Kraj, Weekend

Czy można zjeść mięso i dalej być feministką? [rozmowa]

Feminizm zobowiązuje do sprzeciwiania się przemocy – każdej. Słusznie wymagamy od siebie, by nie być rasistkami, homofobkami, transfobkami czy klasistkami. Jak jednocześnie możemy się godzić na systemową opresję i codzienną, niewyobrażalną przemoc wobec zwierząt? – pyta Karolina Skowron-Baka, autorka książki „Feminizm to weganizm. Dlaczego feministki powinny walczyć o prawa zwierząt”.

Paulina Januszewska: Bohaterka twojej książki – była żona właściciela fermy futerkowej – na własnej skórze doświadczyła, jak pogarda wobec zwierząt przekłada się na pogardę wobec kobiet. Łatwo uznać jej historię za margines, który nas nie dotyczy, choć przekonujesz, że to część powszechnego zjawiska. Jak mamy jednak identyfikować się z mizoginami mordującymi lisy? 

Karolina Skowron-Baka: Większość z nas uczestniczy w gnębieniu zwierząt poprzez swoje nawyki konsumpcyjne, tylko nie stosujemy przemocy stojącej za tymi produktami osobiście i bezpośrednio. Futrzarze robią to w sposób jawny i „widowiskowy”, podobnie jak myśliwi, osoby biorące udział w corridzie, rzeźnicy czy mleczarze. W tych środowiskach przedmiotowy stosunek do zwierząt idzie w parze z jeszcze większą pogardą wobec kobiet i innych dyskryminowanych społeczności uważanych za słabsze, rozlewając się na całe społeczeństwo.

Z czego to wynika?

Z przywiązania do hierarchii i władzy zdobywanych przemocą i wyzyskiem, na których ufundowany jest cały nasz system, wykorzystujący darmową pracę i ciała kobiet oraz zwierząt. Każda przemoc fizyczna zaczyna się od tej symbolicznej, a więc tworzenia takiej przestrzeni kulturowej, językowej, wizualnej, która umożliwia dokonywanie aktów przemocy poprzez odbieranie godności adresatom wyrządzanej krzywdy.

Podasz przykład?

Dobrym jest reklama. Często uprzedmiotawia kobiety w przestrzeni publicznej, prezentując je jako obiekty seksualne i dostarczycielki różnych darmowych usług, a także – fragmentując ich ciała. Sprowadzone do piersi albo nóg kobiety przestają być ludźmi, a stają się przynętami sprzedającymi auta i energetyki. Zwierzęta w reklamie analogicznie przestają być czującymi istotami, a stają się produktami – futrem, tapicerką w samochodzie, kawałkiem mięsa. W reklamach istnieje nawet zjawisko suicide food.

Co to znaczy?

Kury, świnie czy krowy w reklamach nakłaniają do tego, by je zjeść. Same się kroją, podpalają, siedzą w garnku czy na grillu i oblizują się ze smakiem, ciesząc z tego, że za chwilę zostaną zabite. Znalazłam dziesiątki takich przykładów, nie dało się wszystkich zmieścić w książce. O mordowaniu nikt tu nie mówi, pozorując wrażenie konsensualnej przyjemności obu stron. Służy temu także język, za sprawą którego najłatwiej sprowadzić kogoś do roli przedmiotu i wyzwolić bardziej drastyczne mechanizmy wedle przekonania, że kotleta czy szynki nie da się skrzywdzić. Tak odsuwamy od siebie trudną do przyjęcia prawdę – że uczestniczymy w masowej egzekucji.

Karolina Skowron-Baka podczas wizyty w azylu dla zwierząt w Korabiewicach prowadzonym przez fundację Viva! Fot. Jakub Szafrański

Twierdzisz, że w środowiskach progresywnych, które rozumieją skomplikowaną opowieść o patriarchacie, kapitalizmie, katastrofie klimatycznej, ta prawda nie jest oczywista. Dlaczego?

Bo tak jest wygodnie i nie trzeba myśleć o swoim przywileju oraz krzywdzie, którą się wyrządza. Gdy spojrzymy na historię feminizmu, zauważymy, że długo zajmował się wyłącznie prawami białych, dobrze usytuowanych ekonomicznie, heteroseksualnych kobiet. Inne grupy musiały latami walczyć o swoje miejsce w ruchu sprawiedliwości społecznej, który z definicji powinien dotyczyć wszystkich, a jednak obejmował wykluczającą różne społeczności elitę.

Liczę, że lekcje odrobione z intersekcjonalizmu w obrębie samej ludzkości wkrótce przełożą się także na inne gatunki, ale gdy pytasz o powody, dla których ruchy równościowe czy klimatyczne nadal nie są wegańskie, to myślę o podobieństwie do papierowego feminizmu. Wielu mężczyzn twierdzi, że nie ma nic przeciw kobietom, a nawet popiera postulaty ruchu feministycznego, ale gdy przychodzi do realizacji tych deklaracji, okazuje się, że trudno im zrezygnować z korzyści płynących z podtrzymywania seksistowskich przyzwyczajeń. Droga do pełnego równouprawnienia nie jest komfortowa dla tych, którzy czerpią korzyści z nierówności. Wymaga odwagi i zmiany nawyków.

Ostatnio usłyszałam od organizacji ekologicznej, że nie jest wegańska i przyznaje nagrody mleczarzom, bo zajmuje się ratowaniem dzikich zwierząt, a nie hodowlanych. To już szowinizm gatunkowy?

Tak, ponieważ uznaje prawo jednych gatunków do życia i godności, a innym to prawo odbiera. Wpisuje się w ludzki zwyczaj, polegający na kategoryzowaniu zwierząt wedle sposobu, w jaki nam służą (lub nie). Domowe – dotrzymują nam towarzystwa. Bezdomne to te, które już nam się znudziły. Dzikimi nazywamy zwierzęta „groźne” i trzymane z dala od naszej infrastruktury. Hodowlane – są powoływane do życia tylko po to, byśmy wykorzystali produkty z ich ciał i je zjedli. Laboratoryjne – poddawane wymyślnym torturom, żeby nasz krem dobrze działał. Są też zwierzęta cyrkowe i te w zoo, służące wyłącznie naszej rozrywce.

Anna Spurek: Żyjemy w mleczno-mięsnym matrixie. Na talerzach serwuje się nam katastrofę [rozmowa]

Samice w systemie żywnościowym są eksploatowane ze względu na płeć i bardziej niż samce – tak samo jak kobiety w patriarchacie i kapitalizmie. Piszesz jednak, że wiele feministek nie wie, jak powstaje mleko. Jak to możliwe?

Lobby mleczarskie ciężko pracuje na to, by jak najmniej osób miało pojęcie o okrutnych realiach wykorzystywania m.in. krów. Penetrują system edukacji, marketing, a nawet świat nauki, płacąc za konkretne badania, po to, by pokazywać niezgodny z rzeczywistością, sielski obraz wrażliwych rolników i szczęśliwych krów, które przy okazji spędzania swoich dni na zielonej trawie pod chmurką dają nam rzekomo nieszkodliwe mleko. Niewiedza jest częstym powodem, dla którego wiele osób wrażliwych na krzywdę nie akceptuje w pełni założeń weganizmu, ale nie usprawiedliwieniem, bo dostęp do informacji mamy na wyciągnięcie telefonu. Krowa – tak jak każdy inny ssak, nie daje mleka tak, po prostu…

…tylko?

Musi najpierw zajść w ciążę i urodzić cielaka. Zamiast karmić, traci dziecko w ciągu kilku godzin od porodu, po jednorazowym podaniu mu niezbędnej do przetrwania siary. Krowa i cielak bardzo przeżywają rozdzielenie, płaczą. To są sceny rozdzierające serce. Cielak zabrany matce – jeśli jest samcem – zostaje wykorzystany na mięso do konsumpcji, a jeśli samicą – powtarza jeszcze wcześniej pełen tortur i bólu los rodzicielki. Ta jest faszerowana hormonami w celu podtrzymania produkcji mleka. Gdy zasoby się kończą, zostaje natychmiast znowu zapłodniona. Przechodzi kilka takich cykli w ciągu życia – aż do całkowitego wyniszczenia. Potem trafia do rzeźni.

Piszesz, że zapładnianie to jednak kolejne słowo kamuflaż. Dlaczego?

Bo sztuczna inseminacja przebiega w bardzo bolesny dla krów sposób. Jest niechciana, jest przemocą. Jest po prostu gwałtem dokonywanym codziennie na wielką skalę.

Jak wybrnąć z bycia mleczarnią?

Ale chyba coś w obrębie samego feminizmu jednak się zmienia? Weźmy choćby pod uwagę to, że twoje wystąpienie w 2017 roku na Kongresie Kobiet, gdzie mówiłaś o gwałtach na krowach, spotkało się z empatią, a organizatorki niechętnie, ale w końcu przystały na wegański catering.

Widzę zmiany i w nie wierzę. W 2017 roku kilka tysięcy kobiet z bardzo różnych stron Polski, branż i organizacji, niekoniecznie zorientowanych w sprawie weganizmu, zareagowało pozytywnie na porównanie krzywdy zwierząt do tej doświadczanej przez kobiety. Większość osób zaangażowanych w ruch feministyczny zrozumiała tę analogię. Opór częściej stawiają kobiety na najwyższych szczeblach w organizacjach, chociaż i to się bardzo zmienia na plus.

Karolina Skowron-Baka podczas wizyty w azylu dla zwierząt w Korabiewicach prowadzonym przez fundację Viva! Fot. Jakub Szafrański

Naczelnym antywegańskim argumentem jest to, że dieta roślinna i w ogóle prozwierzęce poglądy są luksusem uprzywilejowanych i dobrze wyedukowanych, których na przykład stać na zamienniki mięsa. A ty sugerujesz, że to zamożne i wykształcone feministki są hamulcowymi?

W ogóle nie nazywałabym feministek hamulcowymi – zwracam się w swojej książce do tego środowiska właśnie dlatego, że wierzę w jego wyjątkową zdolność do dostrzegania krzywdy i przeciwstawiania się jej. Nie umniejszałabym też zdolności osób z mniej uprzywilejowanych regionów czy warstw społecznych do zrozumienia, z czym wiąże się chów przemysłowy. Empatia nie jest domeną elit. Przeciwnie – często spotykam się z większym zrozumieniem konieczności przechodzenia na weganizm u osób, które nie mają dużych zasobów. Sam weganizm nie jest i nie musi być ekskluzywny. Jak każda dieta – może być zarówno drogi, jak i tani. Mięsożercy jedzą dania w wykwintnej restauracji, ale też w McDonald’s. Są więc weganie, którzy kupują wegańskie kotlety, parówki, sery i inne wysokoprzetworzone zamienniki mięsa i nabiału, ale i tacy, którzy jedzą proste, dużo zdrowsze, tańsze i często smaczniejsze rzeczy, jak kasze, ryże czy strączki. Wybór jest ogromny.

Kto się boi wegeburgera?

czytaj także

Kto się boi wegeburgera?

Aleksandra Bełdowicz

Wiedza o tym, jak prosto przygotowywać roślinne dania, nigdy wcześniej nie była tak szeroko dostępna, dlatego decyzja o wyborze diety jest głównie etyczna i niekoniecznie zależna od sytuacji finansowej, zwłaszcza że bez wegańskich szynek itd. można się obejść. To nie są produkty niezbędne do skomponowania pełnowartościowej, zdrowej diety.

Przygotowując się do naszej rozmowy, natknęłam się na tekst dziennikarki, która żaląc się na to, że weganizm jest kolejną odpowiedzialnością spychaną na kobiety, pyta, czy można zjeść steka i dalej być feministką. Co byś jej odpowiedziała? 

Pewnie bym się z nią częściowo zgodziła. Wiedząc, że kobiety dokonują wielu rewolucji, rozumiem zmęczenie tym, że ponownie muszą wziąć odpowiedzialność za walkę z czyjąś krzywdą, której same zresztą doświadczają. Jesteśmy socjalizowane do troski i w efekcie bardziej od mężczyzn na przykład przejmujemy się katastrofą klimatyczno-środowiskową. Nie chcę kobietom dokładać zadań, ale jesteśmy świadkiniami codziennej, systemowej przemocy na nieprawdopodobną skalę. Rodzaj doświadczanych przez zwierzęta krzywd ma bezpośredni związek z ich płcią – okrutnie zabijane są wszystkie zwierzęta w chowie przemysłowym, ale samice dodatkowo doświadczają gwałtu, odbierania dzieci i innych tortur. Wartości ruchu sprawiedliwości społecznej, którym jest feminizm, są nie do pogodzenia ze zgodą na taką opresję. Co więcej, jej istnienie jest głęboko połączone z opresją wobec kobiet, a zatem poza solidarnością i empatią włączenie praw zwierząt w nasze postulaty leży w interesie samych kobiet. W książce dokładnie wyjaśniam te związki i pokazuję konkretne przykłady licznych powiązań między systemową opresją wobec kobiet i zwierząt.

A jakie koszty dręczenia zwierząt ponoszą mężczyźni?

Społeczne wiązanie męskości z jedzeniem mięsa ma na przykład poważne koszty zdrowotne dla mężczyzn. Jeżeli chodzi o futrzarzy i myśliwych, bohaterki mojej książki, sygnalistki w tych środowiskach, często wspominały o chorobie alkoholowej. Alkoholizm przewijał się niemal w każdej rozmowie, bo według nich picie ma tłumić emocje, które zawsze towarzyszą przemocy i zabijaniu. Toksyczna męskość, zakładająca „panowanie nad przyrodą”, tylko pozornie służy tym, którzy są na samej górze hierarchii. Oczywiście mają oni łatwiejszy dostęp do różnych przywilejów, władzy, pieniędzy, ale to wiąże się z bardzo dużą presją i oczekiwaniami, którym ciężko sprostać. Ciągłe udowadnianie „męstwa” wymaga wyrzeczenia się sporej części swojego człowieczeństwa, wrażliwości, możliwości proszenia o pomoc, troski o samego siebie, prawa do słabości.

Katastrofa na talerzu

czytaj także

Katastrofa na talerzu

Anna Spurek

Wskazujesz jednak, że polowania są warunkiem przynależności do środowisk związanych z władzą i kapitałem.

To prawda. Wśród myśliwych nie brakuje prominentnych polityków, urzędników, przedsiębiorców czy księży, zwykle przyuczanych do zabijania od małego. W rodzinach z takimi „tradycjami” dzieci, a szczególnie chłopców, szybko przyzwyczaja się do widoku cierpienia i bólu innych, skazuje na wyznaczoną ścieżkę, zamyka w hermetycznym środowisku, z którego bardzo trudno wyjść i odrzucić jego ideologię. Widać to zwłaszcza u austriackich myśliwych, którzy mają nieporównywalnie do całej Europy silne lobby, struktury oraz wpływy w polityce. Tworzą społeczną elitę, do której zaliczają się niemal wszystkie prestiżowe zawody. W Austrii trudno wręcz zrobić karierę w wielu branżach bez przynależności do myśliwskiego kręgu.

Karolina Skowron-Baka podczas wizyty w azylu dla zwierząt w Korabiewicach prowadzonym przez fundację Viva! Fot. Jakub Szafrański

Jak wegański feminizm miałby skruszyć ten beton, który de facto decyduje o prawach zwierząt?

Nawet w Austrii istnieją takie organizacje jak VGT (Verein Gegen Tierfabriken), które walczą z myślistwem i mają swoich informatorów wewnątrz środowiska. Obnażają oburzające praktyki towarzyszące polowaniom. Moją uwagę zwróciły myśliwskie wycieczki all inclusive, które idealnie obrazują jednoczesne wykorzystywanie kobiet i zwierząt. Polegają one na tym, że myśliwy amator, dzięki odpowiedniej sumie i ekskluzywnemu zaproszeniu, może wybrać z katalogu zwierzę, które chce zabić. Potem profesjonalny myśliwy doprowadza go do zwierzęcia znajdującego się niby w lesie, ale tak naprawdę w zamknięciu, bo przy zablokowanych wcześniej drogach ucieczki. Nie trzeba tropić ofiary, wystarczy udać się w wyznaczone miejsce i nacisnąć na spust.

Produkujemy coraz więcej żywności, a na świecie przybywa głodujących

W Polsce polowania w zagrodzie są nielegalne.

W Austrii zwierzyńce zaczęto ograniczać w wyniku kampanii VGT. Samo polowanie to nie koniec atrakcji, bo po wszystkim następuje powrót do specjalnie przygotowanej chatki, w której na mężczyzn – oferta jest kierowana głównie do nich – czekają „towarzyszki”, czyli pracownice seksualne. Organizatorzy szczycą się tym, że zapewniają usługi full service. Kobiety w pełnym negliżu pojawiają się już w reklamach – wiją się wokół broni czy w imitującym klub go-go leśnym anturażu. Nie wiemy, czy praca seksualna odbywa się tam w sposób bezprzemocowy, zwłaszcza że służby policyjne także są często zaangażowane w cały proceder. Ale nie możemy wykluczyć, że dochodzi do nadużyć. Istnieją udokumentowane przypadki zabójstw kobiet przez myśliwych. Wśród ofiar są często partnerki polujących, którzy mają szeroki i łatwy dostęp do broni.

Karolina Skowron-Baka podczas wizyty w azylu dla zwierząt w Korabiewicach prowadzonym przez fundację Viva! Fot. Jakub Szafrański

Co na to społeczeństwo?

Reaguje raczej negatywnie na doniesienia o tym, jakie obyczaje mają myśliwi, tak często powołujący się na konserwatywne, rodzinne wartości. Niemałe zasługi mają także śledztwa dziennikarskie, jak to autorstwa Roberta Kowalskiego z OKO.press, który ujawnił wulgarność i agresję myśliwych w Polsce, poniżających nie tylko zwierzęta, ale i kobiety. Taka demaskacja jest bardzo skutecznym narzędziem nacisku i kruszeniem myśliwskiego betonu.

A jak skruszyć ten we własnej, progresywnej bańce?

Pokazując absurdy jej argumentacji, która, rzecz jasna, jest zupełnie inna niż w przypadku myśliwych. Aktywistka nie powie, że je zwierzęta, bo „czyni sobie ziemię poddaną”. Raczej stwierdzi, że podziwia mój weganizm, ale sama by tak nie mogła, po czym prezentuje litanię wymówek, np. niby-ekologiczne przekonanie o tym, że produkty niepochodzące od zwierząt są pakowane w plastik, w związku z czym weganizm nie ma sensu. Co z tego, że warzywa czy kasze sprzedaje się też luzem, a produkty zwierzęce równie często są zapakowane w plastik? Zdarza mi się też słyszeć od osób z kultur, w których jedzenie jest w centrum zainteresowania, że nie mogłyby odmawiać spożywania produktów zwierzęcych ze wspólnego stołu. Pewna działaczka uznała wręcz, że bycie weganką jest wobec towarzyszy posiłku niegrzeczne.

Polska będzie kurnikiem Europy? Mieszkańcy gmin są bezsilni

A nie jest?

Zamiast wprowadzać roślinne opcje do wspólnego menu, można tkwić w przekonaniu, że sprawimy komuś przykrość swoją asertywnością i niszczymy tradycje. Wprawdzie zgadzam się, że trzeba chronić różnorodność kulturową, która w dobie globalizacji jest zagrożona, ale czy wśród tych tradycji musi być krzywda? Równie dobrze możemy powiedzieć, że tradycją jest poniżanie i ograniczanie praw kobiet w wielu religiach. Są pewne uniwersalne wartości i niezbywalne prawo każdej czującej istoty do wolności od przemocy, niezależnie od kultury czy religii.

Co jeszcze mówią progresywni nieweganie?

Powołują się na wiele argumentów. Zgrupowałam je w książce w pięć kategorii wymówek, które po kolei obalam. Bo to są wymówki, choć progresywni aktywiści bazują swoją argumentację na zupełnie innych wartościach niż te stosowane przez resztę społeczeństwa. Tymczasem dziś naprawdę już nie ma wymówek. Weganizm nie jest heroizmem. Jest prosty, dostępny dla każdej i każdego i jest jedynym sposobem na to, by nie krzywdzić. Feminizm z samej definicji jest ruchem sprzeciwiającym się opresji. Zobowiązuje do niezgody na przemoc – każdą. Słusznie wymagamy od siebie, by nie być rasistkami, homofobkami, transfobkami czy klasistkami. Jak jednocześnie możemy się godzić na systemową opresję i codzienną, niewyobrażalną przemoc wobec zwierząt?

**

Karolina Skowron-Baka – działaczka społeczna i rzeczniczka praw zwierząt, praw kobiet oraz osób LGBT+. Od lat łączy ruch prozwierzęcy z feministycznym między innymi jako inicjatorka Centrum Zwierząt, założycielka Vegan Ladyboss Poland oraz prelegentka na międzynarodowych konferencjach. Jest prezeską zarządu Animal Advocacy Careers, gdzie wspiera rozwój liderów i profesjonalistów w ruchu prozwierzęcym na całym świecie. W latach 2020–2024 była dyrektorką zarządzającą Akcji Demokracji. Współtworzyła zespół parlamentarny ds. zwierząt hodowlanych. Ukończyła socjologię na The London School of Economics, dyplomację globalną na SOAS (Uniwersytet w Londynie) i retorykę w Polskiej Akademii Nauk.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Autorka książki „Gównodziennikarstwo” (2024). Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij