Deweloperzy nie mają marż dilerów czy handlarzy bronią, ale szkodzą bardziej

Polki i Polacy się bogacą, a jednocześnie rosną nierówności majątkowe, które nie idą w parze z większą dostępnością zasobów mieszkaniowych.
Fot. Anatolii Nesterov, Strep72, ed. KP

Gdy deweloperzy grożą, że mogliby mieć marże jak dilerzy narkotyków i handlarze bronią, stowarzyszenie Miasto Jest Nasze wzywa rząd do wdrożenia mądrej polityki mieszkaniowej. Czytamy raport „Z deszczu pod rynek. W pułapce kryzysu mieszkaniowego”.

Niektórzy żartują, że realizację takich pomysłów jak kredyt 0 proc. na mieszkanie można by sobie darować i oszczędzając pracy urzędom publicznym, od razu przelać pieniądze z kieszeni Polek i Polaków na konta banków i deweloperów. A raczej należałoby napisać „patodeweloperów”, bo czy znacie takich, którzy kierują się czymś innym niż zysk osiągany kosztem bezpieczeństwa czy praw pracowniczych?

Ten czarny humor i zgryźliwość dawno przestały już kogokolwiek śmieszyć, bo nie ma w nich krzty przesady. Jest samo gorzkie życie, pozbawione godności w postaci spokoju o dach nad głową. Dowodów na to, jak jest źle, nie trzeba daleko szukać, bo prawdopodobnie wielu z was nie stać na wynajem własnego kąta, a co dopiero kupno własnego. Bardziej uprzywilejowani zaś dowcipkują – znów przez łzy – że łatwiej, bo teoretycznie taniej, można kupić dom w Hiszpanii niż kawalerkę w Warszawie.

Nie stać cię na mieszkanie w Polsce? Wystarczy złoty medal w łucznictwie

Dyskusyjne, ale nie o wyprowadzkach za granicę jest ten tekst, a o tym, co boli osoby znajdujące się między innymi w tzw. luce czynszowej, czyli w stanowiącej około 40 proc. społeczeństwa grupie „o dochodach przekraczających możliwość ubiegania się o przydzielenie mieszkania społecznego (mieszkania socjalne i komunalne), ale zarabiających zbyt mało, żeby dostać kredyt hipoteczny”.

Jeśli jednak na to, jak wyglądają nastroje społeczne, potrzebujecie twardych dowodów w postaci liczb i konkretnych historii, to dostarcza ich najnowszy raport stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, który wskazuje jasno, że polityka mieszkaniowa nie tylko nie bawi, ale poważnie niepokoi 74 proc. społeczeństwa. Chodzi zwłaszcza o ostatnie pięć lat działań rządu, które można uznać za stracone, bo pogarszające i tak trudną sytuację mieszkaniową, w której spod deszczu nie trafiasz pod dach ani nawet rynnę, lecz na antyludzki rynek.

Oto najważniejsze wnioski z lektury publikacji Z deszczu pod rynek. W pułapce kryzysu mieszkaniowego. Owoc pracy aktywistów i aktywistek z MJN trafi także na biurka polityków, miejmy więc nadzieję, że zapoznają się z nim też świeżo mianowany na szefa Ministerstwa Rozwoju i Technologii Krzysztof Paszyk oraz premier Donald Tusk.

Trudno wyfrunąć z gniazda

Nie ma wątpliwości, że adresaci powtarzanych do znudzenia zarzutów o roszczeniowość i lenistwo – milenialsi i zetki – to główne ofiary kryzysu mieszkaniowego, który, jak podkreśliła rzeczniczka MJN Maja Wróblewska, „został napędzony przez kapitulację instytucji publicznych odpowiedzialnych za budowę mieszkań i scedowanie jej niemalże wyłącznie wolnemu rynkowi”. Reguły gry na tym ostatnim dyktują mistrzowie spekulacji, czyli flipperzy, janusze branży budowlanej zwanej coraz powszechniej patodeweloperką, a także landlordzi spłacający własne kredyty mieszkaniowe z kieszeni najemców.

Od tych, którzy budują mieszkania i życzą sobie za to miliony monet, ciągle windując ceny, usłyszycie jednak, że macie się cieszyć, że ich marże nie są tak wysokie jak u handlarzy bronią czy narkotykami. To nie żart. Taką argumentację stosuje właściciel Dom Development cytowany w „Gazecie Wyborczej”.

Efekt nie powinien nikogo zaskakiwać. Horrendalne ceny za kupno i wynajem sprawiają, że coraz więcej młodych dorosłych w ogóle nie wyprowadza się z domu, bo ich na to nie stać, albo wracają do rodziców, zetknąwszy się z realiami mieszkaniowymi. Robią to częściej niż osoby w ich wieku jeszcze dekadę czy dwie temu. MJN, powołując się na dane Eurostatu, wskazuje, że prawie 66 proc. dorosłych Polek i Polaków w wieku od 18 do 24 nie może sobie pozwolić na wyfrunięcie z gniazda.

Na tle europejskim wypadamy niemal najgorzej, bo średnia unijna wynosi 50 proc. „A co na przykład z włoskimi bamboccioni?” – zapytacie. Otóż w tym kraju w przeciwieństwie do Polski problem mieszkalnictwa wcale nie jest decydującym warunkiem pozostawania pod rodzicielskim dachem. Jak podaje raport, większe znaczenie mają kwestie kulturowe czy – jak w innych krajach – bezrobocie.

Nie martwcie się, mieszkańcy Gdyni. Deweloper zbuduje wam park

Tymczasem Polki i Polacy się bogacą, a jednocześnie rosną nierówności majątkowe, które nie idą w parze z większą dostępnością zasobów mieszkaniowych. Zresztą stan tych zasobów trudno ocenić pozytywnie. W XXI wieku nad Wisłą ponad jedna trzecia społeczeństwa „mieszka w zbyt małych mieszkaniach (zdaniem ekspertów w celu zapełnienia tzw. luki mieszkaniowej, czyli doprowadzenia do sytuacji, w której liczba lokali byłaby adekwatna do liczby ludności, w Polsce powinny powstać jeszcze ponad 2 miliony mieszkań)”, a setki tysięcy z nich nie mają dostępu do toalety (800 tys.) oraz bieżącej wody (400 tys.).

Na łasce landlorda

W wynajmowanych lokalach z kolei trzeba liczyć się (o czym opowiada MJN pięć osób mierzących się z trudną sytuacją mieszkaniową) z niepewnością o jutro, karaluchami, ściskiem na małych przestrzeniach, brakiem prywatności, koniecznością pilnowania pamiątek po babci i niefunkcjonalnych, zniszczonych mebli czy niemożnością posiadania dzieci i zwierząt.

„Właściciele się, powiedzmy, poczuwają w jakimś prawie do tego, żeby pytać potencjalnych najemców o ich plany reprodukcyjne. Zaznaczają wprost w ogłoszeniach, że nie wynajmą mieszkania osobom z dziećmi. No i to gdzieś bardzo mocno uderza głównie jednak w kobiety. Mam kilka znajomych, które są samotnymi mamami, i wiem, że miały bardzo ciężko z wynajmem mieszkania. No bo właścicielom głównie chodzi o ten przepis, że nie można eksmitować osoby z dzieckiem. No i jakby bardzo dobrze, że nie można. Jest to dla mnie dosyć oczywiste. Trudno, żeby dzieci były bezdomne” – mówi cytowana w raporcie Kasia, która przyznaje, że wynajem mieszkania w dużym mieście równa się niski status społeczny.

Dlaczego niski? Bo wyklucza na przykład udział w kulturze, wyjazdy na wakacje czy realizację innych potrzeb, skoro na tę podstawową trzeba wydać większość swojej wypłaty. Ceny najmu skoczyły zwłaszcza po pandemii, gdy rynkowi gracze postanowili wykorzystać presję popytową wynikającą m.in. z „zakończenia okresu obowiązywania obostrzeń epidemicznych, kiedy duże grupy społeczne (przykładowo studenci uczelni wyższych) czasowo były wyłączone z rynku najmu” i napływu uchodźców wojennych z Ukrainy do podwyższania czynszów w większości polskich miast.

Niemoralność rentiera: dlaczego zarabianie na wynajmie to patologia

Czytam, że „pomiędzy 2021 a 2023 rokiem w Warszawie wzrosły one aż o 30 zł/m2 do poziomu 80 zł/m2, co oznacza, że za 50-metrowe mieszkanie płaci się 1500 złotych więcej, czyli obecnie około 4000 złotych”. Jak to przekłada się na stosunek do zarobków? MJN wylicza, że „osoba pracująca za średnią warszawską pensję (w sektorze przedsiębiorstw) będzie wydawała około 60 proc. swojej pensji za takie mieszkanie” i praktycznie nie będzie miała możliwości odłożyć na wkład własny.

Dość narzekania, czas na działania

Jaki jest rynek mieszkaniowy, każdy widzi. MJN nie poprzestaje na diagnozie, ale pokazuje, jak z problemem mieszkaniowym radzą sobie inne kraje i co może zrobić Polska. Albo – co już robi, np. we Włocławku, gdzie „w 2022 roku oddano aż 42 proc. wszystkich mieszkań komunalnych w kraju” i planuje się budowę kolejnych.

W czym tkwi sukces miasta? W zaangażowaniu władzy lokalnej, czyli pozwoleniu prowadzenia polityki mieszkaniowej samorządom, do czego na naszych łamach przychylał się już Piotr Wójcik, pisząc, że „skoro państwo nie sprawdziło się w budowie mieszkań – czego dowodem fiasko Mieszkania plus – niech zapewnia środki finansowe gminom, które być może będą robić to sprawniej”.

Nie są to jednak rozwiązania, które wpisywałyby się w dotychczasową skrajnie neoliberalną retorykę obecnego rządu, który niczym nie różni się od swoich poprzedników – autorów wspomnianej wyżej porażki. Jako remedium na mieszkaniowy krwotok proponuje więc plaster w postaci kredytów, a nie budownictwa komunalnego. Wiadomo, kto się na podobnych rozwiązaniach bogaci.

Nierówności rosną, flipperzy uwodzą liberałów, a Adam Smith przewraca się w grobie

„Z analiz Banku Pekao wynika, że marża brutto uzyskiwana ze sprzedaży mieszkań przez giełdowych deweloperów po trzecim kwartale 2023 roku to 31,4 proc. (dane za ostatnie cztery kwartały). Rekordowe zyski osiągają również banki – zysk netto sektora bankowego w 2023 roku wyniósł 27,3 mld zł, co oznacza wzrost rok do roku o 145,7 proc. Zarówno dla banków, jak i dla deweloperów są to najlepsze wyniki finansowe od ponad 10 lat i jasno wskazują, kto jest głównym beneficjentem obecnej sytuacji mieszkaniowej w Polsce. Na kryzysie zarabiają również oczywiście właściciele mieszkań” – piszą autorzy raportu MJN.

Dodajmy, że nabywane mieszkania nie zawsze służą swojemu najważniejszemu celowi, lecz stanowią inwestycję. Państwo nie zbiera jednak kompleksowych danych w tym zakresie. Z szacunków NBP – wynika, że w „2022 roku nawet 70 proc. mieszkań mogło być kupowanych jako inwestycja”.

Przejdźmy jednak do prospołecznych i dobrych systemowych praktyk.

MJN podaje przykład Finlandii, w której obowiązuje zasada, że „25 proc. nowych mieszkań w budynkach to przystępne cenowo mieszkania socjalne”. Udział ten ma być zwiększony w przyszłości do 35 proc., państwo stara się „wprowadzać na rynek ponad 7 tysięcy przystępnych cenowo mieszkań każdego roku”, a do tego realizuje skutecznie walczący z bezdomnością program Housing First. Zgodnie z nazwą opiera się on na założeniu, że „że bezpieczne, własne mieszkanie jest pierwszym krokiem do wyjścia z życiowego kryzysu”.

Oczy aktywistów i aktywistek zwracają się też ku często przywoływanemu jako wzór do naśladownictwa Wiedniowi. O tym w kampanii wyborczej jesienią 2023 mówiła Lewica, a w 2022 roku na Krytyce Politycznej następująco pisał m.in. Kamil Trepka: „stolica Austrii, będąca zarazem bastionem socjaldemokracji, prowadzi politykę gruntową, której motywem przewodnim jest pewnego rodzaju odtowarowienie działek”.

100 lat temu wiedeńczycy postawili na lewicę, i teraz mają

Co to oznacza w praktyce? Tłumaczy MJN: „Mieszkalnictwo w Wiedniu opiera się na trzech filarach. Pierwszym z nich są mieszkania, które należą i są zarządzane przez miasto. Drugim są nieruchomości kontrolowane przez dotowane towarzystwa budowlane. Trzecim – budynki, które po renowacji powracają na rynek mieszkaniowy”. Do tego dochodzi regulacja czynszów przez miasto w taki sposób, by ceny nie przekraczały jednej czwartej dochodów gospodarstwa domowego. Stowarzyszenie, posługując się doświadczeniem innych krajów i miast, dorzuca garść rekomendacji zamkniętych w siedmiopunktowej recepcie na rozwiązanie kryzysu.

Lekarstwem na mieszkaniowe bolączki mają być m.in. likwidacja kryterium metrażowego przy ubieganiu się o mieszkania socjalne i komunalne, budowa nowych mieszkań na przystępny cenowo wynajem, oddawanie części mieszkań deweloperskich miastom, ograniczenia krótkoterminowego najmu mieszkań, podatek od pustostanów czy ograniczenia podwyżek czynszów w wynajmowanych mieszkaniach.

Od siebie dorzucę jeszcze jedną sugestię: skoro deweloperzy tak ochoczo porównują się do przestępców, może państwo powinno ich rabunkową działalność gospodarczą traktować jak inne nielegalne biznesy?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij