Donald Tusk przytomnie nie dał się wmanewrować w rolę czołowego przeciwnika Trumpa. Trumpistowski zwrot rządu sprawia jednak wrażenie bezrefleksyjnego przyjęcia deregulacyjnej ideologii, forsowanej przez narodowych libertarian, którzy właśnie przejęli władzę w Waszyngtonie.
Konferencja bezpieczeństwa w Monachium wprawiła w osłupienie całą Europę Zachodnią, jednak z dużych krajów UE to sytuacja Polski jest zdecydowanie najtrudniejsza. Warszawa nie ma komfortu wyrażenia swobodnego oburzenia na administrację Trumpa, gdyż rozwód USA z UE będzie spełnieniem czarnego scenariusza, który zawisł nad Polską 24 lutego 2022 roku, a trzy lata później stał się całkiem realny. Unia Europejska nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa w regionie w takim stopniu jak Amerykanie, więc Polska, chcąc nie chcąc, musi ich obłaskawiać.
czytaj także
Nie mamy też możliwości beztroskiego popłynięcia na trumpistowskiej fali – nie tylko dlatego, że Europa jest głównym motorem polskiego wzrostu gospodarczego. Warszawa nie może sobie pozwolić na oparcie całego bezpieczeństwa na Waszyngtonie, gdyż uzależniłoby to Polskę od nie do końca godnego już zaufania partnera, którego polecenia musiałaby wykonywać na pstryknięcie, żeby nie zostać nagle zupełnie osamotniona.
Tusk wybrał najmniej ryzykowną taktykę
Jest już jasne, że bezpieczeństwo w regionie musi być oparte na siłach zarówno amerykańskich, jak i europejskich, na wypadek gdyby te pierwsze się zawinęły – niestety, tych drugich jeszcze nie ma. Polski rząd musi więc lawirować między kłócącymi się partnerami i tonizować nastroje, by nie dopuścić do rozwodu lub przynajmniej go opóźnić, a przy tym nie zrazić do siebie żadnej ze stron. Sytuacja jest tym trudniejsza, że rządowi politycznie jest nie po drodze z nową administracją USA. Nie chodzi tylko o lekkomyślne wywody Tuska o Trumpie, ale też wyraźne różnice ideologiczne. Trumpowi jest zdecydowanie bliżej do polskiej opozycji, co w sytuacji zbliżających się wyborów i skłonności obecnego rządu Stanów Zjednoczonych do mieszania się w politykę państw sojuszniczych tworzy niezwykle skomplikowaną układankę.
Tym bardziej że media opozycyjne próbują zrobić z Tuska czołowego antytrumpistę. „Donald Tusk jest najbardziej antyamerykańskim politykiem po 1989 roku w Polsce” – przekonywała w styczniu TV Republika w porannym programie Michała Rachonia. Sam Tusk niewątpliwie wolałby dołączyć do chóru oburzonych bezczelnością administracji Trumpa, zamiast udawać, że niezwykle ofensywne słowa Amerykanów skierowane do Europy to tylko taki wojenny anturaż.
czytaj także
Mimo tych przeciwieństw losu Tusk postanowił spróbować zachować przyjazne relacje równocześnie z USA i UE, jak i nie dopuścić do euroatlantyckiego rozwodu. Jego słowa sprzed wyjazdu na szczyt europejskich liderów w Paryżu były wręcz emblematyczne. „Tu nie może być miejsca na albo-albo, że albo Unia Europejska, albo Stany Zjednoczone. I to wynika zarówno z realnej oceny potencjałów, jak i z pełnej świadomości, że dotychczas to właśnie ta współpraca, w tym najlepsza organizacja, jaką mamy do dyspozycji, czyli NATO, to były takie gwarancje bezpieczeństwa i dla Polski, i dla całego świata Zachodu. […] Nie ma powodu, żeby sojusznicy, spierając się między sobą, nie znaleźli wspólnego języka w sprawach najważniejszych” – mówił Tusk na konferencji przed wylotem do Francji.
Balansowanie na linie rozciągniętej nad Atlantykiem i nawoływanie do jak najszybszego stworzenia europejskiego potencjału obronnego to najmniej ryzykowna i chyba najsensowniejsza dostępna obecnie taktyka. Prawicowi analitycy spraw międzynarodowych – chociażby Marek Budzisz – postulują, by oddać się w pełni Amerykanom, którzy rzekomo chcieliby zrobić z państw basenu Morza Bałtyckiego „Izrael Europy Środkowo-Wschodniej”, na czym w teorii moglibyśmy bardzo dużo zyskać – niestety równie dobrze moglibyśmy bardzo dużo stracić. Polskie lobby w Waszyngtonie – o ile coś takiego w ogóle istnieje – jest nieporównywalnie słabsze od potężnego lobby izraelskiego. Nawet liberalna administracja Bidena tolerowała ekstremalnie brutalne pacyfikowanie Strefy Gazy, a obecna chce dodatkowo wysiedlić jej mieszkańców i przejąć nad nią kontrolę. Tymczasem Polska była regularnie rugana za drobniutkie na tym tle przewiny – zarówno w czasie rządów PiS, jak i obecnych. USA w dającym się przewidzieć okresie nie zostawią Izraela bez bezpośredniego wsparcia. Polskę, gdy tylko przestanie się to opłacać, jak najbardziej.
Obłaskawić Trumpa i nie zrazić do siebie Unii
W teorii jest jeszcze wyjście „euroentuzjastyczne”. Skoro Amerykanie okazali się niegodni zaufania, to pogódźmy się z ich piwotem na Pacyfik i budujmy europejską strukturę bezpieczeństwa z naszymi partnerami z UE. Budowa unijnej polityki bezpieczeństwa zewnętrznego niewątpliwie stała się właśnie najpilniejszą potrzebą. Jej stworzenie zajmie jednak lata. Nie tylko ze względu na zapóźnienie militarne krajów europejskich, których potencjał jądrowy jest mizerny, a w niektórych obszarach, takich jak chociażby rozpoznanie, są w dużej mierze zależne od Amerykanów. Równie istotne są różnice w podejściu do bezpieczeństwa poszczególnych regionów Europy. Skłonienie krajów Półwyspu Iberyjskiego, by wydawały przynajmniej 2 proc. PKB na armię, którą potencjalnie miałyby wysłać pod Donbas albo do Łotwy, będzie niezwykle trudne. Harmonizacja interesów bezpieczeństwa całego UE oraz Wielkiej Brytanii będzie wymagać czasu i żmudnych negocjacji, a i tak nie wiadomo, czy się uda.
czytaj także
Trumpistowski zwrot, który wykonał polski postliberalny rząd, widać było już przy skandalu związanym ze zgodą na przyjazd do Oświęcimia ściganego przez Międzynarodowy Trybunał Karny Benjamina Netanjahu. Tusk wolał się narazić polskiej opinii publicznej, a nawet okazać lekceważenie ważnej międzynarodowej instytucji, której jesteśmy sygnatariuszem, niż narazić się na złość Waszyngtonu. Niestety, w nadchodzącej przyszłości możemy się spodziewać kolejnych tego typu głębokich ukłonów w stronę USA. Administracja Trumpa jest raczej nieprzyjaźnie nastawiona do rządu Tuska, czego dowodem chociażby wypowiedzi Vance’a na temat łamania prawa w Polsce.
W celu obłaskawienia Trumpa polski rząd będzie musiał zachowywać się jeszcze bardziej ulegle i znosić grzecznie jeszcze większe poniżenia, niż gdyby miał z nim dobre relacje już na starcie. Zwłaszcza że nowy ambasador USA w Warszawie, Thomas Rose, nie będzie łatwym partnerem i całkiem możliwe, że już niedługo zatęsknimy za słynną Georgette Mosbacher. Trump wybrał na ambasadora w Polsce altprawicowego komentatora i lobbystę, by mieć na miejscu kogoś, kto na bieżąco i w bezpośrednich słowach będzie przywoływał Warszawę do porządku i skrupulatnie doglądał amerykańskich interesów.
Zatrzymać Amerykanów w Polsce
Nowy rząd znad Potomaku daje zresztą kolejne dowody, że zamierza wtrącać się w wewnętrzne sprawy sojuszników zupełnie bezceremonialnie. Według „The Financial Times” administracja Trumpa naciska na władze w Rumunii, by uwolniły przetrzymywanych pod nadzorem braci Andrew i Tristana Tate’ów, znanych altprawicowych influencerów, oskarżanych między innymi o handel ludźmi i zorganizowaną przestępczość. Owszem, ograniczenie wolności Tate’ów trwa już trzeci rok, co przypomina polskie areszty wydobywcze, jednak mowa o osobach oskarżanych o poważne przestępstwa kryminalne, które obecnie nie mogą jedynie wyjechać z kraju i muszą się meldować policji.
czytaj także
Tusk całkiem sprytnie postanowił jednak uprzedzić Trumpa i z góry zapewnić, że interesy amerykańskich spółek będą miały nad Wisłą preferencyjne warunki. Podczas konferencji „Polska. Rok przełomu”, gdzie przedstawił probiznesowy zwrot rządu i poinformował o toczących się negocjacjach w sprawie nowych inwestycji zagranicznych, wymienił wyłącznie amerykańskie big techy. Dwie z nich już się zresztą w Polsce pojawiły. Najpierw z Tuskiem pokazał się Sundar Pichai, prezes spółki Alphabet, właściciela Google’a. Amerykański gigant podpisał z Polskim Funduszem Rozwoju list intencyjny w sprawie wykorzystania sztucznej inteligencji w wielu różnych obszarach, w tym w ochronie zdrowia. Co więcej, Tusk niejako zaprosił Google’a do uczestnictwa w deregulacji kraju. „Google może być także częścią tego wielkiego, ambitnego projektu, jakim jest deregulacja gospodarki i administracji europejskiej i także polskiej” – mówił premier.
W dzień szczytu w Paryżu nad Wisłą zjawił się wiceprezes Microsoftu Brad Smith. W tym przypadku mowa była o bardziej konkretnych inwestycjach. 700 mln dolarów zostanie zainwestowane w rozwój stworzonej już przez Microsoft w Polsce chmury obliczeniowej. Tego typu inwestycje, podnoszące poziom rozwoju technologicznego kraju, są warte nawet udzielenia pewnych ulg podatkowych. W dodatku każdy miliard dolarów zainwestowany u nas przez amerykańskie spółki zwiększa polskie bezpieczeństwo w podobny sposób, co każdy dodatkowy kontyngent stacjonujących tu żołnierzy USA. Skoro Amerykanie chcą się wykręcić, przynajmniej częściowo, z bezpośredniej obecności wojskowej w Europie, można ich tu ulokować inną drogą – gospodarczą.
Czy możemy mieć rządy biznesu i Elona w domu? Możemy i dostaniemy
czytaj także
Takie wymuszone przez politykę międzynarodową rzucanie się w ramiona amerykańskich korporacji niesie jednak mnóstwo zagrożeń. Fakt, że big techy z USA lubują się w optymalizacji podatkowej, do której w Europejskim Obszarze Gospodarczym najczęściej wykorzystują Irlandię, jest tutaj najmniejszym problemem. Przede wszystkim będą naciskać na uzyskanie możliwości stosowania swoich technologii w bardzo ryzykownych obszarach. List intencyjny PFR-u i Google’a mówi między innymi o wykorzystaniu sztucznej inteligencji w celu zwiększenia efektywności ochrony zdrowia. 25 stycznia brytyjski „The Guardian” informował, że trzy fundusze ubezpieczeniowe z USA (m.in. United HealthCare, którego prezes w zeszłym roku został zastrzelony w Nowym Jorku) mierzą się z pozwami zbiorowymi dotyczącymi wykorzystywania algorytmów przy odmowach wypłat środków za leczenie.
Zabijać to my, ale nie nas. Na nieludzkie czyny korporacji nie ma paragrafów
czytaj także
Znoszenie regulacji dla big techów to jeden z najgłośniejszych postulatów trumpistów. Oczywiście twarzą tego obszaru ich zainteresowania jest Elon Musk, który zarzuca Europie cenzurowanie mediów społecznościowych, a w USA dokonuje właśnie brutalnej debiurokratyzacji w instytucjach publicznych, siejąc tam chaos i prowadząc do zwolnień tysięcy urzędników. Niewątpliwie będą w to zaangażowani również inni oficjele amerykańscy, chociażby dyplomaci, oraz przedstawiciele wielkiego biznesu. Świadczy o tym chociażby zawieszenie stosowania ustawy Foreign Corrupt Practices Act, która penalizowała korumpowanie przez biznes władz krajów trzecich. Amerykańskie korporacje będą mogły wykorzystywać nawet przekupstwo, by wymusić korzystne dla nich zmiany w prawie, bez narażania się na ukaranie w swoim kraju. Oczywiście będzie im grozić odpowiedzialność prawna w krajach przyjmujących inwestorów, jednak przypadek braci Tate’ów pokazuje, że obecna administracja w Waszyngtonie zamierza regularnie bronić bezkarności Amerykanów w krajach sojuszniczych.
Nie zostać wschodnioeuropejskim Puerto Rico
Jednak Polaków prawdopodobnie nie trzeba będzie przekupywać, bo premier Tusk z własnej inicjatywy zaprosił już Google’a do uczestnictwa w deregulacji Polski. Wcześniej takie samo zaproszenie skierował do rodzimego wielkiego biznesu, a szefa InPostu Rafała Brzoskę namaścił na polskiego Elona Muska, apelując, by osobiście zabrał się za stworzenie odpowiednich propozycji. Oddawanie biznesowi tak dużej władzy zapewne spodoba się Trumpowi. Tym bardziej że deregulacja stała się ostatnimi czasy głównym tematem podejmowanym przez Tuska. Nawoływał do niej także w Parlamencie Europejskim, podczas wystąpienia związanego z inauguracją polskiej prezydencji w UE. Problem w tym, że ta zupełna uległość wobec biznesu może doprowadzić do destabilizacji państwa i wybicia zębów jego instytucjom, co w tak niebezpiecznych czasach jest szczególnie lekkomyślne.
czytaj także
Uległość względem przedsiębiorców trwa zresztą od momentu przejęcia władzy przez ekipę Tuska. 16 lutego Agata Jagodzińska, działaczka związkowa w Krajowej Administracji Skarbowej, poinformowała na X, że „KAS zanotowała spadki we wszystkich najważniejszych obszarach związanych ze zwalczaniem przestępczości podatkowej i nie tylko”. O ponad jedną trzecią (z 3 do 1,8 mld zł) spadła kwota wyegzekwowanego w sprawach o nieprawidłowości podatku VAT. Wartość kwot zabezpieczonych w sprawach karno-skarbowych spadła o ponad połowę (z 2 mld do 790 mln). Tymczasem wśród propozycji deregulacyjnych przedstawionych przez zespół Rafała Brzoski znalazło się mnóstwo rozwiązań, w wyniku których skuteczność egzekucji podatków spadnie jeszcze bardziej. Mowa choćby o ograniczaniu blokowania kont podczas ściągania należności z dłużników skarbowych, uniemożliwienie przerywania biegu terminu przedawnienia czy ograniczenie stosowania kar i podwyższonych odsetek w przypadku nieprawidłowości z VAT.
Donald Tusk przytomnie nie dał się wmanewrować w rolę czołowego przeciwnika Trumpa.
Trumpistowski zwrot rządu sprawia jednak wrażenie bezrefleksyjnego przyjęcia deregulacyjnej ideologii, forsowanej przez narodowych libertarian, którzy właśnie przejęli władzę w Waszyngtonie. Ceną za utrzymanie dobrych relacji z USA i amerykańskiego parasola ochronnego może być więc zapewnienie spółkom zza oceanu bardzo preferencyjnych warunków, zgoda na eksperymentowanie z nowymi technologiami w ryzykownych obszarach oraz oddanie ogromnej władzy biznesowi, także polskiemu, który zreformuje sobie Polskę według własnego uznania i jeszcze zachomikuje część polskich należności podatkowych w Irlandii. Byłby to klasyczny przykład wpadnięcia z deszczu pod rynnę, zwłaszcza że Polska powinna obecnie umacniać państwo i jego instytucje, a nie je osłabiać. Jeśli ten misterny plan „piwotu na Trumpa” miałby zakończyć się sukcesem, to Polska nie może w jego wyniku zostać wschodnioeuropejskim Puerto Rico.