Logika organizowania dużych masowych imprez w zielonych wizytówkach miast spina się tylko organizatorom i samorządom, liczącym zyski z biletów i turystyki. Głosy strony społecznej są ignorowane, a mieszkańcy metropolii, którzy nie są ludźmi, nie mogą nawet zaprotestować.
Co roku w ostatni weekend sierpnia obchodzimy Międzynarodową Noc Nietoperzy, czyli święto tych uroczych, choć nieco mrocznych ssaków, których pożyteczność jest wprost nieoceniona. Nie musicie mi – psychofance tych zwierząt – wierzyć na słowo. Lepiej wyjaśnia to szwedzki badacz latających nocnych marków Johan Eklof, który poświęcił im sporo miejsca w wydanej przez nas książce Manifest ciemności.
„Każdy, komu zdarzyło się przeklinać komary, powinien ucieszyć się na widok nietoperza. Pojedynczy osobnik potrafi zjeść trzy tysiące insektów jednego wieczoru, a cała ich kolonia może znacznie poprawić komfort przesiadywania na tarasie w spokojne letnie noce. I nawet jeśli zwierzęta działają wyłącznie z myślą o sobie, to z wdzięcznością korzystamy z ich usług” – pisze Eklof, wskazując, że oprócz pożerania natrętnych krwiopijców nietoperze pełnią także rolę zapylaczy, obrońców upraw rolniczych i blokerów chorób przenoszonych przez insekty.
Aż dwanaście gatunków (w tym nocek Natterera, nocek rudy i mopek, których zdjęcia polecam wygooglować na poprawę humoru) tych pożytecznych istot zamieszkuje tereny poznańskiego Parku Cytadela. Zimą hibernują, a wiosną i latem żerują, polując na owady. Właśnie w wakacje najłatwiej jest je zaobserwować. Między innymi z uwagi na ich obecność w stolicy Wielkopolski teren największego w tym mieście parku został objęty ochroną, m.in. w ramach europejskiej sieci Natura 2000.
Rozum podpowiada, że w takim razie położony na Wzgórzu Winiarskim i – jak czytam w uchwale Rady Miasta potwierdzającej ten fakt – „łączący poszczególne kliny zieleni i zapewniający ciągłość istniejących korytarzy ekologicznych w Poznaniu” Park Cytadela cieszy się szczególną troską mieszkańców i włodarzy.
Na to mogłyby wskazywać decyzje podejmowane w przeszłości, jak choćby odmowa rewitalizacji starego, znajdującego się na terenie parku amfiteatru, właśnie z powodu obecności chronionych ssaków. W międzyczasie pojawił się pomysł, by pozostałości sceny i widowni przekształcić w miododajny ogród zamiast miejsca masowych imprez. Prace nad tym projektem trwają, co także mogłoby wpisywać się w prośrodowiskowe podejście do zielonych zasobów Poznania.
Wszystkiemu towarzyszy jednak zgrzyt w postaci festiwalu muzycznego BitterSweet, który urządzono dwa tygodnie przed świętem nietoperzy w Parku Cytadela i który przy najlepszych nawet intencjach i staraniach organizatorów przez swój masowy charakter nie daje żadnej gwarancji, że latające futrzaki będą mogły liczyć na spokój.
Dzień z życia zbieracza butelek na największym festiwalu muzycznym Europy Północnej
czytaj także
Hałas, pirotechnika i uciekające wiewiórki – skutki festiwalu w Parku Cytadela
Wprawdzie wydarzenie odbyło się poza sezonem zimowym, a więc najwrażliwszym okresem spoczynku nietoperzy, ale już towarzyszące koncertom pokazy pirotechniczne niosą ryzyko zakłócenia bytowania tych ssaków. Zresztą nie tylko ich, bo – jak dowiadujemy się z opublikowanej przez media lokalne relacji mieszkańców – na sąsiednim osiedlu „zaroiło się od wiewiórek”, które zapewne przeprowadziły się z powodu festiwalu.
Nie trzeba być zagorzałym ekoaktywistą, by w zezwoleniu na organizację BitterSweet widzieć szereg zagrożeń. Choć wydarzenie przyciągnęło do Poznania rzesze fanów i gwiazd muzyki (wśród nich znaleźli się Taco Hemingway i Nelly Furtado), które z pewnością wyjadą z niego ze wspomnieniem dobrej zabawy, nie wszyscy podzielają ów entuzjazm.
Mieszkańcy stolicy Wielkopolski w trakcie trwania wydarzenia skarżyli się na hałas, utrudnienia komunikacyjne, a także wyłączenie terenu ich ulubionego publicznego parku z użytku. Zarzuty do organizatorów imprezy i władz miasta na tym się nie kończą.
Po imprezie – jak twierdzą poznaniacy – zostało istne pobojowisko. W czasie spacerów z psami trzeba uważać na pozostawione szkło. Dostęp do terenu uniemożliwiają metalowe barierki, zniszczeniom uległy fragmenty parkowej zieleni. Niezadowolenie strony społecznej zostało już zgłoszone Wydziałowi Klimatu i Środowiska UMP, ale póki co trzeba czekać na przeanalizowanie przebiegu i skutków imprezy, do której władze miasta niespecjalnie się dystansują.
Piraci drogowi stosują przemoc psychiczną z wykorzystaniem dźwięku [rozmowa]
czytaj także
„Zadbamy, aby Cytadela wróciła do pełnego blasku” – obietnice kontra rzeczywistość
Na krytykę zdążyli już odpowiedzieć organizatorzy przedsięwzięcia, którzy także zasłaniają się koniecznością przeprowadzenia audytu. Zapewniają ponadto, że „środki zapisane w umowie z zarządem zieleni miejskiej miasta Poznania zostaną przeznaczone na rekultywację zieleni”. „Zadbamy, aby Cytadela wróciła do pełnego blasku” – czytamy w oświadczeniu.
Po co rekultywować, skoro można nie niszczyć? Po co nam Natura 2000, gdy ignoruje ją samorząd, a także Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, która wydała pozwolenie na imprezę? Ile jeszcze dyskusji musimy odbyć, by decydenci zrozumieli, że wielkie kilkudniowe imprezy w środku i tak już cierpiących na niedosyt zielonych terenów oraz na zatłoczenie miast to zmora zarówno dla środowiska, klimatu, jak i mieszkańców?
Podobna dyskusja przetoczyła się przecież całkiem niedawno przy okazji organizacji festiwalu Audioriver, który chciano przenieść znad Wisły w Płocku do Parku na Zdrowiu albo 3 maja w Łodzi. W wyniku protestów społecznych impreza ostatecznie odbyła się na łódzkich Błoniach, ale – jak pisał na naszych łamach Paweł Klimczak – afera dobitnie pokazała, co jest nie tak z „polską filozofią samorządową”.
Autor wskazywał wówczas, że „władze dużych miast ignorują bądź nie rozumieją potrzeb mieszkańców i mieszkanek, zamiast tego mamią siebie i innych obietnicami rozwoju przez organizację wielkich eventów i ruch turystyczny”.
Przykład Poznania wydaje się powielać te narracje, a przy tym daje nam do zrozumienia, że także te organy, które w teorii powinny przeciwdziałać realizacji inwestycji szkodliwych dla społeczeństwa i środowiska, niezbyt ambitnie podchodzą do wytycznych wynikających z dokumentów chroniących publiczne zasoby.
Audioriver przenosi się z Płocka do Łodzi. Komu to przeszkadza?
czytaj także
Natura 2000 – ochrona na papierze czy realna bariera dla masowych imprez?
Decyzja RDOŚ o pozwoleniu na BitterSweet może nie wzbudzać wątpliwości pod względem prawnym – w końcu przynależność Parku Cytadeli do Natury 2000 nie zawiera zapisu wprost mówiącego o zakazie organizowania festiwali muzycznych na takim obszarze. Sęk w tym, jak interpretuje się zachowanie bioróżnorodności i inne kwestie zaznaczone w założeniach ochronnych.
Natura 2000 nie jest klasyczną forma ochrony przyrody – jak choćby park narodowy, gdzie obowiązuje szereg restrykcji. To mechanizm polegający na ocenie wpływu planowanych na danym terenie działań na ekosystemy. Wyjątki są możliwe tylko w przypadku nadrzędnego interesu publicznego, jak bezpieczeństwo energetyczne czy zdrowie ludzi lub z „braku alternatywy”. Organy publiczne muszą zapewnić tzw. kompensację przyrodniczą (np. tworząc nowe siedliska). Można rzec, że Natura 2000 to tylko deklaratywny bezpiecznik.
Na szczęście każdą decyzję można próbować podważyć. Nieprzestrzeganie zapisów przez Polskę grozi nam sankcjami ze strony Komisji Europejskiej, a istnienie tego hamulca i powoływanie się na niego przez stronę pozarządową i społeczną w przeszłości uratowało już wiele zielonych zasobów. Wystarczy wymienić choćby Dolinę Rospudy, Puszczę Białowieską czy Dolinę Biebrzy.
Jak zaskarżyć decyzję środowiskową? Odwołując się do wyższych instancji takich jak Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska (GDOŚ), wojewoda, sąd administracyjny. Stronami odwołania mogą być m.in. sąsiedzi danego przedsięwzięcia, a także organizacje pozarządowe, w tym te działające na rzecz środowiska. Jeśli to nie przyniesie skutków, skargi należy kierować do Komisji Europejskiej.
Do kolejnej edycji festiwalu został rok, a Park Cytadela jest na razie jedynie wstępnie ogłoszoną lokalizacją imprezy. Włodarze miasta mają więc czas, by uniknąć powtórzenia błędów przeszłości i siąść do rozmów z tymi, których efekty koncertowego szaleństwa dotyczą bezpośrednio.
Wprawdzie nawet chiropterolodzy nie opracowali języka komunikacji z nietoperzami, ale właśnie na takie wypadki przygotowani są obrońcy przyrody, a rzecznictwo skrzydlatych mieszkańców Poznania zawiera się przecież w zapisach Natury 2000. Nie trzeba też mieć doktoratu z biologii, by wiedzieć, jakimi prawami rządzi się duży festiwal. Zielonym enklawom ciszy i pamięci raczej nie jest z nimi po drodze, a i nikomu nie udało się udowodnić, by nietoperze podzielały zamiłowanie polskich słuchaczy do Taco Hemingwaya.