Dlaczego sam nie zmienił ustawy refundacyjnej?
Jestem daleko od chwalenia poczynań Prawa i Sprawiedliwości, ale obarczanie tej partii winą za nową listę refundacyjną jest nieporozumieniem. Były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz krytykuje zmiany cen, jakie nastąpią od 1 stycznia – ale przecież to właśnie Platforma Obywatelska wprowadziła obecną ustawę o refundacji leków. Zrzucanie odpowiedzialności na PiS jest w tym wypadku szczytem hipokryzji.
Co się stało? Rozumiem, że wpisanie kolejnych tańszych generyków na listę leków refundowanych spowodowało zmianę limitu w danej grupie – czyli kwoty, jaką płaci NFZ, a powyżej której musi dopłacać pacjent. W związku z tym niektóre leki oryginalne stały się dla pacjenta znacząco droższe. Tak właśnie działa ustawa. Z punktu widzenia interesu publicznego i środków Narodowego Funduszu Zdrowia jest to słuszne. Kończy się umowa patentowa, wchodzi nowy lek, będący kopią oryginalnego – generyk, czyli lek odtwórczy. Jako tańszy zamiennik jest korzystny dla budżetu NFZ i w efekcie dla ogółu pacjentów.
Zasada, by państwo refundowało generyki, zamiast finansować firmy farmaceutyczne zgodnie z ich życzeniami, jest słuszna.
Jest jasne, że po wygaśnięciu ochrony patentowej ceny płacone przez państwo muszą się obniżać. Jeśli lek można już zastąpić tańszymi odpowiednikami, problemem pozostaje jedynie fakt, że nie można tego zrobić w ciągu kilku tygodni – bo takie reguły gry są nieprzyjazne dla pacjentów. Dlatego kiedy ustawa była uchwalana w 2011 roku, głosowałem przeciwko niej. Pacjent nie może być co dwa miesiące zaskakiwany kolejnymi zmianami. Chorując na chorobę przewlekłą, musimy mieć pewność tego, co będzie za pół roku czy za rok. Potrzeba czasu, by przygotować się do zmian. Ta ustawa tego nie przewiduje. Uchwalając ją, Platforma zapomniała o perspektywie pacjenta – jego lękach, emocjach i często uzasadnionych obawach. Do tego lek generyczny, choć teoretycznie ma taki sam skład jak lek oryginalny, nie w każdym wypadku daje dokładnie takie same efekty.
To nie znaczy, że ustawa w całości jest zła – głównym jej celem były oszczędności budżetowe i wydatki refundacyjne rzeczywiście spadły. Od czasu jej wejścia w życie kolejne listy były ogłaszane cyklicznie co dwa miesiące. Za każdym razem pewna grupa pacjentów musiała ponieść dodatkowe koszty. Teraz, ponieważ zmieniła się sytuacja polityczna, nowa lista została dostrzeżona bardziej niż poprzednie.
Arłukowicz rozdziera dziś szaty, mówiąc o pogorszeniu sytuacji dzieci po przeszczepie – dlaczego więc za rządów Platformy nie zdecydował się na nowelizację ustawy?
Przecież sam również głosował przeciw. Państwo polskie skąpi na dopłaty do leków – biorąc pod uwagę cały rynek leków, pacjenci dopłacają do nich prawie 70%. Ustawa oszczędza środki publiczne, ale drenuje pacjenta. Porównywalna sytuacja występuje w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, ale tam leki są częściowo objęte ubezpieczeniami prywatnymi. U nas tego nie ma.
Dlatego ustawa refundacyjna wymaga zmiany – zgodnie z zapowiedziami obecnego ministra zdrowia zostaną one wprowadzone w najbliższym półroczu. PiS nie może poprawiać każdej ustawy w tak zawrotnym tempie, jak zrobił z Trybunałem Konstytucyjnym. Nie chciałbym, by ustawa refundacyjna była naprawiana ze środy na czwartek.
Oprac. Patrycja Wieczorkiewicz
**Dziennik Opinii nr 364/2015 (1149)