Skoro nie zamierzamy aresztować Netanjahu, zaprośmy jeszcze Putina

Ogłaszając światu, że państwo polskie nie zamierza respektować orzeczeń Międzynarodowego Trybunału Karnego, rząd wybrał pławienie się w hańbie.
Radosław Skowron
Benjamin Netanjahu. Fot. Rory Arnold/No10 Downing Street

Tusk i Bodnar najwyraźniej na chwilę zapomnieli, że w Polsce, inaczej niż w reżimie Łukaszenki, to nie premier z ministrami decyduje o tym, kogo i kiedy aresztować bądź nie aresztować. O tym decyduje sąd powszechny.

Rząd koalicji 15 października przyjął uchwałę, w której zapewnia najwyższym przedstawicielom Izraela wolny i bezpieczny udział w obchodach 80. rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz. Chodzi o to, by ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze i podejrzany o zbrodnie wojenne Benjamin N. czuł się u nas dobrze, jak u swoich. Czemu podobnej gościnności nie wykażemy wobec podejrzanego Władimira P.?

W listopadzie ubiegłego roku Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania obecnego premiera Izraela w związku z podejrzeniem popełnienia zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości w strefie Gazy. Polska jest stroną umowy ustanawiającej MTK i jako taka ma obowiązek współpracować z Trybunałem w zakresie ścigania i osądzenia czynów podlegających jurysdykcji tego sądu.

Nakaz aresztowania Netanjahu, czyli Międzynarodowy Trybunał Karny nie tylko dla Afryki

Uchwała nie stanowi naruszenia prawa międzynarodowego. To jak na razie tylko zapowiedź obrazy traktatu. Swoją drogą, to bardzo oryginalne ogłaszać całemu światu, że nie zamierza się przestrzegać międzypaństwowych porozumień. Łamanie prawa zdecydowanie woli ciszę i brak światła. Należy docenić, że polscy dostojnicy partyjni gwałceniu cywilizacyjnych osiągnięć porządku międzynarodowego nadają formę pisemną i publikują na rządowej stronie internetowej. Nasz kraj planuje zatem dołączyć do Mongolii, która (będąc również stroną konwencji powołującej MTK) rozwinęła we wrześniu zeszłego roku dywanik przed kremlowskim rzeźnikiem.

Przypomnijmy koalicjantom, że zgodnie z art. 9 Konstytucji RP Polska, o zgrozo, „przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego”. Przestrzega – czyli ma konstytucyjny obowiązek przestrzegać. A nie, że może przestrzegać lub przestrzega, gdy jej wygodnie, gdy ktoś się nie obrazi lub tylko, gdy to się opłaci. Co więcej, wedle naszej ustawy zasadniczej umowa międzynarodowa ratyfikowana za uprzednią zgodą wyrażoną w ustawie (a taką nasz Sejm przyjął w stosunku do statutu rzymskiego ustanawiającego MTK już w 2001 roku) ma pierwszeństwo przed ustawą. Przed ustawą – o aktach niebędących źródłami prawa, jak uchwały Rady Ministrów, nawet nie wspominając.

Nieszczęsna uchwała nie zmienia zatem niczego w zakresie międzynarodowych zobowiązań naszego państwa. Nie zmienia też niczego w zakresie wewnętrznego porządku prawnego obowiązującego nad Wisłą. Jako że uchwała nie jest źródłem prawa, nie może stanowić podstawy rozstrzygnięć jakichkolwiek władczych działań organów państwa, czy to reprezentujących władzę wykonawczą, czy sądowniczą.

Koalicjanci pewnie bowiem zapomnieli (na czas głosowania minister Bodnar musiał zamknąć oczy i zatkać uszy), że zgodnie z polskim Kodeksem postępowania karnego o aresztowaniu i dostarczeniu do MTK osoby ściganej przez Trybunał decyduje w Polsce… sąd powszechny. Tak – sąd. Po prostu. Polska nie odbiega w tym zakresie od zachodnich standardów konstytucyjnych demokracji parlamentarnych respektujących prawnoczłowieczy kanon. Nie jesteśmy reżimem Łukaszenki, by o tym, kogo i kiedy aresztować bądź nie aresztować, miało decydować ministerialne kolegium. Po ośmiu latach rządów PiS-u łatwo o tym zapomnieć.

Załóżmy na moment, że członkowie rządu znają przepisy polskiej procedury karnej i zdają sobie sprawę, że o ewentualnym aresztowaniu Benjamina N. i dostarczeniu go do MTK będzie w Polsce decydować sąd, a nie rząd. Może zatem cel uchwały jest zupełnie inny – nie taki, by dać podejrzanemu o zbrodnie gwarancje bezpieczeństwa, ale by zakomunikować rodakom, że służby podległe rządowi (policja, straż graniczna) nie kiwną palcem, by zatrzymać izraelskiego premiera. A zatem może jest to de facto odezwa do Polaków, by sami – w ramach zatrzymania obywatelskiego – ujęli go, gdy tylko pojawi się w naszym kraju.

Przepisy pozwalają na takie zatrzymanie w pościgu podjętym bezpośrednio po popełnieniu przestępstwa. Biorąc pod uwagę, że rzeź w Gazie ma charakter ciągły, to warunek bezpośredniości wydaje się spełniony. A zatem uchwała rządu jako apel do krajan o nawiązanie do chlubnych tradycji polskiego ruchu oporu? To cudowne odwrócenie znaczeń w wykonaniu koalicji 15 X. Innymi słowy – rząd po prostu nie chce samodzielnie zatrzymywać podejrzanego i prosi o to społeczeństwo. To wspaniały akt decentralizacji władzy państwowej i wiary w obywatelską samodyscyplinę.

Nieszczęsna uchwała jako usprawiedliwienie dla zignorowania przez Warszawę nakazu aresztowania izraelskiego polityka przytacza konieczność honorowania przez nasz kraj oenzetowskiej konwencji w sprawie ochrony światowego dziedzictwa kulturalnego i naturalnego. Innymi słowy – łamiemy statut rzymski, bo chronimy spuściznę ludzkości. Przemilczmy prawną wagę tego argumentu, by nie dobijać ministra Bodnara, i skupmy się na jego polityczno-dyplomatycznym wymiarze.

Państwo polskie ogłasza bowiem światu, że nie zamierza respektować orzeczeń Międzynarodowego Trybunału Karnego ze względu na unikalne walory historyczne i społeczne Byłego Niemieckiego Nazistowskiego Obozu Koncentracyjnego i Zagłady Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Skoro to dobry powód, to dlaczego podobnego gestu nie czynimy wobec innych przywódców, których poszukuje MTK?

Amnesty International pierwszy raz w historii oskarża o ludobójstwo

Na przykład wobec Władimira P., którego haski sąd poszukuje od marca 2023 roku. Przecież obóz w Auschwitz wyzwalali głównie Rosjanie, a więc należy im się miejsce w planowanych na 27 stycznia obchodach. Można by na potrzeby takiej uchwały po prostu przyjąć, że Armia Czerwona to poprzedniczka obecnych wojsk rosyjskich okupujących Ukrainę, a zatem ściganie teraz przez Polskę zwierzchnika wojsk będących kontynuatorami wyzwolicieli obozu stanowiłoby duże faux-pas.

Powiedzmy to wprost – ta uchwała to wyraz pogardy dla państwa prawa. To wyraz najwyższego lekceważenia prawa międzynarodowego. Wpisuje się w nowożytną polską prawno-polityczną tradycję dziadocenu, w której dwóch kolesi ustala sobie, że wybory prezydenckie przesuwamy o dwa miesiące. Po prostu nie mamy pańskiego płaszcza.

To nie przypadek, że rząd Donalda Tuska taką fatalną uchwałę podjął 9 stycznia. Tego samego dnia amerykańska Izba Reprezentantów przyjęła bowiem ustawę o sankcjach wymierzonych w przedstawicieli MTK. Przewiduje ona zamrożenie aktywów lub odmowę wydania wiz dla wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób wspierają wysiłki Trybunału zmierzające do pociągnięcia do odpowiedzialności karnej przedstawicieli armii i administracji USA oraz sojuszników tego kraju niebędących stroną statutu rzymskiego (bingo – chodzi oczywiście o Tel Awiw). Gdy te przepisy wejdą w życie, będzie zatem można ich użyć wobec polskich władz.

Gaza: laboratorium eksterminacji

czytaj także

Tymczasem ciągle możemy być przecież po stronie zwycięzców. Amerykanie już w 2002 roku przyjęli ustawę o inwazji na Hagę (Hague Invasion Act) – to przepisy przewidujące zbrojną napaść na Królestwo Niderlandów. Brzmi niewiarygodnie, ale mówimy o Stanach Zjednoczonych. Regulacja ta zezwala prezydentowi kraju na użycie armii w przypadku prowadzenia przez MTK postępowania karnego wobec amerykańskich żołnierzy i polityków oraz ich sprzymierzeńców (takich jak właśnie Izrael). Przewiduje także możliwość przyłączenia się sojuszników Waszyngtonu do działań zbrojnych wobec Trybunału. Polska ma akurat wspaniałe, zwycięskie tradycje operacji militarnych w Północnej Brabancji z roku 1944. Bylibyśmy nieocenionym wsparciem dla naszych amerykańskich przyjaciół, a Władysław Kosiniak-Kamysz mógłby zostać godnym następcą Stanisława Maczka.

Z kwestii praktycznych (bo nie tylko symbole i narracje się liczą) – rządową uchwałę podjęto po tym, jak zaledwie przed miesiącem, w grudniu 2024 roku, Polska podpisała w Hadze umowę z MTK o wykonywaniu wyroków tego trybunału, a MSZ zapowiedziało końcem 2024 roku wszczęcie przed TSUE postępowania przeciwko Węgrom za to, że Budapeszt nie honoruje europejskiego nakazu aresztowania posła Romanowskiego. Ktoś tu czegoś nie rozumie?

Mogliśmy się po prostu zachować przyzwoicie – albo nie robić nic, bo przecież premier Izraela i tak nie zamierza do Polski przyjeżdżać. Zamiast tego polski rząd wybrał pławienie się w hańbie.

**
dr Radosław Skowron – radca prawny, konstytucjonalista.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij