Poza postulatami klimatycznymi dzieli nas w zasadzie wszystko. Co prawda Hołownia głosi, że chce skończyć z rytualnym konfliktem PiS – anty-PiS, i my też chcemy to zrobić. Nam jednak zależy na zmianie, którą ten konflikt blokuje. Hołownia zaś chce po prostu zamrozić dyskusję nad wieloma kwestiami, które określają, w jakim kraju na co dzień żyjemy – pisze poseł Maciej Gdula w odpowiedzi na list Szymona Hołowni do ludzi lewicy.
W polityce ludzie są tak samo ważni jak wizje, które chcą wprowadzać w życie, w tym się chyba z Szymonem Hołownią zgadzamy. W swym liście do lewicowych wyborców pisze on najwięcej o wrażliwości. Stara się ich/nas przekonać, że to właśnie za wrażliwość w pierwszym rzędzie należy mu się kredyt zaufania.
czytaj także
Postawmy zatem pytanie o to, czy wrażliwość Hołowni bliska jest lewicy? Ja nie czuję tu mocnych fluidów. Nie przekonują mnie np. jego łzy wylane nad konstytucją. Nie dlatego, że mężczyzna nie powinien płakać; nie dlatego też, że konstytucja mnie nie porusza. Dla mnie płacz Hołowni był jednak płaczem nad własnym wzruszeniem; kandydat roztkliwiał się nad swoim zaangażowaniem. Szczerze boję się takich polityków. W pamiętnym wywiadzie dla Onetu Hołownia nie był przecież w stanie wczuć się w sytuację dziewczyny, która potrzebuje tabletki „dzień po” i ma problem z dostępem do niej. Wybaczcie, ale ja wobec kogoś takiego czuję obcość – blisko mi do tych, którzy przejmują się cierpieniem realnych ludzi, a nie ekscytują własnym zapałem i poświęceniem.
Cześć, Szymon, podobno chciałbyś wiedzieć, jak to jest z tabletkami 72 po
czytaj także
O religijności Hołowni nie chcę pisać, choć w oczywisty sposób oddala go ona od wielu ludzi lewicy, którzy są albo areligijni, albo uznają tę sferę za ściśle prywatną. Chcę jednak przywołać jeden z utworów literackich, który Hołownia wymienia obok dzieł Słowackiego i Herberta jako swój ulubiony. To wiersz prawicowego wieszcza Jarosława Marka Rymkiewicza. Hołowni podoba się ten fragment: „Chętnie idę – w tę krainę wiecznych cieni (…) Prosto w nicość – tam gdzie Boga widać z bliska”. Dla mnie ten rodzaj fascynacji pustką i śmiercią jest przeciwieństwem lewicowej wrażliwości zorientowanej na świat, życie i innych ludzi.
Ale może polityczna wizja oferowana przez Hołownię jest atrakcyjna dla ludzi lewicy? Moim zdaniem niespecjalnie. Tylko jeden punkt jest tak naprawdę wspólny: to walka z katastrofą klimatyczną. Choć nawet tu Hołownia ma sporo za uszami. W jednej z wielu książek o swoim stylu życia chwali się, że wylatuje 200 tysięcy mil rocznie, co znaczy, że emituje dla przyjemności tyle CO2, ile statystyczny Polak przez pięć lat!
Poza postulatami klimatycznymi dzieli nas w zasadzie wszystko. Co prawda Hołownia głosi, że chce skończyć z rytualnym konfliktem PiS – anty-PiS, i my też chcemy to zrobić. Nam jednak zależy na zmianie, którą ten konflikt blokuje. Hołownia zaś chce po prostu zamrozić dyskusję nad wieloma kwestiami, które określają, w jakim kraju na co dzień żyjemy. Chodzi o prawo kobiet do aborcji, o prawa mniejszości seksualnych czy rozdział państwa od Kościoła. W tych sprawach jego wypowiedzi z przeszłości muszą lewicowych wyborców przerażać. Aborcja to było dla niego „zawsze zabójstwo”. Związki partnerskie określał jako colę light wymyśloną przez sektę postępowców. A dziś? Hołownia mówi, że w tych sprawach nie chce stawać po żadnej stronie, tylko odsyłać ewentualne ustawy do rozpatrzenia przez parlament. Mówiąc po ludzku: chce wetować, a w przewidywalnym terminie trudno wyobrazić sobie większość parlamentarną, która by jego sprzeciw odrzuciła (potrzeba do tego głosów aż 3/5 posłów). Jako prezydent byłby zatem gwarantem utrzymania status quo.
W ogóle trudno mi znaleźć ważne i dyskusyjne kwestie, w których Hołownia chciałby dokonać przełomu. Spraw, dla których coś zaryzykuje. Pójdzie na konflikt, który byłby dla niego niewygodny. Zazwyczaj chowa się za gładkimi formułkami dialogu i rozmowy. Nawoływanie z kolei do „naprawy państwa” czy uwolnienia Polski od „partyjniactwa” to ucieczka we frazesy wynikająca z braku pomysłów na konkretne zmiany w sferze pracy, sferze socjalnej czy mieszkalnictwie.
Ściągawka z praw reprodukcyjnych dla kandydata Szymona Hołowni
czytaj także
Gdy porównuję Hołownię z jedynym lewicowym kandydatem – Robertem Biedroniem – to widzę zupełnie inne polityczne nastawienie. Biedroń zawsze stał wyraźnie po stronie swoich poglądów. Ryzykował, żeby wprowadzić zmianę, która ulży cierpieniu realnych ludzi. Tak było z walką o prawa kobiet, o prawa mniejszości seksualnych czy kwestie ekologiczne. Hołownia raczej nie stanąłby jak Biedroń w 2019 roku i nie wykrzyczał, że musimy odejść od węgla do roku 2035. Bo jeszcze wtedy było to ryzykowne. Wówczas Hołownia za to szefa Wiosny wyśmiewał. Dziś dzięki odwadze Biedronia temat końca węgla wszedł do politycznego mainstreamu, a jednak Hołownia prezentuje się jako forpoczta walki z kryzysem klimatycznym.
czytaj także
Lewicowym wyborcom zależy na zmianie, a nie tylko na dyskusjach. Porusza ich cierpienie grup, od których inni wstydliwie się odwracają. Chcą, żeby ich politycy głośno mówili o problemach, których inni unikają: o dostępie do bezpiecznej aborcji, o kryzysie mieszkaniowym czy nadużyciach księży i hierarchów Kościoła. Tego wszystkiego Hołownia im nie da, bo dzielą go od lewicy zarówno program, jak i wrażliwość.