Niechęć i dystans wielu Polaków do państwa wynikają z doświadczeń osobistych z instytucjami typu szkoła, urząd pracy, sąd rejonowy czy lokalna przychodnia. Nie trzeba do tego wspominać siedmiu okupacji i jedenastu zaborów, przeżycie ostatniego trzydziestolecia zupełnie wystarczy.
„Spięcie” to projekt współpracy międzyredakcyjnej pięciu środowisk, które dzieli bardzo wiele, ale łączy gotowość do podjęcia niecodziennej rozmowy. Jagielloński24, Kontakt, Krytyka Polityczna, Kultura Liberalna i Nowa Konfederacja co kilka tygodni wybiera nowy temat do dyskusji a pięć powstałych w jej ramach tekstów publikujemy naraz na wszystkich pięciu portalach.
***
Tekst Jarosława Kuisza – gęsty i nieco dygresyjny – sumuje tezy jego ostatniej książki Koniec pokoleń podległości. Esej dotyczy przede wszystkim problematycznego stosunku Polaków do własnego państwa w trzeciej dekadzie po odzyskaniu pełnej suwerenności. Zjawisko to ma się objawiać na kilku poziomach: w życiu codziennym skutkuje przede wszystkim dystansem i obojętnością przechodzącą w niechęć do instytucji publicznych i zasady dobra wspólnego. Z kolei w dyskursie i wyobrażeniach zbiorowych prowadzi do katastrofizmu w myśleniu (wieczna apokalipsa na horyzoncie), zero-jedynkowego („wszystko albo nic”) postrzegania bolączek i możliwości reform państwa, wreszcie silnej moralizacji konfliktu politycznego uniemożliwiającej racjonalną debatę na temat czekających nas wyzwań. Źródeł tych problemów Kuisz szuka przede wszystkim w długim trwaniu kodów „kultury podległości”, ukształtowanych pod koniec XVIII wieku i reprodukowanych przez kolejne pokolenia (a tak naprawdę – środowiska opiniotwórcze kolejnych pokoleń).
czytaj także
Po 1989 roku własne państwo przestało być tylko ideą. Dodajmy, że było, co prawda, realnością również w międzywojniu, ale kształtowane wyłącznie przez niepodległą II RP pokolenie nie zdążyło wówczas dorosnąć, a 1 września 1939 paradygmat romantyczno-konspiracyjno-podległościowy wrócił z całą mocą. Państwo stało się więc rzeczywiste po roku 1989, ale odziedziczone z przeszłości kody kulturowe nie pozwalają nam adekwatnie owej rzeczywistości nazwać, zdiagnozować ani się z nią zmierzyć.
Ersatzem nowej świadomości był „postkomunistyczny mit Zachodu”, definiujący nasze aspiracje integracyjne z UE i napędzający do działania, ale jego moc już się wyczerpała. W tej sytuacji hydra starego paradygmatu podniosła głowę i służy populistycznej prawicy, a liberałowie nie mają na nią odpowiedzi, jeśli nie liczyć liczmanów o Polsce jako symptomie zmierzchu demokracji / Zachodu / cywilizacji, itp. Jeśli więc nie znajdziemy nowej ramy interpretacyjnej i nowych kodów, nie damy rady zdiagnozować problemów i będzie słabo. Promyki nadziei to młode, nieskażone komuną pokolenie, ale także przykłady oddolnej działalności lokalnej obywateli, którzy z czasem zaczynają dbać nie tylko o to, co prywatne, ale i o to, co wokół prywatnego. Tyle Kuisz.
Opowiedzieć sobie państwo na nowo i odesłać nestorów polskiej klasy opiniotwórczej na mniej czy bardziej zasłużoną emeryturę to szlachetne i godne poparcia wyzwania. Tekst naczelnego „Kultury Liberalnej” to dobra zachęta, by wziąć się do roboty i nie tylko radować się, dopókiśmy młodzi, ale też popracować, zanim i nas starczy uwiąd dosięgnie. Zachęta, bo już diagnoza niekoniecznie – niech jej dekonstrukcja będzie zatem pierwszym akordem symfonii nowego pokolenia.
Folwark i dziedzictwo pańszczyzny
Po pierwsze, o tzw. długim trwaniu warto pamiętać, ale od apokaliptycznej wyobraźni rówieśników króla Stasia ważniejszym z zadawnionych źródeł Polaków problemów ze sobą, z elitami, ludem i państwem przede wszystkim jest kultura folwarku. Dziedzictwo pańszczyzny, w której karbowy goni kijem do pracy darmową siłę roboczą, a owa siła stara się go orżnąć i od pracy wymigać, jest nieźle rozpoznane w sferze stosunków pracy i relacji państwo-obywatel, pisał o tym np. prof. Janusz Hryniewicz. W wersji soft dostrzegamy to w protekcjonalnym stosunku wobec petentów, zwłaszcza z klas ludowych, świetnie znanym ze szkoły, urzędu pracy, sądu rejonowego czy lokalnej przychodni.
czytaj także
Osobiste doświadczenia tu i teraz
Po drugie, niechęć i dystans wielu Polaków do państwa częściej wynikają po prostu z doświadczeń osobistych z instytucjami wymienionymi akapit wyżej – nie trzeba do tego siedmiu okupacji i jedenastu zaborów, przeżycie ostatniego trzydziestolecia zupełnie wystarczy. Poczucie, że państwo potrzebne jest daleko, a uciążliwe blisko to dla wielu naszych rodaków efekt prostego zetknięcia z administracją. Na poziomie „nadbudowy” zaś – też przez ostatnie 30 lat – istotna część liberalnych elit budowała w opinii publicznej przekonanie, że państwo to zło niekonieczne i że czego nie dotknie, to spieprzy („najlepsza polityka przemysłowa to brak polityki” trawestował Gary’ego Beckera jeden z transformacyjnych ministrów).
Potrzeba nam narracji rewolucyjnej
Po trzecie, Kuisz ma oczywiście rację, że miotanie się między opcją „jest super, więc o co ci chodzi / Polacy nic się nie stało”, a opcją „podlać benzyną, podpalić, zaorać i zasiać na nowo” uniemożliwia racjonalną debatę i podsyca nastroje populistyczne. Kłopot w tym, że część patologii i część wyzwań naprawdę ma charakter systemowy i nie wszystko da się naprawić na drodze popperowskiej inżynierii cząstkowej wspartej lokalnym panelem obywatelskim. Co to oznacza w praktyce? Wokół pewnych spraw (polityka mieszkaniowa? zmiana miksu energetycznego? progresja podatkowa?) zastane interesy są tak silne, że wymagają stoczenia politycznej wojny, a do jej wygrania niezbędna może być narracja „rewolucyjna”, nawet jeśli praktyka polityczna zazwyczaj łączy dialektycznie ciągłość ze zmianą. Nie trzeba być „podległościowcem”, by jakiś wymiar życia zbiorowego krytykować en bloc i dążyć do jego całkowitej przebudowy.
Młodzi nie są tacy idealni
Po czwarte, młode pokolenie „nieskażone kulturą podległości” to dość problematyczny promyk nadziei. Otwarte granice połączone z komunikacją w bańkach społecznościowych i segregacją kulturowo-klasową sprzyjają nie tyle wyjściu z paradygmatu romantycznego, ile ignorowaniu państwa w ogóle. Mówiąc Hirschmanem, zamiast histerycznej krytyki właściwej dla pokoleń starszych, w młodszym dominuje na razie rozstanie, czyli obojętność – świadczy o tym z jednej strony absencja wyborcza, z drugiej zaś rozdźwięk między mobilizacją przeciw ingerencji państwa w sprawy prywatne i międzyludzkie (czarny protest, wolne sądy), a chęcią zaangażowania się w projekty „całościowe”. Ci młodzi z kolei, którzy państwo (nie przypadkiem zazwyczaj to podziemne) mają na sztandarze i t-shircie, czynią to w paradygmacie podległości do kwadratu.
czytaj także
Lokalność jako ucieczka przed państwem
Po piąte, Kuisz widzi kolejne światełko w tunelu w zachowaniach na poziomie lokalnym. I tu w zasadzie zgoda, tylko nie wiedzieć czemu kojarzy dbałość o otoczenie z własnością prywatną (kupiliśmy mieszkania, a teraz dbamy o klatkę schodową). Tymczasem to myślenie oddolne o dobru wspólnym faktycznie widać coraz częściej, ale raczej dlatego, że w bezpośrednim sąsiedztwie (samorząd!) od razu niemal dostrzegamy efekty naszych działań bądź zaniechań zbiorowych. To wszystko w połączeniu ze wzrostem aspiracji (jakość życia, a nie tylko ilość posiadanych na własność czynników statusu) zachęca nas do pracy na rzecz dobra wspólnego. Ale raczej nie na strzeżonym korpo-osiedlu. Jeśli chcemy tę lokalną energię upowszechnić, przydałyby się raczej mieszkania na wynajem w stylu wiedeńskim.
czytaj także
Tak czy inaczej, w lokalności nadzieja, pod warunkiem, że państwo będzie tę oddolną energię stymulować, doda bodźce do współpracy osiedli, gmin i powiatów zamiast zmuszać je do konkurencji o ograniczone zasoby.
Witajcie na półperyferiach
Po szóste wreszcie, Kuisz ma rację, że nie można sprowadzać wszystkich naszych problemów do emanacji schyłków, zmierzchów i innych kryzysów całego świata (to taka zaściankowość à rebours), ale bez diagnozy sytuacji półperyferyjnej Polski i naszej relacji do centrum, nie zdołamy rozpoznać własnego pola manewru. A to jeden z warunków wstępnych, abyśmy w debacie o Polsce przestali się miotać między dryfem i mocarstwową butą.
***
Inicjatywa „Spięcie” wspierana jest przez Fundusz Obywatelski zarządzany przez Fundację dla Polski.