Dziś odbędzie się w Sejmie debata nad obywatelskim projektem ustawy „Legalna Aborcja. Bez Kompromisów”. Tymczasem działacze antyaborcyjni chcą wyemancypować płody i uwolnić je od matek. Czy tylko mnie się wydaje, że gramy do jednej bramki?
W środę odbędzie się w Sejmie debata nad obywatelskim projektem ustawy „Legalna Aborcja. Bez Kompromisów”. Czy projekt przejdzie do dalszych prac, czy też posłowie, lekceważąc ponad 200 tysięcy zebranych podpisów, wolę 83 proc. kobiet, a nawet większości społeczeństwa, które chce liberalizacji prawa do aborcji do 12. tygodnia ciąży (66 proc. według badań IPSOS), wywalą go do śmieci?
Wszystko, co chciałaś wiedzieć o aborcji, ale dziadersi woleli, żebyś nie pytała
czytaj także
Radykalne zaufanie
Projekt ustawy o bezpiecznym przerywaniu ciąży i innych prawach reprodukcyjnych w artykule pierwszym stwierdza, że każda osoba ma prawo do samostanowienia w dziedzinie swojej płodności, rozrodczości i rodzicielstwa. Nie mąż, nie Kościół, nie Ordo Iuris, nie drąca się pod oknami szpitali furgonetka, ale osoba, która jest w ciąży.
Za tym konsekwentnie idzie prawo do informacji: lekarz nie będzie mógł, jak dotąd, zataić przed kobietą stanu, w jakim znajduje się płód, i zmusić jej do urodzenia śmiertelnie chorego dziecka. Artykuł drugi proponowanej ustawy mówi zaś o prawie do przerwania ciąży do końca 12. tygodnia jej trwania. Kropka. Bez podania przyczyn, bez tłumaczenia się, bez dźwigania nakładanego przez osoby trzecie poczucia winy.
Po upływie 12. tygodnia ciąży aborcja może być przeprowadzona w przypadku, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia fizycznego lub psychicznego osoby w ciąży; gdy płód nie rozwija się prawidłowo albo gdy ciąża jest następstwem czynu zabronionego − na podstawie oświadczenia osoby w ciąży. Czyli wystarczy oświadczyć, że ciąża jest wynikiem gwałtu. W szpitalu, nie w prokuraturze. Decyzję o aborcji będzie mogła podjąć już osoba trzynastoletnia.
Projekt wydaje się radykalny, bo chyba nikt dotąd tak radykalnie nie zadeklarował zaufania do kobiet. Nikt nie mówił, że osoba w ciąży wie, co robi, i jeśli w jej życiu jest miejsce na dziecko, to je urodzi, a jeśli nie ma, to nikt nie będzie z tym dyskutować. Jeśli chce urodzić ciężko chore dziecko, to to zrobi, ale jeśli nie chce, by jej dziecko bez szans na przeżycie umierało w bólu − to jej wola wystarczy, by do tego cierpienia nie dopuścić.
Brak dostępu do aborcji nie sprawia, że jej nie ma. Aborcja jest, była i będzie, po prostu jako zdelegalizowana znika z radarów ochrony zdrowia. Według dostępnych oficjalnych danych w 2019 roku w Polsce wykonano 1110 zabiegów przerwania ciąży, w tym 33 z powodu zagrożenia życia lub zdrowia osoby w ciąży, 1074 z przyczyn embriopatologicznych, a 3 z powodu czynu zabronionego. Według szacunków organizacji społecznych aborcji może być jednak nawet 100 razy więcej. Trudno się temu dziwić, kiedy kobiet w wieku reprodukcyjnym jest ok. 9 milionów.
czytaj także
W mailu skierowanym do posłanek i posłów Fundacja Federa pisze: „pamiętajcie, że ten projekt ustawy nie jest o Was, Waszych poglądach, religii czy pomyśle na życie. Projekt ustawy »Legalna Aborcja. Bez Kompromisów« powstał z potrzeb osób, które żyją w innych niż Wy realiach. Matki piątki dzieci z Podkarpacia, studentki, której miesięczny budżet równy jest kilku Waszym kolacjom na mieście, maltretowanej żony zmuszanej do seksu, rodziny, która po urodzeniu dziecka z ciężkimi wadami genetycznymi przestanie mieć czas i pieniądze dla dotychczasowych dzieci, osoby, która na myśl o zostaniu matką wpada w depresję”.
Wyzwoliciele płodów matkami pięciorga dzieci, dziewczynami bez zaplecza materialnego czy osobami, które wiedzą, że nie chcą rodzić, przejmować się za bardzo nie chcą.
Płody bez kontekstu
Te 9 milionów kobiet to polski kontekst, którego różne antyaborcyjne organizacje chciałyby się pozbyć. Chcą mówić o „życiu poczętym” i „świętości życia” i − wbrew temu, że na ogół głoszą pochwałę wspólnotowości − akurat płody chcą traktować osobno, zwłaszcza od matek. Dobry przykład znajdziemy na stronach Klubu Jagiellońskiego.
Niby to tekst o sztuce, o artystach, których obiektem fascynacji stały się płody (przeczytacie o muzyce, jaką tworzą ruchy embrionu, o embrionie-transformersie Patricii Piccinini, ale też o zjadaniu płodu czy kombinacji głowy płodu ludzkiego i kurczaka), jednak autorom artykułu, Annie i Markowi Grąbczewskim, chodzi o to, by „spojrzeć na płody i odsunąć na chwilę na bok konteksty, które wokół nich narosły”. Czyli rodzicielstwo, seks, aborcję i polityki publiczne.
Chcą, by tak „wyzwolone” płody poznać i dopiero wtedy „przyglądać się relacjom płód−matka czy płód−społeczeństwo”. Gotowych do wyzwolenia „żywych ludzi w prenatalnej fazie rozwoju” jest na świecie, jak wyliczyli autorzy, 123 523 037 − razem z 400 tys. zamrożonych embrionów.
Co ciekawe, do analizowania tych relacji chcą wybierać zdrowe płody, których foty z USG nie wiadomo dlaczego trzymamy w szafach, a których jest więcej niż, jak piszą, „potworków lub chazaniątek”. W artykule możemy przeczytać też, że „płody nie muszą być zakrwawione i odrzucające”. Zwolennicy wyemancypowanych płodów woleliby zapewne znajdować dzieci w kapuście niż w unaczynionych ludzkich tkankach. Może mniej odrzucający niż ludzkie ciało byłby bocian przynoszący bobasa w tobołku, albo byłoby lepiej, gdyby kolejne ludzkie generacje były dziełem zastępu demiurgów grzebiących w glinie?
Podejmijmy tę grę i pójdźmy za wezwaniem autorów artykułu. Dajmy ponieść się fantazji i „oderwijmy płody od kontekstu”, w końcu to ponad 120 milionów wyzwolonych, podmiotowych płodów, gotowych nawiązać relację z matką albo społeczeństwem. Gotowych zasiedlić jakąś akurat dostępną macicę, wyssać z nosicielki, co najlepsze, przyssać się na długie lata, a potem się wyprowadzić i zostawić ją razem z jej zwiotczałą skórą, ubytkami w zębach, żylakami, rozstępami i niską emeryturą, którymi przypłaciła tę przygodę. Która chętna?
Jeśli odrzemy macierzyństwo z decyzji kobiety, a wraz z tym z jej miłości, płód zostanie tylko pasożytem. Obcym tworem, żerującym na zdrowiu i sile kobiety. To jej decyzja, jej gotowość i jej miłość decydują o tej relacji, robią z pasożyta dziecko, które rodzi i wychowuje.
czytaj także
Tym bardziej musi być to decyzja jej i niczyja więcej. Jeśli wybierze, że z płodu chce uczynić dziecko, to trzeba ją w tym wesprzeć, a jeśli z płodem relacji mieć nie chce, to no means no.
Paradoksalnie ostatecznym odarciem płodu z kontekstu, czego domagają się wyzwoliciele płodów, jest właśnie aborcja. Jest też ostatecznym dowodem na to, że płód bez kontekstu po prostu nie może istnieć.