Razem przedstawiło pięć propozycji ustaw, jakie zgłosi w przyszłej kadencji Sejmu. Niestety, nie bardzo układają się one w spójną opowieść o nowej Polsce. A żeby być w Sejmie, Razem takiej opowieści potrzebuje.
Opozycja parlamentarna przez cały styczeń przeżywała swój Blue Monday, a ta poza parlamentem jest na fali. Nic dziwnego, że Razem idzie za ciosem i próbuje medialnie i politycznie wykorzystać ten moment. Po konwencji samorządowej, która odbyła się w sobotę 13 stycznia, partia przedstawiła pięć propozycji ustaw, jakie Razem zgłosi w przyszłej kadencji Sejmu. Są to: pełna równość małżeńska, złagodzenie prawa aborcyjnego, 35-godzinny tydzień pracy, żłobki i przedszkola dla wszystkich, zmniejszenie pensji posłów.
Projekty – poza ostatnim – same w sobie słuszne, ale chyba ich ogłoszenie jako sztandarowej piątki było przedwczesne. Nie bardzo układają się w spójną opowieść o nowej Polsce. Trudno wśród nich znaleźć coś, czego Razem bardzo potrzebuje: własnego 500+. Czyli prostego, zrozumiałego postulatu, który byłby wizerunkową „własnością” Razem, kojarzony byłby z tą i tylko tą partią.
Gdula: Elity w nosie mają lekarzy i nauczycieli, bo sobie ich kupują
czytaj także
Problem wiarygodności
Najbardziej potencjalnie nośnym projektem wydaje się „żłobek i przedszkole dla każdego”. Podnosząc ten postulat Razem trafnie rozpoznaje fundamentalny problem polskiego państwa – niewydolność systemu opieki instytucjonalnej. Obecna sytuacja wypycha kobiety z rynku pracy, zmusza rodziny do wykorzystywania pracy babć, dziadków i ciotek, czy ponoszenia kosztów na opiekunki, czy prywatne placówki. W wielu przypadkach brak dostępu do żłobka i przedszkola jest tym, co skłania do rezygnacji z posiadania potomstwa.
Tak, Razem powinno przypominać, że obowiązkiem państwa w XXI wieku jest zapewnienie rodzinom wsparcia w tym zakresie, a co więcej – opłaca się to w sumie nam wszystkim. Bo edukacja przedszkolna przekłada się na sukcesy tej późniejszej, bo Polska naprawdę ma niski wzrost demograficzny, bo wypychanie kobiet z rynku pracy nie służy gospodarce, pozbawiając ją potencjalnych talentów, bo seniorzy powinni mieć prawo do odpoczynku i nie powinni zastępować przedszkolanek.
czytaj także
Z tym, że żłobki to nie 500+. Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Żłobki i przedszkole dla każdego wymagają sporych początkowych inwestycji i idących za nimi stałych zobowiązań finansowych państwa. Owszem, żłobki w krajach rozwiniętych to coraz częściej niewielkie centra, gdzie nieduży personel zajmuje się kilkoma dziećmi z okolicy – nie wymaga to wielkich nakładów infrastrukturalnych. Ale tym nie mniej potrzebne jest zabezpieczenie długotrwałego finansowania. Cała sprawa jest do załatwienia z poziomu samorządu i rządu, nie Sejmu. Trzeba mieć władzę, by ją zrealizować.
W programie samorządowych Razem pisze o lokalnych programach finansowania żłobków, wsparcia dla ich powstawania na uczelniach i w zakładach pracy. Szedłbym w tę narrację. Wysuwając postulat „ustawowego żłobka i przedszkola dla każdego” w oderwaniu od pytania „kto i czym za to zapłaci” Razem naraża się na zarzuty o składanie obietnic bez pokrycia.
Za wcześnie na 35 godzin?
Podobnie chwytliwe wydaje się hasło 35-godzinnego tygodnia pracy. Ogólnie jest ono sensowne – wzrost wydajności pracy powinien prowadzić do zmniejszenia liczby jej godzin. Można być jednak sceptycznym co do tego, czy polska sfera publiczna jest gotowa na ten postulat. Nie znaczy to, że nie należy go drążyć i podnosić – ale mam wątpliwości, czy dobrym taktycznym manewrem jest branie go na sztandar jako jednego z pięciu projektów do załatwienia na „zaraz po wejściu do Sejmu”.
Wyborcy będą zadawać pytania, czy ten projekt jest możliwy do zrealizowania w obecnych warunkach gospodarczych Polski. Zanim wrzuci się 35 godzin w formie ustawy, warto było wałkować temat w mediach, na konferencjach, obstawić się ekspertyzami, pokazującymi dlaczego jest to pożądane i możliwe rozwiązanie, wsłuchać się w głos pracowników i przedsiębiorców. Dziś Razem dość niespodziewanie dla wszystkich wyskakuje z tym projektem, znów narażając się na zarzut składania nieprzemyślanych obietnic bez pokrycia.
Poza tym, czy naprawdę polscy pracownicy najbardziej czekają dziś na 35-godzinny tydzień pracy? Pracujemy bardzo dużo, ale – jak pokazuje naocznie protest rezydentów – jest to też pochodną bardzo niskich pensji, połączonych z rosnącymi aspiracjami i kosztami życia. Ta sytuacja zmusza do brania drugiego etatu, połówki lub ćwiartki, do szukania dodatkowych zleceń, dyżuru, fuchy, pracy w szarej sferze i na czarno. Jak często te 5 godzin zyskane na obniżeniu czasu pracy ustawą, zostaną po prostu wykorzystane na pracę w innym miejscu?
Oczywiście, mediany ustawą nie da się podnieść. Potrzebna jest ambitna, długofalowa polityka państwa, dążąca do budowy gospodarki zdolnej wypłacać wiele wysokich pensji. Razem ma na to pomysły, ale zdecydowanie zbyt słabo sprzedaje dziś tę narrację. A moim zdaniem to może być klucz do nowej, lewicowej opowieści o Polsce.
Bardzo zły pomysł
Ustawy o aborcji i równości małżeńskiej są po prostu słuszne. Na pierwszy temat Razem nie ma jednak monopolu. Twarzą walki o prawo do aborcji jest jednak Barbara Nowacka i tak na jakiś czas zostanie. Równość małżeńska to bardzo słuszny postulat, Razem powinno mieć gotową ustawę i złożyć ją w Sejmie, jak tylko tam trafi. Temat dotyczy jednak zbyt wąskiej grupy, by znacząco pociągnąć wyborczo partię.
O ile te dwa pomysły są zupełnie słuszne, to propozycje obniżenia pensji posłom uważam za po prostu błędną. Nawet, jeśli sprzeda się na fali obecnego gniewu na elity, to ma dłuższą metę będzie to rozwiązanie szkodliwe dla państwa i jakości polskiej polityki.
czytaj także
Sektor publiczny nie powinien być obszarem ciągłej presji na obniżanie pensji, wyścigiem do dołu, kto zrobi tańsze państwo. Dotyczy to szkoły, szpitala, urzędu, ale także rządu i Sejmu. Razem proponowało, by posłowie zarabiali trzykrotność pensji minimalnej. Jaki byłby tego skutek? Głównie taki, że posłowie łączyliby mandat z zarabianiem w wielu innych miejscach, co nie pozostawałoby bez wpływu na jakość ich pracy. Na rolę posłów zawodowych, poświęcających cały swój czas pracy parlamentarnej decydowałyby się albo osoby już majętne albo ponadprzeciętnie ascetyczne, pozbawione materialnych potrzeb i trosk. Żadna z tych dwóch grup nie jest szczególnie reprezentatywna społecznie.
Tak, wiem, że wielu pracowników wykonujących trudne i odpowiedzialne prace zarabia dużo mniej niż posłowie. Ale niskie zarobki osób wykonujących wymagającą i odpowiedzialną pracę powinny być traktowane jako coś do poprawy, nie jako pretekst do presji na pensje innych grup zawodowych.
Zasługujemy jako obywatele na to, by nasi przedstawiciele w Sejmie byli godziwie opłacani, by zajmowali się tym, po co ich tam wysłaliśmy, a nie kombinowaniem, jak łatać rodzinny budżet, by w Sejmie nie byli przemęczeni po wykonanej gdzie indziej pracy. Obecne pensje posłów zapewniają parlamentarzystom ten komfort. Ja nie mam problemu, by tyle płacić – choć wymagałbym za to zdecydowanie więcej, niż dziś dostaję od przeciętnego posła, czy posłanki.
Chciałbym się mylić
Razem w długim wyborczym sezonie 2018-20 musi przedstawić zestaw propozycji, odróżniających je zarówno od PiS, jak i od liberalnej opozycji. Powinny one stanowić kontrę zarówno dla konserwatywnego autorytaryzmu PiS, jak i dla patologii polskiego rynku pracy, mieszkaniowego i innych, oraz niewydolności mającego te rynki regulować państwa. Wydaje mi się, że Razem wybrało tematy, które – choć poza jednym, według mnie, stuprocentowo słuszne – średnio sprawdzą się w tej roli.
Co by mogło zagrać lepiej? Nie wiem, wymagało by to pewnie szerszej dyskusji. Czy na froncie kulturowym nie warto by np. przygotować naprawdę dobrej ustawy o mediach publicznych? Ustawy odbierającej kontrolę nad nią politykom i przekazującej ją obywatelom? Razem nawet w opozycji może takim projektem skutecznie politycznie nabijać sobie punkty, a szkodzić rządowi. Zwłaszcza w sytuacji, jeśli Morawiecki nie zmieni Kurskiego, a w Wiadomościach i Minęła 20 ciągle straszyć będzie obecna ekipa.
Razem łatwo też może stać się partią z monopolem na sprawy pracownicze. O ile 35-godzinny tydzień pracy wydaje się zbyt abstrakcyjnym i odległym postulatem, to jest cały szereg mniejszych, o których można pomyśleć. Współzarządzanie przez pracowników? Prawo ułatwiające działalność związkową także pracownikom nieetatowym, czy pracownikom niewielkich, rodzinnych firm? Ustawa uniemożliwiająca państwu wspieranie śmieciowego zatrudnienia? Jest wiele kwestii, jakie można podnieść.
Oczywiście, mam nadzieję, że się mylę (a projekty wyborczo zagrają), ale tym nie mniej czuję się w obowiązku zaoferować tą przyjazną – i mam nadzieję konstruktywną – krytykę.