Ten artykuł autorstwa Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego ukazał się w 2. numerze „Krytyki Politycznej” (jesień 2002).
Lewica jest nieśmiertelna (oznacza to zresztą, że i wtórna wobec niej prawica nie zniknie). Owa nieśmiertelność zasadza się na trwałości pierwotnej intuicji etycznej, czyli uznaniu bezwzględnej wartości każdego człowieka. Być lewicowcem to znaczy iść za odruchem serca: stać po stronie prześladowanych, bitych, głodnych, budować świat, w którym można żyć bardziej po ludzku. Nie idzie przy tym o to, by pogrążyć bogatych, lecz by wspólnie podejmować ogólnospołeczne wyzwania.
Czym skorupka za młodu…
Jeżeli warto przy okazji określania tego zestawu przekonań, jaki stanowi lewicowość, odwoływać się do odruchu serca, to także dlatego, że nasze idee, nawet te wypowiadane dzisiaj na chłodno, korzeniami tkwią w młodzieńczych emocjach i w takimż systemie wartości. Dla Jacka Pierwszy Maja zawsze był najważniejszym świętem.
– W latach trzydziestych we Lwowie ojciec brał mnie tego dnia na plecy i szliśmy na pochód. I pomimo że nie brakowało mi potem w życiu intensywnych doznań, to wyniesione z tamtych marszów poczucie robotniczej jedności określiłbym jako rodzaj dziecięcego przeżycia świętości, formę transgresji. Ojciec mawiał o sobie: trzecie pokolenie proletariuszy – metalowców, polskich socjalistów. Działo się tak, mimo że zaczynał, owszem, jako metalowiec, ale potem trudnił się dziennikarstwem, a skończył na stanowisku inżynierskim. Stąd też i ja, choć w ogóle nigdy nie dotknąłem się metalu, czułem łączność z klasą robotniczą i z owej wybranej przynależności czerpałem dumę. Inaczej to wyglądało u drugiego z nas.
czytaj także
– Dzieciństwo, czyli te lata, kiedy Jacek bywał na pochodach, spędziłem w radzieckim domu dziecka. Pomijam tu mitologię, którą wkładano nam tam do głów, bo przeżycie, które odcisnęło się piętnem na całym moim życiu, miałem dopiero w 1956 roku; to było moje spotkanie ze środowiskiem robotniczym. Miałem stałą przepustkę do zakładów FSO i chodziłem, jak by powiedział towarzysz Wiesław, buntować robotników, których skądinąd wcale nie trzeba było buntować – byli tacy i beze mnie. Współpraca pomiędzy młodymi ludźmi z Uniwersytetu i z Żerania przez wiele miesięcy funkcjonowała i miała dla nas dużą wagę.
Zabójczy sukces
Nostalgiczny ton naszej opowieści nie oznacza, że uznajemy myśl socjalistyczną za młodzieńczą utopię. Chętnie się to dzisiaj czyni, przypisując lewicy nieodpowiedzialne marzycielstwo, prawicy twardy realizm. Gotowi jesteśmy się jednak zgodzić, że socjalizm jest utopią w takim samym sensie, w jakim jest nią liberalizm – rzeczywistość tryumfującego kapitalizmu powstała zaś tam, gdzie obie te wizje zderzyły się ze sobą i wzajem się zapłodniły. Wspólnym osiągnięciem obu potężnych ruchów, o których tu mowa, stało się państwo dobrobytu. Welfare state pozwoliło na skok właśnie dokonany: na rewolucję informatyczną, która otwiera nową epokę.
Sierakowski o Modzelewskim: Godził wierność ideałom z pragmatyzmem
czytaj także
Niewątpliwie procesy ekonomiczne zwane globalizacją i towarzyszące im przemiany w nurtach życia umysłowego wypłukują życie polityczne z jego tradycyjnych treści. Dotyczy to także lewicy. Państwu narodowemu, tradycyjnemu narzędziu lewicy, odbiera się coraz więcej instrumentów oddziaływania na sytuację gospodarczą, a tym samym i społeczną. Z tego punktu widzenia nie mamy gwarancji, że lewica nie zniknie z polskiego życia, choć brzmi to paradoksalnie w sytuacji, gdy SLD jest główną siłą rządzącą w Polsce. A jednak, skoro SLD przyjął za swój punkt odniesienia zachodnioeuropejski standard socjaldemokracji, to dotyczą go te same zagrożenia, wobec których stoi cała lewica europejska, która, bez dwóch zdań, znajduje się dzisiaj w impasie.
Socjalizm jest utopią w takim samym sensie, w jakim jest nią liberalizm – rzeczywistość tryumfującego kapitalizmu powstała zaś tam, gdzie obie te wizje zderzyły się ze sobą i wzajem się zapłodniły. Wspólnym osiągnięciem obu potężnych ruchów, o których tu mowa, stało się państwo dobrobytu.
Powiedzmy jednak od razu, a będzie jeszcze o tym mowa szerzej, że alternatywą dla słabnących socjaldemokratów nie są konserwatyści czy liberałowie, ale lokujący się poza tradycyjnymi podziałami populiści i, nie miejmy złudzeń, to oni zagospodarują pole ewentualnie opuszczone przez lewicę. To stawia przed nami całkiem nowe wyzwania i w tych nowych wyzwaniach na nowo trzeba odnaleźć lewicę. Wagę tych poszukiwań zrozumiemy lepiej, jeżeli zachowamy w pamięci, że wraz z właściwą lewicy wrażliwością przepaść musi i humanistyczna wizja człowieka. Mówimy: lewica pada przygnieciona ciężarem sukcesu, którego jest jednym ze sprawców, efektywność dwudziestowiecznego kapitalizmu europejskiego jako efekt kompromisu między ruchem robotniczym a ruchem pracodawców czyni socjalizm w dawnym pojęciu nieaktualnym. Ale przecież z uzasadnionym wahaniem przyjęliśmy proste utożsamienie sytuacji lewicy w zachodnioeuropejskim państwie dobrobytu i w środkowoeuropejskim państwie transformacji ustrojowej. Kapitalizm, który rodzi się w naszej części kontynentu, przypomina raczej typ dziewiętnastowieczny aniżeli ten, o którego sukcesie rozprawiamy.
Liberalizm blokuje rozwój
Gospodarki postkomunistyczne są mało konkurencyjne. Komunizm zbudował znaczny ilościowo potencjał, który teraz jest zagrożony ruiną, bo nie dorównuje światowym standardom efektywności i nowoczesności, więc nie wytrzymuje konkurencji. Od tego, czy zdołamy uratować ten potencjał, dostosowując go do wymogów konkurencji, zależy bardzo wiele; albo nam się to uda i zajmiemy przyzwoite miejsce w Europie, albo nie uda się i wrócimy do stanu chronicznego niedorozwoju, w jakim byliśmy przed komunizmem. Dlatego z uporem wracamy do polityki pieniężnej, bo sytuacja, kiedy kursy walutowe tworzą Eldorado dla importu i ogromne utrudnienia dla eksportu, oznacza właśnie trwałe zepchnięcie świata postkomunistycznego w strefę niedorozwoju. Trzeba przy tym jednak wyraźnie powiedzieć: sam rynek zagraniczny, aczkolwiek niezbędny, nie wystarczy. Gdy polityka i żywiołowe procesy gospodarcze powodują zmniejszenie się popytu wewnętrznego, śmiało można powiedzieć, że nie widać wyjścia z kryzysu. Tymczasem ten nasz polski kapitalizm „sprzed stu lat” opiera się na zasadzie, że zysk maksymalizuje się najlepiej przez obniżanie płac. W związku z czym coraz mniej pieniędzy trafia na rynek, a gospodarka żyje przecież z pieniędzy, za które ludzie różne towary kupują. To abecadło.
Modzelewski: Lepiej nie mówić, że nie ma takich zwierząt jak narody, dopóki one są
czytaj także
Dobrym przykładem jest fabryka kabli w Ożarowie. Trwa tam strajk, bo robotnicy dowiedzieli się nagle o likwidacji ich zakładu. Od kogo? Od kierowców ciężarówek, którzy przyjechali po maszyny. Nie idzie o to, żeby na siłę podtrzymywać każdy zakład pracy, idzie o to, że nie było ludzkiej rozmowy. Przed likwidacją trzeba się wspólnie zastanawiać, co można zrobić, żeby fabrykę uratować, zważywszy na jej efektywność i rynek zbytu (a wypadku Ożarowa i to, i to jest duże!). Gdyby mimo wszystko okazało się, ze trzeba zamknąć zakład, powinno się rozważać, jak i gdzie pracownicy mają szukać pracy.
Widać tu jak na dłoni typowe w obecnym systemie marnowanie ludzkiej pracy i nie ma co mydlić oczu dziedzictwem komunizmu, bo opisane zjawisko rodzi współczesna polska gospodarka. Istniejące u nas archaiczne, dziewiętnastowieczne stosunki pracy, narzucane, zwłaszcza w okresie wysokiego bezrobocia, na drodze faktów dokonanych przez lobby pracodawców, ujawniają, jak liberalizm, niepoddany naciskowi, wyrodnieje. Uzasadnia się to często koniecznością uzdrawiania poszczególnych gałęzi przemysłu i gospodarki jako całości, ale nie można ratować się przed kryzysem ekonomicznym w wojnie z pracownikami. Z tego nic nie będzie, nic nikomu na dłuższą metę nie przyniesie aroganckie, wielkopańskie traktowanie robotników. Na tym niczego się nie zbuduje. Tu właśnie tkwi ogromna słabość systemu kapitalistycznego pozostawionego bez lewicowej przeciwwagi. Bez niej będziemy zawsze wśród krajów niedorozwiniętych. Rozwój jest pochodną równowagi między wizją socjalistyczną a liberalną. PRL naruszył ją, unicestwiając rynek – dziś zatoczyliśmy się pod drugą ścianę. Jesteśmy przekonani, że obrona zatrudnionych w małych i średnich przedsiębiorstwach, którzy znajdują się w coraz trudniejszej sytuacji socjalnej, jest obroną nowoczesności, jest szansą na nowoczesność.
Nic nikomu na dłuższą metę nie przyniesie aroganckie, wielkopańskie traktowanie robotników. Tu właśnie tkwi ogromna słabość systemu kapitalistycznego pozostawionego bez lewicowej przeciwwagi. Bez niej będziemy zawsze wśród krajów niedorozwiniętych.
Państwa kontraktów społecznych
Szwecja i Niemcy, od Erharda poczynając, opierały się na szerokiej podstawie społecznej, na społecznym kapitale: zaufaniu, na skomplikowanym społecznym mechanizmie współudziału i porozumienia. Tymczasem we współczesnej Rzeczypospolitej, gdy Jacek przypomina, że mamy wspólną ojczyznę, i proponuje umiarkowane pertraktacje ze wszystkimi, w wyniku których osiąga się porozumienie, słyszy, że jest skrajnie lewicowy i niebezpieczny. A przecież takie regulacje działają w Niemczech i w całej niemal Europie.
Wszystkie polskie rządy leją łzy nad tym, że jest u nas taka duża sfera ubóstwa, ale kiedy przychodzi do decyzji politycznych, które są zawsze wyborem pomiędzy różnymi wartościami, dokonuje się zawsze takich rozstrzygnięć, które pogłębiają nierówności i biedę. Nawet rządy lewicowe cofają się pod presją bądź Unii Europejskiej, bądź rodzimych przedsiębiorców. To przybliża moment, kiedy w Polsce zostanie po lewicy puste miejsce. Wypełni je, już je wypełnia, populizm.
Łudzą się ci, co sądzą, że zwalczą antysystemowe wystąpienia Samoobrony czy LPR-u metodami policyjnymi. Za politycznymi awanturnikami stoją ludzie, którzy mają rzeczywiste problemy. Bez tych poniżonych i skrzywdzonych nie zbuduje się demokracji, choć, owszem, można próbować skonstruować państwo policyjne. Kapitulacja lewicy, odrzucenie społecznych kontraktów i politycznej równowagi sił zaprowadzi nas prosto do autorytaryzmu.
Środki są, celów brak
Bez tych poniżonych i skrzywdzonych nie zbuduje się demokracji, choć, owszem, można próbować skonstruować państwo policyjne. Kapitulacja lewicy, odrzucenie społecznych kontraktów i politycznej równowagi sił zaprowadzi nas prosto do autorytaryzmu.
Niezależnie od wszystkich różnic pomiędzy sytuacją lewicy w Europie zachodniej i postkomunistycznej, część wyzwań pozostaje wspólna. Kończy się stara cywilizacja, w różnych miejscach ten proces zaawansowany jest różnie, ale wszędzie postępuje. Rzućmy okiem w dalszą przyszłość. Rewolucja technologiczna otwiera przed nami świat z dwudziestoprocentowym zatrudnieniem. Mówi się, że 80 procent ludzkości będzie się bawić, a reszta obsługiwać aparaturę, która to umożliwi. Bezczynność sprokurowana poziomem technologicznym zniszczy nas. Może już czas zapytać, jak dobrze wykorzystać środki, które posiadamy (lub posiądziemy). Jak nie dać się obezwładnić aparaturze, zachować intensywność międzyludzkich kontaktów, poczucie samosterowności, poczucie sensu egzystencji po prostu? Cierpimy na deficyt celów i ten zaspokoić może nowa myśl lewicy.
Utopia edukacyjna
Lewicową odpowiedzią na wyzwania nowoczesności, zarówno w skali transformującej się gospodarki środkowoeuropejskiej, jak i w skali problemów globalnych, na przykład konfliktu Północ–Południe, jest walka o powszechny dostęp do edukacji. To nie będzie walka skierowana przeciw komukolwiek, lecz taka, która pragnie wszystkich połączyć wobec wyzwania wspólnego losu. Zmieniają się rządy: lewicowe, prawicowe, ale w polityce rządów nie zmienia się nic – na całym świecie mamy do czynienia z lekceważeniem oświaty. Jaka powinna być nowoczesna edukacja? To pytanie skierowane paradoksalnie do samej młodzieży, do uczących się i chcących się uczyć, bo ludzie poniżej trzydziestki oswoili współczesną technologię i słusznie odsyłają nas, starych polityków, na emeryturę.
Mówi się, że 80 procent ludzkości będzie się bawić, a reszta obsługiwać aparaturę, która to umożliwi. Bezczynność sprokurowana poziomem technologicznym zniszczy nas.
Ktoś powie, że powszechna edukacja to utopia i jak każda utopia, gdy spróbuje się ją zrealizować, wyrodzi się i spotwornieje. W utopiach zapisano marzenie ludzkości o szczęściu, bez niego ludzie wciąż siedzieliby na drzewach. Niebezpieczeństwo bowiem nie tkwi w marzeniach, lecz w drodze na skróty, którą nieraz w drodze ku ich realizacji wybieramy, czyli w stosowaniu przemocy. Tę przemoc stosują zwolennicy utopii lewicowych i prawicowych, chociaż dziś mamy już środki, by rozwiązywać problemy w sposób pokojowy i w porozumieniu wszystkich. Można więc rzec, że współczesna lewica powinna być rozważna, bo świadoma, że nie ma dróg na skróty, i romantyczna, bo nieodżegnująca się od wiary w lepszy świat.
Modzelewski: Mit „S” zadziałał w ’89 jak zastrzyk znieczulający [rozmowa]
czytaj także
(Nie)użytki z historii
Lewica szukała uzasadnień dla swych utopii w historii. Dziś już wiemy, że tam ich nie ma, choć pamiętamy też, że wiara w utopię odegrała swoja rolę w dziejach i ma wielką moc sprawczą. Wiemy również, o czym warto przypominać liberałom, że historia nie pozwala na snucie obezwładniających prognoz wykluczających jakiekolwiek poważne zmiany istniejącego status quo. Jeżeli czegokolwiek nas uczy, to tego, że świat jest różnorodny i nie można go wziąć pod jeden strychulec. Klio zniechęca do ślepej wiary, ale nie odbiera nadziei.
***
Artykuł autorstwa Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego stanowi przeredagowany i autoryzowany zapis audycji radiowej wyemitowanej na antenie Programu Trzeciego PR, został opublikowany w 2. numerze „Krytyki Politycznej” (jesień 2002).
Fot. na górze strony: Fot. PAP/A. Rybczyński/Wikimedia Commons,KP