SLD nie dostał tego, czego pragnął najbardziej, czyli puli biorących pewniaków na wspólnej liście z PO. Los Wiosny jest niepewny, bo jej działacze mogą wybrać strategie indywidualne, czytaj: mogą próbować się wdrapać do szalupy Schetyny. Najlepiej na klęsce rozmów koalicyjnych wyszła partia Razem, dla której wspólny blok lewicy to jedyna szansa na wprowadzenie posłów do Sejmu.
Z tymi negocjacjami to było jak z I wojną światową – każdy myślał, że dużo dla siebie ugra, że niewiele przecież ryzykuje, a na końcu wyszła katastrofa i rozpad trzech imperiów.
Platformie grozi dziś, że przy rządzie PiS z konstytucyjną większością zostanie „największą siłą opozycji” z poparciem na poziomie dwudziestu kilku procent, PSL-owi zaś, że nie przekroczy progu, po czym w tzw. terenie dokona się jego anihilacja. SLD też nie dostał tego, czego pragnął najbardziej, czyli puli biorących pewniaków na wspólnej liście z PO.
Najlepiej na klęsce rozmów koalicyjnych wyszła partia Razem, dla której wspólny blok lewicy to jedyna szansa na wprowadzenie posłów do Sejmu; los Wiosny z kolei jest najmniej pewny, bo nie wiadomo, czy jej działacze nie wybiorą raczej strategii indywidualnych niż zbiorowych, czytaj: nie spróbują się wdrapać do szalupy Schetyny.
czytaj także
Tak czy inaczej, głośny ostatnio sondaż IBRiS nie wróży wielkich szans opozycji aż tak rozbitej – jeśli nie dokona się cud, czyli tzw. Wydarzenie, stawką tych wyborów będzie blokowanie większości konstytucyjnej, hamowanie ciągu technologicznego PiS (np. przez Senat) i zasoby do walki o przetrwanie na kolejne lata (rozpoznawalność, dotacje i mandaty sejmowe).
Inna sprawa, że z punktu widzenia rozkładu programów i narracji politycznych lewica dostała na tacy – mocą nie swojej decyzji – bodaj najlepsze warunki z możliwych. Formacja konserwatywno-ludowa i liberalne centrum z licznymi politykami starego establishmentu zostawiają, przynajmniej w teorii, miejsce dla nawet kilkunastoprocentowej opcji socjalno-postępowo-ekologicznej, głoszącej odważnie postulaty, dla innych wciąż niewyobrażalne (progresję podatkową, mieszkania socjalne, liberalizację ustawy antyaborcyjnej, darmowy transport publiczny). „Anty-PiS” to wciąż ważna kategoria dla wielu wyborców, ale samodzielny start PSL-u ją relatywizuje. Złożone elektoraty SLD, Wiosny i Lewicy Razem z maja tego roku pozwalają mieć nadzieję na przekroczenia nawet 8-procentowego progu. Wreszcie jeszcze większa niż dotychczas pluralizacja opozycji daje cień szansy na osłabienie polaryzacji konfliktu i likwidację strefy zgniotu, w jaką regularnie wpadały ostatnio siły spoza duopolu. To tyle plusów.
czytaj także
A minusy? Pomijając nawet system D’Hondta, który defaworyzuje niewielkie ugrupowania, partiom z lewej strony brakuje pieniędzy na horrendalnie drogą przecież kampanię. Najbardziej wyrazisty i rozpoznawalny lider z tej strony uwił sobie wygodne gniazdko w Brukseli, a kampanię ma prowadzić dzięki korzystnym… połączeniom lotniczym. Problemem będzie też wybór formy współpracy. „Komitet wyborców” oznacza bowiem brak subwencji partyjnej, a więc stratę dla Razem i SLD; „koalicja” z kolei podwyższa próg do 8 procent i wikła uczestników w ewentualne problemy księgowe pozostałych; wreszcie start z list partyjnych SLD może być trudny do przełknięcia dla Razem z powodów ideowych (na co wskazują przecieki z wewnątrzpartyjnych głosowań w tej sprawie).
czytaj także
Dodajmy, że część ludzkich zasobów – pod hasłem koalicji obywateli, samorządów i ruchów społecznych – może z lewicy wydrenować Schetyna. Akcenty socjalne i postępowe w jego programie mogą przyciągnąć część wyborców centrolewicowych. A że KO jest tu mało wiarygodna? Cóż, jeśli jeszcze wciągnie na pokład Zielonych, stworzy postępowemu elektoratowi niezłe alibi do głosowania na mniejsze zło, ze związkami partnerskimi, wiatrakami i zakazem wwozu śmieci w pakiecie. No i wreszcie: „ja nie mam nic, ty nie masz nic, to w sam raz…” to świetny bon mot literacki, ale przecież walka o skromne zasoby bywa bardziej mordercza niż o wielką stawkę i przy tym demotywująca (bo kampanię prowadzą tylko ci kandydaci, którzy mają choćby minimalne szanse na mandat).
Cała opozycja straciła kilka tygodni na kompletnie jałowe rozmowy i przepychanki; warunki możliwości działania lewicy zostały określone praktycznie bez jej udziału. Potencjalnym koalicjantom z lewa – przegranym, zdesperowanym i odrzuconym – pozostaje już tylko porzucić partykularną dumę, odnaleźć wspólną ambicję i zawalczyć o przetrwanie. Tym trudniejsze, im gorszy wynik całej opozycji.