Kraj

Majmurek: Pułapki nostalgii

Zamiast widma Gierka potrzebujemy dziś silnych, egalitarnych ruchów społecznych. Wokół żadnego z dawnych pierwszych sekretarzy ich nie zbudujemy.

Jak zauważył kiedyś Oscar Wilde, to życie naśladuje sztukę, a nie odwrotnie. W jednym odcinku mojego ulubionego polskiego serialu, Świata według Kiepskich, Ferdek, przerażony wizją emigracji zarobkowej całej jego kamienicy na Wyspy Brytyjskie, modli się o pomoc i rozwiązanie. Zostaje wysłuchany. Z zaświatów wraca sam Edward Gierek. Ferdek biegnie do siedzących już na walizkach swoich bliskich i krzyczy: „Ludzie, ludzie, ON wrócił!”. I rzeczywiście, przed Kiepskimi, Boczkiem i Paździochami pojawia się duch Gierka. Gdy pyta ich: „To jak, towarzysze, zostaniecie?”, odpowiedź może być tylko jedna.

Przywództwo SLD musiało mieć tę scenę w pamięci, gdy zaproponowało ogłoszenie 2013 rokiem Gierka. Partia, która znajduje się w równie rozpaczliwej sytuacji, co postawiony przed perspektywą samotności w pustej kamienicy Ferdek, przywołuje w dziwnym akcie politycznego spirytyzmu widmo dawnego przywódcy.

Pomysł spotkał się z dość przewidywalną reakcją: prawica mówi o zbrodniarzu, liberalne centrum przypomina o „absurdach PRL”, a SLD gra na gierkowską nostalgię. Sam okresu Gierka nie pamiętam (urodziłem się dwa lata po jego odsunięciu od władzy) i nie czuję za nim żadnej nostalgii (w ogóle przeszłość we mnie raczej nostalgii nie budzi). Decyzję wzięcia przez SLD tej postaci na sztandary uważam za niefortunną – z zupełnie jednak innych powodów niż atakująca Gierka prawica czy wyśmiewający jego epokę liberałowie.

Dwa mity Gierka

Wokół tej postaci narosły dziś w Polsce dwa mity: nostalgiczny i „antykomunistyczny”. Pierwszy mówi: otwarcie na Zachód, modernizacja, gierkówka, pełne zatrudnienie, maluchy, kurczaki z rożna, mieszkania komunalne, orły Górskiego i ABBA w TVP. Drugi kontruje: autorytaryzm, walka z opozycją, Radom ’76, zależność od ZSRR, absurdalne inwestycje, długi. Oba mity są równie fałszywe.

Gierek nie był ani pomalowanym na czerwono Kazimierzem Wielkim, co zastał Polskę drewnianą, a zostawił nowoczesną, ani postacią z antykomunistycznej karykatury.

Rządził w warunkach ograniczonej suwerenności, ale tylko w takich warunkach można było robić wtedy politykę na poziomie państwowym. By właściwie ocenić jego dorobek, trzeba spojrzeć na kontekst międzynarodowy. Rządy Gierka przypadają na ostatni okres powojennej polityki, która prawie na całym świecie – niezależnie, czy w danym miejscu panował ustrój „komunistyczny”, „kapitalistyczny” czy jeszcze inny – wyglądała dość podobnie. Ważna była aktywna rola państwa, które uznawano za podstawowego aktora modernizacji, a polityka gospodarcza opierała się na planowaniu (nawet John F. Kennedy mówił o „planie pięcioletnim dla Ameryki”), inwestycjach w przemysł i infrastrukturę, dążeniu do pełnego zatrudnienia i łączyła z polityką społeczną mającą zapewnić całej populacji mobilność społeczną oraz pewien poziom świadczeń edukacyjnych i zdrowotnych. Takie właśnie cele przyświecały zarówno zachodnim państwom dobrobytu, jak i krajom bloku wschodniego czy wydobywającym się z kolonialnych zależności państwom globalnego Południa.

Gierkowski PRL był peryferyjnym wariantem tej globalnej polityki – umiarkowanie autorytarnym (autorytaryzm wynikał przy tym w dużej mierze z geopolitycznych uwarunkowań) i umiarkowanie udanym. Bardziej zgrzebnym nie tylko niż zachodnie, kapitalistyczne państwa dobrobytu czy Jugosławia, ale także niż Węgry Kádára. Wariantem specyficznym o tyle, że prawie całość środków produkcji (poza ziemią rolną) została skupiona w rękach biurokracji partii rządzącej. Jednak biurokracja ta nigdy nie wypracowała własnych, „socjalistycznych” standardów racjonalności gospodarczej, cały czas podporządkowana była tym działającym w kapitalistycznym centrum.

Wiele inwestycji Gierka rzeczywiście było średnio przemyślanych, anachronicznych, nieefektywnych (nawet jak na swoje czasy przesadnie surowco-, energo- i pracochłonnych). Z drugiej strony to z tego okresu została infrastruktura, z której korzystamy do dziś. Poziom dochodów i konsumpcji indywidualnej podniósł się w początkowym okresie rządów Gierka na skalę niespotykaną wcześniej i później w powojennej historii Polski. Udało się mu również zapewnić pełne zatrudnienie, rynek pracy wchłonął ówczesny wyż demograficzny.

Także niesławne długi nie tyle są winą samego Gierka i jego ekipy, ile kryzysu, w jaki gospodarka światowa weszła w połowie lat 70. Powojenny, długi cykl koniunkturalny (tzw. cykl Kondratiewa, trwający około 50–70 lat) wchodzi wtedy w fazę spowolnienia. Wzrost gospodarczy traci tempo, dodatkowo uderza kryzys paliwowy. Stany Zjednoczone – potęga gospodarcza – z największego eksportera kapitału, jakim były jeszcze na początku lat 70., zmieniają się do początku lat 80. w jego największego importera. Od połowy lat 70. do końca tej dekady stopa kredytów dolarowych rośnie blisko czterokrotnie. Koszty obsługi długu wzrastają tak bardzo, że nawet gdyby gierkowskie inwestycje były niezwykle udane, i tak Polsce szalenie trudno byłoby je spłacić. Wzrost kosztów obsługi długu uderza zresztą nie tylko w Polskę. Na początku lat 80. bardzo podobny do naszego kryzys zadłużenia przeżywa bynajmniej nie „komunistyczny” Meksyk.

Gierek był więc przeciętnym politycznym liderem peryferyjnego państwa, realizującym przeciętną dla swoich czasów politykę rozwojową – bez żadnych politycznych czy gospodarczych innowacji. Nie powinniśmy się więc nim ekscytować, ani na lewicy, ani na prawicy. Dlaczego zatem jego nazwisko wywołuje dziś emocje?

Nostalgia za fordyzmem

Być może dlatego, że nazwisko to ciągle w części Polaków budzi silną nostalgię. Za czym? Za pełnym zatrudnieniem, bezpieczeństwem socjalnym, pewnym optymizmem wpisanym w tę epokę.

Nerwowość, z jaką prawica i liberałowie reagują na Gierka, bierze się w dużej mierze stąd, że nostalgia ta jest świadectwem nieufności wobec obecnej Polski, z jej prekaryzacją pracy, niepewnością, rosnącym rozwarstwieniem dochodów.

Czy jest to nostalgia za socjalizmem? Nie, jeśli już, to za powojennym fordyzmem, którego późnym wcieleniem był technokratyzm Gierka. Stabilność pracy, rosnący poziom dochodów klasy pracującej, otwarte kanały awansu do klasy średniej – wszystko to charakteryzowało powojenny społeczny konsensus po obu stronach żelaznej kurtyny. Po naszej łączyło się to niestety z autorytarną władzą monopartii, cenzurą i innymi przykrymi zjawiskami.

Czy jednak taka nostalgia może być dziś politycznie emancypacyjną siłą? Moim zdaniem nie. Ten powojenny fordowski ład nie był rajem, który zniszczyli źli neoliberałowie. Zanim powojenną umowę społeczną wypowiedzieli neoliberałowie, odrzucili ją także studenci i robotnicy demonstrujący w ’68 roku, polska „Solidarność”, włoscy operaiści. Struktury fordowskie, z wpisanymi w nie relacjami władzy, dyscypliną, hierarchią, biurokracją, tłumiły życie, nie odpowiadały aspiracjom studentów czy robotników. Dziś, gdy dominujący model produkcji może się rozwijać tylko w niehierarchicznych, egalitarnych strukturach, nostalgia za fordyzmem jest szczególnie politycznie nieproduktywna, reaktywna i szkodliwa.

Zamiast umieszczać symbol tej nostalgii na sztandarach, lewica powinna raczej myśleć, jak radzić sobie z problemem zawłaszczania dóbr wspólnych przez kapitał, jak organizować sprekaryzowanych i zatomizowanych pracowników.

Zdradzona utopia

Pytanie o Gierka i o to, czy powinien go uczcić Sejm III RP, jest także pytaniem, na ile PRL jest częścią naszej historii. Czy bohaterowie PRL mogą zostać bohaterami współczesnej Polski? Co do zasady nie mam nic przeciwko. Trzeba spojrzeć na dorobek liderów PRL, omijając uprzedzenia i podysydenckie moralizatorstwo. Ale wymagałoby to naprawdę szerokiej społecznej dyskusji.

A właśnie tu Gierek wypada bardzo blado, zwłaszcza z punktu widzenia lewicy. To w tej epoce pojawiają się bowiem wszystkie zjawiska, które dziś niepokoją w Polsce. Zaczynają się rozwierać nożyce społecznych nierówności – pod względem nierówności dochodowych gierkowska Polska jest mniej egalitarna nie tylko od Szwecji, ale nawet Japonii lat 70. Różnica polega oczywiście na tym, że w przeciwieństwie do Szwecji czy Japonii całości środków produkcji nie kontroluje tu kilka albo kilkanaście najbogatszych rodzin, tylko partyjna biurokracja. Epoka Gierka jest też ostatnią, gdy kanały awansu społecznego są jeszcze w miarę otwarte – to w latach 70. zamkną się one dość szczelnie. Ówczesna władza coraz silniej powołuje się na nacjonalizm w polityce kulturalnej, za swojego głównego partnera społecznego obierając Kościół katolicki, który zaczyna rosnąć w siłę.

Okres gierkowski to wreszcie czas, gdy PRL ostatecznie porzuca resztki obecnych w nim utopijnych iskier na rzecz technokratycznej obietnicy dobrobytu (dość zgrzebnego i krótkiego, jak się miało okazać). Dawnych ideowych komunistów zastępują technokratyczni czynownicy. Rozkładający nasze dzisiejsze życie polityczne cynizm tam właśnie ma swoje źródło.

Dlatego wybór Gierka na lewicowego patrona byłby głęboko niefortunnym posunięciem. Także dlatego, że lewica w ogóle nie powinna potrzebować patronów – patriarchalnych, ojcowskich figur. Jedyny z nich pożytek jest taki, że inspirują do ojcobójstwa – koniecznego warunku rozwoju każdej zdrowej podmiotowości, także politycznej. Zamiast widma Gierka potrzebujemy dziś silnych, egalitarnych ruchów społecznych. Wokół żadnego z dawnych pierwszych sekretarzy – podobnie jak wokół dawnych dysydentów czy liderów przedwojennej lewicy – ich nie zbudujemy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij