Kraj

Koniec kapitalizmu jest możliwy

Co jeszcze musi zrobić lewicowa partia, żeby uniknąć łatki ekstremistów? Jakub Danecki odpowiada swoim krytykom.

Taktyka różni się od strategii. Cele to nie środki. Wartości nie są postulatami programowymi. I – co zrozumieć chyba najciężej – radykalizm to nie rewolucja.

Walka o tożsamość, nie program

Bez radykalnej, strategicznej wizji przebudowy społeczeństwa ciężko o polityczną taktykę. Michał Sutowski postuluje wycięcie ekstremów, Marcin Giełzak wskazuje wysunięty przez Razem postulat 35-godzinnego dnia pracy jako zbyt ekstremalny. Absurd tego ostatniego zarzutu widać na przykładzie propozycji PSL, które złożyło w Sejmie bliźniaczy projekt, chociaż ograniczony do rodziców małych dzieci. Jeszcze pół kroku i konserwatywna, centroprawicowa partia obeszłaby Razem z lewej strony.

I oto mam okazję bronić Razem „z prawa”

Jeśli Razem już teraz traci grunt pod nogami na rzecz konserwatywnej prawicy, co jeszcze musi zrobić lewicowa partia, żeby uniknąć łatki ekstremistów? Gdzie w takim układzie jest miejsce na lewicową myśl? Jak słusznie zauważa Rafał Woś, lewicy zostaje tylko pozycja kwiatka na klapie, który pozwoli liberałom twierdzić, że mają postępowe postulaty i stoją po stronie zwykłych ludzi.

Wobec Razem stosowane są wyjątkowe standardy. Promotorzy szerokiej zgody i dogadywania się powinni wiedzieć o kompromisach chociaż tyle, że lokują się gdzieś pomiędzy postulatami obu stron. Jeśli Razem domaga się 35-godzinnego tygodnia pracy dla wszystkich, w wielkiej koalicji może uda się wytargować go dla niektórych albo wymienić na zastopowanie prywatyzacji kolejnego sektora gospodarki. Ale żeby w ogóle doszło do tych rozmów, to Razem – nie obóz liberalny – na starcie musi zrezygnować ze swojej tożsamości. Potem przyjdzie czas na dalsze ukłony, gdy nadejdzie wymarzony czas na rozmowy koalicyjne obozu anty-PiS. Potem kolejne kroki wstecz, kiedy postulaty będą musiały zmierzyć się z lobbystami.

Liberalna strategia Razem nie działa [polemika]

Partia Razem zbudowała swój sukces na radykalnym odcięciu się od establishmentu. „Inna polityka”, „marzę”, „głosuj z nadzieją” – takie hasła były motorami kampanii wyborczej i pozostają główną siłą Razem do dziś. To złamaniu tej siły służy nawoływanie do koalicji. Po lewej stronie istnieją gracze, którzy są gotowi stawać na jednej scenie z Petru i Schetyną, ale nie będą oni wiarygodni, dopóki istnieje zorganizowana siła, która w imię walki z PiS-em nie zapomni o trzech dekadach piekła transformacji. Jest równocześnie oczywiste, że Razem rozpadnie się, jeśli wejdzie na scenę obrony III RP. W tym kierunku pchają głosy liberalnych ekstremistów w Razem – porzucenie marzeń, złamanie oporu opowieściami o twardej, racjonalnej realpolitik, a na koniec eliminacja oporu. Oderwanie się od obsesji bycia atrakcyjnym partnerem koalicji z PO i Nowoczesną to dla Razem kwestia przetrwania.

Bez wielkiej wizji PiS zje lewicę

Propozycja PSL to nie pierwszy przypadek, kiedy Razem ma problem z wyścigiem w lewo. Istnieje realny problem z krytyką programów 500+ czy Mieszkanie+. Chociaż oba są wykluczające, a niektóre ich zewnętrzne efekty mają negatywny charakter (obniżenie oczekiwań płacowych, prywatyzacja zasobów komunalnych), to wymagają zniuansowanej krytyki, która nie będzie podważać generalnie słusznego kierunku tych programów.

Czy walka o konkretne sprawy jest godna pogardy? [Polemika]

Tam, gdzie Razem jest bezkompromisowe, widać, że takie podejście owocuje, mimo spadającej na partię krytyki. Razem nie opuści środowiska LGBT i nigdy nie wahało się w kwestii zrównania praw osób nieheteronormatywnych. Nie zmieni się stanowisko w sprawie emancypacji kobiet, a parytety płci są tak ważne, że wstrzymywany jest rozwój struktur terenowych, dopóki nie zostanie zapewniona równość obieralnych władz. Oprócz budowania niesamowitego poczucia dumy i tożsamości, daje to doskonałe efekty na poziomie politycznej taktyki – inne środowiska polityczne mogą tylko gonić Razem, a postulaty emancypacji nie podlegają dyskusji.

Brak radykalnej wizji zakończenia nierówności i niesprawiedliwości sprawia, że partia sama skazuje się na dryfowanie po scenie politycznej, a nie kształtowanie jej. Zadaniem lewicy jest obiecać wyzwolenie od cierpienia. Od obiecywania drobnych korekt „tu i teraz” jest bezwładne centrum.

Śmierć kapitalizmu, której nie zauważy TVN

Powszechne są głosy, że radykalizacja oznacza konieczność ogłoszenia socjalistycznej rewolucji, natychmiastowy krach w sondażach i przekreślenie szans na zdobycie władzy. Ale to właśnie dzięki radykalnemu określeniu źródeł cierpienia na świecie, możliwe jest stworzenie realistycznej, progresywnej drogi do emancypacji, którą łatwo dopasować do bieżącej sytuacji politycznej. Stare recepty nie zadziałają w świecie, w którym praca najemna skończy się na rzecz maszyn, a możliwości ekosystemu zostaną wyczerpane. Realizmem nie jest twierdzenie, że wobec globalnych, bezprecedensowych zmian, odpowiedzią powinny być drobne korekty lub zastosowanie recept, z których korzystali przodkowie współczesnych Europejek w innych warunkach historycznych.

Nierówności nie powstały na skutek źle skonstruowanego systemu podatkowego. Są fundamentem kapitalizmu i towarzyszą mu od zawsze. Wynikają z faktu, że system pozwala posiadaczom kapitału czerpać korzyści z wyzysku innych ludzi. Dopóki będzie istniał szef i prywatny właściciel, dopóty będą istniały nieakceptowalne nierówności. Żeby pozbyć się nierówności, trzeba wyeliminować własność prywatną.

Nierówności nie powstały na skutek źle skonstruowanego systemu podatkowego. Żeby pozbyć się nierówności, trzeba wyeliminować własność prywatną.

Brzmi to brutalnie. Ale na początku wystarczy ułatwić zakładanie spółdzielni. Potem zapewnić wsparcie finansowe dla spółdzielczyń, analogiczne do wsparcia dla samozatrudnionych. W dalszej perspektywie umożliwić społecznościom decydowanie o lokalnych zakładach pracy i przedstawić strategiczny program reorganizacji gospodarki w oparciu o spółdzielczą, uspołecznioną własność. W efekcie tych drobnych kroków być może okaże się, że system przestał być potrzebny, a codzienne usługi oraz strategiczne obszary gospodarki są kontrolowane w demokratyczny sposób. Demokratyczna kontrola – od tłumaczki po brygadzistkę w fabryce lub kierowniczkę banku – będzie przy okazji kluczowa przy ograniczeniu negatywnych efektów automatyzacji. Ale żeby wejść na tę drogę, trzeba otwarcie stwierdzić, że złe jest nie samo prawo pracy czy rozkład progów podatkowych, tylko system, w którym funkcjonują.

De-growth dla Wilanowa, de-growth dla PGR-u

Źródłem katastrofy ekologicznej jest konstrukcja kapitalizmu, która pozwala w imię indywidualnego interesu niszczyć wspólne dobra. Regulacje nie działają, bo służą tylko przeniesieniu zniszczenia tam, gdzie ludzie są za słabi, żeby stawić mu opór. Toksyczne rzeki wywędrowały z Europy do Azji i Afryki, Japonia cieszy się nowymi lasami, bo pod topór trafiły dżungle na Borneo. Wraz z wyczerpaniem zasobów Ziemi, zamiatanie problemów pod dywan przestało dawać efekty, a planeta nie wytrzyma ekologicznej presji miliardów ludzi aspirujących do poziomu życia europejskiej klasy średniej. Konieczne jest radykalne ograniczenie konsumpcji i przygotowanie się na trwały spadek wzrostu gospodarczego.

Wygląda to na postulat, cytując Jakuba Dymka, budowania szałasów z gówna. Tymczasem można zacząć od wydłużenia gwarancji na sprzęt AGD i RTV do 7 lat. Potem wprowadzić subsydia dla warsztatów naprawczych. W zakresie komunikacji zbiorowej, przywrócić połączenia kolejowe we wszystkich powiatach. Wprowadzić minimum cztery kursy autobusowe dziennie między sąsiadującymi gminami i minimalnie jedno połączenie co godzinę z miastami powiatowymi. Pomoże ograniczenie czasu trwania reklam i silna regulacja tego, co może być reklamowane, albo kampania społeczna promująca dzielenie się wiertarką z sąsiadem.

I chociaż te postulaty wydają się umiarkowane, kryje się za nimi koniec kapitalizmu. Nie dzięki rewolucji z powiewającymi czerwonymi flagami i nutą Warszawianki w tle, tylko dzięki konsekwentnemu budowaniu alternatywnego, zrównoważonego systemu obok istniejących instytucji kapitalizmu. Ograniczanie konsumpcji oznacza konieczność przebudowy całego systemu finansowego. Wspieranie komunalnego, rodzinnego stylu życia oznacza dowartościowanie oraz wsparcie finansowe dla społecznie pożądanych form pracy, które były do tej pory ignorowane lub zwalczane przez rynek. Kapitalizm straci tym samym ideologiczne paliwo, które sam dla siebie stworzył.

Na zawsze mniejsze zło

To miejsce na krytykę polityki „tu i teraz”. Oczywiście, że znienawidzoną pracę lepiej wykonywać o godzinę krócej, otrzymując za nią więcej. Ale umilenie alienujących, szkodliwych dla siebie i społeczeństwa zajęć nie powinno stać się naszym celem, kiedy możliwe jest dążenie do prawdziwej emancypacji. Każda z reform musi mieć na celu ograniczenie, a na koniec wyeliminowanie siły prywatnego kapitału. Upadek państwa opiekuńczego pokazuje, że jeśli pozwoli się na utrzymanie kapitalistycznych stosunków produkcji, wolny rynek błyskawicznie wyrwie się ograniczeniom. W USA przetrwały one pokolenie, w Europie niecałe dwa. Mamy szansę nauczyć się na tych błędach i wobec zbliżających się zmian zaproponować rozwiązania, które nie będą opierały się na fałszywym przekonaniu, że kapitalizm da się kontrolować.

To wielka szansa, żeby pokazać, jak może wyglądać dobry świat. Brak tej wizji to skazanie się na ideowy koniukturalizm. Jaką nadzieję ma wzbudzić Razem, jeśli za cel stawia sobie dryfowanie dookoła politycznego centrum? Kto zaufa partii, która z jednej strony mówi o emancypacji, a z drugiej marzenia o wolności nazywa idealizmem bez szans? Odrzucając możliwość radykalnej zmiany, Razem zabija nadzieję. Pozbawiając się podmiotowości w kształtowaniu świata, skazuje się na wygodną pozycję mniejszego zła.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij