Gdybym była katoliczką, zaczęłabym tę ewentualność na serio rozważać. Jako niezrzeszona racjonalistka nie mam wątpliwości, że to tylko przekroczenie kolejnej granicy dezynwoltury i nieodpowiedzialności. Niestety – z błogosławieństwem równie nieodpowiedzialnych w tej kwestii władz państwa.
To wszystko pokazują wydarzenia ostatniego tygodnia, kiedy w Polsce rozprzestrzenia się już pandemia koronawirusa. Z jednej strony rząd nakazuje odwołanie wszystkich imprez masowych i wydarzeń kulturalnych, zamyka szkoły, przedszkola, uniwersytety, biblioteki i inne instytucje kultury, rozsyła instrukcje mycia rąk, dezynfekcji, namawia do nieopuszczania domów, pracy zdalnej, rezygnacji z bezpośrednich kontaktów, redukuje przyjmowanie interesantów w urzędach. To samo robią władze w innych regionach.
Z drugiej strony szef instytucji, która regularnie organizuje w całej Polsce zgromadzenia publiczne z udziałem seniorów – przewodniczący Episkopatu arcybiskup Gądecki – nawołuje do zwiększenia liczby mszy („nauka Kościoła” tradycyjnie w stuprocentowej opozycji do nauki – plusik za konsekwencję, ale ogólna koncepcja jednak zdecydowanie do zrewidowania). Wtóruje mu znany z brawurowej roli w filmie Tylko nie mów nikomu arcybiskup Głódź, wciąż Honorowy Obywatel Warszawy. Arcybiskup Depo twierdzi z kolei, że problemem istotniejszym niż koronawirus jest – nie zgadniecie – ideologia gender (czyli w przekładzie na polski: kobiety walczące o swoje prawa), a głównym specjalistą, do którego należy się zgłaszać w sprawie pandemii, jest Bóg.
Cóż, realizacja ogólnoeuropejskiego projektu „czarna śmierć” nawet po wiekach wciąż robi wrażenie. Rzecznik Episkopatu „nie wyobraża sobie”, żeby wierni nie modlili się w kościołach. Cały Episkopat zaleca też lecznicze śpiewanie w kościołach suplikacji „Święty Boże, Święty Mocny… Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas, Panie”. W tym samym czasie – zamiast odśpiewać chóralnie powyższą piosenkę i wziąć się do obradowania – odwołuje swoje zebranie plenarne „z powodu koronawirusa”. Katoliccy dziennikarze-fundamentaliści, którzy już ogłosili zdradę Watykanu i Włoch za odwoływanie mszy, pomijają tego kopniaka od polskiego Episkopatu zgodnym milczeniem (panowie, zdrada!).
czytaj także
Na stronach licznych parafii księża sugerują, że komunię można ewentualnie przyjąć do ręki, zamiast tradycyjnie do buzi. Ale na przykład kuria rzeszowska zachęca wiernych „do podtrzymywania zwyczaju przyjmowania komunii świętej do ust”. W tę dyskusję włącza się też kandydat Hołownia, który oficjalnie zwraca się do biskupów z gromkim apelem, żeby komunię dawać do ręki – czym udowadnia, że nie do końca przemyślał, na czym polega ochrona bezpieczeństwa publicznego, kiedy myśli się o podjęciu roli prezydenta.
No to wyjaśniam: nie polega ona na negocjowaniu z organizacją, której działania mogą prowadzić do znacznego rozprzestrzenienia się pandemii. Polega na przekonaniu jej, żeby w ogóle przestała to robić. Bo jeśli ksiądz zarażony koronawirusem rozda wiernym komunię, to bez względu na to, czy włoży im opłatek do buzi czy do ręki, w końcu będą mieli go w buzi.
O skutkach takiego postępowania wkrótce będziemy mogli się przekonać: szafarz, nie wiedząc, że jest zarażony koronawirusem, rozdawał komunie wiernym w Poznaniu. Zresztą ksiądz, kiedy udziela komunii przez wkładanie opłatka prosto do ust, ma kontakt ze śliną wiernych – a zatem nawet jeśli sam jest zdrów jak ryba, jego palce stają się potencjalnym źródłem zakażenia koronawirusem. Czy da się zaradzić takiej sytuacji?
Powiem coś dla niektórych szokującego: tak, zamykając kościoły, wzorem innych krajów i wszystkich instytucji organizujących masowe zgromadzenia w Polsce – do czasu zakończenia pandemii. I nie jest to lewicowy radykalizm. Ale wiernym, którzy snują w internecie dywagacje o cudownych, odkażających właściwościach opłatka i wody święconej (według naukowców jej bogactwo bakteriologiczno-wirusowe jest naprawdę imponujące), nikt nie psuje nastroju bezbożnym sceptycyzmem.
Państwo nie przeszkadza, a wręcz gorliwie obiecuje, że nie będzie. Minister zdrowia (!), sygnatariusz fundamentalistycznej „deklaracji wiary”, która „naukę Kościoła” stawia ponad nauką, zachęca co prawda, żeby z mszy korzystać przez radio i telewizję, ale z drugiej strony publicznie uznaje zwiększenie liczby mszy za sensowne rozwiązanie. Minister nauki (!) twierdzi, że „potrzeba (spotkania pana Boga właśnie w kościele) jest tak głęboka w wypadku wierzących, że my, jako państwo, jako rząd, pozostawiamy tu autonomię instytucjom kościelnym”.
czytaj także
Minister nie odnosi się do sytuacji większości obywateli (grupa wierzących, którzy chodzą do kościoła, to według statystyk samego Kościoła niecałe 40% uprawnionych, czyli niecałe 30% wszystkich Polaków), którzy tej potrzeby nie mają, ale mogą zarazić się koronawirusem od tych, którzy zarażą się w kościele, i ponieść naprawdę poważne konsekwencje zdrowotne wierzeń religijnych innych osób.
Byłoby dobrze, gdyby koronawirus przyniósł lewicowy zwrot polityczny
czytaj także
Moim zdaniem obaj ministrowie powyższymi wypowiedziami udowodnili, że nie są właściwymi osobami do pełnienia powierzonych im funkcji (związanych wszak ze zdrowiem publicznym i nauką, a nie z wierzeniami religijnymi i „nauką Kościoła”), i powinni w imię interesu publicznego zostać zdymisjonowani. Tak, wiem, że to się nie zdarzy.
Zdarzy się za to coś innego – społeczeństwo traci cierpliwość i jest o wiele mniej wyrozumiałe od polityków tzw. dobrej zmiany. Przez media profesjonalne i społecznościowe przepływa tak wielka fala oburzenia i szoku nieodpowiedzialnością biskupów i ministrów, którzy stawiają Kościół ponad prawem, niwecząc wysiłki całego społeczeństwa, że nie da się jej tak całkiem zignorować. W efekcie Episkopat doradził biskupom udzielenie dyspensy seniorom, chorym, dzieciom i ich opiekunom oraz osobom obawiającym się o swoje zdrowie, a także zasugerował, że komunia na rękę jest ok. Ale kościołów nie zamknie.
Część biskupów udziela wiernym dyspensy. Jednak tego samego dnia w Świątyni Opatrzności Bożej na warszawskim Wilanowie odbywa się wielka msza zorganizowana przez kardynała Nycza, podczas której kardynał bez mrugnięcia okiem podaje wiernym opłatek do buzi, co dzięki transmisji można bez przeszkód obejrzeć w internecie.
Zresztą kardynał Nycz zdaje się ogólnie wierzyć w swoją moc dezynfekującą – na jego oficjalnej stronie wiszą zdjęcia, które zrobił sobie kilka tygodni temu koło inkubatora, w którym leży wcześniak, w szpitalu MSWiA w Warszawie. Z opisu wynika, że kardynał po prostu postanowił odwiedzić oddział wcześniaków i „pomodlić się z pacjentami” (?!). Najwyraźniej personel szpitala, tak jak władze państwa, uznał, że przedstawicieli Kościoła nie obowiązuje prawo – w tym wypadku szpitalne zasady bezpieczeństwa, które w większości szpitali uniemożliwiają osobom postronnym przebywanie na oddziałach wcześniaków.
O skutkach takiego postępowania wkrótce będziemy mogli się przekonać.
Choć sytuacja cały czas ewoluuje i podlega pewnym korektom, jedno jest pewne: polski Kościół to fenomen w skali europejskiej, a jego rozejście się zarówno z polityką papieża Franciszka, jak i praktyką innych katolickich kościołów w Europie, jest faktem. I zauważają to także ludzie, którzy znają go od środka.
Profesor Stanisław Obirek we właśnie wydanej książce Wąska ścieżka. Dlaczego odszedłem z Kościoła ujmuje ten problem nawet dosadniej, kiedy mówi: „Polski katolicyzm nie tylko oddalił się w ostatnich 30 latach od chrześcijaństwa, ale wręcz przestał być religią […]. Kościół porzucił swoją misję”. Chętnych do uzyskania dodatkowych dowodów na poparcie tej tezy, poza działaniem Episkopatu w kontekście pandemii, które ewidentnie nie ma nic wspólnego ze słynną ochroną życia i rodziny, odsyłam do całości tej arcyciekawej publikacji.
A uwadze wszystkich polecam wnioski z obecnej sytuacji narzucające się nawet bez lektur dodatkowych. Polski Episkopat, żeby uniknąć zapoczątkowanej przez papieża Franciszka odwilży, najwyraźniej wiedzie polski Kościół i jego wiernych ku schizmie, a związani z nim populistyczni politycy pchają Polskę ku formule państwa wyznaniowego. Zła wiadomość jest taka, że obie grupy opanowały mostek kapitański statku, którym płyniemy wszyscy.
czytaj także
Pandemia koronawirusa pokazuje, że możemy tym statkiem jako bezradni pasażerowie dopłynąć w miejsca, w których nie chcielibyśmy być, nawet szybciej, niż nam się wydawało. Oraz to, że opiewany przez kościelnych i przykościelnych fundamentalistów ścisły związek państwa i Kościoła katolickiego w Polsce to klasyczne toksyczne małżeństwo, w którym jedna strona (społeczeństwo) traci kolejne prawa i ponosi coraz poważniejszy uszczerbek na zdrowiu psychicznym i fizycznym, a druga strona (Kościół katolicki) przekracza kolejne granice przemocy i dezynwoltury, a do tego coraz głośniej domaga się delegalizacji rozwodów (nie tylko metaforycznie).
Kluczowe fakty są takie: jeżeli Episkopat nie zamknie kościołów do czasu ustania pandemii, to świadomie narazi wiele osób w Polsce (i powtórzę: nie tylko wiernych, którzy z własnej woli pójdą na msze, ale też wszystkie osoby, które później się z nimi zetkną) na utratę zdrowia, a także – w wypadku osób z grup ryzyka – życia. Jeżeli w efekcie dojdzie do najgorszego, szefowie tej instytucji powinni odpowiedzieć przed odpowiednim sądem za świadome narażenie zdrowia i życia ludzi.
Kandydaci opozycji powinni wspólnie zaapelować o przełożenie wyborów
czytaj także
Mam nadzieję, że opinia publiczna zmusi w końcu Episkopat do podjęcia jedynej właściwej z etycznego punktu widzenia decyzji. Jednak cokolwiek się stanie, zapamiętajmy wydarzenia tego tygodnia i nie zapominajmy, że w normalnie działającym, demokratycznym i bezpiecznym państwie tę rolę powinni na siebie wziąć sprawujący władzę. To ich odpowiedzialność.
To władze państwowe, które ogłosiły zakaz organizacji imprez masowych oraz wszelkich imprez artystycznych i rozrywkowych, mają obowiązek w interesie publicznym wszystkich obywateli i obywatelek zakaz ten egzekwować od wszystkich instytucji – odwagi, panowie i panie, dacie radę!
Czy ogłoszony w piątek 13 marca wieczorem zakaz zgromadzeń powyżej pięćdziesięciu osób dotyczący instytucji publicznych, samorządowych, marszów ORAZ uroczystości religijnych będzie respektowany także przez księży organizujących msze i pielgrzymki? Musimy liczyć na to, że władze mają dostatecznie dużo chętnych do liczenia wiernych w kościołach, bo episkopat… dalej nie planuje ich zamykania.