Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa obejmuje 15 długofalowych działań i w żadnym nie uwzględniono bibliotek szkolnych.
Agata Diduszko-Zyglewska: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłosiło Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa na lata 2014–2020. Program obejmuje 15 długofalowych działań i w żadnym z nich nie uwzględniono bibliotek szkolnych.
Monika Rowińska, nauczycielka bibliotekarka w szkole podstawowej nr 4 w Augustowie: W latach 2014–2020 na realizację programu przeznaczony będzie miliard złotych, z którego biblioteki szkolne nie otrzymają ani złotówki! A przecież to właśnie biblioteka szkolna jest dla wszystkich biblioteką pierwszego kontaktu, z którą każdy człowiek musi się zetknąć. Dzieci i młodzież mają do niej codzienny i łatwy dostęp. My, bibliotekarki i bibliotekarze szkolni realizujemy różne formy popularyzacji czytelnictwa i bardzo potrzebujemy wsparcia w postaci środków na zakup nowości czytelniczych, audiobooków dla dzieci mających trudności z czytaniem, e-booków dla fanów nowoczesnych technologii. Aby rozwijać czytelnictwo, musimy mieć dobrze wyposażone biblioteki. Tymczasem Ministerstwo Kultury nie chce nas słuchać, bo mu nie podlegamy, Ministerstwo Edukacji jak zwykle udaje, że problemu nie ma, a my znowu jesteśmy pozostawieni samym sobie.
W liście, który przysłała pani do naszej redakcji, wspomniała pani o korespondencji redaktora naczelnego czasopisma „Biblioteka w Szkole” z rzecznikiem prasowym MEN na temat udziału bibliotek szkolnych w NPRC.
Tak, Juliusz Wasilewski pisał do rzecznika MEN w tej sprawie i otrzymał następującą odpowiedź: „Biblioteki szkolne wzbogacają swoje zasoby i dostosowują je do potrzeb uczniów i realizacji nowej podstawy programowej. Pokazują to m.in. dane z Systemu Informacji Oświatowej. Od roku szkolnego 2006/2007 do 2012/2013 liczba książek w szkołach i placówkach dla młodzieży na terenie kraju wzrosła ze 110 mln do 150 milionów. Biblioteki szkolne dysponują także coraz większą liczbą materiałów mówionych, materiałów na kasetach video oraz na nośnikach elektronicznych. Największy wzrost można zaobserwować, porównując liczbę materiałów na nośnikach elektronicznych zgromadzonych w bibliotekach szkolnych (z 332 tys. w roku szkolnym 2006/2007 do 1,2 mln w roku szkolnym 2012/2013)”.
Z tej odpowiedzi wynika, że sytuacja nie jest wcale zła.
Niestety, dane z SIO nie pokazują, że nasze księgozbiory są przestarzałe, i przede wszystkim nie uwzględniają informacji, ile książek zakupiono z budżetów szkół, a ile pochodzi z darowizn. Tymczasem rzeczywistość bardzo wielu bibliotek szkolnych wygląda tak, że nie otrzymują one żadnych środków na zakupy od dyrektorów szkół albo dostają niewielkie sumy (100–200 zł). Bibliotekarze szukają więc sponsorów, organizują kiermasze na rzecz bibliotek, często dokładają z własnej kieszeni, byle tylko w bibliotekach były nowości, które mogą zainteresować współczesne dzieci i młodzież.
Czy pani też próbowała samodzielnie zdobywać środki na działanie biblioteki, w której pani pracuje?
W mojej bibliotece w roku 2013 z budżetu szkoły otrzymałam na zakupy 180 zł, a zdobyłam darowizny na ponad 6000 zł. Podobna sytuacja ma miejsce w wielu bibliotekach szkolnych. Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa to świetna i być może niepowtarzalna okazja, by tę chorą sytuację uzdrowić. Przecież to już ostatnia pula środków unijnych.
W debacie o tym, jak podnieść alarmująco niski poziom czytelnictwa w Polsce, dużo się mówi o roli bibliotek publicznych, a o wiele mniej o bibliotekach szkolnych. Jak pani sądzi, dlaczego?
Tak jak mówiłam, biblioteki szkolne podlegają Ministerstwu Edukacji, które nie wykazuje zainteresowania debatą na temat stanu czytelnictwa w Polsce. Kiedy zwracamy się do ministra kultury, słyszymy, że odpowiada tylko za biblioteki publiczne i nie może nas włączyć do swojego programu. Ofiarami braku współpracy międzyresortowej są biblioteki szkolne.
Bierność MEN jest oburzająca, ale naszym zdaniem minister Zdrojewski także nie jest bez winy, bo przygotowując program określany jako narodowy i wydając na jego realizację publiczne pieniądze, powinien go z MEN skonsultować. Ministerstwo Kultury nie dostrzega, że biblioteki szkolne mogłyby odegrać kluczową rolę w programie, ponieważ dla wielu Polaków są one miejscem pierwszego i często jedynego kontaktu z książką. Nie wszyscy po zakończeniu edukacji stają się użytkownikami bibliotek publicznych. Bez bibliotek szkolnych realizacja programu nie przyniesie zakładanych efektów, bo zostanie nim objęta tylko wąska grupa obywateli.
Może ten brak słyszalnego głosu bibliotek szkolnych wynika z braku środowiskowej reprezentacji? Czy istnieje jakieś forum gromadzące i reprezentujące nauczycieli-bibliotekarzy?
Mamy swoją reprezentację. Jest nią Towarzystwo Nauczycieli Bibliotekarzy Szkół Polskich. Zarówno jego zarząd, jak i szeregowi członkowie na co dzień pracują w bibliotekach szkolnych, a w TNBSP działają społecznie. Ogromnym wsparciem dla nas jest wspomniany już Juliusz Wasilewski. To on i jego syn Jan rok temu zainicjowali i brawurowo przeprowadzili internetową akcję „Stop likwidacji bibliotek”, dzięki której minister Boni odstąpił od pomysłu łączenia bibliotek szkolnych i publicznych, co de facto mogło oznaczać wyprowadzanie bibliotek ze szkół.
Czy akcja „Stop likwidacji bibliotek” przyniosła jakieś długofalowe efekty?
Po tej akcji Ministerstwo Cyfryzacji powołało zespół, który przygotował koncepcję wsparcia bibliotek szkolnych w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa. W skład zespołu weszli przedstawiciele: bibliotek, administracji samorządowej oraz MKiDN, MEN i MAiC. Chodziło o to, żeby włączyć biblioteki szkolne w działania na rzecz środowiska lokalnego. Gdyby nasze biblioteki zostały uwzględnione, jako beneficjent Programu Polska Cyfrowa, moglibyśmy np. po godzinach pracy uczyć osoby starsze czy niezamożne korzystania z komputera i internetu. Biblioteki otrzymałyby wyposażenie do realizacji programu. Sprawa, zgodnie z kompetencjami, została przekazana do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego i na tym skończyły się dobre wieści dla bibliotek. Teoretycznie poszczególne biblioteki szkolne mogą być uwzględnione w programach regionalnych czy lokalnych zgłaszanych przez jednostki samorządu terytorialnego, ale raczej nie będziemy mieli szans na specjalnie dla nas przeznaczone środki w ramach Polski Cyfrowej.
Znowu zabrakło dobrej współpracy między resortami, a może po prostu dobrej woli urzędników.
Wiele bibliotek publicznych przechodzi teraz reformę, starają się działać jako nowoczesne centra kultury. Czy biblioteki szkolne też zmieniły się w ciągu ostatnich lat?
Sytuacja bibliotek szkolnych jest bardzo zróżnicowana. Niektóre gnieżdżą się w mikroskopijnych pomieszczeniach gdzieś na strychu albo w piwnicy, między szatnią a schowkiem na miotły. Te biblioteki nie są podłączone do internetu, nie mają komputerów, a ich wyposażenie pamięta jeszcze towarzysza Gomułkę. Inne są nowoczesne, przestronne, mają wydzieloną czytelnię, stanowiska komputerowe, kolorowe kąciki dla najmłodszych. Większość bibliotek znajduje się pośrodku między tymi dwiema skrajnościami.
W latach 2004–2006 część bibliotek szkolnych wzięła udział w projekcie unijnym „Internetowe Centra Informacji Multimedialnej w bibliotekach szkolnych i pedagogicznych”. W ramach tego projektu zostały podłączone do internetu i otrzymały pracownie komputerowe składające się z czterech komputerów i urządzenia wielofunkcyjnego. Dzięki temu uczniowie mogą wyszukać w sieci potrzebne informacje, wydrukować je, stworzyć prezentacje multimedialne na zajęcia. Zmiany dotyczą nie tylko wyposażenia bibliotek, ale też zakresu obowiązków nauczycieli bibliotekarzy, który jest obecnie bardzo szeroki.
No właśnie, powiedzmy kilka słów o specyfice zawodu nauczyciela-bibliotekarza. Na czym polega ta praca?
Zajmujemy się organizacją konkursów i imprez czytelniczych, podczas których przez zabawę wprowadzamy uczniów w świat książek. Głośno czytamy dzieciom i zapraszamy innych do głośnego czytania. Organizujemy spotkania autorskie. Prowadzimy zajęcia biblioterapeutyczne. Reżyserujemy przedstawienia teatralne, często według naszych autorskich scenariuszy. Przygotowujemy szkolne uroczystości i obchody. Prowadzimy edukację regionalną. Odpowiadamy też za edukację medialną: uczymy poszukiwania i krytycznego selekcjonowania informacji znalezionych w internecie, korzystania z wydawnictw multimedialnych, internetowych zasobów edukacyjnych, zasobów bibliotek cyfrowych, bezpiecznego korzystania z internetu w ramach kampanii „Dziecko w Sieci”. Pomagamy uczniom w odrabianiu prac domowych, przygotowaniu do konkursów i sprawdzianów, tworzeniu dokumentów tekstowych, prezentacji multimedialnych. Nauczyciele bibliotekarze tworzą i prowadzą strony internetowe, blogi i facebookowe profile swoich bibliotek. Każdą wolną chwilę pomiędzy kolejnymi zajęciami z dziećmi wypełnia nam komputeryzowanie naszych bibliotek. Jest to wyjątkowo żmudny i pracochłonny proces, który polega na wprowadzaniu do specjalnego programu komputerowego bardzo szczegółowych opisów wielu tysięcy książek i płyt.
Jaki jest wobec tego status bibliotekarza czy bibliotekarki w szkole? Podejrzewam, że niezbyt wysoki. Czy problemy częściowo nie wynikają z tego, że często są „pilniejsze” sprawy niż wspieranie biblioteki?
Rzeczywiście jesteśmy często traktowani przez dyrekcje szkół po macoszemu. Nagminne jest wysyłanie bibliotekarzy na bezpłatne zastępstwa za nieobecnych nauczycieli, niektórzy spędzają na takich zastępstwach kilkanaście godzin w tygodniu. Dyrektorzy szkół i nasi koledzy nauczyciele bardzo często nie mają pojęcia na czym polega nasza praca. Latami musimy wydeptywać ścieżki do dyrekcji i wciąż od nowa tłumaczyć, że naszym obowiązkiem jest popularyzacja czytelnictwa, edukacja medialna, kulturalna i regionalna, a tysiące książek i płyt same nie wpiszą się do komputera. Na to wszystko musimy mieć czas, a traktowanie nas jako pań od zastępstw dezorganizuje naszą pracę i działa demotywująco. Wielu dyrektorów uważa, że biblioteki to niepotrzebny balast i kiedy prosimy o pieniądze na zakup książek, słyszymy, że szkoła ma wiele potrzeb, a biblioteka jest dopiero na ich końcu.
Można też usłyszeć takie kuriozalne wypowiedzi, że przecież w bibliotece jest mnóstwo książek i nie szkodzi, że zostały wydane 40 lat temu, przecież dzieci jeszcze ich wszystkich nie przeczytały!
Tylko nieliczne biblioteki nie mają takich problemów i nie muszą udowadniać, że są w szkole potrzebne.
Czy istnieje jakaś spójna koncepcja rozwoju i przyszłości szkolnych bibliotek?
Istnieją ważne dokumenty międzynarodowe wyraźnie określające kierunki rozwoju bibliotek szkolnych. Najważniejsze z nich to Manifest Bibliotek Szkolnych UNESCO/IFLA oraz proklamacja „Biblioteka dla każdej szkoły!” ogłoszona przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Bibliotek Szkolnych (IASL), którego członkiem jest Towarzystwo Nauczycieli Bibliotekarzy Szkół Polskich. W myśl tych dokumentów, mówiąc w dużym skrócie, nauczyciele bibliotekarze mają rozwijać zamiłowania czytelnicze oraz przygotować młodych ludzi do samokształcenia, do radzenia sobie w świecie informacji i wiedzy. Postanowienia obu dokumentów zaleca się włączać do narodowych dokumentów, standardów i programów.
Czy to się stało w Polsce?
Na gruncie polskim istnieje tylko skromny zapis w nowej podstawie programowej, który mówi, że realizację założeń podstawy „powinna wspomagać dobrze wyposażona biblioteka szkolna, dysponująca aktualnymi zbiorami, zarówno w postaci księgozbioru, jak i w postaci zasobów multimedialnych. Nauczyciele wszystkich przedmiotów powinni odwoływać się do zasobów biblioteki szkolnej i współpracować z nauczycielami bibliotekarzami w celu wszechstronnego przygotowania uczniów do samokształcenia i świadomego wyszukiwania, selekcjonowania i wykorzystywania informacji”.
Rozumiem, że w sytuacji, kiedy biblioteki szkolne nie dysponują aktualnymi zbiorami w żadnej postaci, ten zapis pozostaje martwy.
Jednak w tej chwili najbardziej doskwiera nam brak standardów zatrudnienia bibliotekarzy i czasu pracy bibliotek. Karta Nauczyciela określa nasz tygodniowy wymiar pracy na 30 godzin, ale nie precyzuje, ile etatów bibliotekarskich ma przypadać na daną szkołę i od czego ma to zależeć. Decydują o tym samorządy, każdy na swój sposób. Jedne ustalają, że na jeden etat bibliotekarza ma przypadać 300 uczniów, inne, że 600. Wtedy w małych szkołach, liczących 100 uczniów i mniej, bibliotekarz jest zatrudniany na 1/3 albo 1/6 etatu, czyli biblioteka czynna jest odpowiednio 10 lub 5 godzin w tygodniu! Tak jakby uczniowie małych szkół nie potrzebowali biblioteki czynnej codziennie przed, w trakcie i po lekcjach.
Czy MEN próbuje zmieniać te dyskryminujące dla uczniów małych szkół rozwiązania?
TNBSP interweniowało w MEN w tej sprawie, ale otrzymało odpowiedź, że ministerstwo nie zamierza ingerować w kompetencje samorządów. Konsekwencje takiej postawy MEN odczuwa coraz więcej bibliotekarek i bibliotekarzy szkolnych, którym samorządy każdego roku ograniczają etaty, oraz uczniowie, którzy coraz częściej trafiają na zamknięte drzwi biblioteki szkolnej.
A dzieci i młodzież chętnie korzystają z biblioteki szkolnej? Czy w czasach Facebooka i gier na smartfonach to dla nich wciąż atrakcyjne?
Posłużę się przykładem swojej biblioteki. Pracuję w szkole podstawowej, rozwijanie czytelnictwa wśród dzieci jest moją pasją. Zawsze na bieżąco śledzę ofertę wydawnictw dziecięcych. Kiedy zobaczę godne uwagi książki, kupuję je i na ich podstawie przygotowuję zajęcia czytelnicze z dziećmi. Tak było np. ze świetną serią książek Muzeum Powstania Warszawskiego Wojny dorosłych – historie dzieci przedstawiającą autentyczne historie dzieci podczas II wojny światowej. Gdy czytałam fragmenty tych książek, uczniowie byli zaciekawieni, poruszeni, czasem wstrząśnięci. Rozpętywały się takie dyskusje o wojnie, że nie byliśmy w stanie ich dokończyć w ciągu 45 minut lekcji. Ustawiały się kolejki do wypożyczenia Asiuni Joanny Papuzińskiej i innych książek z serii. I cóż z tego, skoro miałam tylko po jednym egzemplarzu każdego tytułu. W dodatku te pojedyncze egzemplarze kupiłam za własne pieniądze. Nagrody w konkursach czytelniczych, pomoce dydaktyczne potrzebne do przygotowania imprez czytelniczych także muszę fundować sama.
Z moich długoletnich doświadczeń wynika, że dzieci bardzo chętnie przychodzą do biblioteki, słuchają głośnego czytania, czytają samodzielnie. Trzeba im tylko zapewnić atrakcyjną ofertę czytelniczą. Nie może być tak, że na półkach bibliotecznych stoją książki wydane w głębokim PRL-u, a na zakup znakomitej współczesnej literatury dziecięcej nie ma środków.
Co powinno się zdarzyć, żeby sytuacja szkolnych bibliotek się poprawiła i żeby rzeczywiście mogły w widoczny sposób wpłynąć pozytywnie na poziom czytelnictwa w Polsce?
Powinna nam się w końcu zdarzyć mądra osoba na stanowisku ministra edukacji, umiejąca dostrzec potencjał bibliotek szkolnych i nietraktująca nas jak kukułcze jajo, którego najlepiej pozbyć się ze szkoły.
Bibliotekarki i bibliotekarze szkolni to fachowcy, często mają za sobą kilka kierunków studiów, nie tylko humanistycznych, ale też informatycznych. Możemy stać się prawdziwymi przewodnikami zarówno po świecie kultury, jak i cyfrowych mediów. Potrzebujemy do tego dobrze wyposażonych bibliotek czynnych przynajmniej w godzinach pracy szkoły oraz uwagi i wsparcia MEN.
Czytaj także:
Piotr Kofta, Anna Kałuża: Kulturowa i (handlowa) wojna
Magdalena Miecznicka, Grzegorz Wysocki: W Polsce literatura służy temu, żeby dobrze wypaść
Piotr Kępiński, Inga Iwasiów: Literatura dzieli się na ogólną i kobiecą?
Kaja Malanowska, Czas entuzjastek
Kinga Dunin, Prawdziwa powieść
Kinga Dunin: Dlaczego nie ma polskiej Munro?
Munro w Polsce nie miałaby szans
Kaja Malanowska, Literackie ksenofobie
Polecamy też:
Katarzyna Tubylewicz, Rynkowy wygwizdów
Justyna Sobolewska, Książka = antytowar?