Krytyka Magdaleny Biejat za to, że proceduje w godzinach niewygodnych dla posłów i nadmiernie przyspiesza procedury, brzmi jak znane z PRL zarzuty wobec regularnie bitej opozycji o stosowanie przemocy fizycznej i wywoływanie atmosfery nienawiści wobec pokojowej władzy – pisze Michał Sutowski.
Za rzadko zwołuje posiedzenia, do tego w piątek po południu, no i za szybko proceduje, a w ogóle to atakuje tradycyjną rodzinę – to katalog zarzutów partii Prawo i Sprawiedliwość, której posłowie odwołali właśnie posłankę Magdalenę Biejat z Lewicy ze stanowiska przewodniczącej sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. Dlaczego to zrobili? Bo mogą. Ale też coraz bardziej muszą.
Argumenty z klucza kompetencyjnego to oczywiście ponury żart, acz dość znaczący. Krytyka posłanki opozycji za to, że proceduje w godzinach niewygodnych dla posłów i nadmiernie przyspiesza procedury, brzmi jak znane z PRL zarzuty wobec regularnie bitej opozycji o stosowanie przemocy fizycznej i wywoływanie atmosfery nienawiści wobec pokojowej władzy.
czytaj także
W latach 70. i 80. mało kto wierzył, że Wujec z Frasyniukiem tłuką bojówki ZMS czy katują klawiszy, ale efekt propagandowy był osiągnięty: władza nie wstydzi się kłamać ordynarnie i w ten sposób pokazuje siłę. Tak, wszyscy wiecie, że p…limy głupoty – i co nam zrobicie?! Kłamiemy w żywe oczy i nie przepraszamy – deal with it, opozycyjna bańko, możesz się oburzyć i zniesmaczyć. Elektorat najwierniejszy łyknie wszystko jak pelikany, a ten „centrowy” wzruszy ramionami – no co, panie, taka jest polityka.
Co wiemy dzięki tej historii?
Po pierwsze, potwierdza się po raz kolejny, że bez pokonania PiS i odebrania tej partii większości nie będzie nie tylko dobrej polityki, ale też elementarnych standardów debaty. Żeby ta mogła się odbyć w warunkach cywilizowanych, potrzebny jest marszałek z opozycji – w Senacie przynajmniej każdy może się wypowiedzieć w sposób nieskrępowany. Przy większości z PiS obóz władzy zdusi każdą próbę rozmowy, którą mógłby przegrać merytorycznie.
Po drugie, nagonka na Biejat i jej poglądy wskazuje, że nie ma dla PiS nic gorszego niż opozycja, która ma właśnie jakieś poglądy, tzn. niesie treść inną niż pusty anty-PiS. W teorii to oczywiste, w praktyce wydawała się to potwierdzać decyzja PO o usunięciu SLD z koalicji latem 2019 roku. Wciąż wśród wielu posłów opozycji i przychylnych jej komentatorów pokutuje przekonanie, że z jakąkolwiek wyrazistą agendą lepiej uważać, bo jeszcze się społeczeństwo przestraszy. Gdyby tak faktycznie było, a ideowy profil opozycji szkodził, Magda Biejat nie wychodziłaby z TVP Info.
Nowy parlament i powrót „starych wojen kulturowych”? Oby nie
czytaj także
Po trzecie wreszcie, usunięcie Biejat było odpowiedzią przywództwa PiS na reakcje własnego zaplecza. Gdy w Sejmie jest Konfederacja, religijni fanatycy mogą od Kaczyńskiego domagać się więcej niż dotychczas. Posłanka o socjaldemokratycznych poglądach na politykę społeczną i rodzinę na takim stanowisku to dla nich kamień obrazy; dla opozycji konserwatywnej to jedynie wizerunkowy kłopot, ukazujący jej mdłość i niezdecydowanie.
Dodajmy, że w kolejnym roku o wiele trudniej będzie finansować poparcie wyborcze z budżetu państwa – inflacja cen żywności i energii, chaos w służbie zdrowia i rosnący wkurw obywateli na niedziałające państwo naturalną koleją rzeczy (obok rosnących wpływów frakcji ziobrystów) będą kierować liderów PiS na pole wojny kulturowej z liberalną cywilizacją. Dla nich to nie jest „temat zastępczy”, choć świetnie nadaje się do ustawiania dyskusji w wygodny dla siebie sposób.