Największa sieć handlowa próbuje nie dopuścić do strajku. Związki zaś nie walczą o podwyżki wynagrodzeń, ale o zmiany w organizacji pracy, która ich zdaniem pogorszyła się od wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę.
Faktycznej pensji minimalnej w polskiej gospodarce nie wyznacza rząd w porozumieniu z reprezentatywnymi związkami zawodowymi i organizacjami przedsiębiorców, lecz popularne sieci handlowe. Wśród dążących do strajku nauczycieli, pracowników Poczty czy personelu medycznego często słychać porównania ich zarobków z tymi „kasjerkami z Lidla czy Biedronki”. Uznaje się bowiem, że praca na tych stanowiskach, jako niewymagająca i „dla każdego”, powinna być wynagradzana najsłabiej.
Prawdę mówiąc, za mniej, niż się dostaje w dyskoncie, ciężko przeżyć, a i tutaj przecież nie dostaje się kokosów. Na początek to niecałe 2 tys. złotych gołej pensji. W dużym mieście – stawka głodowa.
Często w takich porównaniach zarobków widać pogardę dla pracowników wykonujących proste zawody. Jest to zupełnie niezrozumiałe, bo praca w sklepie nie jest zajęciem lekkim. Monotonia skanowania towarów i pobierania opłat „na kasie”’, wyczerpująca fizycznie praca przy rozładunku towarów spożywczych na półki czy sprzątaniu, zmianowe godziny pracy utrudniające życie rodzinne, czasami wydłużone zmiany powyżej 8 godzin – oto, co nas czeka, gdy zechcemy rozpocząć karierę w Biedronce. Trzeba jednak przyznać, że w tej firmie pracownicy otrzymują pakiet socjalny (który powinien być normą na rynku pracy, ale niestety nie jest), dopłaty do wypoczynku, premie, wyprawki, zapomogi w trudnej sytuacji itd. Największy prywatny pracodawca, po licznych aferach dotyczących warunków pracy sprzed kilkunastu lat, zauważył, że kadrę można zyskać tylko znośnymi warunkami pracy, bo złe szkodzą na PR. Dziś Biedronka zatrudnia 65 tys. osób w blisko 3 tys. sklepów.
Sprawy sprzed lat są jednak nadal niezamknięte. O Bożenie Łopackiej, okrzykniętej niegdyś Lechem Wałęsą w spódnicy i pierwowzorze głównej bohaterki Dnia kobiet, świat jakby zapomniał. Łopacka i siedem innych pracowniczek Biedronki właśnie przegrały sprawę o odszkodowanie i zostały obciążone kosztami sądowymi. Niegdyś medialna bohaterka – dziś nie może znaleźć pracy. Licznik długu Biedronki na stronie jej stowarzyszenia nadal bije.
Warunki pracy, nie płace
2 maja 2017 zapowiedziano „strajk włoski’’ – kasjerzy w tym dniu mieli bardzo skrupulatnie wypełniać wszystkie procedury, paraliżując działanie sklepu. Ta forma protestu nie wypaliła, a kierownictwo Biedronki uznało strajk za nielegalny i ukarało niektórych pracowników i kierowników. Związki zawodowe w spółce – NSZZ „Solidarność”, Solidarność 80 i Sierpień 80 – dogadały się więc i w ubiegłym roku weszły w spór zbiorowy z pracodawcą.
czytaj także
Związki, co warte podkreślenia, nie walczą o podwyżki wynagrodzeń, i to pomimo że Jeronimo Martins (portugalski właściciel) sukcesywnie zwiększa zyski. Ich postulaty skupiają się na organizacji pracy, która ich zdaniem pogorszyła się od wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę. Firma, próbując sobie odbić ten dzień, robi dodatkowe promocje w piątek i sobotę, co przy obecnej organizacji pracy przeciąża pracowników.
Każdy, kto kupuje w tym popularnym dyskoncie, widzi zastawione towarami alejki. Czasami dotyczy to także dróg ewakuacyjnych. Ten system magazynowania jest sprzeczny z zasadami BHP, o których przypominamy sobie zbiorowo, gdy wydarzy się jakaś, odpukać, tragedia. Związki chcą to zmienić. Chcą także skrócenia czasu pracy w dni poprzedzające niedziele i święta, bo – jak mówi w „Rzeczpospolitej” Alfred Bujara, szef Sekcji Handlu NSZZ „Solidarność” – dziś pracownicy nierzadko wychodzą z pracy o pierwszej w nocy. W innych sklepach tak się praktycznie nie zdarza. Pracowników miałoby także odciążyć ograniczenie wielozadaniowości poprzez stworzenie dodatkowego stanowiska pracy – magazyniera i wyposażenie sklepów w większą liczbę wózków widłowych.
czytaj także
Oprócz tego protestującym chodzi także o jasne zasady premiowania. Uzależnienie premii od stuprocentowej frekwencji skutkuje tym, że chorujący pracownik pozbawiony jest znacznej części swoich dochodów. W rzeczywistości więc postulat zmiany tej zasady jest walką o prawo do L4. Lepiej, gdyby uzależnić premię od liczby przepracowanych dni w miesiącu, twierdzi „Solidarność”. Związki chcą też, aby systemy premiowania były ujęte w układzie zbiorowym. Domagają się również wyrównania zarobków, które dziś są różne w zależności od regionu kraju.
Biedronka sabotuje demokrację
Po mediacjach i rokowaniach zakończonych protokołem rozbieżności związkowcy przystąpili do organizowania referendum strajkowego. Ze względu na skomplikowane i długotrwałe procedury strajki w Polsce odbywają się bardzo rzadko (stąd ostatnio wysyp protestów w formie zbiorowego przechodzenia na zwolnienia lekarskie). Przedsiębiorcy mają za to narzędzia do ich sabotowania.
Art. 20 ust. 1 ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych mówi, że „strajk zakładowy ogłasza organizacja związkowa po uzyskaniu zgody większości głosujących pracowników, jeżeli w głosowaniu wzięło udział co najmniej 50% pracowników zakładu pracy”. To samo dotyczy strajku wielozakładowego. Przy niskim uzwiązkowieniu, z jakim mamy do czynienia w Polsce, jest to zadanie trudne logistycznie. I łatwe do sabotowania.
czytaj także
Biedronka rozesłała do kierowników swoich placówek pismo, w którym, powołując się na regulamin bezpieczeństwa, twierdzi, że na terenie sklepów nie można przeprowadzać referendum. Nie powinno się także o nim informować, umieszczać ogłoszeń ani w tej sprawie agitować. Jeśli osoba przeprowadzająca referendum nie zechce opuścić terenu sklepu, Biedronka zaleca, by wzywać ochronę. Związki zwracają także uwagę, że firma nie przekazała im listy pracowników. O obu tych sprawach NSZZ „Solidarność” zawiadomiła prokuraturę.
Pracownicy głosują więc w siedzibach związków. Organizowane są także „lotne brygady” dla wychodzących z pracy. To ich demokratyczne prawo, które Biedronka sabotuje. Referendum potrwa do końca kwietnia.
– Referendum cały czas trwa, a odbywa się we wszystkich regionach i oddziałach NSZZ „Solidarność” – mówi nam Piotr Adamczak, szef „Solidarności” w Biedronce. – Obecnie do prowadzenia referendum jest zaangażowanych przeszło 300 osób i cały czas ktoś dochodzi, aby pomagać. Dużą rolę odgrywa też Sierpień 80, który podejmuje działania informacyjne.
Adamczak podkreśla, że postawa Biedronki wskazuje na jej niechęć do dialogu.
czytaj także
– Na niektórych portalach pojawiła się informacja, że „referendum jest nielegalne”. Zapewniam wszystkich: nasze postępowanie jest zgodne z ustawą o rozwiązywaniu sporu zbiorowego, więc jest legalne.
Być może aż za bardzo. Pytam Adamczaka, czy w razie niepowodzenia referendum rozważają przechodzenie na L4. – Jest za wcześnie, by mówić, czy uda nam się przekroczyć próg frekwencyjny. To Komisja Zakładowa podejmie stanowisko co do dalszych działań. Więcej będzie można powiedzieć pod koniec marca.
Od redakcji:
Jeronimo Martins Polska nie udzieliło odpowiedzi na nasze pytania w umówionym terminie, przesłało jednak swoje stanowisko w poniedziałek rano (18 lutego).
W komentarzu do niniejszego tekstu informuje, że wprowadzono zmiany w sposobie premiowania w styczniu tego roku. W tej chwili, w przypadku usprawiedliwionej nieobecności jedno albo dwudniowej, pracownik może otrzymać odpowiednio siedemdziesiąt pięć albo pięćdziesiąt procent dodatku.
Odnośnie prowadzonego referendum Biedronka prostuje, że w komunikacji do sklepów przekazała, że „udział w referendum jest w pełni dobrowolny, a kierownictwo sklepów nie może namawiać lub zabraniać pracownikom udziału w nim po godzinach pracy i poza miejscem pracy”. Z czego chyba należy zrozumieć, że i agitacja i referendum owszem – ale poza miejscem pracy.
Rzecznicy Biedronki podkreślają dbałość o pracowników, rozbudowany do dwudziestu programów pakiet świadczeń pozapłacowych, obejmujących wsparcie dla pracowników i ich rodzin, zwiększanie zatrudnienia i nagrody dla kierowników sklepu. Nie odnoszą się jednak do podnoszonego problemu naruszanych zasad BHP, zapakowanych towarami alejek oraz złej organizacji związanej z zakazem handlu w niedzielę.