Jeszcze do niedawna byłem przekonany do zagłosowania na Rafała Trzaskowskiego. Moją motywacją był strach. Strach przed tym, co robi PiS. Przed Kartą Rodziny Andrzeja Dudy, jego zamiarami wprowadzenia prawa podobnego do rosyjskiej delegalizacji aktywizmu LGBT+ oraz policją wyłapującą dzieciaki za tańczenie z kolorowymi flagami pod pałacem. Wydawało mi się, że Trzaskowski będzie zabezpieczeniem przed pogorszeniem obecnego stanu i dalszymi represjami.
Jestem osobą nieheteronormatywną i aktywistą LGBT+. Moje poglądy są zdecydowanie na lewo od czegokolwiek, co oferuje w tym momencie polska scena polityczna. Pomimo tego zagłosowałem na Roberta Biedronia. Nie dlatego, że ze wszystkich kandydatów najbliżej mi do niego w kwestiach gospodarczych (czego nie jestem pewien), nie przez przekonanie, że byłby dobrym prezydentem ani nawet przez zaufanie do osób pracujących przy jego kampanii. Najważniejsza przyczyna tego wyboru była prosta – ze wszystkich kandydatów tylko on wyraźnie i jednoznacznie pokazał, że wciąż traktuje mnie jako równorzędną osobę, której należą się takie same prawa jak wszystkim innym, niezależnie od tożsamości płciowej czy orientacji seksualnej.
czytaj także
Choć Robert Biedroń uzyskał raptem 2,2 proc. głosów, a moje osobiste motywacje w tym głosowaniu nie są dla nikogo szczególnie istotne, piszę to, żeby uzasadnić kolejną, dużo ważniejszą decyzję. Nie pójdę oddać głosu w drugiej turze wyborów prezydenckich. Jeszcze do niedawna byłem przekonany do zagłosowania na Rafała Trzaskowskiego, mimo wszelkich różnic w poglądach. Moja motywacja była prosta i niezbyt wzniosła – był nią strach. Strach przed tym, co w tej chwili zdaje się planować Prawo i Sprawiedliwość. Przed Kartą Rodziny Andrzeja Dudy, jego zamiarami wprowadzenia prawa podobnego do rosyjskiej delegalizacji aktywizmu LGBT+ oraz policją wyłapującą dzieciaki za tańczenie z kolorowymi flagami pod pałacem. Wydawało mi się, że Rafał Trzaskowski, choć pewnie nie zmieni niczego na lepsze, będzie przynajmniej zabezpieczeniem przed pogorszeniem obecnego stanu i dalszymi represjami.
Sytuacja zmieniła się jednak po ogłoszeniu wyników wyborów. W ciągu ostatnich kilku dni kandydat na prezydenta i jego partia zdają się niebezpiecznie zbliżać do faszyzującej Konfederacji, partii jeszcze bardziej otwarcie dążącej do odebrania mnie i moim bliskim kilku ostatnich praw przysługujących nam w tym kraju. Rafał Trzaskowski tuż po ogłoszeniu wyników pochwalił poglądy gospodarcze Krzysztofa Bosaka. Są one co prawda bliżej mi nieznane, ponieważ sam kandydat zdaje się lawirować pomiędzy interwencjonistycznym państwem opiekuńczym a skrajnym libertarianizmem, w zależności od kaprysu lub okoliczności. Dzień później przewodniczący Platformy Obywatelskiej, wbrew swoim wcześniejszym wypowiedziom, broni w telewizji Marszu Niepodległości – demonstracji zapraszającej zdeklarowanych neonazistów z całej Europy, na której regularnie padają nienawistne hasła o wymordowaniu mniejszości seksualnych czy lewicowych działaczek.
Przykro mi, ale w tej sytuacji nie mam już pewności, żeby rządy Trzaskowskiego i Platformy Obywatelskiej były dla nas, osób LGBT+, jakimkolwiek zabezpieczeniem. Nawet jeśli – jak zapewnia mnie spora część lewicowych publicystów i działaczek – faktycznie są to jedynie strategiczne gesty, za którymi nie stoi zbieżność poglądów, to co to właściwie zmienia? Platforma Obywatelska pokazywała już wcześniej swoją gotowość do współpracy z Konfederacją w celu obalenia rządu Prawa i Sprawiedliwości czy nawet wyłącznie z niechęci do lewicy. Z perspektywy politycznej strategii decyzja o wyborze blisko 7 proc. skrajnie prawicowych wyborców zamiast 2 proc. lewicowych faktycznie zdaje się oczywista. Jednak co będzie dalej? Jeśli Konfederacja urośnie w siłę i będzie miała coraz mocniejszą pozycję przetargową, to czy Platforma dalej będzie iść na kolejne ideologiczne ustępstwa, zaprzeczając swoim wcześniejszym opiniom i obietnicom? Na jakie postulaty skrajnej prawicy będą w stanie przystać, aby wygrać kolejne wybory?
Wizja neoliberalno-nacjonalistycznego sojuszu tych dwóch środowisk wydaje się dziś bardzo odległą obawą. I o ile, jak pisze Galopujący Major, koalicja Konfederacji z Prawem i Sprawiedliwością jest zdecydowanie bardziej prawdopodobna, o tyle do kolejnych wyborów parlamentarnych zostało jednak sporo czasu, a tendencja ta jest wyjątkowo niepokojąca, także przez powiększanie przyzwolenia na zaostrzającą się homofobię i prawicowy autorytaryzm, do których Platforma takimi zachowaniami dokłada cegiełkę.
Oburza was tweet Trzaskowskiego do Bosaka? Oto dlaczego kandydat PO zatrzyma w Polsce faszyzm
czytaj także
W swoim artykule na ten sam temat Michał Sutowski skupia się głównie na zarzutach dotyczących poglądów ekonomicznych. Również są dla mnie ważne, lecz tym razem nie będę oceniał, w jakim stopniu one same wystarczyłyby, aby nie popierać kandydatury Rafała Trzaskowskiego. Obawiam się po prostu, że na nich się nie skończy.
czytaj także
Nie zgadzam się również z optymistycznym tłumaczeniem, że to jedynie tymczasowe i konieczne robienie pozorów, aby później działać na korzyść mniejszości. Zwłaszcza po wynikach wyborów, które pokazały stosunkowo niewielką wagę odważnych deklaracji w ich sprawie i gotowość lewicowego elektoratu do głosowania na praktycznie dowolnego kandydata opozycji. Nie widzę żadnej gwarancji, że dla Platformy Obywatelskiej moje prawa faktycznie będą ważniejsze od zwycięstwa w wyborach, a sam do ich odebrania, niezależnie przez którą ze stron, nie zamierzam przyłożyć ręki.
***
Robert Dąbrowski – student, lewicowy aktywista, działacz antyfaszystowski. Od kilku lat zaangażowany we wrocławskie progresywne inicjatywy.