Łatwo jest nienawidzić. Łatwo dać się podpuścić, że Ukraińcy to problem. Ale jeśli większość Polaków w to uwierzy i zrobi z tego politykę, to Polska będzie następna. Zamiast myśleć o strategii i sojuszach, zaczynacie kierować się emocjami, które skutecznie rozgrywa ktoś, kto chce, żebyście stracili rozsądek.
Coraz częściej czytam na moim Facebooku, jak ktoś komuś w Polsce wrzeszczy w twarz: „spierdalaj na swoją Ukrainę”. Wrzeszczy matkom z dziećmi. Nie, nie Ukrainkom: Białorusinkom. Ich mężowie siedzą w białoruskich łagrach, bo mieli czelność protestować przeciw Łukaszence. Ale co tam, szczegóły. Można pomylić.
Tylko że problem nie leży w pomyłce. Problemem jest ta nienawiść sama w sobie. Ona jest tak głupia i samobójcza, że gdyby miała IQ, to byłoby dokładnie takie, jakie zazwyczaj wygrywa Nagrodę Darwina.
Zanim przejdę do meritum, może powiem wam, kim jestem. Choć tu pojawia się problem, bo od jakiegoś czasu nie umiem już na to proste pytanie odpowiedzieć.
Traumazone, czyli ekonomia polityczna nihilizmu – krótki kurs
czytaj także
Kiedyś, gdy pracowałem w stajni pod Poznaniem, niedaleko Puszczy Zielonka, ktoś mnie spytał, czy jestem po studiach. Zwykłe pytanie, prawda? Ale ja nie jestem „po studiach”. Jestem po wojnie. Po dyktaturze. Po więzieniu. Po dwukrotnej utracie domu. Po śmierci syna. Po końcu świata.
Mój najstarszy syn, który nie zdążył uciec do Ukrainy, ale przedostał się do Rosji przez nieistniejącą granicę, zginął tam w podejrzanych okolicznościach. Stał się kolejną ofiarą reżimu, który od lat prześladował moją rodzinę za mój sprzeciw wobec rosyjskiego imperializmu. Nie wiem, jak opisać stan ojca, który nie widział swojego syna przed śmiercią i nie może go pochować. Brak mi słów.
Nigdy nie miałem w planach lądować w Polsce. Ale to nie był plan, tylko dryf wraku po katastrofie.
Najpierw musiałem uciekać z Białorusi przed represjami, potem Rosja odebrała mi syna. Ale na tym się nie skończyło. Los ścigał mnie dalej i nadszedł pod postacią rosyjskich czołgów i rakiet, także tych wystrzeliwanych z mojej własnej ojczyzny, czyniąc mnie zakładnikiem mojego paszportu, osaczonym w samym środku wojennego piekła.
Teraz kiedy stoję na ulicy w jakimś polskim mieście, patrzę na tabliczki: Mickiewicza, Kościuszki, Moniuszki, Niemena, Popiełuszki. I czuję się, jakbym śnił. To nazwiska ludzi, którzy urodzili się na ziemiach dzisiejszej Białorusi, byli z nią związani. Moniuszko urodził się we wsi obok wsi mojego ojca.
Kresy Wschodnie, czyli schizofrenia jako stały czynnik historii polskiej
czytaj także
W szkole uczono mnie, że Rzeczpospolita Obojga Narodów to część naszej historii. Moje lekcje obejmowały Jagiellonów, Unię Lubelską, wojny z Moskwą – całe wieki wspólnej historii, którą kiedyś uważaliśmy również za naszą.
Mój kuzyn jest polskim obywatelem. Moja córka chrzestna jest polską harcerką. Babcia mojej żony pisała tylko po polsku. Wyrażenie „co zanadto, to niezdrowo” było domowym memem, kiedy byłem dzieckiem. Nie są mi w smak wszystkie te ptysiowe pogaduszki, kogel-moglowe rozmowy o praniu we Frani, ale wiem, o co chodzi. Obejrzałem wszystkie sezony Rancza. I nagle stałem się obcym?
Dziwnie jest mi słyszeć, że jestem obcym – natychmiast przychodzi mi na myśl ten hollywoodzki film SF z potwornym kosmitą. Nie jestem żadnym kosmitą.
Dlaczego Zachód nie chce przyznać, że putinowska Rosja jest faszystowska?
czytaj także
Nie chodzi o jakieś sentymenty ani o to, że jestem Białorusinem, który czuje się trochę związany z Polską. Mógłbym starać się tu zasymilować. Mógłbym udawać, że nie znam tych ludzi, na których krzyczą na ulicach, że to mnie nie rusza. Najpierw jednak musiałbym się wyrzec Ukrainy. A to się nigdy nie wydarzy.
Bo ja tam żyłem. Mój adoptowany syn walczył za Ukrainę. Moi przyjaciele ginęli. Spędziłem lata na froncie, pomagając cywilom we wsiach, które ucierpiały pod okupacją, ale zostały wyzwolone, grzebiąc ludzi pod gruzami, jeżdżąc po trupach w Buczy. Ta wojna to nie jest „problem ukraiński” – to sprawa całego Zachodu. Bo Rosja nie chce tylko Ukrainy. Chce unieważnić całą logikę, na której stoi cywilizacja Zachodu.
Ta logika jest prosta: umowa jest umową. Traktat jest traktatem. Zobowiązania są zobowiązaniami. Prawa człowieka są święte. Wolność jest święta. I właśnie to jest teraz testowane w Ukrainie. Jeśli to upadnie, to się skończy nie tylko Ukraina. Skończy się cały świat, który znacie.
„Pamiętajcie, że to nie jest wojna lokalna” [rozmowa z kijowską dziennikarką]
czytaj także
Zachodnia cywilizacja zawsze opierała się na racjonalnym myśleniu. Na logice, analizie, na chłodnej kalkulacji, co jest dobre, a co prowadzi do katastrofy. A tutaj? Tu rozum ustępuje mglistym resentymentom, stare urazy zamieniają się w nową, ślepą wściekłość, a cała ta pięknie wypracowana zachodnia tradycja trzeźwego myślenia topi się w rozgrzanym kotle irracjonalnej nienawiści.
To właśnie ta cecha – racjonalność – pozwoliła Zachodowi osiągnąć przewagę nad imperiami, które budowały swoją siłę na kulcie potęgi i podporządkowania. Ale dziś? Dziś sami wpychacie się w tę pułapkę.
Zamiast myśleć o strategii i sojuszach, wolicie kierować się emocjami, które bardzo skutecznie rozgrywa ktoś, kto chce, żebyście stracili rozsądek. Kto chce, żeby Polska i Europa same się osłabiły. Ktoś, dla kogo irracjonalność to broń – a wy tę broń podajecie mu na tacy.
Łatwo jest nienawidzić. Łatwo dać się podpuścić, że Ukraińcy to problem, że trzeba się na nich wkurzać. Ale jeśli większość Polaków w to uwierzy i zrobi z tego politykę, to Polska będzie następna.
Bo Ukraina, jeśli upadnie, stanie się narzędziem Rosji do ataku na Europę. A Polska jest pierwsza w kolejce. Rosja chce słabej, podzielonej Europy. I właśnie to teraz robi. Właśnie teraz, gdy Trump zaczyna demontować Amerykę, a Rosja już zaciera ręce, każdy Polak, który sieje nienawiść do Ukrainy, robi dokładnie to, czego chce Kreml.
Co zostanie z Polski bez Europy i bez Ameryki? Myślicie, że możecie sami powstrzymać rosyjski imperializm? No, powodzenia!
Nie chcę tracić domu po raz trzeci. Raz wyrwała mi go dyktatura. Drugi raz – wojna. Teraz patrzę, jak wokół rozlewa się jakaś zbiorowa, samobójcza mgła, i boję się, że to ona odbierze mi go po raz trzeci.
czytaj także
Jeśli ten wir irracjonalności, podsycanej nienawiści i politycznej krótkowzroczności będzie się rozprzestrzeniał, to pewnego dnia znów zostanę bez miejsca na ziemi. A wy – bez bezpiecznej Polski. Nie przez wojnę czy dyktaturę, ale przez dzieło własnych rąk, które budują taką przyszłość, jakiej chce wróg.
Sojusz z Ukrainą i wzmacnianie Europy to jedyna logiczna droga. Jakikolwiek inny wybór to Titanic. A nienawiść jest twoim biletem na ten rejs.
Decyzja należy do ciebie.
**
Dzmitry Halko – niezależny dziennikarz z Białorusi, wiele lat temu zmuszony do ucieczki z kraju z powodu prześladowań politycznych. Przez niemal dekadę pracował jako korespondent wojenny w Ukrainie. Obecnie podwójny uchodźca, mieszkający w Polsce. Zajmuje się tematyką polityczną, stosunkami międzynarodowymi, demokracją oraz demaskowaniem rosyjskiej dezinformacji.