Kraj

Majmurek: Fikcyjne problemy łatwiej rozwiązać, więc w kampanii rozmawiamy o „niewdzięcznych Ukraińcach”

Nie brakuje poważnych tematów dotyczących przyszłości polskich relacji z Ukrainą – od ochrony naszego rolnictwa po wpływ, jaki Polska może mieć na zbliżenie Ukrainy do NATO i UE. Jednak w kampanii wyborczej wiodący politycy nie zajmują się poważnymi tematami, wolą rozwiązywać te fikcyjne.

Jeszcze kilka miesięcy temu cały polityczny świat – politycy, dziennikarze, internetowy komentariat – powtarzał, że wybory prezydenckie w tym roku „będą o bezpieczeństwie”. Biorąc pod uwagę wojnę za naszą wschodnią granicą, Donalda Trumpa w Białym Domu, transatlantyckie napięcia, hybrydowe działania przeciw Polsce podejmowane przez Mińsk i Moskwę, jak i to, że prezydent jest nominalnym zwierzchnikiem sił zbrojnych, szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego i odgrywa pewną rolę w kształtowaniu polityki zagranicznej – byłby to całkiem sensowny temat kampanii.

W Polsce jednak kampanie prezydenckie bardzo rzadko toczą się wokół tego, co realnie należy do kompetencji prezydenta – które w polskiej ustawie zasadniczej zostały swoją drogą zaprojektowane w wyjątkowo mało fortunny sposób. Nie jest więc zaskoczeniem, że w tegorocznej kampanii rozmawiamy niemal o wszystkim, tylko nie o bezpieczeństwie. Na razie głównie o Ukraińcach.

Zełenski: Jeśli Ukraina się nie obroni, to Putin przejdzie dalej. Musicie wyprzedzać Putina [rozmowa]

Oto Rafał Trzaskowski rzuca propozycję, by odebrać 800+ niepracującym Ukraińcom. Błyskawicznie popierają ten pomysł dwie największe, na co dzień śmiertelnie skłócone polskie partie: PiS i PO. Trzaskowskiego przebija Karol Nawrocki, grzmiąc, że Polska nie powinna godzić się na obecność Ukrainy w Unii Europejskiej i NATO, dopóki nie zostanie załatwiona sprawa ekshumacji na Wołyniu. W podobnym tonie wypowiadają się politycy PSL.

PiS złożył w Sejmie projekt ustawy, której celem jest „uniemożliwienie głoszenia kłamstw na temat zbrodni ludobójstwa na Wołyniu i w sąsiednich regionach, w przestrzeni obowiązywania polskiego prawa, jak też położenie kresu gloryfikowania ideologii Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów frakcja Bandery (OUN-B) i Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA)”. Innymi słowy, PiS uznał, że potrzebna jest dziś ustawa, która pozwoli karać za „kłamstwo wołyńskie” i da państwu narzędzia do walki z agresywną propagandą „banderowskiego nacjonalizmu”, bo najwyraźniej jest to dziś dotkliwie odczuwany w Polsce problem, z którym państwo sobie nie radzi.

Nie ma problemu „królowych socjalu” z Ukrainy

Widać to doskonale choćby w dyskusji o 800 plus dla Ukrainek. Można doskonale zrozumieć, czemu zarówno PiS, jak i PO, dostrzegły w niej „polityczne złoto”. Badania społecznej recepcji uchodźców wojennych z Ukrainy w Polsce, prowadzone regularnie co pół roku od początku wojny przez doktora Roberta Staniszewskiego z UW wykazały, że nawet wiosną 2022 roku, gdy poziom sympatii do napadniętych przez Putina Ukraińców był największy, Polacy nie akceptowali objęcia uchodźców z Ukrainy takimi programami jak 500 plus. PiS – wyjątkowo jak na tę partię, podjął wówczas dobrą decyzję, wbrew sondażowym słupkom.

Wycofując się z niej obie największe partie podążają obecnie za społecznymi nastrojami. Problem w tym, że propozycja „odbierzmy 800 plus niepracującym Ukraińcom” to fatalna polityka państwa, mobilizująca populistyczne emocje wokół nieistniejącego problemu.

Według badań NBP aż 78 proc. migrantek i migrantów z Ukrainy w Polsce pracuje lub aktywnie poszukuje pracy – co oznacza większy odsetek uczestnictwa w rynku pracy niż wśród ludności polskiej. Problem ukraińskich „królowych polskiego socjalu”, jeśli w ogóle istnieje, to jest na tyle marginalny, że kandydat na prezydenta nie powinien czynić z niego jednego z głównych tematów początku swojej kampanii – zwłaszcza w tak niespokojnych czasach.

Siegień: Zamrożone środki z USA, represje w Gruzji, rosyjska niesztuczna nieinteligencja i nowy Putin

Przy tym część migrantów z Ukrainy ma problem ze znalezieniem pracy, co wynika z tego, że jest wśród nich sporo samotnych matek, którym trudno jest znaleźć elastyczne formy zatrudnienia, pozwalające łączyć aktywność zawodową z opieką nad dzieckiem. Sensowna polityka szukałaby więc rozwiązań pozwalających Ukrainkom łączyć aktywnością zawodową z obowiązkami rodzicielskimi. Politykom PiS i KO nie chodzi jednak o sensowne rozwiązania polityczne, a o zasygnalizowanie wyborcom, że czasy, gdy Ukraińcy hojnie czerpali z polskiego socjalu, się skończyły. Bo faktycznie wielu wyborców takiego właśnie komunikatu wydaje się oczekiwać.

Kibicujący ścinaniu 800 plus dla Ukrainek powinni mieć jednak świadomość, że gdy zaczniemy rozmontowywać uniwersalny charakter świadczenia rodzinnego, proces ten może się nie zatrzymać w tym miejscu. Bo gdy mówimy „a”, uzależniając wypłatę 800 plus od pracy ukraińskich rodziców, to pojawi się pokusa, by powiedzieć również „b” i na przykład ograniczyć świadczenie niepracującym i nieposzukującym pracy rodzicom polskim. Takie propozycje zgłaszał już PSL, a znalazłyby one spory oddźwięk w większości elektoratu koalicji 15 października.

Nie ma problemu z „banderyzmem”

Próbą rozwiązania fikcyjnego problemu zajmuje się też ustawa o kłamstwie wołyńskim. Naprawdę nie ma dziś w Polsce problemu z silną obecnością ideologii, która doprowadziła do masowych mordów na Polakach „na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej”, ani z obecnością narracji zaprzeczających tym zbrodniom. Nieakceptowalne dla Polaków przekazy na temat Wołynia pojawiają się w samej Ukrainie, ale tego problemu nie rozwiążemy zmianą polskich ustaw.

Podobne przepisy zostały już wcześniej wprowadzone do ustawy o IPN przez PiS w styczniu 2018 roku – w ramach tej samej nowelizacji, która przewidywała karę więzienia za „przypisywanie Polakom odpowiedzialności lub współodpowiedzialności za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę”. Tamte przepisy wywołały kryzys w relacjach z Waszyngtonem i Izraelem, a PiS wycofał się z nich do końca czerwca tego samego roku. Zapisy o Ukraińcach jednak zostały – usunęła je dopiero decyzja Trybunału Przyłębskiej, który stwierdził, że zostały sformułowane na tyle ogólnie, że naruszały zasadę „określoności przepisów prawa”.

W nowej ustawie przepisy są bardziej precyzyjne, ale w żaden sposób nie czyni to jej potrzebną. Wnioskodawcy uzasadniają projekt zmian koniecznością ochrony „bardzo dobrych, przyjaznych relacji z ogromną większością Ukraińców, którzy mają szacunek do Polski, Polaków i naszej historii”. Jest oczywiste, że sama dyskusją nad podobną ustawą może przynieść dokładnie odwrotny efekt, podsycając historyczne resentymenty, dzieląc i prowokując do eskalacji różnic w ocenie historii w gorący polityczny konflikt między Polakami a mieszkającymi w Polsce Ukraińcami.

Jak w sejmowej debacie zwróciła uwagę posłanka PO Iwona Karolewska, sam ten projekt może zaszkodzić prowadzonym przez polski rząd negocjacjom w sprawie ekshumacji ofiar zbrodni wołyńskiej.

W projekcie PiS nie chodzi jednak o to, by państwo miało skuteczniejsze narzędzia prowadzenia polityki historycznej w sprawie Wołynia i ukraińskiego nacjonalizmu – a te są z pewnością potrzebne – ale o to, by poseł Bogucki mógł zagrzmieć z sejmowej mównicy, że „w Polsce nie ma miejsca na banderyzm!”, a jego partia odebrać tlen Konfederacji i Sławomirowi Mentzenowi w tegorocznej kampanii. Bo to właśnie wątpliwości wielu wyborców PiS wobec ukraińskiej polityki tej partii wydają się być czynnikiem, który sprawia, że elektorat formacji Kaczyńskiego mogą pozyskiwać konfederaci.

Sprawy poważne, o których politycy milczą

W tej całej kampanijnej dyskusji o Ukrainie nie mówimy o tym, co jest naszym interesem. A jest nim dziś przede wszystkim to, by po zakończeniu wojny Ukraina zachowała kontrolę nad jak największą częścią swojego terytorium, żeby Rosja nie poczuła się ośmielona do dalszych siłowych zmian granic w Europie, wreszcie: by Ukraina mogła zakorzenić się w militarnych i gospodarczych strukturach Zachodu (zakładając, że Trump ich nie rozmontuje). Bo nie jest w naszym interesie zostanie państwem frontowym, oddzielanym od Rosji tylko przez podporządkowaną Moskwie Białoruś i słabą, buforową Ukrainę.

Decyzje o warunkach zakończenia wojny podejmą głównie Trump z Putinem. Jednak jako niemały kraj Unii Europejskiej będziemy mieli  wpływ na politykę tego bloku wobec Kijowa po wojnie. A politycy ubiegający się o najwyższy urząd w Polsce nie mają w tej kwestii wiele do powiedzenia, niestety.

Podobnie mało mają do powiedzenia o tym, jak zdefiniować nasze interesy ekonomiczne w relacji z Ukrainą i jak ich bronić. Czy priorytetem będzie udział w odbudowie kraju po wojnie? Dostęp do rynku, wspólne projekty przemysłowe, ochrona interesów polskiego sektora rolnego? Znów: nie widzę wielkiego zainteresowania tematem.

Ukraina: Cała nadzieja w Trumpie? „Lepszy koszmarny koniec niż koszmar bez końca”

Kluczowe powinno być też dla nas zatrzymanie jak największej populacji ukraińskiej w Polsce i jak najlepsze zintegrowanie jej z polską większością. Bo bez migracji nie będziemy się rozwijać, a migracji bliższej kulturowo niż ta z Białorusi i Ukrainy nie znajdziemy. Język, jakim dziś politycy wypowiadają się o Ukraińcach, służy wręcz przeciwnym celom.

Na końcu należy wymienić ekshumacje. Bo choć nie jest to coś, co powinno przesłaniać nam strategiczne cele – jak zakorzenienie Ukrainy w zachodnim świecie – to żądanie ich przeprowadzenia nie jest nierozsądne. Dobrze byłoby też, by Ukraina przepracowała swoją historię, w tym mroczne strony ukraińskiego nacjonalizmu. Ale nie przybliżymy tego celu ustawami o IPN, tylko mądrą polityką historyczną, długofalowo budującą naszą soft power w Ukrainie. Antyukraińskie wzmożenie nie tworzy warunków, w których można by taką politykę prowadzić.

Oczywiście, są to skomplikowane kwestie, które może być trudno przełożyć na język kampanii wyborczej. Wielu z nich nie da się zrealizować z pozycji prezydenta – nigdy dość podkreślania, jak fatalnie pod względem tej funkcji skonstruowana jest polska konstytucja.

Wołodymyr Zełenski w rozmowie dla Krytyki Politycznej i trzech innych polskich mediów [wideo]

Można więc zrozumieć, czemu kandydaci na prezydenta i ich zaplecze, zamiast na poważnie rozmawiać o polityce wobec Ukrainy, zajmują się „walką z banderyzmem” i odbieraniem 800 plus. Tym bardziej, że według wielu badań Polacy mają coraz silniejsze wrażenie, że Ukraińcy są roszczeniowi, bo choć dużo otrzymali od Polski i Polskiego społeczeństwa, to ciągle domagają się więcej.

Takie „niewdzięczne” a nawet „nieprzyzwoite” zachowanie wprost zarzucił Ukrainie Karol Nawrocki. Inni kandydaci nie mówią tego tak otwarcie, ale też starają się ustawić w roli głosu polskiego rozczarowania ukraińską niewdzięcznością. Ten głos, choć emocjonalnie zrozumiały, nie służy naszym długofalowym interesom. A politycy prawdziwie historycznej klasy czasem potrafią optować za tym, co słuszne, żeglując pod prąd społecznych emocji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij