Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Półmetek kadencji: dwie lewice, dwie niesprawczości

W połowie kadencji parlamentarna lewica jest głęboko podzielona. Czy Nowa Lewica i Razem znajdą wspólną drogę, czy czeka je los z 2015 roku?

ObserwujObserwujesz
Kontekst

🗳️ Dziś mijają dwa lata od wygrania wyborów przez Koalicję 15 października.

🤷🏻‍♀️ Zarówno Razem, jak i Nowa Lewica mają problem ze sprawczością. Rządowa Lewica nie zrealizowała kluczowych postulatów, a Razem, mimo wzrostu popularności, nie zdołało narzucić własnych tematów w debacie publicznej.

❓ Przyszłość lewicy stoi pod znakiem zapytania – przed wyborami możliwe są trzy scenariusze: wspólna lista, podział między KO i Razem albo utrzymanie obecnego stanu i ryzyko powtórki z 2015 roku, gdy lewica wypadła z parlamentu.

2

8

Lewica wkracza w drugą połowę kadencji w parlamencie mocno poobijana – jak zresztą wszystkie partie, które w grudniu 2023 roku poparły rząd Donalda Tuska. Jest co prawda w lepszej sytuacji niż szorujące po sondażowym dnie Polska 2050 i PSL, ale jednocześnie jako jedyna koalicyjna siła rozpadła się na dwie części: rządową i opozycyjną.

Ten podział był nieunikniony od momentu, gdy w ostatniej chwili partia Razem zdecydowała się nie wejść do rządu i przynajmniej w średniej perspektywie okazał się funkcjonalny dla obu stron, pozwalając im policzyć się i skonsolidować poparcie. Z pewnością jasny podział mniej dziś szkodzi lewicy, niż szkodziłaby sytuacja, w której jej sejmowy klub pozostaje jednocześnie w koalicji i w opozycji, w nieustannym konflikcie z samym sobą.

Czytaj także Leder: Lewica musi postawić się Tuskowi [rozmowa] Agnieszka Wiśniewska

Istotą podziału obu lewic jest stosunek do rządu Tuska, a na głębszym poziomie odmienne rozumienie politycznej sprawczości. Słowo „sprawczość” najczęściej pojawia się zresztą w lewicowych sporach. Ilekroć Nowa Lewica chce się pochwalić jakimś swoim politycznym sukcesem, podkreśla, że wybrała sprawczość, a nie wygodną pozycję komentatora. Gdy z kolei Razem chce wyśmiać polityczną bezsilność Nowej Lewicy, często opatruje informacje o kolejnym ustępstwie, jakie musiała zaakceptować, sarkastycznym komentarzem „sprawczość”. Sęk w tym, że w ostatnich dwóch latach problem ze sprawczością miały obie lewice: zarówna opozycyjna, jak i rządowa.

Trudne rządy i niewykorzystane szanse

Zacznijmy od tej drugiej. Od początku było wiadomo, że tworzenie rządu z koalicją z silną konserwatywną kotwicą, ograniczaną w dodatku przez możliwe weto prawicowego prezydenta, będzie dla Lewicy bardzo trudne. Jednocześnie w 2023 roku klub nie mógł zagłosować przeciw rządowi ani naprawdę twardo negocjować, grożąc odejściem od stołu. Byłoby to niezrozumiałe dla elektoratu, który głosował na cały „obóz demokratyczny” z założeniem, że jego przedstawiciele wspólnie utworzą rząd, który zacznie „sprzątać po PiS”. Dlatego nawet partia Razem, choć nie weszła do rządu, udzieliła mu wotum zaufania, mając poczucie, że nie ma mandatu, by ustawić się od początku w opozycji – także część jej wyborców oczekiwała, że da rządowi przynajmniej szansę albo nawet włączy się w jego pracę.

Po dwóch latach bilans tego, co udało się Nowej Lewicy dowieźć w rządzie, nie jest szczególnie imponujący. Nic nie zmieniło się w kluczowych dla lewicowego elektoratu kwestiach emancypacyjnych. Lewica nie była w stanie przekonać do swoich postulatów w tych obszarach nawet koalicyjnych partnerów, nie mówiąc o przeprowadzeniu ich przez cały proces legislacyjny.

Czytaj także Sierakowski i Sadura: Zjednoczenie lewicy musi przebiegać na warunkach Razem [rozmowa] Kaja Puto

Minister Kotula ogłosiła niedawno porozumienie z PSL w sprawie ustawy nawet nie tyle o związkach partnerskich, ile o statusie osoby najbliższej. To krok w dobrym kierunku, który ułatwi życie wielu ludziom. Gdyby nie lewica w rządzie, PO najpewniej machnęłoby ręką na tę sprawę, tłumacząc się sprzeciwem ludowców. Jednocześnie okrojona ustawa, jak wszystko wskazuje, podzieli progresywny elektorat i stanie się kolejnym przedmiotem konfliktu między dwoma lewicami. Razem będzie atakować Nową Lewicę, powtarzając: „tkwią w rządzie dla stołków, a nie potrafią załatwić nawet związków partnerskich”.

Z większych składanych w kampanii wyborczej obietnic Nowej Lewicy udało się dowieźć w zasadzie tylko rentę wdowią. Jest to jednak zbyt wąskie i specyficzne demograficzne rozwiązanie, by mogło stać się politycznym game changerem. Można postawić hipotezę, że wyborcy ciągle popierający Nową Lewicę robią to głównie dlatego, że postrzegają trwanie obecnego rządu jako wartość samą w sobie – tym większą, że jedyną alternatywą są rządy PiS albo KO wspólnie z Konfederacją – a nie ze względu na jakieś konkretne, wychodzące naprzeciw lewicowych wartości czy interesów, polityki.

Lewica nie znalazła też w pierwszej połowie kadencji pomysłu na to, jak wykorzystać swoją obecność w rządzie do tego, by budować się politycznie, kreować rozpoznawalnych ogólnopolsko liderów, zdolnych narzucać tematy przynajmniej w obszarze działania ich resortów. Najgorzej pod tym względem wypadł resort nauki. Minister Dariusz Wieczorek odszedł po serii kontrowersji, a jego następca, Marcin Kulasek, jest słabo widoczny publicznie. Ostatnio było go więcej w mediach, gdzie tłumaczył, czemu nie udało się zabezpieczyć więcej środków na naukę – co jest idealnym politycznym paliwem dla opozycji z Razem.

Krzysztof Gawkowski jako wicepremier ds. cyfryzacji lokuje się w rządowej przeciętnej. Najbardziej ambitną politykę próbuje prowadzić ministra pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, ale także ona często musi dawać twarz polityce, którą łatwo jest atakować z lewej flanki – np. niskim podwyżkom pensji minimalnej.

Rządowa lewica zyska wkrótce większą widoczność, jeśli zgodnie z umową koalicyjną fotel marszałka Sejmu obejmie Włodzimierz Czarzasty. Pytanie, na ile będzie potrafił wykorzystać to stanowisko, by pomóc własnej formacji i przyciągnąć do niej nowych wyborców.

Sprawczość w opozycji?

Wyjście z koalicyjnego klubu Lewicy przyniosło rozłam w partii i utratę dużej części jej parlamentarnej delegacji. Jednocześnie rozłam tchnął w formację Zandberga nową energię. Wyraźnie męczyła się ona bowiem, tkwiąc w rozkroku między rządem a opozycją. Ostateczny rozwód z Nową Lewicą pozwolił politykom Razem rozwinąć w pełni ich retoryczno-erystyczny potencjał, dał im możliwość artykułowania polityki w pełni zgodnej z przekonaniami ich i ich elektoratu.

Na pewno Razem udało się też odnieść względny sukces w wyborach prezydenckich. Prawie milion głosów na Zandberga i drugie miejsce w grupie wyborców 18–29 to znacznie więcej, niż ktokolwiek przewidywał na początku kampanii wyborczej.

Jednocześnie w ciągu tych ostatnich dwóch lat Razem miało jeszcze mniej sprawczości niż wyśmiewana za jej brak przez działaczy tej partii Nowa Lewica. Oczywiście, inaczej należy oceniać sprawczość opozycji, a inaczej partii współrządzącej. Opozycja jest jednak czasem zdolna narzucić tak popularny społeczny temat, że rząd musi go przyjąć – Razem nie tylko się to jak dotąd nie udało, ale partia nie ma nawet takiej kojarzonej jako należąca wyłącznie do niej propozycji. Darmowe obiady szkolne, najgłośniej promowana ostatnio przez Razem polityka, to inicjatywa tyleż słuszna, co – podobnie jak renta wdowia – zbyt ograniczona, jeśli chodzi o zasięg, by przynieść prawdziwy polityczny uzysk.

Sprawczość opozycji mierzy się jednak przede wszystkim tym, na ile jest się ona w stanie ukonstytuować jako siła zdolna przejąć władzę po następnych wyborach, a przynajmniej stać się częścią nowego układu rządowego i wymusić na nim realizację polityk kluczowych dla swoich wyborców. Choć Adrian Zandberg deklarował w niedawnej rozmowie z Krytyką Polityczną, że partia Razem walczy o to, by bez niej nie dało się stworzyć następnego rządu, to na razie pozostaje niewielkim politycznym środowiskiem na skrzydle, pełniącym w polityce głównie funkcje komentatorskie.

Czytaj także Lewica potrzebuje postaci w stylu Charliego Kirka Slavoj Žižek

Taki przeskok nie jest niemożliwy, niedawno udało się go dokonać Konfederacji. Jednak na razie nie widać, by Razem znajdowało się na drodze do osiągnięcia podobnego statusu. Koalicja, łącznie z Nową Lewicą, raczej ignoruje głos lewicy opozycyjnej. Nagłaśnia go czasem prawica i jej media, zakładając, że na lewicowej krytyce rządu i podziałach w bloku na lewo od PiS zyska ostatecznie partia Kaczyńskiego.

Trzy scenariusze dla lewicy

W ostatnich wyborach prezydenckich na lewicę – licząc Joannę Senyszyn – padło w sumie prawie 2 miliony głosów, co dało 10,18 proc. poparcia. To najlepszy wynik kandydatów lewicy w wyborach prezydenckich od czasu startu Grzegorza Napieralskiego w 2010 roku i nieznacznie lepszy niż rezultat Nowej Lewicy w wyborach parlamentarnych w 2023 roku, gdzie zdobyła prawie 1,86 miliona głosów, co przy wyższej niż w wyborach prezydenckich frekwencji dało jej 8,61 proc. poparcia. Jednocześnie, jeśli lewica wystartuje z kilku list, może dojść do powtórki z 2015 roku.

Przed lewicą co najmniej trzy możliwe scenariusze. Pierwszy to budowa jednej listy przed wyborami, mimo wszystko. Uprawdopodobnić go może dalszy zwrot PO na prawo. W efekcie Nowej Lewicy coraz trudniej będzie trwać w rządzie, a partia Tuska, przesuwając się ku prawicy, zostawi więcej miejsca lewicy. Wtedy Nowa Lewica mogłaby wyjść z rządu, np. rok przed końcem kadencji, i negocjować budowę wspólnych list z Razem.

Drugi scenariusz zakłada, że Tusk konsoliduje obecną koalicję, a duża część Nowej Lewicy ląduje na jednej wielkiej antypisowskiej liście. Ci, którzy się na niej nie mieszczą i cała lewica społeczna, niewidząca się w orbicie KO, zaczynają jednoczyć się wokół Razem.

Trzeci scenariusz: Nowa Lewica trwa w rządzie do końca kadencji, ignorując cenę, jaką płaci za ten sojusz i racjonalizując go sobie tym, że w sondażach jest ciągle nad progiem. Ostatecznie za dwa lata mamy dwie lewicowe listy, rządową i opozycyjną, które mogą się wzajemnie zablokować, tak jak stało się to dziesięć lat temu.

Razem twardo składa suwerenistyczne deklaracje, Nowa Lewica raczej liczy, że ostatecznie dojdzie do porozumienia z konkurencją. Scena polityczna i otoczenie międzynarodowe są jednak tak niestabilne, że do następnych wyborów po lewej stronie możemy zobaczyć każde rozwiązanie – i niestety to, w którym lewica, po krótkim powrocie do rządów, znika ze sceny parlamentarnej, nie jest nieprawdopodobne.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
2 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie
gimailtoszajs
gimailtoszajs
2025-10-15 14:48

Problemy mają Lewice ze sobą ale i problem z lewicą jako taką ma cała reszta koalicji 15.10.
Nawet potulność Nowej Lewicy nic nie da bo dla (neo),,liberalnego” komentariatu Lewica jaką by nie byla, zawsze będzie winną nieudacznictwa całego obozu demokratycznego.
W końcu Trzaskowski nie przegrał przez swoją nijakość, miałkość i elitaryzm czy lepsze rozeznanie nastrojów spolecznych ale przez…A. Zandberga, który ,,jasno i wyraźnie” nie zadeklarował przekazania głosów RT.

Ada z drukowanej gazety
Ada z drukowanej gazety
2025-10-15 15:03

Uszanowanko!