Rządząca koalicja robi wszystko, by nie trafić do memów i spotów produkowanych przez Konfederację i PiS. Co oznacza, że gra wciąż toczy się na pisowskim boisku, jest reaktywna, defensywna, a w dodatku oparta na jednej gwieździe. Coś wam to przypomina?
„Polacy nie wystraszyli się wielkiej Francji”, „Polacy utarli Francji nosa” w „bitwie o honor”, który trzeba ratować, bo polska drużyna jako pierwsza odpadła z igrzysk.
Nie jestem wielką znawczynią futbolu, ale widzę, że choć jedna Iga Świątek zupełnie wystarczy, jeden Lewandowski to po prostu za mało – bo gra jest drużynowa i przeciwnik też ma zespół. Patrząc na samotność Lewandowskiego na boisku, na to, jak jego charyzma i pozycja nie wzmacnia, ale zdaje się paraliżować i zawstydzać resztę graczy, chcąc nie chcąc myślę o samotności Donalda Tuska. I obawiam się, że jeśli sposób gry się nie zmieni, to przegramy. Groźba powrotu PiS jest realna.
Traczyk: Nie wiem, czy za wszystkie kłopoty koalicjantów można obwiniać Donalda Tuska
czytaj także
Fala entuzjazmu, która pozwoliła odsunąć populistów od władzy w październiku 2023 roku, załamała się zaraz po wyborach. Okazało się, że porozumienie między partiami demokratycznymi jest nie strategiczne, ale zaledwie taktyczne, na chwilę. Zaraz po przeskoczeniu pierwszej z szeregu przeszkód politycy zwycięskiej koalicji zaczęli się ze sobą kłócić, a publicyści tłumaczyć, że koalicjanci robią to, żeby się wyróżnić. Jednak wybory samorządowe i europejskie pokazały, że ta metoda nie działa. Wyborców jest coraz mniej, a dystans między demokratami a PiS-em nie rośnie.
Na wewnętrznych kłótniach Trzecia Droga i Lewica tracą, zyskuje tylko Koalicja Obywatelska, ale nieznacznie. Owszem, udało jej się prześcignąć PiS o niecały punkt procentowy w wyborach do Europarlamentu, ale gdyby to były krajowe wybory parlamentarne, rządu nie udałoby się stworzyć.
Niby wybory europejskie i parlamentarne to co innego, ale jak nałoży się na wyniki wyborów z 9 czerwca badania zrobione przez IBRiS dla Onetu, to trudno mieć jakiekolwiek złudzenia co do tendencji.
Dziś do wyborów parlamentarnych poszłoby 59,8 proc. wyborców, z czego tylko 42,1 proc. na pewno. 33,8 proc. zagłosowałoby na KO, 32,1 proc. na PiS – to różnica tylko odrobinę większa niż w wyborach europejskich, gdzie KO dostała 37,1 proc., a PiS 36,2 proc.
Tak jak w wyborach do Europarlamentu, w sondażu na trzecim miejscu znalazła się Konfederacja, wyprzedzając Trzecią Drogę, której poparcie spadło do 8,7 proc. (w eurowyborach TD dostała 6,9 proc.). Spada też poparcie dla Lewicy, której sondaż dał 6,9 proc. (w eurowyborach zgarnęła 6,3 proc.).
czytaj także
Konfederacja, która w wyborach europejskich zdobyła 12,1 proc., w sondażu dla Onetu ma 9 proc. poparcia. Z takim wynikiem udałoby jej się wprowadzić do Sejmu aż 38 posłów.
Kalicja demokratyczna w najlepszym razie miałaby o 15 posłów mniej, czyli 233 z 248, co daje tylko 3 głosy przewagi wobec Zjednoczonej Prawicy i Konfederacji i stwarza pole do przeciągania bardziej konserwatywnych posłów KO albo PSL. W najgorszym razie, gdyby sondaż okazał się nieprecyzyjny, Trzecia Droga spadłaby pod próg wyborczy.
Czy 26 posłów więcej dla KO na pewno jest tego warte? Czy dla Donalda Tuska takie osłabienie koalicyjnych partnerów to powinien być powód do radości? Fakt, zostaje na scenie niemal sam.
Populizmem na populizm, czyli więcej populizmu
Oczywiście, spadek poparcia Trzeciej Drogi i Lewicy to nie wina Tuska, ale przede wszystkim liderów tych ugrupowań. To też nie zasługa Tuska, bo głosy wyborców tych słabnących partii nie przechodzą tłumnie do KO, ale albo zostają oni w domach, albo dołączają do rosnącej znów puli niezdecydowanych. Są rozczarowani.
Po ośmiu latach stanu wyjątkowego, które zafundował nam rząd PiS, Polacy opowiedzieli się za przywróceniem państwa prawa, państwa europejskiego, racjonalnego. Zamiast bijatyki bez zasad wrócić miał polityczny spór – czy wysoka frekwencja nie była wynikiem nie tylko strachu przed trzecią kadencją PiS, ale i premią za zgodę po stronie demokratycznej?
czytaj także
Rząd się zmienił, populizm został. Jedyny wyraźniej rysujący się pomysł na państwo to budowa wschodniej flanki twierdzy Europa, kraju niekończącego się stanu wyjątkowego, w którym prawa obywatelskie znaczą coraz mniej, podobnie jak prawa człowieka.
Pozostały konferencje na tle żołnierzy, polityczne ingerencje w działania instytucji, które miały być wreszcie niezależne, organizowanie zmian w ustawach między piątkiem a poniedziałkiem, na telefon premiera, wyścigi na rasistowskie hasła, rol hamulcowego w Parlamencie Europejskim w sprawach migracyjnych i klimatycznych. To ostatnie – jak tłumaczyła posłanka Zielonych Urszula Zielińska w poranku Tok FM – żeby przekonywać rolników, że nic im nie grozi, a PSL, że liczy się w koalicji.
Wszystko, byle nie trafić do memów i spotów produkowanych przez Konfederację i PiS. Co oznacza, że gra wciąż toczy się na pisowskim boisku, jest reaktywna, defensywna, w dodatku oparta na jednej gwieździe. Coś wam to przypomina?
Kolejni ministrowie zdają się w świetle Donalda Tuska niknąć, blednąć, wszyscy powtarzają to samo, nikt nie ośmieli się powiedzieć: hola, hola prezesie… Co ja tu piszę! – premierze, premierze oczywiście.
czytaj także
Samotność Lewandowskiego na boisku nie przynosi zwycięstw. Samotność Tuska w polityce również. Bo razem ze słabnącą koalicją słabną figury, które miały być gwarantem zgody narodowej, nawet jeśli droga ku niej będzie kręta. Tymczasem słabnie Lewica, słabnie Hołownia, Bodnar, Trzaskowski, a rosną bardziej drapieżni i głodni władzy Roman Giertych i Radosław Sikorski.
Giertych wyraźnie rzuca Adamowi Bodnarowi rękawicę. Czy chce całego królestwa, czyli teki prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, czy tylko połowy, widać, że węzeł prawny – pułapkę zastawioną przez PiS i Solidarną Polskę, który były RPO stopniowo, ale z respektem dla prawa rozsupłuje, Giertych chce przeciąć, odpowiadając populistycznym ruchem na marzenia najtwardszej części elektoratu PO.
Obok lewicującego, łagodnego Trzaskowskiego wyrasta zaś Radosław Sikorski – który, choć mówi o bezpieczeństwie, sprawia wrażenie, że o wojnie myśli jak o przygodzie, co w przypadku polityka powinno poważnie niepokoić. On też może odpowiedzieć na potrzeby wyłącznie Silnych Razem.
A kolejne wybory pokazują, że najtwardszy elektorat PO to za mało.
Koalicja 15 października gra Odę do radości
Czego potrzeba, by zmontować falę entuzjazmu społecznego, taką, by zmiotła ona populistów na dłużej, żeby koalicja demokratyczna wygrywała nie o włos, ale zdecydowanie?
Jarosław Kaczyński na konferencji w Pułtusku już zapowiedział, że bawić się będzie grubo i razem z kampanią prezydencką zaproponuje kampanię referendalną za jednostronnym zerwaniem paktu migracyjnego.
czytaj także
Tusk w tę grę nie wygra. Dla wyborców PiS i tak będzie podróbką, a własny, trzeźwy elektorat zniechęci.
Potrzebna jest natychmiastowa resuscytacja Koalicji 15 października, rewizja koalicyjnego paktu, zakończenie żenujących potyczek Trzeciej Drogi i Lewicy oraz przypomnienie sobie jakie są priorytety, z kim i o co toczy się ta gra. To będzie reprezentacja, która nie odpadnie z igrzysk.
Może zamiast iść na czołowe, wykorzystać siłę przeciwnika? Niewątpliwą zasługą PiS, odczuwalną powszechnie są: 500 plus i podwyżki minimalnej, czyli ogólnie nieco lepszy stan zamożności Polaków, a za tym wzrost aspiracji.
Na ten wzrost aspiracji władza na razie zapowiada zaciskanie pasa, co na pewno nie przyniesie jej popularności. Raczej podsyci lęki rozniecane przez PiS, że Tusk to bezrobocie, to bieda.
Skoro PiS uderza w lęki, niech Koalicja zagra na aspiracjach, sięgając po programy wszystkich partii: od Lewicy mieszkania na wynajem, od Hołowni i Kosiniaka-Kamysza wsparcie przedsiębiorców, od PO europejskie ambicje.
Na rozbudzone aspiracje Kaczyński nie potrafił odpowiedzieć. Koalicja może: odblokowała pieniądze z KPO, doprowadziła do zniesienia procedury z art. 7, naprawiając praworządność – to naprawdę nowy etap Polski w Europie, to skok cywilizacyjny. Wystarczy to opowiedzieć i pokazać w każdej gminie. Populiści znikną jak mara i to będzie mistrzostwo świata.