Jak prawicowy przemysł polityczno-medialny wykonuje robotę rozmywania gigantycznego skandalu z KNF w roli głównej.
Rzadko kiedy mamy okazję, choćby na moment, zajrzeć pod ten słynny buldogowy dywan, ale jeszcze rzadziej możemy w czasie rzeczywistym obserwować, jak wciskane są klawisze na medialnej konsoli i jak na naszych oczach testuje się PR-owe strategie obronne. Ostatnie kilka dni dały ku temu wprost doskonały materiał.
Jeszcze w sobotę prawicowe media, w imię tradycyjnego, listopadowego imperatywu relatywizacji faszyzmu, grzały wątek, jakoby dziennikarka TVN reklamówką pełną 20 tysięcy złotych miała przekupić głównego bohatera słynnego filmiku o leśnych urodzinach Hitlera (tzw. wafel SS). Pech jednak chciał, że wprawdzie oskarżony, który miał ową rewelację ujawnić, może – jak to oskarżony – w świetle prawa bezkarnie kłamać, ile dusza zapragnie, ale już inny z uczestników dawno się do winy przed sądem przyznał, zaś każdy, kto za gotówkę kupował auto albo remontował dom, wie dobrze, że 20 tysięcy złotych zmieści się w kieszeni marynarki i nie potrzeba do tego żadnych reklamówek. Niemal cała prawicowa para szła jednak w ten absurd – popkultura tym razem wyraźnie przerosła życie, zwłaszcza polskie filmy gangsterskie z lat 90.
Kilka dni później wybuchła afera wokół KNF i często ci sami dziennikarze, tak gładko łykający reklamówki pełne 20 tysięcy, początkowo za nic w świecie nie chcą wierzyć w jakiekolwiek skandaliczne rozmowy Marka Chrzanowskiego – szefa KNF z Leszkiem Czarneckim, właścicielem grupy kapitałowej Getin. I to nawet, gdy już „Wyborcza” publikuje z nich stenogramy. Niestety, Chrzanowski szybko podaje się do dymisji, więc jego prawicowi obrońcy zostają ze swoją niewiarą niczym Himilsbach z angielskim.
Pojawia się jednak pytanie: co teraz? Jaką zastosować strategię? Na szczęście to pytanie nie do nas, my możemy rozsiąść się przed ekranami, zafollowować kilkanaście wiadomych kont, odpalić kilka ekranów naraz. I sycić oczy tym, jak prawicowy przemysł polityczno-medialny wykonuje robotę rozmywania gigantycznego skandalu. Jakich więc użyto i jakie zostaną tu użyte strategie?
Po pierwsze: na złego posłańca
To ostatnimi czasy pierwsza, niemal odruchowa strategia obrony przez atak, polegająca na podważeniu wiarygodności tego, kto publikuje nagrania i ujawnia stenogramy. W zależności, czy tzw. taśmy/dokumenty są niewygodne dla liberałów (nagrania Sikorskiego), dla konserwatystów (nagrania Morawieckiego), nacjonalistów (rozmowy Przemysława Holochera), ich ujawnianie jest nieetyczne, jest łamaniem prawa, może być nawet ruskim spiskiem – w efekcie potępienie w czambuł ujawniania nagrań można usłyszeć równie dobrze od liberała, co od konserwatysty czy narodowca Bosaka. Sęk w tym, że ta strategia od lat już nie działa, i to nawet jeśli tysiąc razy powtórzysz: zła „Wyborcza”, zła „Wyborcza”, zły Giertych, oj zły! Publika uwielbia taśmy i chętnie wyłuskuje rozmaite smaczki, których szumidła nie zdołały zaszumieć.
czytaj także
Po drugie: atak na podejrzanego
Skoro Chrzanowski się do dymisji podał i skoro są stenogramy, można szybko wykonać woltę i go zaatakować. Na przykład klasyczną bajką o złym wilku, który się zakradł do stada niewinnych owiec, niczym swego czasu pisowski minister Lipiec albo prokurator Kaczmarek. Niestety, Marek Chrzanowski to w polityce kompletny nołnejm i do tego z rocznika 1981. To z kolei oznacza, że nie można ujawnić żadnego „komunistycznego śladu”, werbunku przez GRU, itp. Gdyby chociaż był o te piętnaście lat starszy, to musiałby w PRL gdzieś na życie zarabiać, a stąd już krok do wskazania, jakie to straszne, potajemne zadania esbecji realizował, o czym świadczą akta bezpieki, które akurat zniszczono. Nie znaczy to oczywiście, że nie można zarzutów postawić jego rodzicom albo dziadkom, ale to wymaga czasu. Na Bogu ducha winnego Tomasza Sekielskiego znaleziono jedynie, że jego ojciec był… nauczycielem rosyjskiego w Bydgoszczy. No i weź tu na chybcika przetrzepuj akta pod kątem wszystkich nauczycieli, księgowych w GS-ach i woźnych w centralach handlu zagranicznego w Polsce, żeby sklecić jakiś reportaż śledczy dla „Gazety Polskiej”…
Po trzecie: atak na ujawniającego
Ta strategia, nie tylko na pierwszy rzut oka, wydaje się być najlepsza. Leszek Czarnecki postrzegany jest na prawicy jako tajny współpracownik „Ernest”, co samo w sobie ma być argumentem rozstrzygającym o winie. Problem w tym, że o tym mówi się na prawicy od lat, więc przypomnienie tego faktu akurat teraz specjalnego wrażenia nie robi i wygląda na akt desperacji. Co innego, gdyby to wyszło nagle, jako news odkopany dzisiaj (patrz strategii powyżej). Do tego otorbianie się PIS-u kolejnymi osobami kojarzonymi z PRL, od prokuratora Piotrowicza przez Wojciecha Jasińskiego po profesora Kika powoduje, że zarzut współpracy z PRL coraz mniej ludzi wzrusza. Jeśli jednak nie TW, to może sprzedaż obligacji GetBacku przez bank Idea należący do Czarneckego? Tutaj punkt zaczepienia wydawałby się znakomity, niestety obligacje te sprzedawały także i inne, w tym bliskie mateuszowemu sercu, banki. A skoro tak, to ktoś może zapytać: a tak w ogóle, to co z nadzorem nad tą całą aferą GetBack? Dotykanie tej sprawy nie będzie dla ekipy rządzącej korzystne, więc trzeba wymyślić coś innego. Kluczowym argumentem ma być zatem wpisanie Idea Bank na listę ostrzeżeń publicznych – dokładnie ta sankcja, której – oczywiście poza wykupem jego banku za złotówkę – miał tak bardzo bać się Czarnecki. Tu znowu jednak pojawia się kłopot, że mianowicie dokładnie takiego samego wpisu dokonano wobec… Amber Gold , o czym mówił przed tygodniem Tusk przesłuchiwany przed komisją. A to znaczy, że Tusk ma być winny, gdyż za jego czasów TYLKO wpisano ów straszny Amber Gold na listę ostrzeżeń publicznych, zaś Morawiecki ma być niewinny, bo AŻ wpisano ów straszny Idea Bank na tę samą listę. Coś tu może nie zagrać, zwłaszcza w świetle nagranej rozmowy o rzekomych planach Zdzisława Sokala i coraz ciekawszych odkryć, jakich w procesie legislacyjnym wokół nadzoru bankowego dokonuje opozycja.
Po czwarte: strategia „surowego ojca”
Zrzucenie wszystkiego na Leszka Czarneckiego może się nie udać również ze względu na osobę słynnego prawnika, który miał przez 3 lata otrzymywać pensję powiązaną ze wzrostem kapitalizacji spółki Czarneckiego (czytaj: grube miliony). Czarnecki, jaki jest, raczej jakoś tam wiemy, ale prawdziwym znaleziskiem jest właśnie ów prawnik, którego nagle odnaleziono w radzie nadzorczej banku należącym do Zygmunta Solorza i którego na to stanowisko rekomendował tam właśnie… Chrzanowski. Wekslowanie tematu na Czarneckiego, w sytuacji, gdy obok mamy taki rarytasik, jest wysoce utrudnione, jeśli nie niemożliwe. A to nas prowadzi do strategii kolejnej, to jest strategii „surowego ojca”. Do gołej ziemi będzie teraz PIS medialnie wypalał całe zło KNF-u, do gardeł się rzucał, żeby pokazać, jak bardzo przestrzega najwyższych standardów. Co prawda zaczęło się od falstartu i CBA weszła do KNF kilka godzin po tym, jak zawitał tam… Chrzanowski (zapewne po to, aby posprzątać i śmieci z niszczarki wyrzucić). Niemniej jednak teraz powinny zacząć się pokazówki, być może nawet kilku głównych aktorów będzie być musiało zniknąć w otchłani aresztu. Problem w tym, że to nie Mateusz Morawiecki będzie ich wsadzał, ale jego największy, poza kośćmi strzałkowymi Kubicy, wróg, to jest Zbigniew Ziobro. I to Ziobro będzie miał ewentualnie wszystkie karty w ręku, łącznie z tzw. aresztem wydobywczym.
czytaj także
Po piąte: pozostaje wrzutka
Brak premierowskiej kontroli nad śledztwem i oddanie go do osławionej prokuratury katowickiej może być dla Mateusza Morawieckiego, a w konsekwencji i zauroczonego nim prezesa Kaczyńskiego, problem największym. To zaś oznaczać może jedno. Jeśli więc tylko sprawy wymkną się spod kontroli, sprawa nie przycichnie, a taśm pokaże się więcej, trzeba będzie sięgnąć po ucieczkę do przodu. Zakaz aborcji uszkodzonych płodów, przez rząd zwanej „eugeniczną”, być może zakaz propagandy homoseksualnej, ustawa o nacjonalizacji mediów… Jakiś granat hukowy będzie trzeba odpalić, tylko po to, żeby nikt już nie pytał, czemu pisowscy urzędnicy przy włączonym szumidle składają oferty, przy których ośmiorniczki od Sowy okazują się psotami grzecznych harcerzyków.