnego do wygenerowania wyjątkowo gęstej porannej mgły) naprawdę nie stanowi najmniejszego problemu. Dodatkową zaletą wykorzystania telepaty w przypadku zamachu smoleńskiego jest fakt, że śladów energii psychicznej nie wykrywają nawet najczulsze urządzenia przesiewowe stosowane przez ochronę izraelskich lotnisk.

 

4. Bomba termobaryczna

 

Brzoza? Mgła? Termodynamika? Wolne żarty. Tak naprawdę za wszystkim stoi bomba termobaryczna. Cała reszta – w postaci mgły chociażby, najprawdopodobniej wytworzonej sztucznie – to tylko tak zwane okoliczności towarzyszące bombie termobarycznej. Gołym okiem, zupełnie gołym okiem widać bowiem, że musiała tutaj działać bomba termobaryczna. Nie ma innej możliwości niż bomba termobarczyna, ponieważ nic poza bombą termobaryczną nie mogło wywołać takich zniszczeń. Wszystko wskazuje zatem na bombę termobaryczną, a dokładniej na wybuch bomby termobarycznej. W szczególności to wszystko, co widoczne jest gołym okiem i bez żadnych wątpliwości świadczy o tym, że mieliśmy do czynienia z wybuchem bomby termobarycznej. Najlepiej bowiem tłumaczy skalę zniszczeń i przebieg katastrofy właśnie bomba termobaryczna. Inne czynniki również mogły zadziałać, ale przede wszystkim, bez dwóch zdań, na przysłowiowe sto procent – zadziałała tu ewidentnie bomba termobaryczna. Że niby brzoza i mgła? Ależ skąd – zdecydowanie bomba termobaryczna. Bomba termobaryczna, bomba termobaryczna, bomba termobaryczna. Bomba termobaryczna. I bomba termobaryczna.

 

5. Tusk z Putinem

 

Ta koncepcja nie wymaga chyba żadnego komentarza. Sprawa jest jasna jak słońce.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Stawiszyński
Tomasz Stawiszyński
Eseista, publicysta
Absolwent Instytutu Filozofii UW, eseista, publicysta. W latach 2006–2010 prowadził w TVP Kultura „Studio Alternatywne” i współprowadził „Czytelnię”. Był m.in. redaktorem działu kultura w „Dzienniku”, szefem działu krajowego i działu publicystyki w „Newsweeku" oraz członkiem redakcji Kwartalnika „Przekrój”. W latach 2013-2015 członek redakcji KrytykaPolityczna.pl. Autor książek „Potyczki z Freudem. Mity, pokusy i pułapki psychoterapii” (2013) oraz oraz „Co robić przed końcem świata” (2021). Obecnie na antenie Radia TOK FM prowadzi audycje „Godzina Filozofów”, „Kwadrans Filozofa” i – razem z Cvetą Dimitrovą – „Nasze wewnętrzne konflikty”. Twórca podcastu „Skądinąd”. Z jego tekstami i audycjami można zapoznać się na stronie internetowej stawiszynski.org
Zamknij