Dzisiejsi narodowcy w niczym nie przypominają bohaterów powstania.
Za nami 1 sierpnia, kolejna rocznica wybuchu powstania warszawskiego. Wydarzenie to zawsze wzbudzało emocje, jednak to, co się dzieje w tym roku, za sprawą PiS i eksniepokornej prawicy przyćmiewa wszystko, z czym do tej pory mieliśmy do czynienia. Bo czym są gwizdy narodowców na cmentarzu, wobec tak jawnego braku szacunku dla powstańców. Władza, chcąc zawłaszczyć tę uroczystość, zachowując się tak, jakby to PiS był jedyny spadkobiercą tej tradycji. To, co zrobił powstańcom Antoni Macierewicz, jest straszne. W oficjalnych komunikatach wychwala ich pod niebiosa, przesadzając przy tym, że była to najważniejsza bitwa II wojny światowej, a jednocześnie traktuje ich w sposób jawnie przedmiotowy.
Jako wnuk powstańca i bratanek sanitariuszki zdecydowanie przeciwko takiemu znieważaniu zarówno uczestników powstania jak i w ogóle tej tradycji protestuję.
Bo jak nazwać fakt, że Macierewicz narzuca bohaterom walki o Warszawę, jak mają obchodzić swoje święto? Szef MON zapomina, że to oni, a nie on, są głównymi bohaterami tej uroczystości i do nich należy decyzja, jak powinno ono wyglądać. Gdyby naprawdę ich szanował, to nie narzucałby im konieczności odczytania apelu smoleńskiego, czy nawet wyczytania kilku nazwisk. Rozumiem powstańców, którzy nie chcieli dłużej brać udziału w tym żenującym spektaklu i poszli na kompromis. Są to w końcu ludzie honoru, a honor wcale nie oznacza, że zawsze trzeba być górą, zawsze dominować. Skandaliczne słowa, które potwierdzają moją tezę, wypowiedział Piotr Gliński, który stwierdził, że powstańcy od dawna są pod opieką określonej opcji politycznej. Całe szczęście, że nie zarzucił im zdrady ojczyzny, jak to ma w zwyczaju. On ich tylko uznał za zmanipulowanych idiotów, których trzeba odbić Platformie. Nie wyobrażam sobie bardziej przedmiotowego traktowania tych ludzi. Nic więc dziwnego, że chcieli oni jak najszybciej zakończyć ten spór i poszli na ustępstwa.
Kolejnym żenującym sporem wokół rocznicy powstania był spór o opaski. Prawicowi dziennikarze dumnie pozowali do zdjęć z biało-czerwoną opaską na ramieniu, zupełnie jak uczestnicy powstania. Nie mam nic przeciwko czczeniu powstańców na swój własny sposób, niech każdy robi to tak, jak uważa, jednak ja nigdy z taką opaską do zdjęcia bym nie pozował, bo czułbym się jak uzurpator. Eksniepokorni powinni zrozumieć, że 1 sierpnia czci się ofiarę i walkę powstańców, a nie własną wspaniałość. A takie właśnie wrażenie robią na mnie zdjęcia z uroczystości. Okazuje się też, że według „Wiadomości” nie można mieć nawet własnego zdania na ten temat, bo jest się wrogiem patriotyzmu. Etykieta ta została przyklejona Przemysława Szubartowiczowi i Witolda Gadomskiemu, którzy odważyli się skrytykować obnoszenie się z tak ważnym symbolem. Ja też mam w domu, na przykład, ordery, ale nie wyobrażam sobie, żeby miał przypiąć je do piersi i zrobić sobie z nimi zdjęcie, bo to nie ja walczyłem. W moim odczuciu w ten sposób tylko bym się ośmieszył. Swoją drogą nikt tak jak Macierewicz nie potrafi ośmieszyć tragedii smoleńskiej. Nie wliczając najtwardszego elektoratu, chyba mało komu słowo Smoleńsk kojarzy się w pierwszej kolejności z katastrofą, raczej z farsą jaka od 2010 r. ma miejsce.
Kolejną rzeczą, przeciwko której chciałbym zaprotestować, jest fakt, że pod tradycję powstania chcą się podłączyć dziarscy chłopcy z ONR, którzy organizują marsz 1 sierpnia. Mało tego, oni wręcz uważają się za jej jedynych prawowitych spadkobierców.
Jak podejrzewam uważają, że tylko oni, jako prawdziwi Polacy, mają prawo czcić powstańców. Chciałbym ich poinformować, że nie dość, że w powstaniu walczyło mnóstwo lewaków z PPS, nawet anarchiści (do tego jeden czarnoskóry), to poprzednicy ideowi narodowców, nawet nie byli w AK. Należeli do zbuntowanych Narodowych Sił Zbrojnych, które były przeciwko powstaniu, chociaż ostatecznie włączyły się do walk. Już jedno święto, 11 listopada, narodowcom udało się zawłaszczyć. Co z tego, że bohater tego święta Józef Piłsudski wsadzał narodowców do Berezy Kartuskiej. Dzisiaj prawie nikt, kto nie jest narodowcem, albo nie sympatyzuje z eksniepokornymi spod znaku „wSieci” czy „Gazety Polskiej”, nie odważy się pójść na Marsz Niepodległości. Ja osobiście chętnie bym na taki marsz (czy może paradę) poszedł, ale nie wyobrażam sobie maszerowania z tymi ludźmi ramię w ramię, a wręcz pod ich patronatem i firmowanie tym samym haseł, które głoszą. Ba, z tego co pamiętam, nie chciał tego zrobić nawet Kukiz, który raczej lewakiem nie jest. Stwierdził, że nie chce mieć nic wspólnego z Ku Klux Klanowcami.
Mam nadzieję, że podobny los nie spotka uroczystości z okazji wybuchu powstania warszawskiego, że ten piękny zwyczaj, który polega na tym, że ludzie zatrzymują się na minutę i staje prawie całe miasto, nie zmieni się w prymitywny pokaz siły i nienawiści w wykonaniu hord kiboli i innych chuliganów z racami w roli głównej.
Do tego mam nadzieję, że to nie oni będą wyznaczać, kto powstańcom ma prawo oddawać cześć i szacunek, bo jak podejrzewam, gdybym stanął pośród takiej hordy, dając im wcześniej do poczytania moje artykuły, to nie postałbym tam długo, nawet podczas tej znamiennej minuty o 17:00. Oczywiście nie mówię, że narodowcy czy kibole nie mają prawa obchodzić tej rocznicy. Ale nie pod ich patronatem powinno się to wszystko odbywać, bo byłby to nie lada chichot historii. W programie AK na czas powojenne podobno słowo „demokracja” występowało w co drugim zdaniu. O tym, że za działanie przeciw Żydom grożą surowe kary też wielokrotnie wspominano. To tylko dwa przykłady, ale dla mnie jest jasne, że dzisiejsi narodowcy w niczym nie przypominają bohaterów tamtych dni.
Marcin Napiórkowski o książce Powstanie umarłych:
**Dziennik Opinii nr 216/2016 (1416)