Kraj

„Aborcja bez granic” – prawo do wyboru trochę bardziej dostępne dla Polek

Czarny-Protest-2018-Warszawa-Szafranski

„Aborcja bez granic” podziałała na środowiska konserwatywne jak płachta na byka. Już dzień później Ordo Iuris i Rzecznik Praw Dziecka poinformowali w mediach o złożeniu zawiadomień do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.

11 grudnia tego roku bez wątpienia zapisze się w historii polskich ruchów feministycznych. Tego dnia ruszyła inicjatywa „Aborcja bez granic”, o czym poinformował w mediach społecznościowych Aborcyjny Dream Team. To przełom w kwestii dostępu Polek do aborcji na życzenie, która wciąż pozostaje w Polsce nielegalna.

Na czym polega rewolucyjność inicjatywy?

– Zacznę od tego, że my, Aborcyjny Dream Team, z racji obowiązującego w Polsce prawa, już od dawna służymy po prostu informacją. Nie mamy więc możliwości – choć chciałybyśmy mieć – wysyłania tabletek służących do aborcji medycznej (czyli procedury, którą można przeprowadzić we własnym domu – A.B.) czy finansowania zabiegów za granicą. Tymczasem bariera finansowa w dostępie do aborcji jest ogromna – wyjaśnia przedstawicielka ADT Justyna Wydrzyńska.

Aborcja to wybór [rozmowa]

czytaj także

Teraz życzenie polskich aktywistek niejako się spełniło. W ramach nowej inicjatywy osoby mieszkające w Polsce i będące w potrzebie mogą pod numerem telefonu + 48 22 29 22 597 nie tylko zdobyć wiedzę o aborcji, ale też skorzystać z pieniędzy zgromadzonych przez zagraniczną organizację pozarządową, by zapłacić za aborcję i wyjazd na zabieg za granicę.

Jak czytam na facebookowej stronie aborcyjnej inicjatywy, telefon dzwoni non stop. W relacji jednej z aktywistek czytamy: „Ludzie dzwonią i mówią: »dziękuję, już się mniej boję«. My płaczemy”.

Justyna Wydrzyńska mówi: – W pierwsze dni po starcie inicjatywy, czyli w środę i czwartek, 99 proc. dzwoniących stanowiły osoby rzeczywiście potrzebujące pomocy i informacji. Część z nich sprawdzała, czy rzeczywiście istniejemy, czy naprawdę można się do nas zwrócić. Zdarzyły się też kobiety, które wprost przyznały, że potrzebują pieniędzy, bo muszą wyjechać za granicę, „Aborcja bez granic” zaś jest dla nich ostatnią deską ratunku. Liczba tych kobiet zamyka się w palcach dwóch rąk, ale przypomnijmy, że mowa jedynie o dwóch dniach działania linii. To pokazuje ogromną skalę zapotrzebowania na tego rodzaju wsparcie.

Nie zgadzam się na terroryzowanie kobiet przez prolajfersów [rozmowa z Piotrem Roszkowskim]

W jaki sposób udało się uzyskać pomoc dla Polek?

Justyna: – W inicjatywie „Aborcja bez granic” bierze udział kilka organizacji: ANA z Amsterdamu (Abortion Network Amsterdam), Ciocia Basia z Berlina oraz londyńska Abortion Support Network. Te zagraniczne NGO-sy od lat pomagały osobom z krajów, w których dostęp do aborcji na życzenie nie jest legalny. W Europie są to – prócz Polski – Malta i Gibraltar (brytyjskie terytorium zamorskie – przyp. red.). Co więcej, Abortion Support Network do niedawna organizowała i finansowała aborcyjne wyjazdy dla Irlandek. Jednak w zeszłym roku, podczas naszej wizyty na jednej z zagranicznych konferencji medycznych, gdy było już wiadomo, że irlandzkie prawo się zmieni – i aborcja na życzenie stanie się tam legalna – Mara Clarke z ASN zapytała nas, czy jesteśmy zainteresowane, by taką pomoc otrzymywały również osoby mieszkające w Polsce. Byłyśmy bardzo szczęśliwe, bo wiedziałyśmy, że oferuje się nam rozwiązanie o ogromnej skali, które może objąć bardzo wiele potrzebujących. Gdy więc prawo w Irlandii zmieniło się na początku bieżącego roku, już wiosną rozpoczęłyśmy wielkie planowanie całej inicjatywy.

Irlandki ludźmi!

 

„Aborcja bez granic” podziałała na środowiska konserwatywne jak płachta na byka. Już dzień później Ordo Iuris i Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak poinformowali w mediach o złożeniu zawiadomień do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.

Rzecznik wyjaśnia: „Przeanalizowałem i skonsultowałem z prawnikami tę sprawę i według mnie propozycje, które na tych stronach są przedstawiane, to pomocnictwo w popełnieniu przestępstw, czyli naruszania polskiego prawa aborcyjnego i przepisów Kodeksu karnego, chociażby art. 152 par. 2 k.k. Dotyczy to nakłaniania, organizowania i finansowania nielegalnej aborcji”.

Czy konserwatywne organizacje, chcące zablokować działalność „Aborcji bez granic”, mogą cokolwiek wskórać? Pytam o to prawniczkę z Aborcyjnego Dream Teamu, Karolinę Więckiewicz. Aktywistka nie ma wątpliwości – zawiadomienia są bezzasadne.

– Żaden z aspektów działania „Aborcji bez granic” nie jest działaniem nielegalnym, w szczególności przestępstwem, którym miałyby się zająć organy ścigania – tłumaczy. – Mamy prawo udzielać informacji, a osoby w niechcianej ciąży mają prawo tej informacji poszukiwać oraz korzystać z oferowanego wsparcia finansowego. Mogą jeździć za granicę po aborcję czy przerywać ciążę tabletkami w domu. To nie jest przestępstwo! – podkreśla Więckiewicz.

Justyna Wydrzyńska dorzuca: – To nie pierwsze ze strony Ordo Iuris zawiadomienie do prokuratury, o którym słyszałyśmy, a z którego nic potem nie wynikło, więc po prostu je ignorujemy. Prawo do informacji jest zagwarantowane w Konstytucji. Odmawianie ludziom tego prawa to torturowanie ich. To, co obserwujemy, jest próbą sił. Władza mówi w ten sposób: „my rządzimy waszym zdaniem i waszymi ciałami”.

Odmowa dostępu do legalnej aborcji może być torturą − ocenił Komitet ONZ

Tuż po uruchomieniu inicjatywy „Gazeta Wyborcza” nazywa ją „funduszem aborcyjnym”. Pytam aktywistki, czy to adekwatna nazwa. – Nie używałyśmy jej, ale uważamy, że jest w porządku – odpowiada Justyna Wydrzyńska. – Inicjatywa istnieje przecież po to, by fundować zabiegi osobom decydującym się na przerwanie ciąży. Jak wspomniałam, pieniądze zbiera organizacja Abortion Support Network. My w Polsce – podkreślam – nie zajmujemy się ich zbiórką.

13 grudnia larum podnoszą też prawicowe media, pomagając w ten sposób w dotarciu do kobiet i nagłośnieniu akcji. Ultrakonserwatywna Fronda poza doniesieniami o „ułatwianiu zabijania nienarodzonych” publikuje w całości plakat inicjatywy, na którym znakomicie widoczny jest numer telefonu, na który mogą dzwonić kobiety. Ma on więc szansę dotrzeć do różnych kręgów.

Odzyskajmy aborcję

czytaj także

Odzyskajmy aborcję

Katha Pollitt

Portal Tysol.pl pisze z kolei: „Aborcja bez granic” ma zapewnić porady oraz „wsparcie” organizacyjne i finansowe kobietom zastanawiającym się nad zabójstwem swojego dziecka”. Ktoś w komentarzach radzi, by osoby zainteresowane aborcją „same się usunęły”…

– Nie wiedzą, co z nami zrobić – komentuje te doniesienia Karolina.

Pytam, kim są dzwoniące. Czy numer telefonu, przekazywany przez facebookowe feministyczne grupy, których większość stanowią dobrze poinformowane, zawodowo aktywne kobiety, ma szansę dotrzeć do tych, które najbardziej potrzebują, by sfinansować im aborcję? Dowiaduję się, że moje obawy są dość stereotypowe:

– To osoby z bardzo różnych środowisk – wyjaśnia Justyna. – Wbrew pozorom nie jest tak, że docierają do nas głównie kobiety uprzywilejowane, z dużych miast, mające pracę, pieniądze i dostęp do informacji. Dziś przecież niemal każdy ma dostęp do internetu. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę odpowiednie hasła. Prędzej czy później znajdują nas więc również osoby z mniejszych ośrodków. Wiele z nich ma już dzieci, ale na pewnym etapie życia podejmują decyzję, że osiągnęły już limit swoich możliwości reprodukcyjnych.

Czy można przerwać ciążę na NFZ? Federa sprawdza szpitale

czytaj także

Czy można przerwać ciążę na NFZ? Federa sprawdza szpitale

Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny

Od trzech lat spotykamy się z wieloma lokalnymi organizacjami praktycznie w każdym zakątku kraju. I to też wcale nie są duże miejscowości. Potem miejscowe aktywistki informację i wiedzę o nas przekazują dalej w świat. W ten sposób pomogłyśmy już tysiącom kobiet, a na naszym forum zarejestrowanych są tysiące użytkowników i użytkowniczek, którzy wzajemnie się informują. Piszą na przykład: „Słyszałam/słyszałem o takiej organizacji, która wysyła tabletki do Polski”. Nazwałabym to wiedzą szeptaną i uważam, że to najlepszy sposób przekazywania informacji – stwierdza Wydrzyńska.

Mówi też o ostatnio opublikowanym przez ADT poradniku na temat aborcji medycznej: – Można go pobrać ze strony Aborcyjnego Dream Teamu, a na życzenie wysyłamy jego niewielkie ilości do różnych miejsc. Czasem te prośby docierają do nas z zaskakująco małych miejscowości. Nie wiemy, co dzieje się potem z tymi materiałami – czy ktoś kładzie je na przykład w bibliotece gminnej, czy trafiają do czyjejś szuflady, gdzie są trzymane na wszelki wypadek.

Świat według Ordo Iuris

czytaj także

Świat według Ordo Iuris

Liliana Religa

Karolina dodaje: – Abortion Support Network działa od 2010 roku. „Fundusz” za granicą funkcjonuje już od dłuższego czasu i korzysta z niego bardzo wiele osób. Zapotrzebowanie w Polsce jest ogromne. Podróż za granicę jest jedyną możliwością dla osób, które nie chcą lub nie mogą zażyć tabletek poronnych i przeprowadzić aborcji za ich pomocą w domu – lub jest na to za późno. Ale koszt wyjazdu i zabiegu przekracza możliwości wielu z tych osób. Twierdzenie, że osoby z Polski nie potrzebują aborcji, jest absurdalne. Dostajemy kilka wiadomości dziennie z pytaniem o możliwości bezpiecznego przerwania ciąży. Grupy, z którymi współpracujemy, również otrzymują wiele takich próśb.

Już w 2010 roku podczas wysłuchania parlamentarnego o „turystyce aborcyjnej” lekarze i lekarki z klinik wykonujących aborcje w Niemczech, Austrii, Holandii i Wielkiej Brytanii opowiadali o tym, jak wiele pacjentek z Polski przyjeżdża do nich przerwać ciążę. To nie jest nic nowego. ANA i Ciocia Basia działają od lat i pomogły dziesiątkom osób. Inicjatywa „Aborcja bez granic” daje szansę osobom, które nie mogą zapłacić za aborcję. Nie może być tak, że brak środków zmusza osoby do kontynuowania ciąży i zostania rodzicami. Nie godzimy się na taką niesprawiedliwość i cieszymy się z tego, że udało nam się nawiązać współpracę pozwalającą stworzyć tę inicjatywę.

„Nieplanowane” − antyaborcyjne kłamstwa na ekranach kin

Aktywistka wyjaśnia również, że „Aborcja bez granic” zbiera doświadczenie wszystkich zaangażowanych grup w jedną inicjatywę: – Dzwoniąc na numer 22 29 22 597, można się dowiedzieć o wszystkich formach wsparcia – jak zamówić tabletki lub pojechać za granicę oraz o tym, jak uzyskać środki finansowe. Co ważne – ze względu na kształt prawa w Holandii czy Wielkiej Brytanii przerwanie ciąży jest tam możliwe także po 12. tygodniu. Nasz numer obsługiwany jest przez organizację Kobiety w Sieci, która od 13 lat wspiera osoby w sytuacji niechcianej ciąży. Jej członkiniami są osoby z doświadczeniem aborcji. Udzielają informacji oraz wsparcia podczas przyjmowania tabletek służących aborcji farmakologicznej. Nazywamy je doulami aborcyjnymi.

Justyna dodaje: – Od kilku lat obserwujemy przesunięcie się momentu wykonywania aborcji medycznej – czyli tej przeprowadzanej za pomocą tabletek we własnym domu. Jeszcze około pięciu lat temu najczęściej dokonywano jej między 9. a 11. tygodniem ciąży. Teraz dzieje się to najczęściej między 7. a 9. tygodniem. To oznacza, że osoby potrzebujące aborcji łatwiej i szybciej dowiadują się o takiej możliwości – oraz o tym, że bezpieczne środki do jej przeprowadzania są dostępne za pośrednictwem wysyłających je zagranicznych organizacji.

**
Anna Brzeska – z wykształcenia filozofka, z zawodu dziennikarka społeczna. Autorka reportaży i wywiadów dla „Tygodnika Przegląd”, współpracuje również z „Magazynem Dialogu Społecznego Fakty”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij