Kraj

Każde zdanie Biedronia i Nowackiej przyjmowano owacjami

Jeżeli Biedroń i Nowacka staną na czele lewicowego bloku, do którego dołączą takie siły jak Razem i Zieloni, to polska lewica wreszcie będzie miała szansę na serio zaistnieć.

Debata Zmiana warty?, którą prowadziłam podczas IX Kongresu Kobiet w Poznaniu i w której uczestniczyli Barbara Nowacka (Inicjatywa Polska), Robert Biedroń (prezydent Słupska), Joanna Scheuring-Wielgus (Nowoczesna), Joanna Mucha (PO) i Borys Budka (PO), podbiła moje nadzieje oraz powiększyła lęki – i wbrew pozorom nie ma w tym sprzeczności.

Warakomska: Teraz jest czas mobilizacji

Polityczki i politycy lewicy i liberalnego centrum występowali w tej debacie w zupełnie różnych rolach. Nowacka i Biedroń jako „ci spoza Sejmu”, za to mówiący we własnym imieniu, natomiast Scheuring-Wielgus, Mucha i Budka jako posłanki i poseł, ale także jako osoby połączone więzami lojalności z partyjnymi szefami. Ta różnica konkretnie przekładała się na swobodę ich wypowiedzi.

Reakcje publiczności na wystąpienia Biedronia i Nowackiej utwierdziły mnie w przekonaniu, że jeżeli ta dwójka stanie w wyborach na czele lewicowego bloku, do którego dołączą takie siły jak Razem i Zieloni, a także działające lokalnie inicjatywy i ruchy miejskie, to polska lewica wreszcie bez obciążenia przymiotnikiem „postkomunistyczna” będzie miała szansę na serio zaistnieć i nie będzie to walka o pięć procent.

A jednak chociaż dwa tysiące kobiet na kongresowej widowni praktycznie każde zdanie Biedronia i Nowackiej przyjmowało owacjami, a do wyborów samorządowych został tylko rok, oboje wzbraniali się przed ujawnieniem detali swoich planów, a słowo „lider” było gorącym kartoflem, którym przerzucali się wszyscy paneliści. Barbara Nowacka powiedziała wręcz, że nie dlatego zajęła się polityką, że chciała być liderką, chodziło jej o wdrażanie w życie konkretnych wartości. Z jednej strony rozumiem dystansowanie się części obiecujących polityków od pojęcia „lider”, bo w kontekście działań wielu obecnych partyjnych liderów ma ono negatywne konotacje – kojarzy się z ogromną ambicją osobistą, która przeważa nad reprezentowaniem interesów społeczeństwa, i z bezwzględnym wykorzystywaniem innych ludzi w celu realizacji własnych planów. Z drugiej strony, nie ma możliwości wdrożenia w życie społeczne żadnych wartości, za którymi nie stoi konkretny, obdarzony umiejętnością wykładania swoich racji i uwiarygodniony przez swoje czyny człowiek. W tym kontekście nikt pewnie nie ma wątpliwości, że Nowacka i Biedroń zwyczajnie są liderami, a wartości, które próbują wdrażać w życie publiczne na różne sposoby, są tożsame i transparentne dla śledzących ich poczynania ludzi. Tym niecierpliwiej czekamy na konkrety – jak, gdzie, z kim i kiedy?!

Tu muszę dodać, że po lewej stronie zabrakło w sesji plenarnej przedstawicielki Partii Razem, bo chociaż to partia na razie pozaparlamentarna, to na jej stronie znajdziecie Kartę Praw Reprodukcyjnych zawierającą sensowne rozwiązania problemów polskich kobiet. Od razu oszczędzę wam czasu – nie szukajcie tego rodzaju dokumentów na stronach większości innych partii.

Pod względem wiarygodności w o wiele gorszej sytuacji od liderów (będę się upierać przy tym słowie) lewicy znaleźli się politycy reprezentujący potencjalną „zmianę warty” w Platformie Obywatelskiej. PO od dwóch lat nie zaprezentowała nowych założeń programowych, a jej reprezentanci powtórzyli ze sceny ku uciesze publiczności rytualne: już niedługo. Do tego, jako była ministra sportu i były minister sprawiedliwości Mucha i Budka są zwyczajnie współodpowiedzialni za działania obozu PO w czasach, kiedy był on u władzy. A z punktu widzenia polityki społecznej, czyli zagadnień, które najbardziej boleśnie dotyczą życia kobiet (zasiłki dla opiekunów osób niepełnosprawnych, alimenty, prawa reprodukcyjne, wyrównanie płac i zaliczenie pracy opiekuńczej do emerytur) nie bardzo mają się czym chwalić. Dlatego pytanie Nowackiej skierowane do Budki i Muchy: jak chcecie przekonać do respektowania praw kobiet wyborców, skoro nie byliście w stanie przekonać nawet członków swojej partii, zebrało gromkie brawa. Szefowa Inicjatywy Polska miała rację podważając wiarygodność PO w kwestii wspierania kobiet, bo to przecież za rządów tej formacji dostęp kobiet do legalnej aborcji został dramatycznie ograniczony. Stało się to, kiedy w 2015 roku Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok, w którym zwalniał ginekologów-fundamentalistów, którzy odmówili kobiecie pomocy zasłaniając się klauzulą sumienia, z obowiązku wskazania jej miejsca, gdzie tę pomoc otrzymać. To także platformerska ministra edukacji, Joanna Kluzik-Rostkowska podtrzymała uzależnienie udziału nastolatka w zajęciach z edukacji seksualnej od przekonań religijnych rodziców, uznając, że skoro rodzic jest katolikiem, to ma prawo odmówić własnemu dziecku wiedzy o tym, jak unikać chorób wenerycznych, złego dotyku i niechcianej ciąży (o czym pisałam w tekście Dzieci nie są własnością rodziców). W ten sposób Platforma mimochodem i w mniejszej skali, ale jednak robiła to samo, co obecnie PiS robi na pełnym szwungu, czyli spychała Polskę w stronę uzależnionego od arbitralnie przyznanej biskupom władzy nad państwem wyznaniowym.

Diduszko: Dzieci nie są własnością rodziców

Na pytanie o zdolność koalicyjną obydwu liberalnych ugrupowań Borys Budka zadeklarował, że w razie takiej koalicji chętnie ustąpi jedynkę na liście koleżance z Nowoczesnej – byłby to na pewno cenny gest, w godnym szacunku stylu Roberta Biedronia bez wahania ustępującego miejsca samorządowczyni podczas panelu, do którego zaproszono samych mężczyzn. Gdyby Borys Budka i inni politycy regularnie zaczęli wykonywać tego rodzaju równościowe gesty, z pewnością nie odebrałoby im to głosów, a mogłoby mieć zbawienny wpływ na polską wciąż patriarchalną mentalność. Zobaczymy, czy tak się stanie, a o deklaracji nie zapominajmy. Joanna Mucha i Borys Budka potwierdzili też publicznie swoje poparcie dla projektu ustawy liberalizującej prawo antyaborcyjne komitetu Ratujmy Kobiety, a także obiecali lobbowanie za poparciem tego kluczowego dla dobra polskich kobiet i dzieci (edukacja seksualna w szkołach!) projektu – pozostaje nam poczekać czy jakiekolwiek echa tych deklaracji wybrzmią w rzeczywistości pokongresowej.

Joanna Scheuring-Wielgus, obok Katarzyny Lubnauer i Kamili Gasiuk-Pihowicz, jedna z najbardziej cenionych polityków Nowoczesnej, na pytanie o możliwe zmiany układu władzy w jej ugrupowaniu, lojalnie podkreślała wagę gry drużynowej w Nowoczesnej i niewidoczną, ale skuteczną robotę swojego szefa. Nie wątpię, że Ryszard Petru ma zasługi – zakładając partię i zapraszając na listy aktywistki, społeczniczki i inne wartościowe osoby dał alternatywę liberalnym wyborcom, którzy ostatecznie zawiedli się na Platformie, a oni skwapliwie z niej skorzystali. A jednak utrzymująca się tendencja spadkowa w sondażach Nowoczesnej przy jednoczesnej rosnącej tendencji zaufania do wymienionych wyżej polityczek pokazuje wyraźnie, czego teraz chcą wyborcy Nowoczesnej. Wygląda na to, że są gotowi pokładać swoje nadzieje w konkretnych ludziach, natomiast mądrością partii powinno być dawanie właśnie im realnej władzy i wpływu na kierunek programowy partii. Inaczej to nie działa, chyba że ma się w ręku władzę pozwalającą dostosowywać prawo i rzeczywistość do swojej wizji, bez względu na życzenie obywateli, którzy komuś tę władzę powierzyli. W ten sposób szef partii może sobie podporządkować nawet premiera, prezydenta i niezależne sądy, ale są działania ze sfery na tyle oddalonej od demokracji, że nie dochodzą tam nawet pocztówki z życzeniami. Na końcu tej drogi jest przepaść, choć być może jeszcze nie widać jej wyraźnie na horyzoncie.

My, kobiety [deklaracja Kongresu kobiet]

czytaj także

Moje nadzieje są takie: już niedługo ujawnią się dwa silne koalicyjne opozycyjne bloki – lewicowy i liberalny, a w tych blokach wolną rękę do działania dostaną te polityczki i ci politycy, których działania i głosowania nie różnią się od deklarowanych poglądów; ci, którzy zdobyli zaufanie wyborczyń i wyborców.

Moje lęki są takie: nie będzie żadnych bloków, zwycięży polskie „moje jest najmojsze” i każdy stanie do wyborów sam, a obecni liderzy nie posuną się ani trochę i nie zrobią miejsca innym, bo będą się bali o własną pozycję. Zapłacimy za to wszyscy słono.

Publiczność IX Kongresu Kobiet była znakomitym probieżem nastrojów i oczekiwań. Oby obecni w Poznaniu politycy i polityczki wyciągnęli z tej lekcji właściwe wnioski, czego sobie i państwu życzę.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Diduszko-Zyglewska
Agata Diduszko-Zyglewska
Polityczka Lewicy, radna Warszawy
Dziennikarka, działaczka społeczna, polityczka Lewicy, w 2018 roku wybrana na radną Warszawy. Współautorka mapy kościelnej pedofilii i raportu o tuszowaniu pedofilii przez polskich biskupów; autorka książki „Krucjata polska” i współautorka książki „Szwecja czyta. Polska czyta”. Członkini zespołu Krytyki Politycznej i Rady Kongresu Kobiet. Autorka feministycznego programu satyrycznego „Przy Kawie o Sprawie” i jego prowadząca, nominowana do Okularów Równości 2019. Współpracuje z „Gazetą Wyborczą" i portalem Vogue.pl.
Zamknij