Nie dzielmy Polski na dwie części według prostego klucza. Podzielmy ją raczej na trzy – pisze Rafał Matyja.
Prawo i Sprawiedliwość wygrało rywalizację o to, kto lepiej zmobilizuje swoich zwolenników do udziału w eurowyborach 26 maja. Wygrało, zdobywając też nowych wyborców, a nie tylko angażując możliwie duży odsetek tych, którzy poparli partię jesienią 2015 roku. Wygrało, traktując wybory europejskie prawie tak poważnie jak te parlamentarne. Wygrało, dokonując wyborczych transferów finansowych i pozyskując przede wszystkim wyborców na wsi, także tam, gdzie dotąd miało niewielkie wpływy. Na wsi wygrało w proporcji 60 do 27, podobnie w miasteczkach do 10 tysięcy mieszkańców. Koalicja wygrała natomiast wśród wyborców miast liczących 50 tys. i więcej mieszkańców. I to jest wyraźna granica wpływów obu największych formacji.
Zacznijmy jednak nie od procentów, ale od liczby głosów. W tych eurowyborach padł, jak wiemy, rekord frekwencji – zagłosowało 13 760 766 Polek i Polaków. Listy PiS poparło 6,2 mln wyborców, czyli o pół miliona więcej niż w ostatnich wyborach do Sejmu. Już ten fakt zmienia zasadniczo nasz sposób rozumienia tych wyników. Koalicja Europejska zyskała poparcie 5,2 mln wyborców. To o półtora miliona mniej niż wynosił połączony wynik Platformy, Nowoczesnej, PSL i Zjednoczonej Lewicy cztery lata temu. Nawet jeżeli do tego rachunku dopiszemy kolejne liczby opisujące tegoroczny wynik opozycji – 827 tysięcy głosów oddanych na Wiosnę i 168 tys. na Lewicę Razem, czyli dodatkowy milion – to nadal możemy mówić o jej porażce. Zwłaszcza że po drugiej stronie rachunku – która podsumowuje wynik wyborów parlamentarnych z 2015 – trzeba wówczas dopisać pół miliona głosów, jakie padły wówczas na Partię Razem. W sumie z 7,2 miliona opozycja „straciła” przynajmniej milion.
czytaj także
Oczywiście wszystko to trzeba omawiać, pamiętając, że w poprzednich wyborach europejskich na wszystkie listy oddano łącznie zaledwie 7 milionów głosów! To sprawia, że nie ma sensu porównywanie wyników z 26 maja 2019 do tych sprzed pięciu lat. Warto pamiętać także o tym, że wyniki uzyskane przez Wiosnę (827 tys.), Konfederację (621 tys.) czy listy Kukiz’15 (503 tys.) pozwoliłyby wówczas na przekroczenie progu wyborczego. Więcej – PSL z wynikiem słabszym od nich wszystkich (480 tys.) zdobyło wówczas 4 mandaty. To wszystko powinno ograniczyć surowość formułowanych dziś ocen partii, które poniosły porażkę. Nie zmienia to faktu, że opozycja nie sprostała wyzwaniu, jakie postawił PiS.
Trzy Polski
Przyjrzyjmy się teraz geograficznemu rozkładowi głosów. Mapy pokazujące zwycięzców wyborów w województwach wprowadzają w błąd. Nie tylko ze względu na poziom agregacji, ale i na to, że zrównują wygraną niewielką przewagą z tą kilkudziesięcioprocentową. Nie dzielmy zatem Polski na dwie części według prostego klucza wskazującego partię z największą liczbą głosów. Podzielmy ją raczej na trzy części, a dowiemy się więcej: pierwsza to obszary rzeczywiście zdominowane przez PiS, druga – to takie, w których znaczącą przewagę miała Koalicja Europejska, a trzecia – takie, w których możemy mówić o równowadze obu sił.
Bastiony PiS to powiaty ziemskie pięciu województw: lubelskiego, łódzkiego (bez pabianickiego, zgierskiego oraz łódzkiego wschodniego), podkarpackiego, podlaskiego (bez powiatów Hajnówka i Sejny) i świętokrzyskiego. Do tej listy dodajmy tę część województwa mazowieckiego, która stanowiła okręg 5 wyborów europejskich (zatem bez stolicy i jej sąsiednich powiatów), oraz części województw wielkopolskiego (dawne województwa kaliskie i konińskie), śląskiego (dawne województwo częstochowskie oraz niektóre powiaty południowe). Za twierdze Prawa i Sprawiedliwości można też uznać kilka miast na prawach powiatu, takich jak Jastrzębie-Zdrój, Łomża, Nowy Sącz, Radom, Siedlce czy Zamość.
Z kolei bastion Koalicji Europejskiej jest znacznie węższy i obejmuje 8 największych miast, 15 dalszych miast na prawach powiatu oraz kilka powiatów „obwarzankowych” – m.in. jeleniogórski, opolski i zielonogórski. Reszta kraju, w tym Białystok, Lublin i Rzeszów czy tereny powiatów ziemskich w Polsce zachodniej, to obszar względnej równowagi między obiema partiami. Dopiero taki układ pozwala dostrzec skalę zwycięstwa PiS. Nie pozwala się bowiem pocieszać, że partia ta „dominuje” w połowie kraju, a opozycja w drugiej. Obszar istotnej przewagi PiS jest znacząco większy niż obszar dominacji Koalicji Europejskiej.
Wypaczenia systemu, system jako wypaczenie – Rafał Matyja o III RP i Polsce PiS
czytaj także
Zyski i straty
Drugi sposób analizy wyników to próba przyjrzenia się największym zyskom PiS i stratom Koalicji Europejskiej w stosunku do roku 2015. Największy procentowy wzrost liczby głosów na PiS widoczny jest w powiatach ziemskich województwa świętokrzyskiego, a dwa rekordowe przypadki – powiaty kazimierski (166% głosów oddanych w 2015) i opatowski (153%) – to zarazem te jednostki, w których najlepiej przed czterema laty wypadł PSL. Podobną zależność obserwujemy także w powiecie proszowickim (woj. małopolskie, 146%) i kępińskim (woj. wielkopolskie, 169%). We wszystkich tych powiatach w 2015 roku PSL zdobył poparcie powyżej 20 procent. Duże zyski (powyżej 125% wyniku sprzed czterech lat) Prawo i Sprawiedliwość odnotowało w powiatach województw, w których tradycyjnie było słabsze: kujawsko-pomorskiego, lubuskiego, opolskiego, warmińsko-mazurskiego, wielkopolskiego i zachodniopomorskiego. Są to w większości powiaty słabo zurbanizowane – z niewielkim miastem powiatowym lub wręcz „obwarzankowe”, czyli okalające miasto na prawach powiatu.
Straty odnotował PiS w części miast na prawach powiatu – obok 10 największych m.in. w Bielsku-Białej, Grudziądzu, Legnicy, Toruniu, Włocławku, Zielonej Górze, ale także w Nowym Sączu, Rzeszowie i Tarnowie. Stracił też wyborców w niektórych powiatach województw podkarpackiego i podlaskiego, a także – co ciekawe – powiatach zagłębia miedziowego.
Z Atlanty na wieś [Sierakowski rozmawia z Kosiniakiem-Kamyszem]
czytaj także
Nie mniej ciekawa jest „mapa strat” Koalicji Europejskiej, oczywiście przy założeniu, że porównujemy nieporównywalne – czyli wybory europejskie z parlamentarnymi. Największe straty Koalicja poniosła w słabo zurbanizowanych powiatach województw lubelskiego, łódzkiego, mazowieckiego, podkarpackiego, podlaskiego, a także pojedynczych świętokrzyskiego, warmińsko-mazurskiego i wielkopolskiego. W większości z nich PSL miał przed czterema laty dobry lub bardzo dobry wynik, co najmniej kilkunastoprocentowy, a w kilku przypadkach ponad dwudziestoprocentowy. Tylko w jednej czwartej przypadków strata nastąpiła w powiecie, w którym nie było wysokiego poparcia dla PSL, w większości też były to powiaty, w których wynik PiS był wyższy niż 60 proc.
Najmniejsze straty – poniżej 10 procent – poniosła Koalicja Europejska w województwie pomorskim: w Gdańsku, Sopocie oraz powiatach gdańskim i puckim, a także w Opolu, Świnoujściu i powiecie mikołowskim (woj. śląskie), straty poniżej 20 proc. odnotować można też w pozostałych miastach wojewódzkich (z wyjątkiem Białegostoku, Kielc, Olsztyna i Poznania), w powiatach bydgoskim, poznańskim, wrocławskim, w kilku miastach aglomeracji śląskiej oraz trzech powiatach w województwie pomorskim i trzech w zachodniopomorskim. Ponadto do miast z niskim spadkiem należą Gdynia, Jelenia Góra, Koszalin i Włocławek.
Oceniając skutki zawartej koalicji dla PSL, obok tych oczywistych strat można przeanalizować także rezultat partii liczony jako suma poparcia dla jej kandydatów. Znakomite wyniki tych, którzy dostali się do PE: Jarosława Kalinowskiego (104,2 tys.), Krzysztofa Hetmana (105,9 tys.) czy Adama Jarubasa (138,9 tys.) pokazują, że dla samego PSL decyzja ta nie była jednoznacznym błędem. Łączny wynik kandydatów PSL to 628 tysięcy głosów, a zatem o 140 tys. więcej niż wynik całej listy PSL w ostatnich eurowyborach, ale zarazem o 150 tysięcy mniej niż w wyborach parlamentarnych. No i co ważniejsze – za mało, by przekroczyć próg wyborczy! Kalkulacja, jakiej musi dokonać PSL, to zatem trudny wybór między ryzykiem utraty wpływów na wsi (za sprawą wyborców o antyliberalnych poglądach) a ryzykiem nieprzekroczenia progu jako samodzielna lista.
Na koniec warto dodać analizę rozkładu poparcia dla Wiosny – niezbędnego, by zrozumieć profil wyborców tej partii. Było ono bardzo niskie (między 2 a 3 proc.) w większości powiatów województw lubelskiego, małopolskiego, podkarpackiego, podlaskiego i świętokrzyskiego. Najwyższy wynik – powyżej 10 proc. – partia Biedronia odnotowała w Warszawie, Poznaniu, Olsztynie, Słupsku oraz powiatach słupskim i sławieńskim. A zatem klucz wielkich miast nie jest tu tak oczywisty, jak przypuszczała część komentatorów. Dobre wyniki Wiosny można znaleźć także w południowej części woj. dolnośląskiego, w Zielonej Górze, powiatach położonych wokół Warszawy, na terenie dawnego województwa słupskiego, w warmińsko-mazurskim, w Koszalinie i okolicach, a także w miejscach z tradycyjnie dobrymi wynikami lewicy – w Zagłębiu czy w powiecie hajnowskim.
czytaj także
Co się stało?
Powyższe analizy pozwalają stwierdzić, że PiS udało się pozyskać sporą grupę nowych wyborców na wsi. Część z nich na pewno przejęło od PSL. Pytanie jednak, czy nastąpiło to wcześniej, czy dopiero w chwili, gdy ludowcy, nie wystawiając własnych list, „wepchnęli” ich w ramiona PiS – pozostaje bez odpowiedzi. Bez wątpienia jednak opozycja w sposób widoczny straciła na wsi. Co istotne, układ zysków PiS wskazywałby raczej na mobilizację przy pomocy transferów socjalnych niż wzmacniania czynnika światopoglądowego. Wszak PiS nie zyskiwało nowych zwolenników na Podkarpaciu i w Małopolsce, lecz w „letnich religijnie” województwach zachodnich i północnych.
Można też postawić hipotezę, że różnica między sondażami a wynikami wyborów polega na wyższej mobilizacji starszego elektoratu i niskiej frekwencji w młodszych rocznikach. To tłumaczyłoby słabszy wynik preferowanych przez najmłodszą grupę wyborców list Wiosny i Konfederacji. Możliwe, że ta mobilizacja starszych roczników wiązała się zarówno z dodatkową emeryturą, jak i negatywną reakcją na krytykę Kościoła ze strony części opozycji. To wszystko wciąż jednak tylko przypuszczenia.
Koalicja Europejska nie zrobiła nawet najmniejszego gestu wobec młodszych wyborców. Przeciwnie, sięgnęła po polityków znanych z wybitnych ról sprawowanych kilkanaście lat temu – Belkę, Cimoszewicza, Millera. Nic zatem dziwnego, że pobiła rekord średniej wieku europarlamentarzystów ustanowiony w 2014 roku przez PO. Wówczas średnia ta wynosiła 57,7 lat, obecnie – 59. Co więcej, z jej list nie wszedł żaden polityk przed czterdziestką. PiS wprowadziło do Parlamentu Europejskiego ekipę nieco młodszą – tam średnia wieku wynosi 55 lat. Podkreślę jednak, że problemem nie jest obecność polityków 70-letnich, ale całkowity brak trzydziestoparolatków.
To nie były normalne europejskie wybory. Nie uznali ich za takie ani politycy, ani wyborcy, lecz wszyscy – za wstęp do wyborów parlamentarnych. W tym sensie opozycja dostała bardzo poważne ostrzeżenie. Porażka nie odbiera jej szans w jesiennej rywalizacji z PiS, ale jasno pokazuje, że obecny sposób uprawiania polityki i prowadzenia kampanii może owocować co najwyżej „przetrwaniem w niezłym stanie”.
**
Rafał Matyja – politolog, publicysta, wykładowca Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, ostatnio opublikował Wyjście awaryjne. O zmianie wyobraźni politycznej.