Sienkiewicz w polemice z Konopczyńskim unika konfrontacji z faktem, że zachowanie status quo w Europie mało kogo porywa.
Złośliwa i, co gorsza, nieuprawniona Schadenfreude, pogarda dla liberalnych wartości, brak elementarnej wyobraźni politycznej – to wszystko Filipowi Konopczyńskiemu, autorowi niedawno u nas publikowanej krytyki Tuskowego rozumu zarzuca Bartłomiej Sienkiewicz i wyraża nadzieję, że nie jest to głos całego środowiska, a jedynie eksces pojedynczego publicysty. Były szef MSW miewa sporo racji w swej diagnozie, tyle że ma to niewiele wspólnego z argumentami Konopczyńskiego – szczegółowa egzegeza nieporozumień nie ma większego sensu, zainteresowanym polecam po prostu uważną lekturę artykułu Warszawa w ogniu vs bojowy konserwatyzm, który polemikę wywołał. Ja sam skomentuję jednak tezy i wyrzuty autora Państwa teoretycznego jako symptomatyczne i – moim zdaniem – ważne dla dzisiejszego sporu w otoczeniu opozycji.
Warszawa w ogniu vs bojowy konserwatyzm, czyli Polska polityka zagraniczna po 11 listopada
czytaj także
To po kolei. „Satysfakcja pobrzmiewa na lewicy nie od dziś i nie od tego wyłącznie tekstu. Sprowadza się do przekonania, że na gruzowisku starego świata znajdzie się naturalne miejsce dla nowej lewicy, potrafiącej zagospodarować przestrzeń po liberalnych dinozaurach i przeciwstawić się prawicy”. Nikt poważny na lewicy nie wierzy, że na ruinach konsensusu liberalno-demokratycznego zakwitnie sto postępowych kwiatów – bo też nieco znamy historię, nawet jeśli onegdaj nie kończyliśmy UJ i pamiętamy, że zwolennicy hasła Republik, das ist nicht viel, Sozialismus ist das Ziel kończyli najczęściej w kacecie (nieraz z kolegami z katolickiej prawicy w jednym baraku).
Nadmiar satysfakcji zabija myślenie [Sienkiewicz polemizuje z Konopczyńskim]
czytaj także
W wariancie soft („na ruinach postkomuny…”) w jakieś oczyszczenie pola ze złogów starego świata wierzyła partia Razem w 2015 roku, wyraźnie rada z nieprzekroczenia progu przez Zjednoczoną Lewicę. SLD jednak, jakby na złość, nie chciała zejść z tego świata, a samo Razem dostało w wyborach samorządowych łomot jak Szpilka w walce z Wilderem. Tyle tylko, że krytykowany przez Sienkiewicza autor tekstu o Tusku, o ile mi wiadomo, nigdy członkiem tej partii nie był, a dziś sympatyzuje z inicjatywą, która z błędów lewicy wyciąga wnioski.
Dalej czytamy, że „jak Europa długa i szeroka, o wiele szybciej niż chadecy i konserwatyści więdnie lewica”. Tutaj sobie chyba własną Schadenfreude Sienkiewicz na Konopczyńskiego wyprojektował, bo teza to prawdziwa, tylko co to za argument?! Z faktu, że z nielicznymi wyjątkami (Portugalia) tradycyjna lewica zjeżdża po równi pochyłej w otchłań niebytu nie wynika automatycznie, że konserwatyści i chadecy są w dobrej sytuacji, vide systematyczny spadek poparcia dla „kotwicy stabilności” europejskiego mieszczaństwa, czyli niemieckiej CDU. Przykład znad Szprewy jest zresztą wymowny: wygląda bowiem na to, że tamtejsi chadecy (niewykluczone, że zmuszeni do lekkiej korekty kursu na prawo) będą musieli szukać sojuszu z nową, nie czysto „lewicową”, ale jednak „postępowo-liberalną” (a nie konserwatywno-zachowawczą) siłą polityczną, jaką obecnie są w Niemczech Zieloni ze swoimi ponad dwudziestoma procentami w sondażach.
Good Bye, Merkel! Koniec Niemiec, jakie znamy [rozmowa z Burasem]
czytaj także
Czytamy u Sienkiewicza, że „jakby nie pogardzać tradycyjną «nie-lewicą» na naszym kontynencie, to właśnie ona zdaje się być jedynym blokiem jeszcze powstrzymującym ekspansję skrajnych i populistycznych ruchów prawicowych”. No właśnie rzecz w tych jeszcze oraz tradycyjną. Prawicowych nacjonalistów francuskich nie powstrzymali neogaulliści, tylko Macron; w wyborach prezydenckich w Austrii faszystę Hofera powstrzymał Zielony Van der Bellen, w Wielkiej Brytanii konserwatywne centrum sprowadziło kraj na krawędź przepaści, o Niemczech pisałem powyżej.
I tu sprawa kluczowa. „Ład konstytucyjny, rządy prawa, wolności obywatelskie, wolne i niezawisłe sądy i media, warto też pamiętać o szczepieniu dzieci”, jak Konopczyński zrekonstruował przesłanie Tuska, to nie są w naszym rozumieniu sprawy nieważne – to liberalne minimum minimorum jest elementem każdego cywilizowanego, „dobrego społeczeństwa” i warunkiem koniecznym całej reszty progresywnych reform. To oczywiste – a jak dla kogoś nie jest, to jest kryptofaszystą, a nie żadną lewicą ani postępowcem, o czym celnie pisał na naszych łamach np. David Ost. Nikt z naszego środowiska nigdy nie traktował ich jako „bajania o niczym i nic nie znaczącego”. A jeśli traktował – niczym w dowcipie Žižka o narzeczonym spóźniającym się na randki – to nie jest z naszego środowiska.
czytaj także
Zarzut Konopczyńskiego, ale też mój i chyba wszystkich na lewicy, którzy Tuskowi jakieś zarzuty stawiają nie głosi, że cała ta konstytucja to bullshit, tylko że, po pierwsze, należy ją czytać w całości (i pamiętać o reszcie konstytucyjnego pakietu, obejmującego np. równouprawnienie obywateli czy społeczną gospodarkę rynkową), a po drugie – że język „obrony konstytucji” jest po prostu niewystarczający do jej faktycznej obrony (tak samo jak język obrony „wartości europejskich” nie wystarcza do obrony ich politycznego wcielenia, jakim jest Unia Europejska).
Wreszcie, uznanie sprawności politycznej przeciwnika nie jest tożsame z podziwem ani fascynacją – Sienkiewicz jako historyczny erudyta powinien pamiętać, że nawet imperia upadały z niechęci do uczenia się od wrogów czy wręcz niemożności poważnego zainteresowania się nimi. Rozumienie taktyki, a także źródeł sukcesów wroga to co innego niż uznanie jego racji. Oczywiście, w Europie, którą faktycznie „przejąłby, a więc zniszczył” Bannon, lewicy nawet emigrować nie byłoby dokąd.
Polemika Sienkiewicza z Konopczyńskim to symptom częstej w polskim i europejskim centrum postawy. Unikającej konfrontacji z faktem, że zachowanie status quo w Europie mało kogo porywa. Podobnie w Polsce, gdzie „powstrzymanie Polexitu” i „odsunięcie PiS od władzy” dają stabilne poparcie, ale z sufitem grubo poniżej wyniku tegoż PiS i prawicowych przystawek. 28 miast „prezydenckich” spośród 107 dla KO, 40 powiatów dla PSL, 24 procent dla KO w sejmikach plus 12 dla PSL (nieosiągalne do Sejmu) – po prostu nie wystarczają. Nie można robić wciąż tego samego i oczekiwać odmiennych rezultatów. Tym bardziej, gdy zmieniają się warunki dookoła – czyżby nawet konserwatyści nie pamiętali, jak „wiele trzeba zmienić, aby wszystko mogło zostać po staremu”?
Lewica oczywiście domaga się więcej, bo pragnie budowy lepszego świata niż był: Europy i Polski socjalnej, zrównoważonej ekologicznie, demokratycznie zarządzanej. Nawet jednak „ratowanie, co się da” z tego, co było (minimum liberalne, rządy prawa) wymaga reform i dobrego słuchu społecznego. W Polsce słynął kiedyś z niego Donald Tusk – jeśli dziś nie potrafi dosłyszeć coraz powszechniejszego wołania o więcej, impuls do zmiany musi przyjść skądinąd.