Jak przy każdym kryzysie na dużą skalę zdani jesteśmy na sprawność i przyzwoitość instytucji publicznych, z rządem na czele. I jesteśmy, niestety, w sytuacji, kiedy im gorzej… tym naprawdę gorzej, nam wszystkim. Jeśli rząd ten egzamin obleje, wszyscy będziemy mieli poważne kłopoty – pisze Michał Sutowski.
Państwo zdiagnozowane w licznych książkach badaczy od lewa do prawa, raportach ekspertów i słynnym dialogu przy ośmiorniczkach przechodzi właśnie najtrudniejszy test od wielu lat, związany ze zjawiskiem nie żeby zupełnie nieznanym czy niespodziewanym, niemniej pochodzącym ze źródeł leżących poza naszą kontrolą. Epidemia wirusa COVID-19, która wyszła z Chin oraz od ich sąsiadów, a teraz poprzez Włochy ogarnia kolejne kraje Europy Zachodniej, USA i resztę świata, to wielkie zagrożenie dla nas jako potencjalnych pacjentów, konsumentów, pracowników i przedsiębiorców, ale przede wszystkim – jako obywateli państwa. Obok elementarnego rozsądku nas samych jako jednostek, rodzin czy społeczności lokalnych zdani jesteśmy, jak przy każdym kryzysie na dużą skalę, na sprawność instytucji publicznych, z rządem na czele.
czytaj także
To właśnie one przechodzą najtrudniejszy bodaj i najbardziej brzemienny w skutki test sprawnościowy. A dokładnie to cztery testy. I jesteśmy, niestety, w sytuacji, kiedy im gorzej… tym naprawdę gorzej, nam wszystkim. Jeśli rząd owe testy obleje, wszyscy będziemy mieli poważne kłopoty.
1. Współpraca
Pierwszy to test koordynacji. Dotychczas rząd wykazywał sprawczość w tych sferach, gdzie mógł się oprzeć na istniejących zasobach i instytucjach, nad którymi miał władczą kontrolę – oraz na woli politycznej większości parlamentarnej. Okazywał się zaś bezradny tam, gdzie konieczna była współpraca wielu niezależnych od rządu, autonomicznych aktorów, o często sprzecznych interesach. Dlatego nieźle poszło obozowi władzy z 500+ i wiekiem emerytalnym, bardzo średnio z reformą oświaty i tragicznie z budową mieszkań czy reformowaniem ochrony zdrowia. Z koronawirusem poradzimy sobie tylko wówczas, gdy uda się dogadać rządowi, samorządom, sferze usług publicznych i służbom – i to może być nieporównanie trudniejsze zadanie niż znalezienie na walkę z kryzysem zdrowia publicznego stosownych środków w budżecie.
2. Czy poradzą sobie szpitale?
Drugi to test wydolności ochrony zdrowia i pozostałych służb państwowych. Kolejki na SOR-ach i do specjalistów są legendarne od (więcej niż pięciu) lat, a niedomagania sektora publicznego Polacy (ostatnio przy wsparciu rządu, bo dzięki 500+) łatali z prywatnych kieszeni, korzystając, w miarę możliwości, ze specjalistów poza NFZ. Przez lata zamykano oddziały szpitalne, brakuje też lekarzy i – zupełnie dramatycznie – pielęgniarek.
czytaj także
To wszystko było trudne do zniesienia w sytuacji „normalnej”, czyli szybko starzejącego się społeczeństwa duszącego się od smogu i w pewnej części (śmieciówki!) pozbawionego luksusu zwolnień chorobowych; dodajmy, że sektor prywatny bardzo chętnie przejmuje gotowych płacić pacjentów, ale raczej nie tych przewlekle chorych, z zagrożeniem życia. To w szpitalach i przychodniach okaże się, czy jako państwo choćby minimalnie powstaliśmy z kolan. Słaba dostępność testów na koronawirusa dla pacjentów i odzieży ochronnej dla pracowników służb publicznych na razie nie wróży nam wszystkim najlepiej.
3. Panika i polityka
Trzeci test dotyczy zaufania publicznego i suwerenności informacyjnej, ergo zdolności władz do opanowania paroksyzmów paniki, a mediów profesjonalnych do przeważenia logiki fake newsów, teorii spiskowych, ale także cynicznej gry politycznej epidemią. Trudno dziś bowiem o lepszy poligon dla generujących chaos (w skrajnym przypadku: przemoc) wrzutek medialnych, niszczących zaufanie obywateli do państwa i wzajemne do siebie niż radykalny kryzys zdrowia publicznego. To moment w sam raz na wojnę informacyjną, prowadzoną spoza naszych granic, ale także motywowaną celami kampanii wyborczej. A nic przecież nie wzmoże niewiary w interes publiczny silniej niż cyniczna gra o wyzyskanie polityczne tego kryzysu.
czytaj także
Nie można w tej sytuacji nie zapytać, czy utrzymanie jastrzębiej „opcji Kurskiego” (mimo zwolnienia tegoż) w TVP to naprawdę najlepszy pomysł na opanowanie chwiejnych nastrojów i lęków społecznych. Ale też czy – vide marszałek Grodzki – wyjazdy urlopowe na narty w rejony pandemii to najlepszy pomysł na uwiarygodnienie krytycznej wobec rządu narracji.
4. Test z rozsądku
Wreszcie, po czwarte, mamy test z pragmatycznej konsekwencji. Ergo, kiedy opierając się (słusznie!) na rekomendacjach WHO i doświadczeniach innych krajów, rząd (znowu słusznie!) zamyka szkoły, przedszkola, uczelnie, teatry i kina, trzeba postawić pytanie: a co z kościołami i centrami handlowymi, tym bardziej, że wspólnoty muzułmańskie zamykają meczety, a włoscy biskupi zawieszają odprawianie mszy (choć pozostawiają świątynie otwarte dla indywidualnych wiernych). W obydwu wypadkach nie chodzi o ideologię, tylko o praktyczne rozpoznanie zagrożeń: centra handlowe, zwłaszcza w okresach konsumpcyjnego wzmożenia, z natury rzeczy sprzyjają większej liczbie kontaktów niż rozproszone, niewielkie sklepy osiedlowe (choć te ostatnie – zazwyczaj franczyzy – mają inne wady, związane z warunkami pracy i wynagrodzeń).
czytaj także
Kościoły z kolei, zwłaszcza w Polsce, skupiają więcej osób starszych (statystyki praktyk religijnych są w tym względzie jednoznaczne), a to one, z racji wieku i ogólnego stanu zdrowia, bardziej są narażone na skrajne konsekwencje zachorowania (tu bezlitosne są z kolei statystyki śmiertelności).
Twarda weryfikacja poczynań rządu, punktowanie błędów i wymuszanie na nim, by działał nie tylko skutecznie, ale i zachowywał się przyzwoicie, to warunek, by nasi seniorzy nie zaczęli setkami umierać. Łatwo nie będzie. A już dokonanie tego bez uwikłania się w doraźną grę kampanijną rządu z opozycją to prawdziwa kwadratura koła. Tyle że niezbędna, by w dobrym zdrowiu przeżyło nas jak więcej.