Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Czy w Kędzierzynie-Koźlu trwa mobbing pod specjalnym nadzorem?

„Masz intelekt jak pudełko po butach” – przeczytała o sobie pracowniczka jednej z miejskich spółek w Kędzierzynie-Koźlu.

Reportaż

6

Basia Konobrodzka płacze, gdy opowiada o pracy. Od lata jest na zwolnieniu lekarskim od psychiatry. Boi się wrócić do firmy, ale równie straszna jest perspektywa szukania nowej. Ma 55 lat. Mieszka w Kędzierzynie-Koźlu. To drugi największy ośrodek miejski Opolszczyzny, ale ma tylko 50 tys. mieszkańców. Ludzie się tam znają. Zwłaszcza elity polityczne i biznesowe.

Pamięta też, gdy po raz pierwszy poleciały jej łzy w biurze. W 2023 roku zwolniony dyscyplinarnie został Rafał Ślusarczyk, jej kolega z pracy i ze związku zawodowego. –Ten dzień po jego odejściu to było piekło. Zabrali mi ostatnią instancję bezpieczeństwa. Wiedzieli, co to dla mnie znaczy. Ustawili się na korytarzu przy moim pokoju i triumfowali, jakby wygrali mecz. Mówili, że już po związku, że nas zniszczyli. Poczułam, że zostałam sama. Wróciłam do domu i wyłam.

„Wredny manipulator”

Pół roku później sąd miał zadecydować w sprawie przywrócenia Rafała do pracy w ramach zabezpieczenia roszczeń. W przeddzień decyzji na tablicy ogłoszeniowej pojawiła się kartka z maszynopisem. Klimat „łubudubu”. Anonimowy autor prosi prezeskę, by nie pozwoliła na powrót Ślusarczyka do pracy.

Czytaj także Smełka-Leszczyńska: Dajmy się wszystkim wyspać, a potem porozmawiamy [rozmowa] Katarzyna Przyborska

„Po jego zwolnieniu atmosfera w naszej firmie znacząco się poprawiła […] Działalność związku zawodowego Alternatywa również była niekorzystna dla naszej firmy. Tworzyła ona konflikty i rozdźwięki między pracownikami, a także negatywnie wpływała na atmosferę w zakładzie […] Mamy nadzieję, że nasze obserwacje zostaną wzięte pod uwagę, a działania podejmowane przez Zarząd będą miały na celu dalszą poprawę sytuacji w naszej firmie”.

Bareizmy wciąż żywe? – Basia jest zszokowana. – Stałam przed tablicą i nie wierzyłam, że człowiek może być tak mały i podły – wspomina.

Idzie do prezeski Jolanty Gądek-Rypel. Składa skargę jako przewodnicząca związku zawodowego. – Nie zareagowała w ogóle. Komisja antymobbingowa stwierdziła, że to dozwolona forma krytyki ze strony niezadowolonych pracowników. Paszkwil wisiał przez dwa tygodnie – mówi Basia.

Tak samo było, gdy kilka miesięcy wcześniej ktoś zawiesił inny list. „Twój intelekt oceniam na poziomie pudełka po butach” – głosił. „Podły tchórz”, „obrzydliwy kłamca”, „wredny manipulator” – to było do niej. Kto był autorem? Basia ma swoje przypuszczenia, pamięta, że złożyła pismo do komisji antymobbingowej na przewodniczącego „Solidarności”. Potem już przestała się skarżyć. Uważa, że skład komisji został powołany według życzenia prezeski Gądek-Rypel.

Basia i Rafał zakładają związek zawodowy w 2022 roku. W Miejskim Zakładzie Energetyki Cieplnej pracują od 2018. Ona – specjalistka w dziedzinie projektów i funduszy, on – prawnik z 17-letnim doświadczeniem w PKO BP, również jako lider związkowy. Ma dobrą renomę w mieście, prezeska sama go namówiła do podjęcia pracy w MZEC.

Na początku wszystko układa się dobrze – relacje z szefową poprawne, a atmosfera w firmie  stabilna. Basia wspomina, że jej projekty unijne przechodziły kontrole „na piątkę”, a Rafał był postrzegany jako rzeczowy i profesjonalny.

Wirus i niepokój

Pandemia przynosi nie tylko strach przed wirusem, ale i nowy rodzaj napięcia – zaczynają się podejrzenia, podszepty, pierwsze ciche konflikty o to, kto jest „lojalny”, a kto nie. Jakby brak bezpośrednich kontaktów i wysoki poziom lęku rodził paranoje. Prezeska coraz częściej reaguje emocjonalnie, podejmuje decyzje na zasadzie impulsu. Basia nie może uwierzyć, gdy przełożona cofa jej pracę zdalną w czasie kwarantanny z chorą córką w domu, mimo że reszta biura może pracować w takim trybie. Pierwsza czerwona flaga. Pytam prezeskę o tę sytuację: „pierwszy raz słyszę taki zarzut od Barbary Konobrodzkiej […] nie zgłaszała żadnych zarzutów do pracodawcy w związku z pracą w okresie COVID-u”.

Związek zawodowy miał być odpowiedzią na postępujący chaos w zakładzie i reakcją na zblatowanie zarządu z dyrekcją „Solidarności” – jedynego dotychczas związku w MZEC. Basia, Rafał i kilkunastu innych pracowników wstąpiło do Związkowej Alternatywy. – Wybraliśmy centralę, o której słyszeliśmy, że prowadzi realne działania. A my chcieliśmy mieć realny wpływ na to, co dzieje w firmie – mówi Ślusarczyk.

Rafał ma 52 lata. Prawnik, z wysoką łysiną. Patrzysz na niego i myślisz: zasadniczy i stanowczy facet. To nie ziomek, który skraca dystans i masz ochotę ustawić się z nim na mecz. W kędzierzyńskiej ciepłowni te cechy zaczęły przeszkadzać, dopiero gdy został związkowcem. W narracji przełożonych przeszedł drogę od cenionego specjalisty do persona non grata – człowieka, którego przedstawiano jako źródło konfliktów i zagrożenie dla „spokoju firmy”.

„Przycisnął mnie do ściany”

W pandemicznej aurze do akcji wkracza Arnold Scheit – nowy członek zarządu, jak mówi Basia – zainstalowany w MZEC przez prezydentkę miasta Sabinę Nowosielską, by „kontrolować prezeskę” i „grać na jej strachach i kompleksach”, utwierdzając ją w przekonaniu, że niektórzy pracownicy „knują” przeciwko niej.

Głos Basi drży, a do oczu napływają łzy, gdy wspomina o Arnoldzie Scheitcie. Według jej relacji podszedł do niej nagle w firmowym korytarzu, między biurkami i segregatorami, stanął bardzo blisko i przycisnął ją do ściany. Powiedział twardym głosem „chyba nie wiesz, kim jestem” i że „nie życzy sobie takich maili”, odnosząc się do jej uwag o nieprawidłowościach. Nie było świadków, tylko napięcie i cisza po tym, jak odszedł. Basia zgłosiła zdarzenie prezes Jolancie Gądek-Rypel. Ta podeszła do niej, przytuliła, po czym stwierdziła, że „to była zabawa. Arnold taki nie jest”. – Dla mnie to nie była zabawa, tylko granica – moment, w którym strach po raz pierwszy poczułam się fizycznie zagrożona – mówi.

Czytaj także Empathywashing, czyli gastrołagry pod tęczową flagą Piotr Nowak

Co na to szefowa? – Pierwszy raz słyszę o takim zgłoszeniu – opowiada mi w mailu, dodając, że zna Scheita jako „kulturalnego, spokojnego człowieka”, który nigdy nie zachowywał się agresywnie. W jej wersji wydarzeń to nie Scheit naruszył granice, lecz Basia ma problem z prawdą – prezeska zasugerowała, że Konobrodzka „przygotowuje grunt pod roszczenia z tytułu rzekomego mobbingu”, a jej relacja to „konfabulacje i kłamstwa”. Wskazuje, że gdyby incydent naprawdę miał miejsce, pracownica mogła zgłosić sprawę do prokuratury lub komisji antymobbingowej. Z tonu odpowiedzi przebija przekonanie, że winy należy szukać nie wśród przełożonych, lecz tych, którzy o mobbingu mówią.

Dyscyplinarka za pisanie maili

Rafał zostaje zwolniony 4 września 2023 roku, w dniu, w którym miał spotkać się z Radą Nadzorczą. Zamiast rozmowy o problemach w firmie dostaje pismo o rozwiązaniu umowy. Wcześniej kazano mu przekazać komputer, a informatyk – jak wspomina – „zrobił kopię twardego dysku”, po czym nie pozwolono mu już wrócić do obowiązków. Potem formalności idą błyskawicznie: dyscyplinarka, podpis, cisza. „Spakowałem się i wyszedłem”. Rafał wspomina, że w chwili, gdy przekroczył próg budynku, poczuł nie żal, ale ulgę: „Nie można ciągle funkcjonować w takim napięciu”.

Powód zwolnienia jest osobliwy. Rafał korzystał ze służbowej skrzynki mailowej do prowadzenia działalności związkowej – czyli wysyłał pisma i zapytania w imieniu związku w godzinach pracy. W oczach zarządu miało to być „nadużycie narzędzi służbowych” i „wykorzystywanie czasu pracy niezgodnie z przeznaczeniem”.

Rafał tłumaczy, że nie robił niczego, co by wykraczało poza jego obowiązki, bo działalność związkowa jest zgodnie z prawem wykonywana w godzinach pracy, na koszt pracodawcy. W dodatku – jak podkreśla – kontaktował się w sprawach stricte pracowniczych, a nie prywatnych. Mimo to w notatkach kadrowych i w rozmowach z prawnikiem spółki zaczęto budować narrację, że „zamiast pracować, pisze maile do PIP i prezydent miasta”. Jego zdaniem była to część planu – zebrania „papierowych” podstaw, które miały nadać zwolnieniu pozory legalności. Mówi, że kiedy dostał kopię uzasadnienia, miał wrażenie, że to „tekst pisany pod tezę”.

Oddawaj papier, nie zamykaj drzwi

Po zwolnieniu Rafała działania skupiają się na Basi. – Oni chcieli zlikwidować związek, pozbywając się wszystkich członków – ocenia. Atmosfera się zmienia. Ludzie, którzy kiedyś witali ją uśmiechem, teraz spuszczają wzrok na korytarzu. Niektórzy przestają mówić „dzień dobry”, inni udają, że jej nie widzą. – Czułam się jak trędowata – wspomina.

Zaczyna się od drobiazgów: poprawiania przecinków w pismach, komentarzy o „błędach w opisie faktury”, aluzji, że „chyba nie rozumie, jak się tu pracuje”. Wcześniej tych uwag nie było wcale, teraz było ich mnóstwo. Potem przychodzi etap odcinania jej od decyzji i informacji. Coraz częściej słyszała, że czegoś „nie musi wiedzieć”, że „to nie jej zakres”. Kiedy Basia zgłasza problemy, słyszy, że „wymyśla” i „szuka sensacji”. Odkrywa, że jeden z członków związku został „odwrócony” przez kierownictwo, informuje na bieżąco o tym, co planuje Związkowa Alternatywa.

Zabraniają jej zamykać drzwi do biura. – Czułam się jak w filmie o subkulturze więziennej, pod specjalnym nadzorem, jak ktoś, kto nie zasługuje na żadne prawa, albo agresywne zwierzę, które trzeba izolować. Wszyscy mogli poruszać się swobodnie po budynku, oprócz mnie. Kiedy próbowałam zamknąć drzwi, za chwilę prezeska lub któryś z jej ludzi przybiegał z awanturą.

Pojawiają się zarzuty, że zużywa za dużo papieru. – Wściekła prezeska wyrwała mi z rąk ryzę papieru, kiedy próbowałam ją pobrać z administracji – wspomina Basia. Podobno był zakaz wydawania jej zasobów. Gądek-Rypel stanowczo dementuje: zażądała jedynie zwrotu ryzy papieru, gdyż Basia nie wykazała, aby „poprzednio pobraną ilość papieru zużyła na potrzeby wykonywanej pracy”. Podejrzewała, że pracownica zużywała papier na potrzeby prywatne i nie rozliczała się z tych zasobów. Stąd jej interwencja.

Prezeska zapewnia, że nigdy nie kwestionowała kompetencji Basi. Jednakże w kolejnym zdaniu stwierdza, że „gdyby Barbara Konobrodzka wykorzystywała w pełni swe kompetencje, to nie czyniłaby błędów w opisach faktur, o które Pan pyta. Ustawa o podatku VAT nie zawiera gradacji błędów drobne błędy, duże błędy. Błąd jest błędem”.

Jak u Orbána

Sprawa zwolnienia Rafała pojawia się mediach ogólnopolskie. Kilka publikacji, w tym reportaż w TVP. Dziwna sprawa – w Kędzierzynie-Koźlu o historii Basi i Rafała nie pisze prawie nikt (oprócz małego portalu Twoje Media), choć na mieście o sprawie huczy. Jak wytłumaczyć to milczenie?

Przyglądam się dwóm największym portalom. Papiery z ratusza mówią: KK24.pl i Lokalna24.pl mają podpisane umowy na promocję miasta. W praktyce oznacza to publikowanie materiałów urzędu, relacjonowanie miejskich wydarzeń i eksponowanie logo gminy. KK24.pl otrzymuje za to 3347 zł netto miesięcznie, co daje ponad 36 tysięcy zł rocznie. Lokalna24.pl dostaje 1047 zł miesięcznie, czyli około 11,5 tysiąca zł rocznie.

Idąc dalej piszę do pięciu spółek miejskich: czy również sponsorują kędzierzyńskie tytuły? Odpowiadają mi dwie: Miejski Dom Kultury przelewa 700 zł miesięcznie na konto Lokalnej24. Hojny jest również MOSiR. KK24 dostaje od niego 600 zł miesięcznie, a Lokalna24 – 800 zł. Co z pozostałymi? Mam okazję się przekonać, jak wygląda transparentność w Kędzierzynie-Koźlu. Park Przemysłowy, Wodociągi i Kanalizacja przedłużają termin odpowiedzi do końca listopada z powodu „konieczności przetworzenia danych”. MZEC piórem prezeski oświadcza: nie powiemy. Dlaczego? Bo nie podałem pocztowego (!) adresu korespondencyjnego. Ciekawa forma budowania wiarygodności i relacji z mediami, prawda? 

Mamy więc ujawnione 4137 zł dla KK24 i 2574 zł miesięcznie dla Lokalnej 24. To niewielkie kwoty w skali budżetu miasta, ale dla lokalnych redakcji – często kilkuosobowych – stanowią realne źródło utrzymania. Trudno się więc dziwić, że wobec konfliktu w miejskiej spółce MZEC wolały zachować ostrożność i milczenie. 

Jak to jest z niezależnością mediów w Kędzierzynie-Koźlu? Czy powstał tam układ w orbanowskim stylu – płacimy, a wy siedzicie cicho? Szukając odpowiedzi, odzywam się do wspomnianych redakcji. Odpowiada tylko jedna, Lokalna24, która o sprawie Rafała i Basi zająknęła się tylko raz – gdy spółka złożyła zawiadomienie do prokuratury na związkowców. Ton? Wyraźnie sprzyjający miastu.

Związkowa Alternatywa została przedstawiona jako strona agresywna i pomawiająca. Naczelny mówi: nikt mu nie podesłał żadnych materiałów, a sprawie przyjrzą się „jak zapadną rozstrzygnięcia”. Zarzuty o podległość wobec miasta określił jako „insynuacje”, które nie znajdują pokrycia w faktach. Sprawdziłem to – było inaczej. Związkowa Alternatywa przedstawiła mi trzy depesze prasowe wysłane mailowo na przestrzeni 2 lat do redakcji Lokalnej24. Portal KK24, do którego związkowcy pisali 13 razy, na moje pytania nie odpowiada.

Prezydentka:  „to nie święte krowy”

Związkowa Alternatywa pisze do ministry Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, która przekazuje sprawę Generalnemu Inspektorowi Pracy. Kontrola rozpoczyna się 6 października. W odpowiedzi prezydent Sabina Nowosielska pisze pełen oburzenia list do ministry, nazywając jej działania „donosem”.

Nowosielska sprawia wrażenie rozdrażnionej również moim zainteresowaniem sprawą. Na pytanie dlaczego nie reagowała na doniesienia o mobbingu, odpowiada: „mam wrażenie, że już Pan wydał »wyrok« nie starając się obiektywnie wyjaśnić sytuację (a nazywa Pan się dziennikarzem!) Pani Prezes nie zasłużyła na taki hejt !” (pisownia oryginalna).

Zdaniem Basi i Rafała to właśnie Nowosielska odpowiada za taktykę „ani kroku wstecz” w konflikcie w MZEC. Oficjalnie konsekwentnie dystansuje się od odpowiedzialności miasta za sytuację w spółce, powtarzając, że obowiązki pracodawcy wykonuje wyłącznie prezes Jolanta Gądek-Rypel. W korespondencji ze mną wyraża przekonanie, że zarzuty o mobbing czy represje związkowe są przesadzone, a dziennikarskie pytania – nacechowane uprzedzeniem.

Podczas kampanii wyborczej w 2023 roku związkowcy piszą list ze skargą do Donalda Tuska, ten nie odpowiada słowem, a gestem. Zmienia trasę swojego tournée tak, by z pompą wystąpić w Kędzierzynie-Koźlu. O sprawie nie mówi ani słowa. Ponoć lubi się z Nowosielską i darzy ją zaufaniem.

Do prezydentki dzwoni szef Związkowej Alternatywy Piotr Szumlewicz. Żąda wyjaśnień. Ta odpowiada, że związkowcy nie są „świętymi krowami” i nie mogą sobie wyobrażać, że „wszystko im wolno”.

Na interwencję poselską przyjeżdża Marcelina Zawisza z Razem. Nowosielska i prezeska nie życzą sobie obecności Basi i Rafała na spotkaniu. Posłanka nie może uwierzyć, staje w obronie pracowników. W końcu ulegają. – Miały miny, jakby chamstwo im weszło na salon – wspomina Basia.

Nowosielska broni prezes Gądek-Rypel, określając ją jako „bardzo dobrego managera” i „kompetentną osobę”, wskazując przy tym, że objęła stanowisko jeszcze za jej poprzednika. Zdecydowanie odrzucała sugestie o istnieniu lokalnego układu politycznego, który miałby chronić kierownictwo miejskich spółek, a winę za eskalację konfliktu przerzucała pośrednio na stronę związkową, wspominając o „donosach” i toczącym się postępowaniu karnym wobec jej członków.

Według związkowców Nowosielską z Gądek-Rypel łączy bliska relacja. Obie panie miały znać się osobiście i wspólnie spędzać czas na wyjazdach konferencyjnych.

Zadecyduje Temida

Wokół konfliktu MZEC Kędzierzyn-Koźle toczy się obecnie kilka postępowań. Na razie wszystkie rozstrzygnięcia są korzystne dla związkowców. Rafał Ślusarczyk został przywrócony do pracy w marcu ubiegłego roku w ramach zabezpieczenia roszczeń. Związkowa Alternatywa została pozwana przez MZEC za naruszenie dóbr osobistych. Początkowo spółka chciała też zabronić związkowcom mówienia, że firmie stosowany jest mobbing. Sąd odmówił jednak zabezpieczenia roszczeń. Związkowcy twierdzą, że miasto zapowiedziało pozew przeciwko nim. Na razie jednak brak konkretów. MZEC powiadomiło prokuraturę, że Barbara Konobrodzka zgłosiła nieprawidłową ilość członków – jeden z nich miał wystąpić z organizacji.

Podczas wrześniowej rozprawy o przywrócenie Ślusarczyka do pracy Gądek-Rypel ze swoim prawnikiem bezwzględnie punktują pracownika. Właściwie każde jego działanie związkowe przedstawiają jako argument przeciwko niemu. Nie brał udziału w wigilii zakładowej, jest odludkiem, nikt go nie lubi, znowu pisze maile do współpracowników.

Pozostają niewzruszeni, nawet gdy Piotr Szumlewicz tłumaczy, że maile Ślusarczyka były wołaniem o pomoc, bo był bliski załamania psychicznego. Zarazem prezeska nie ukrywa, że po powrocie do pracy Ślusarczyk został zdegradowany i pozbawiony większości swoich obowiązków. Zdaniem lidera Związkowej Alternatywy sam proces sądowy Ślusarczyka jest kontynuacją mobbingu wobec niego.

Basia i Rafał boją się przyszłości. Są po pięćdziesiątce, a PESEL ma znacznie na rynku pracy. Mimo kwalifikacji i doświadczenia, szukanie nowego zatrudnienia po takich przejściach będzie dla nich jak atak na szczyt w warunkach rozrzedzonego tlenu. Basia chciałaby, żeby społeczeństwo inaczej podchodziło do mobbingu. – Obecnie jest takie przeświadczenie, że jak cię prześladują, to spieprzaj dziadu do innej firmy. Ale dlaczego to ja miałabym spieprzać?

Jolanta Gądek Rypel uważa, że to ona jest ofiarą – hejtu i pomówień. Zaprzecza, aby w MZEC była atmosfera nienawiści. Zwraca uwagę, że Związkowa Alternatywa definiuje się jako „bojowy związek”. – Zatem ich mottem jest bój, agresywne działanie, skłonne do konfrontacji, konfliktów. Niestety język, jakim posługuje się związek, jest eskalujący konflikt, a nie rozwiązywanie problemów – przekonuje. Jej zdaniem jeśli ktoś w MZEC wprowadzić atmosferę nienawiści, są to związkowcy.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie